„Nigdy
nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku
z
naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem,
którym
żegnamy lub przeklinamy mijający dzień.”
Jonathan
Carroll „Białe jabłka”
W szkolnej stołówce
panował gwar. Na długiej przerwie zwykle wiele uczennic oblegało
czteroosobowe stoliczki, jedząc lunch i rozmawiając przy tym wesoło
z koleżankami.
Alice i Ruby przed chwilą
oddały tace i skierowały się do wyjścia. Przeszły obok
rozchichotanych dziewcząt z kółka literackiego, a później minęły
stolik matematycznych geniuszy i stolik modniś.
W tej szkole jak w każdej
innej było wiele grupek. Ludzie często dobierali się pod
względem umiejętności, zainteresowań, celów, a nawet wspólnych
wrogów. Tylko nieliczne dziewczęta nie należały do żadnej z
grup. Takie uczennice siedziały zwykle same i rzadko się udzielały
w sprawach szkoły. Ale wśród tych wszystkich osób były też
takie, które za wszelką cenę chciały zyskać popularność i
wzbudzić zainteresowanie.
Przykładem tych ostatnich
były oczywiście Victoria Thorn oraz Madison i Samantha Smith. Te
trzy uczennice zatrzymały się właśnie w drzwiach stołówki,
uniemożliwiając innym przejście.
— No, proszę, proszę.
Kogo my tu mamy. Panna Baleron i panna...
— Czego chcesz? —
przerwała Victorii Alice, która razem z przyjaciółką chciała
jak najszybciej opuścić pomieszczenie.
— Czego chcę? —
wysyczała Thorn, robiąc krok do przodu i zakładając przy tym ręce
na wąskich biodrach. — Przez ciebie Pirania zrobiła kartkówkę z
historii.
Ruby rozejrzała się
zaniepokojona, a Alice zacisnęła usta i nic nie odpowiedziała. Na
twarzy Victorii pojawił się wyraz tryumfu, który za chwilę
zmienił się w złośliwy uśmieszek. Dziewczyna zrobiła jeszcze
dwa kroki w stronę Alice i przebiegła wzrokiem po uczennicach,
znajdujących się w stołówce, by sprawdzić czy przykuła ich
uwagę. I rzeczywiście, kilka dziewcząt z najbliższych stolików
obserwowało zaistniałą sytuację.
— I co? Boisz się, że
nie zaliczyłaś? — To był głos Annabelli, która przecisnęła
się między bliźniaczkami Smith, a później ominęła Victorię.
Kolejne osoby odwróciły
się z zainteresowaniem, by zobaczyć co się dzieje.
— Zajmij się lepiej
swoimi ocenami, a nie moimi. Panna Idealna się znalazła —
odgryzła się Victoria. — Chcesz uchodzić za taką doskonałość,
a słyszałam, że żadnej imprezy nie ominiesz.
Annabella roześmiała się,
a później pociągnęła nosem, rozejrzała się dookoła i
powiedziała:
— Czujecie ten smród?
Tak śmierdzi zazdrość.
Na czole Victorii pojawiła
się zmarszczka, jakby dziewczyna zastanawiała się nad sensem
dopiero co usłyszanych słów. Jednak kilka dziewcząt,
przysłuchujących się całej rozmowie, musiało zrozumieć, o co
chodzi Annabelli, bo zaśmiało się cicho. Ich reakcja oczywiście
zdenerwowała Thorn.
— Czy ty przed chwilą
stwierdziłaś, że śmierdzę, czy że jestem o ciebie zazdrosna?
Na twarzy Annabelli pojawił
się ironiczny uśmieszek, a Alice z niepokojem zastanawiała się co
się dalej stanie.
— Jeśli tak się
dopytujesz, to właściwie myślałam o jednym i drugim.
— No chyba sobie
żartujesz — odezwała się Victoria, założyła ręce na piersi i
spojrzała na Ann, jakby była nędznym robakiem. — Miałabym być
zazdrosna o CIEBIE? To są jakieś jaja. Myślisz, że jesteś
wspaniała? Ciekawe, ilu chłopakom władowałaś się do łóżka na
tych imprezach. A może nie pamiętasz, co?
Bliźniaczki zaśmiały się
szyderczo, ukryte za placami Victorii, a Ruby zerknęła na
Annabellę. Brunetka nie wyglądała na zdenerwowaną, ale
przyjaciółki znały ją już na tyle, by wiedzieć, że w środku
aż się gotuje ze złości i zastanawia się czym tu dopiec
blondynce.
— Już ty się nie martw
o moją pamięć. A ze swoich głupich domysłów zwierzaj się tym
dwóm psiapsiółkom, które się za tobą chowają. Zresztą, w tej
chwili udowodniłaś, że mi zazdrościsz i wcale ci się nie dziwię.
Z tym nochalem to nie masz pewnie dużego powodzenia. No, wiesz...
gdybym to ja miała nos jak dziób sępa to chyba z domu na krok bym
się nie ruszyła.
