Layout by Raion

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 7


Nigdy nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku
z naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem,
którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień.”
Jonathan Carroll „Białe jabłka”

 W szkolnej stołówce panował gwar. Na długiej przerwie zwykle wiele uczennic oblegało czteroosobowe stoliczki, jedząc lunch i rozmawiając przy tym wesoło z koleżankami.
Alice i Ruby przed chwilą oddały tace i skierowały się do wyjścia. Przeszły obok rozchichotanych dziewcząt z kółka literackiego, a później minęły stolik matematycznych geniuszy i stolik modniś.
W tej szkole jak w każdej innej było wiele grupek. Ludzie często dobierali się pod względem umiejętności, zainteresowań, celów, a nawet wspólnych wrogów. Tylko nieliczne dziewczęta nie należały do żadnej z grup. Takie uczennice siedziały zwykle same i rzadko się udzielały w sprawach szkoły. Ale wśród tych wszystkich osób były też takie, które za wszelką cenę chciały zyskać popularność i wzbudzić zainteresowanie.
Przykładem tych ostatnich były oczywiście Victoria Thorn oraz Madison i Samantha Smith. Te trzy uczennice zatrzymały się właśnie w drzwiach stołówki, uniemożliwiając innym przejście.
— No, proszę, proszę. Kogo my tu mamy. Panna Baleron i panna...
— Czego chcesz? — przerwała Victorii Alice, która razem z przyjaciółką chciała jak najszybciej opuścić pomieszczenie.
— Czego chcę? — wysyczała Thorn, robiąc krok do przodu i zakładając przy tym ręce na wąskich biodrach. — Przez ciebie Pirania zrobiła kartkówkę z historii.
Ruby rozejrzała się zaniepokojona, a Alice zacisnęła usta i nic nie odpowiedziała. Na twarzy Victorii pojawił się wyraz tryumfu, który za chwilę zmienił się w złośliwy uśmieszek. Dziewczyna zrobiła jeszcze dwa kroki w stronę Alice i przebiegła wzrokiem po uczennicach, znajdujących się w stołówce, by sprawdzić czy przykuła ich uwagę. I rzeczywiście, kilka dziewcząt z najbliższych stolików obserwowało zaistniałą sytuację.
— I co? Boisz się, że nie zaliczyłaś? — To był głos Annabelli, która przecisnęła się między bliźniaczkami Smith, a później ominęła Victorię.
Kolejne osoby odwróciły się z zainteresowaniem, by zobaczyć co się dzieje.
— Zajmij się lepiej swoimi ocenami, a nie moimi. Panna Idealna się znalazła — odgryzła się Victoria. — Chcesz uchodzić za taką doskonałość, a słyszałam, że żadnej imprezy nie ominiesz.
Annabella roześmiała się, a później pociągnęła nosem, rozejrzała się dookoła i powiedziała:
— Czujecie ten smród? Tak śmierdzi zazdrość.
Na czole Victorii pojawiła się zmarszczka, jakby dziewczyna zastanawiała się nad sensem dopiero co usłyszanych słów. Jednak kilka dziewcząt, przysłuchujących się całej rozmowie, musiało zrozumieć, o co chodzi Annabelli, bo zaśmiało się cicho. Ich reakcja oczywiście zdenerwowała Thorn.
— Czy ty przed chwilą stwierdziłaś, że śmierdzę, czy że jestem o ciebie zazdrosna?
Na twarzy Annabelli pojawił się ironiczny uśmieszek, a Alice z niepokojem zastanawiała się co się dalej stanie.
— Jeśli tak się dopytujesz, to właściwie myślałam o jednym i drugim.