W wyobrażeniu Victorii to
były najgorsze słowa jakie mogła usłyszeć. Ktoś, kto choć
trochę zdążył poznać tę dziewczynę od razu mógł się
zorientować, że długi, garbaty i lekko zakrzywiony nos jest jej
największym kompleksem.
Annabella wiedziała to
doskonale. Nawet kiedyś była świadkiem rozmowy pomiędzy Victorią,
a jej mamą. Było to w salonie fryzjerskim, w którym Ann czekała
na swoją rodzicielkę i los chciał, że spotkała tam obie
przedstawicielki rodu Thorn. Na początku żadna z nich nie zauważyła
Annabelli, więc kontynuowały rozmowę, podczas której Victoria
usłyszała wiele przykrych słów na temat swojego nosa. W innych
okolicznościach Ann nie wykorzystałaby tej „broni” przeciwko
Vicki, ale teraz sama czuła się zraniona i zła, a jak mówi pewne
powiedzenie: Najlepszą obroną jest atak.
— Ty... ty... —
Victoria powtarzała to słowo z szaleńczym błyskiem w oczach i
palcem skierowanym w oskarżycielskim geście przeciwko Annabelli.
Do tego na policzkach
blondynki wykwitły dwa dorodne rumieńce, a druga ręka dziewczyny
zacisnęła się w pięść. To, że była wściekła nie ulegało
żadnym wątpliwościom.
— No co? — zapytała
Annabella z uśmiechem samozadowolenia.
Victoria otwierała i
zamykała usta, nie mogąc zdobyć się na sensowną i składną
odpowiedź. Wyglądała jak ryba wyjęta z wody.
— Daj spokój Ann,
niedługo zacznie się lekcja. Chodźmy — powiedziała Alice,
której nagle z jednej strony zrobiło się żal Victorii, a z
drugiej bała się, że za chwilę ta niezbyt miła wymiana zdań
przerodzi się w bójkę.
Annabella spojrzała na
przyjaciółki i stwierdziła, że rzeczywiście mogła trochę
przesadzić. Wyminęła Victorię i przemknęła między
bliźniaczkami, które w mgnieniu oka zeszły jej z drogi. Za
brunetką podążyły Alice i Ruby. Żadna z nich nie odezwała się,
zanim nie usiadły na ławce przed salą fizyczną.
— Zasłużyła sobie —
odezwała się Annabella, chcąc przekonać siebie i przyjaciółki,
że to, co powiedziała Victorii nie było niczym złym. — Ona lubi
dręczyć innych, więc czasem zasługuje na to samo. Zresztą ona
naprawdę jest zazdrosna. Nie znosi mnie. A teraz jeszcze bardziej,
bo to nie ona gra postać Bianki w „Poskromieniu złośnicy”. To
jest po prostu śmieszne. Victoria ma być tytułową złośnicą, co
raczej nie będzie dla niej trudne do zagrania, ale ona nie chce nią
być, bo wyczytała, że w tej sztuce Bianka jest tą piękniejszą i
to do niej wszyscy mężczyźni się zalecają. Zresztą, gdyby nie
kasa matki to dawno, by jej w tej szkole nie było.
— Daj spokój Ann, nie ma
się czym denerwować. Victoria jest jaka jest i nic z tym nie
zrobisz — powiedziała Alice i zaraz zapytała, chcąc zmienić
temat. — A kiedy to przedstawienie?
— W czerwcu, na koniec
roku. Ale jest ważniejsza sprawa.
Przyjaciółki spojrzały
na Annabellę, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi.
— No, moje urodziny za
dwa tygodnie! — oznajmiła z uśmiechem na ustach. — Już wiem,
gdzie je urządzę. I wy musicie być. W końcu to moja osiemnastka.
I nie ma żadnego wymigiwania ani żadnych chorób. Bo jeśli nie
przyjdziecie to was zabiję. Lojalnie uprzedzam.
Dziewczyny roześmiały się
i zapewniały, że zrobią wszystko, by przybyć.
— No ja myślę —
powiedziała zadowolona Annabella i dodała. — A urodziny będą w
klubie Jamesa. Uprosiłam braciszka i się zgodził.
— Pewnie dlatego, że i
jemu groziłaś śmiercią — odezwała się Ruby.
— Oj tam, od razu
śmiercią. Po prostu użyłam mojego wspaniałego daru
przekonywania.
Annabella i Ruby
przekomarzały się jeszcze przez chwilę, a Alice zastanawiała się
jakich słów użyć, by przekonać mamę, aby ta puściła ją
osiemnastkę przyjaciółki. A to wcale nie wydawało jej się takie
proste. Jane nie przepadała za Ann, a Alice nie wiedziała czemu.
Kiedyś ich matki się przyjaźniły, ale później, gdy dziewczyny
miały po trzynaście lat, wszystko się zmieniło. Dlaczego? Alice
wiedziała tylko, tyle że kobiety się pokłóciły. O co? To już
było tajemnicą, której do tej pory nie udało się poznać
blondynce.
Nagle zadzwonił dzwonek
obwieszczający koniec przerwy. Przyjaciółki wstały z ławki i
czekały na przybycie profesorki. Do Annabelli podeszła niska
szatynka z małym zadartym nosem i dużymi brązowymi oczami. Obie
dziewczyny uśmiechnęły się do siebie i odeszły na bok.
— Coś mi się wydaje, że
na tych urodzinach będzie masa ludzi — mruknęła Ruby.
Alice przyjrzała się
przyjaciółce, która dziwnie zmarkotniała, gdy tylko Ann od nich
odeszła. Dziewczyna zdążyła już dobrze poznać Ruby, choć znały
się, zaledwie cztery lata. I Alice zauważyła, że nie lubiła ona
ani imprez, ani tłumów. A jakby tego było mało nie potrafiła
tańczyć.
— Może nie będzie tak
źle. — Blondynka spróbowała pocieszy i ją i siebie, spoglądając
przy tym z nadzieją na Annabellę.
— Nie wiem jak ty, ale ja
mam zamiar posiedzieć tam godzinę lub dwie, dać prezent, złożyć
życzenia i zmyć się do domu.
— Mnie mama też nie
pozwoli długo tam się zabawić. Jeśli w ogóle pozwoli.
***
Alice pożegnała się z
przyjaciółkami, całując je w policzek i wyszła ze szkoły. Tym
razem nie skierowała się w stronę przystanku autobusowego, ale
podeszła do czarnego chevroleta, w którym siedziała jej mama.
Kobieta jak zwykle była
elegancko ubrana. Grafitowy kostium, stosowny makijaż, włosy upięte
w kok i teczka leżąca na tylnym siedzeniu. Wszystko to świadczyło,
że jeszcze niedawno Jane była w pracy. Jeszcze niedawno robiła
bilans jako księgowa w dużej korporacji, w której o dziwo,
pracowały same kobiety, a teraz czekała na córkę, by móc
pojechać z nią do hipermarketu po zakupy.
— Cześć skarbie. —
Uśmiechnęła się, gdy tylko Alice otworzyła drzwi i usiadła obok
niej. — Zapnij pa...
— Wiem, pasy — mruknęła
dziewczyna.
— Stało się coś? —
zapytała Jane, odpalając silnik i włączając się do ruchu.
Nastolatka zastanowiła się
przez chwilę, ale szybko doszła do wniosku, że zanim zapyta mamę
czy będzie mogła iść na urodziny Annabelli, to powinna dokładnie
przemyśleć, co jej powiedzieć. Musiało to być coś, co ją
przekona.
— Nic się nie stało. Po
prostu miałam ciężki dzień. Dużo nauki i w ogóle.
Jane zerknęła na córkę,
ale ta odwróciła głowę i zaczęła przyglądać się mijanym
samochodom.
Wkrótce auto zajechało na
parking przed hipermarketem. Kobiety wysiadły z pojazdu i skierowały
się w stronę budynku. Sklep był duży, oferował szeroki
asortyment i jak zwykle pełno w nim było ludzi, robiących zakupy.
Alice, pchając wózek,
podążyła za mamą. Jane przyglądała się uważnie wysokiej półce,
na której znajdowały się różnorodne puszki i słoiczki.
— Weź kukurydzę i
majonez — poleciła.
— A może zrobimy
surówkę, wziąć kapustę? — zapytała nastolatka, wskazując na
rząd owoców i warzyw.
— Weź, weź, ale
pekińską — powiedziała kobieta i zaraz dodała. — I może weź
jeszcze jabłka. Trochę witamin się przyda.
Alice podeszła do
odpowiedniego stoiska i zaczęła pakować owoce do torebki, by za
chwilę móc je zważyć.
— Rozejrzyj się tu
trochę i znajdź mi proszę makaron i sos bolognese. A ja pójdę do
części z nabiałem, bo nie mamy już mleka i masło się kończy.
Dziewczyna pokiwała głową
na znak zgody i ruszyła między pułkami pełnymi towarów. W dziale
ze środkami higienicznymi, przez który musiała przejść, zrobił
się mały korek, bo trzy panie postanowiły się w tym samym czasie
minąć, ale jak się okazało było na to zbyt mało miejsca i teraz
jedna z nich manewrowała wózkiem, starając się jakoś wycofać.
Nastolatka cierpliwe poczekała aż w końcu kobiety rozejdą się w
różne strony i przeszła do odpowiedniej części sklepu.
Makarony w kształcie
rureczek. Makarony w kształcie świderków. Makarony w kształcie
kokardek. Makarony drobne i krótkie albo długie. Do wyboru do
koloru.
— Chyba ma być ten do
spaghetti — mruknęła Alice sama do siebie.
Wzięła odpowiednią paczkę
i cofnęła się, wpadając przy tym na podstarzałego ochroniarza z
lekka nadwagą. Na okrągłej twarzy mężczyzny pojawiły się
rumieńce, kiedy mamrotał słowa przeprosin, uśmiechając się przy
tym niepewnie. Alice także grzecznie przeprosiła, a ochroniarz
szybkim krokiem oddalił się w stronę działu z alkoholami,
rozglądając się nerwowo dookoła.
Nastolatka przez chwilę
śledziła go wzrokiem, ale zaraz jej uwagę przykuł wysoki brunet w
błękitnej koszuli, który trzymał w ręku butelkę. Dziewczynie
wydawało się, że jest to ktoś kogo zna i właśnie dlatego
postanowiła podejść bliżej. A im bliżej była tym była
pewniejsza, że ten mężczyzna to...
— Tata?
Thomas Hidden o mało co nie
upuścił butelki białego wina, którą trzymał w rękach. Podniósł
wzrok na blondynkę w białej koszuli i czarnej spódniczce,
natychmiast rozpoznając w niej swoją córkę.
— Alice, kochanie, co ty
tu robisz?
Dziewczyna uśmiechnęła
się i pomachała paczką makaronu, mówiąc:
— Zakupy. A ty... wino?
Jakieś święto?
Mężczyzna spojrzał na
butelkę, a później na nastolatkę, nie za bardzo wiedząc co
powiedzieć. To niespodziewane spotkanie zaskoczyło go. W planach
miał romantyczną kolację, ale nie był pewien czy powinien mówić
o niej córce. Dlaczego? Dobrze pamiętał jej reakcję, kiedy
dowiedziała się, że spotyka się z inną kobietą. Alice nie była
zadowolona i twierdziła, że ten związek długo nie potrwa. Zresztą
nie tylko jego córka była pełna niechęci. Penelopa, piękna,
trzydziestoletnia blondynka, wtedy jeszcze dziewczyna Thomasa
także nie pałała wielką sympatią do Alice. Wielokrotnie mówiła
ona swojemu partnerowi, że jego córka jej nie akceptuje i dlatego
Tom powinien ograniczyć z nią swoje kontakty, bo może to
doprowadzić do rozpadu ich związku. I mężczyzna dosyć szybko
ograniczył do zera swoje kontakty, ale nie z Alice tylko z Penelopą.
— Nie, żadne święto.
Po prostu mam ochotę na dobre wino do kolacji — odpowiedział
Thomas, odstawiając butelkę i zaraz zmienił temat. — A ty
przyjechałaś tutaj sama?
— Nie, nie. Jestem z
mamą.
Mężczyzna pokiwał głową
i uśmiechnął się do córki.
— A co u ciebie słychać,
kochanie? Co w domu? Jak w szkole?
— Wszystko w porządku. W
szkole mamy sporo nauki. Babka od historii ma ostatnio wyjątkowo zły
humor. Nazywa się Sophia Sharp.
— Sophia Sharp? —
zapytał Thomas, unosząc do góry brwi. — Nie wiedziałem, że cię
uczy.
Thomas poznał tę kobietę
w szkole średniej. Była od niego trzy lata młodsza. Zapamiętał
ją jako bardzo ładną, wrażliwą i inteligentną byłą dziewczynę
jego brata. Chodzili razem przez rok, a później ich drogi się
rozeszły, kiedy Victor wyjechał na studia. Cztery lata temu ojciec
Alice spotkał Sophie przypadkiem w galerii sztuki, rozmawiali przez
chwilę i już wtedy Thomas zauważył jak bardzo się zmieniła.
Stała się zgorzkniała, zbyt poważna i na gust mężczyzny
brakowało jej dawnego uśmiechu.
— Uczy, uczy —
przytaknęła Alice, a później zapytała. — Słuchaj, tato. Za
dwa tygodnie Ann ma urodziny, osiemnastkę i nie mam pojęcia jak
powiedzieć o tym mamie.
Thomas z bezradną miną
przeczesał dłonią włosy i powiedział:
— To może być trochę
trudne. Jane od dawna nie odzywa się do Charlotte, a za jej córką
także nie przepada.
— To wiem, ale co mam
zrobić, żeby puściła mnie na urodziny? Nie mogę nie iść, Ann
jest moją przyjaciółką i nie mogę jej zawieść.
Thomas przyjrzał się
uważnie córce. Widział jak bardzo jej zależało na pójściu na
urodziny Annabelli. A niechęć jego byłej żony do przyjaciółki
Alice była po części jego winą.
— Jak chcesz to mogę
porozmawiać z Jane.
— Nie, na razie nie —
powiedziała nastolatka, obawiając się, że interwencja taty
skończy się kłótnią z mamą i tylko wszystko pogorszy. —
Może... może sama najpierw z nią porozmawiam.
Nagle Alice zobaczyła
wysoką, niebieskooką blondynkę, która z uśmiechem podeszła do
jej ojca i pocałowała go w policzek. Dziewczyna uważnie
przypatrzyła się kobiecej twarzy i odniosła wrażenie, że ją
zna.
— Cześć, kochanie. Co
robisz? Wybierasz winko?
Nastolatka obserwowała
całą scenę z rosnącym zdumieniem. Jej ojciec obejmował jakąś
kobietę i prawdopodobnie to z nią miał spędzić wieczór.
Zmieszany Thomas zerknął
na córkę. Nie tak to sobie wszystko wyobrażał. Jednak teraz
należało wziąć się w garść. Mężczyzna odetchnął głęboko i powiedział:
— Alice, poznaj moją
znajomą, Amber.
Kobieta uśmiechnęła się
do nastolatki i zagadnęła:
— Alice Hidden? Wydaje mi
się, że cię znam. Nie chodzisz może do szkoły im. St. Marii?
— Chodzę —
odpowiedziała powili dziewczyna, usilnie zastanawiając się, dlaczego kojarzy tę kobietę i skąd ona ją zna.
— Znasz moją córkę,
Amber? — zapytał kompletnie zaskoczony Thomas.
— Och, moja córka zna ją
lepiej.
I wtedy Alice zrozumiała
kim jest kobieta, stojąca u boku jej taty. Powinna szybciej się
zorientować. Powiększony biust, napompowane usta, lifting twarzy.
Jak nic jest to...
— Jest pani mamą
Victorii Thorn?
Amber przytaknęła, a
dziewczynie zrobiło się słabo i wypuściła z wrażenia paczkę
makaronu, który wcześniej ściskała mocno w rękach. Jak to
możliwe, że jej ojciec spotykał się akurat z matką Victorii?!
Przecież na świecie jest tyle kobiet! No tak... Pewnie poznali się,
kiedy jej tata robił temu babsztylowi te wszystkie operacje
plastyczne.
To obrzydliwe —
pomyślała nastolatka i zaraz powiedziała:
— Ja chyba muszę już
iść. Mama mnie pewnie szuka.
Thomas zmarszczył brwi.
Jego córka z pewnością była zaskoczona, ale nie wiedział czy
fakt, że Alice i Amber się znają jest dobry czy zły. Chyba był
jednak zły, skoro jego dziecko chciało się jak najszybciej stąd
ulotnić.
— Alice...
— Daj spokój, tato —
przerwała mu dziewczyna, szybko podniosła upuszczoną paczkę
makaronu i odeszła jak najszybciej.
Nastolatka przemykała się
pomiędzy półkami, nie zwracając uwagi na nic. Jej oczy zaszły
mgłą. Było jej źle. Było jej źle z myślą, że jej ojciec
spotyka się z innymi kobietami. Było jej źle z myślą, że nową
kobietą taty jest właśnie Amber. Było jej źle z myślą, że
Victoria uwzięła się na nią i jej przyjaciółki. Było jej źle
z myślą, że jej rodzice się rozstali. Było jej źle z myślą,
że nie może być z chłopakiem, który jej się podoba. Było jej
źle...
— Alice? — usłyszała
głos mamy. — Tu jesteś. Wszędzie cię szukam.
Nastolatka odwróciła się,
a Jane pobladła nagle na widok twarzy córki. Matka widziała w
oczach swojego dziecka łzy, które czekały w gotowości, by móc
spokojnie spłynąć po policzkach. Widziała zaciśnięte mocno
usta, które uniemożliwiały wydanie jakiegokolwiek odgłosu.
Widziała trzymaną, nie, gniecioną w dłoniach paczkę makaronu,
jakby wyżycie się na niej miało w czymś pomóc.
Jane zostawiła wózek z
zakupami i szybkim krokiem podeszła do Alice, złapała ją za
ramiona i zapytała:
— Co się stało,
kochanie?
Nastolatka nie
odpowiedziała. Czuła jak coś ciężkiego ją przygniata. Jakby
ktoś włożył do wielkiego pudła wszystkie jej złe wspomnienia i
wszelkie obawy, a później zrzucił na nią tę całą paczkę.
Jane potrząsnęła córką,
ciągle dopytując się co się stało.
Alice miała przed oczami
twarz Penelopy, która z diabelskim uśmiechem mówiła, że teraz to
ona jest najważniejszą kobietą w życiu Thomasa.
A co, jeśli tata
postanowi ożenić się z Amber? — zastanawiała się
dziewczyna.
— Dziecko, powiedz coś.
Dopiero teraz nastolatka
się ocknęła. Rozejrzała się dookoła i zauważyła, że kilka
osób, a wśród nich posiwiały ochroniarz, z zainteresowaniem ją
obserwują.
— Alice?
Dziewczyna skupiła wzrok
na swojej matce i odpowiedziała zadziwiająco spokojnie:
— Wszystko w porządku.
Jane opuściła ręce i
cofnęła się, mówiąc:
— A mi nie wydaje się,
żeby wszystko było w porządku.
Alice wyminęła mamę,
podeszła do wózka, włożyła paczkę makaronu i odezwała się tym
samym spokojnym głosem:
— Widziałam tatę. Ma
nową dziewczynę.
— Tom tutaj jest? —
zapytała Jane z niedowierzaniem.
— Nie znalazłam sosu —
wyznała nastolatka ze smutkiem.
Kobieta uśmiechnęła się
do córki, wyjęła klucze z torebki i powiedziała:
— Idź do samochodu. Ja
znajdę sos i zaraz do ciebie przyjdę.
***
Alice czuła się bardzo
zmęczona. Okryła się szczelnie kołdrą, wtuliła twarz w
poduszkę, zamknęła oczy i zasnęła. Tak po prostu, zwyczajnie.
To był jakiś długi i
ciemny korytarz. Tylko na końcu tego tunelu jaśniało światło.
Dziewczyna biegła w jego stronę. Chciała uciec od ciemności. A
ten blask, gdzieś przed nią, przyciągał jak magnes. Alice
słyszała własny oddech, bicie serca i odgłos stóp uderzających
o twarde podłoże. Nie czuła zmęczenia. Myślała tylko o jednym.
Jej celem było dotarcie do światła.
Była coraz bliżej. I
wyraźniej widziała, że to nie światło. Tam był kominek.
Kominek, w którym palił się ogień. Ogień, który rozpraszał
mrok. Tak bardzo chciała poczuć jego ciepło. Ale jej dłonie
natrafiły na coś twardego i zimnego. Szkło.
— Witaj, Alice. — Nagle
obok kominka pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna w czerwonym
szlafroku.
— Ecila — wyszeptała
blondynka i chciała się cofnąć, odwrócić i uciec, ale nie
mogła.
Alice zamknęła oczy,
licząc na to, że kiedy je otworzy, to się obudzi. Znów ogarnęła
ją ciemność. Nie widziała blasku ognia z kominka. Odetchnęła
głęboko. Otworzyła oczy.
Ecila siedziała na dużym,
drewnianym krześle, które przypominało tron. Dół szlafroka
rozchylił się, pokazując zgrabne nogi. Jedna założona na drugą.
Na twarzy brunetki pojawił się wyraz szczerego rozbawienia.
— Nie bądź śmieszna,
Alice. Nawet nie zdążyłyśmy porozmawiać.
— Nie mam zamiaru z tobą
rozmawiać.
— Jaka stanowcza. Szkoda,
tylko że w rzeczywistym świecie taka nie jesteś — powiedziała
Ecila, bawiąc się włosami.
— Czego chcesz?
Brunetka zostawiła swoje
loki w spokoju i spojrzała z poważną miną na Alice.
— Kiedy się w końcu
nauczysz, że nie jestem twoim wrogiem? Chcę ci pomóc. Chcesz iść
na urodziny Ann? Wiem jak możesz przekonać mamę. Nie chcesz, by
tata spotykał się z Amber? Wiem co powinnaś zrobić. Znam
rozwiązania na wszystkie twoje problemy. Gdybyś tylko chciała mnie
wysłuchać...
Alice zerknęła nieufnie
na swoją rozmówczynię, skrzyżowała ręce na piersi i
powiedziała:
— No to słucham.
Ecila uśmiechnęła się i
wstała. Powoli podeszła do kominka, wyciągnęła ręce w kierunku
ognia jakby chciała je ogrzać i zaczęła mówić:
— Zarówno z ojcem jak i
z matką poradzisz sobie w prosty sposób. Kluczem do sukcesu są
uczucia. Chcesz, by mama puściła cię na urodziny? Bądź dla niej
miła, przyszykuj kolację, ładnie poproś, a gdy będzie się
opierała zacznij ją przekonywać, że tobie też należy się coś
od życia. Obiecaj co tylko będzie chciała. Wzbudź jej poczucie
winy. A jak to nie pomoże, to powiedz, że zwrócisz się o pomoc do
taty, że on cię lepiej zrozumie.
Alice słuchała każdego
słowa i jak zaczarowana obserwowała ogień, który w jej
przekonaniu muskał delikatnie dłonie Ecili.
— A co z tatą i Amber?
— To samo co było z
Penelopą. Pokaż, że Amber cię nie lubi, próbuje rozdzielić
ciebie i tatę. Spędź z ojcem trochę czasu, nastaw go przeciwko
Amber. Możesz się też dogadać z Victorią. Może i jej nie pasuje
ten związek? Zresztą, nie martwiłabym się tak o Amber. Długo ze
sobą nie pobędą.
Alice miała wrażenie, że
kominek jest coraz bliżej. Czuła ciepło ognia. Widziała jego
blask. Nagle ktoś zgasił płomień. Nastała ciemność. Sen się
skończył.
A i ostatnio mi się nudziło (czyt. mam ferie) i zrobiłam zakładkę z bohaterami. Trochę ich jest, a mam zamiar wprowadzić jeszcze kilka postaci, więc może ona się komuś przyda.
No i dziękuję bardzo Elfabie za szablon. Jest śliczny.
Pierwsza <3
OdpowiedzUsuńJakim cudem?! O 16.32 opublikowałam, a Ty już minutę później tutaj jesteś. Zadziwiasz mnie Elif.
UsuńPrzepraszam za ogromne spóźnienie, ale za tydzień mam konkurs i większość mojego czasu zajmuje nauka ;/
UsuńJednak już jestem, udało mi się przeczytać.
No cóż, trochę zaskoczył mnie związek Thomasa z matką Victorii. Już po samym opisie wyglądu ta kobieta zniechęciła mnie do siebie.
Ecila... Hm, czekam na coś mocnego. Bo na razie to takie "zrób to...", "mogłabyś..." itp. A ja bym chciała krwi, demonów, jakiejś akcji, dzięki której Ecila pokaże swoją mroczną stronę!
Rozumiem, że Charlotte nie jest najlepszą przyjaciółką Jane, jednak kobieta nie powinna z tego powodu robić problemu córce. I naprawdę bym się wkurzyła, gdyby Jane jednak nie pozwoliła pójść Alice na osiemnastkę przyjaciółki.
Mam nadzieję, że zrobisz z Ecili bardziej wyrazistą postać, tak, żebym dostałą gęsiej skórki, czytając o niej ;)
Pozdrawiam i życzę weny ^^
! Rozdział mi się niezwykle podobał. Fenomenalnie go napisałaś! Jednakże i mnie rzuciło się w oczy parę błędów. W swoim króciutkim, jednoczęściowym opowiadaniu już większość poprawiłam, więc teraz kolej na te u Ciebie.
OdpowiedzUsuń" Ty... ty... — Victoria powtarzała te słowo z szaleńczym błyskiem w oczach i palcem skierowanym w oskarżycielskim geście przeciwko Annabelli" .Nie te słowo, a to słowo.
"- Rozejrzyj się tu trochę i znajdź mi proszę makaron i sos" bolognese. A ja pójdę do części z nabiałami, bo nie mamy już mleka i masło się kończy. Do działu z nabiałem,. Oprócz tego rzuciły mi się w oczy dość liczne powtórzenia, czasami nawet w tym samym zdaniu przykładowo dwukrotnie użyte słówko była, często także nadużywanie imion Alice, Vitorii itd. To, co najbardziej zauważyłam. Generalne z mojej własnej praktyki wynika, że dla większości jest to niezła zmora, więc przyjmij to jako poradę od towarzyszki niedoli, a nie złośliwości. Bardzo życiowo przedstawiłaś sytuację z nową pranerką ojca Al. Coś mi się wydaje, że Amber namiesza niezgorzej od lustrzanej (nie)przyjaciółki panny Hidden. Urodziny Ann to kolejne potencjalne źródło kłopotów. Nie cierpię Ecili oświadczam uroczyście! Jest podła, co z jednej strony dodaje uroku, ale z drugiej niepomiernie wkurza. Słowem masz ode mnie medal za to mistrzowskie opowiadanie. Brawo, oby tak dalej. Wybacz, że nie piszę więcej, ale po jednoczęściowej miniaturce z okazji Walentynek zabrałam się dzisiaj, zresztą niedawno do trzeciego epizodu mini opowiadania wojennego i myślami krążę przy swoich bohaterach. A ponieważ i Ty i Crucut zwróciłyście uwagę na to samo dlatego postanowiłam i u siebie dodać gadżet, umożliwiający dodanie takich informacji, jak ty masz u siebie i o to, co tam napisałam:
✽ Opowieści, które obecnie publikuję łączą jedynie bohaterowie, lecz każda tworzy oddzielną całość danego cyklu i nie jest ze sobą powiązana! Choć czasem mogą się zdarzyć wyjątki!. To ważne, bo faktyczne postaci mają te same imiona, ale każde opowiadanie jest odrębne i tworzy zamkniętą całość. Tym razem w przypadku "Gdy wypomnisz o mnie" pozostawiłam Czytelnikowi możliwość dopowiedzenia sobie co stało się dalej z mała Ursulą i jej wujkiem, to się chyba nazywa otarte zakończenie. Czyli nie będzie kontynuacji. Ale w przyszłości w tym cyklu planuję stworzyć coś, choćby o miłości Jane Eyre i innych bohaterów literackich... Jeśli mój blog przetrwa. Poza tym wielu moich znajomych, zachwaszcza miłośników sekcji kryminalnej pisze opowiadania z tymi samymi bohaterami, o tych samych imionach, więc nie jest to jakiś mój nowatorski pomysł. Uff, ale się rozgadałam o sobie. Fajny szablon.
Dziękuję za komentarz, a błędy już poprawiam. A co do powtórzeń, to czasem trudno ich uniknąć, ale postaram się je eliminować.
UsuńCieszę się, że rozdział Ci się podobał. I czekam na dalszą część wojennej miniaturki. No i dziękuję za wyjaśnienie o co chodzi z twoimi postaciami. Mam nadzieję, że nie pogubię się w ich historiach.
Nie spodziewałam się i nigdy bym nawet nie przypuszczała, gdybym musiała zgadywać w tej kwestii, że ojciec Alice spotyka się z matką Victorie (bardziej stawiałabym na jakąś anonimową postać pokroju Penelopy). A już szczególnie po tym, gdy na początku pojawił się fragment przedstawiający pannę Thorn w negatywnym świetle (chociaż w kwestii wzajemnego dogadywania sobie Ababella wcale nie była od niej lepsza). Przy pierwszym opisie Amber skojarzyła mi się z uczestniczkami programu Łabędziem być, czy jakoś tak, który z nudów oglądałam, gdy miałam teraz wolne. Co prawda nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie, ale pierwsze wrażenie pani Thorn było raczej negatywne. Może przez wzgląd na perspektywę Alice, która jej nie lubi? Jednak z drugiej strony nastolatka powinna przyjąć do wiadomości, że jej ojciec jest wolnym człowiekiem i może chcieć ułożyć sobie życie z jakąś kobietą.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem dlaczego, ale po Ecili spodziewałam się czegoś wyjątkowo mrocznego i paskudnego, jeżeli chodzi o porady na osiągnięcie swojego celu. Jednak potem doszłam do wniosku, że w przypadku matki byłoby to głupie i właśnie w łagodny sposób Alice osiągnie więcej. Pazurki można pokazać dopiero w sprawie Amber, chociaż wydaje mi się, że Ecila długo musiałaby namawiać Alice, by ta zrobiła coś naprawdę złego.
Pozdrawiam serdecznie :)
Cieszę się, że Cię zaskoczyłam. Alice może i lepiej przeżyłaby wiadomość o nowej dziewczynie taty, gdyby nie była nią właśnie Amber. Dziewczyna nie rozumie jak ojciec może się z nią spotykać, a do tego Alice nie do końca zaakceptowała rozwód rodziców, który odbył się cztery lata temu.
UsuńO tym jaka jest Amber nie będę się teraz rozpisywała, bo to pokażą kolejne rozdziały.
Ecila zna Alice jak nikt inny i wie, że blondynka jest dosyć spokojną i wrażliwą dziewczyną, więc żadne paskudne rzeczy nie leżą w jej naturze. A z mamą rzeczywiście lepiej załatwić sprawę w łagodny sposób.
No to naważyłaś niezłego piwa. Jak mogłaś w ogóle wpaść na pomysł, aby ojciec dziewczyny zaczął spotykać się z matką Victorii. Przecież te dziewczyny się nienawidzą. Prędzej by się pozabijały nawzajem, niż pozwoliły, aby ich rodzice ze sobą byli!
OdpowiedzUsuńA więc może toi dobrze? Bo w sumie wtedy może na jakiś czas dojść między nimi do rozejmu i razem postarają się, by wszelkie plany ich rodziców się nie powiodły? Swoją drogą nie rozumiem, jak chirurg mógł zacząć chodzić z tak wysilikonowaną kobietą. Przecież kto, jak kto, ale on doskonale wie, co ona ma w swoim ciele. Bleee... to jest wręcz odrażające. Ja bym się od takiej z daleka trzymała -.-
Podobała mi się Annabella. Naprawdę! Te jej wredne, niemiłe żarty w stosunku do Victorii. Myślę, że właśnie tak powinno traktować się tych, którzy za wszelką cenę próbują udawać tych wspaniałych. Ktoś musi utrzeć im nosa, żeby udowodnić im, że nie są pępkami świata i nie mogą robić wszystkiego, czego zapragnął. Postawa Ann jak najbardziej zasługuje na wyróżnienie i pochwałę. Chyba od tego rozdziału dziewczyna jest moją ulubienicą. :)
I oczywiście pojawiła się Ecila. Jedna z najbardziej tajemniczych postaci. Te rady, które daje dziewczynie... Ja myślę, że ona ma w tym wszystkim jakiś ważniejszy cel. Że przez takie drobne "przysługi" chce zyskać zaufanie Alice, żeby potem zaatakować i pokonać dziewczynę. Nie wiem, jak chce to zrobić, ale coś mi mówi, że to jest po prostu jakaś ukryta, mroczna natura Alice. Alter ego, które domaga się wyjścia na zewnątrz. I tylko od woli Alice zależy, czy to wcielone zło zostanie uwolnione. :)
Jak mogłam wpaść na pomysł połączenia Thomasa z Amber? Właściwie na początku nawet o tym nie myślałam, ale później stwierdziłam, że to mógłby być całkiem ciekawy pomysł.
UsuńCzy dziewczyny się pozabijają czy zawrą rozejm, to się okaże później. A jakim cudem Thomas zainteresował się kimś takim jak Amber to mnie nie pytaj. Czasami nie rozumiem facetów :)
Cieszę się, że podoba Ci się Ann. Właściwie spodziewałam się, że ją polubisz po tym rozdziale. Zauważyłam, że lubisz osoby, które mają własne zdanie i nie dają się obrażać innym. A Annabella właśnie taka jest.
A jeśli chodzi o Ecilę, to dobrze kombinujesz. Rzeczywiście ma ona swój ukryty cel, a zaufanie Alice z pewnością jej się przyda.
Ałć... ojciec Alice i matka Victorii? No to mamy ciężki orzech do zgryzienia. ale niestety w życiu tak bywa, że jak ma być źle, to będzie. współczuję dziewczynie, ale z drugiej strony, co ona za to może? jej rodzice rozwiedli się cztery lata temu i to normalne, że nadal wywołuje to w niej ból. podejrzewam, że nie ważne czy nową kobietą ojca byłaby Amber czy ktoś zupełnie inny - reakcje byłyby podobne.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy Ecila będzie mieć jakiś wpływ na relacje Alice i Amber. podejrzewam, że jak charyzmatyczne odbicie w lustrze wpłynie na dziewczynę i dojdzie do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku.
Pozdrawiam!