— No chyba sobie żartujesz — odezwała się Victoria, założyła ręce na piersi i spojrzała na Ann, jakby była nędznym robakiem. — Miałabym być zazdrosna o CIEBIE? To są jakieś jaja. Myślisz, że jesteś wspaniała? Ciekawe, ilu chłopakom władowałaś się do łóżka na tych imprezach. A może nie pamiętasz, co?
Bliźniaczki zaśmiały się szyderczo, ukryte za placami Victorii, a Ruby zerknęła na Annabellę. Brunetka nie wyglądała na zdenerwowaną, ale przyjaciółki znały ją już na tyle, by wiedzieć, że w środku aż się gotuje ze złości i zastanawia się czym tu dopiec blondynce.
— Już ty się nie martw o moją pamięć. A ze swoich głupich domysłów zwierzaj się tym dwóm psiapsiółkom, które się za tobą chowają. Zresztą, w tej chwili udowodniłaś, że mi zazdrościsz i wcale ci się nie dziwię. Z tym nochalem to nie masz pewnie dużego powodzenia. No, wiesz... gdybym to ja miała nos jak dziób sępa to chyba z domu na krok bym się nie ruszyła.
W wyobrażeniu Victorii to były najgorsze słowa jakie mogła usłyszeć. Ktoś, kto choć trochę zdążył poznać tę dziewczynę od razu mógł się zorientować, że długi, garbaty i lekko zakrzywiony nos jest jej największym kompleksem.
Annabella wiedziała to doskonale. Nawet kiedyś była świadkiem rozmowy pomiędzy Victorią, a jej mamą. Było to w salonie fryzjerskim, w którym Ann czekała na swoją rodzicielkę i los chciał, że spotkała tam obie przedstawicielki rodu Thorn. Na początku żadna z nich nie zauważyła Annabelli, więc kontynuowały rozmowę, podczas której Victoria usłyszała wiele przykrych słów na temat swojego nosa. W innych okolicznościach Ann nie wykorzystałaby tej „broni” przeciwko Vicki, ale teraz sama czuła się zraniona i zła, a jak mówi pewne powiedzenie: Najlepszą obroną jest atak.
— Ty... ty... — Victoria powtarzała to słowo z szaleńczym błyskiem w oczach i palcem skierowanym w oskarżycielskim geście przeciwko Annabelli.
Do tego na policzkach blondynki wykwitły dwa dorodne rumieńce, a druga ręka dziewczyny zacisnęła się w pięść. To, że była wściekła nie ulegało żadnym wątpliwościom.
— No co? — zapytała Annabella z uśmiechem samozadowolenia.
Victoria otwierała i zamykała usta, nie mogąc zdobyć się na sensowną i składną odpowiedź. Wyglądała jak ryba wyjęta z wody.
— Daj spokój Ann, niedługo zacznie się lekcja. Chodźmy — powiedziała Alice, której nagle z jednej strony zrobiło się żal Victorii, a z drugiej bała się, że za chwilę ta niezbyt miła wymiana zdań przerodzi się w bójkę.
Annabella spojrzała na przyjaciółki i stwierdziła, że rzeczywiście mogła trochę przesadzić. Wyminęła Victorię i przemknęła między bliźniaczkami, które w mgnieniu oka zeszły jej z drogi. Za brunetką podążyły Alice i Ruby. Żadna z nich nie odezwała się, zanim nie usiadły na ławce przed salą fizyczną.
— Zasłużyła sobie — odezwała się Annabella, chcąc przekonać siebie i przyjaciółki, że to, co powiedziała Victorii nie było niczym złym. — Ona lubi dręczyć innych, więc czasem zasługuje na to samo. Zresztą ona naprawdę jest zazdrosna. Nie znosi mnie. A teraz jeszcze bardziej, bo to nie ona gra postać Bianki w „Poskromieniu złośnicy”. To jest po prostu śmieszne. Victoria ma być tytułową złośnicą, co raczej nie będzie dla niej trudne do zagrania, ale ona nie chce nią być, bo wyczytała, że w tej sztuce Bianka jest tą piękniejszą i to do niej wszyscy mężczyźni się zalecają. Zresztą, gdyby nie kasa matki to dawno, by jej w tej szkole nie było.
— Daj spokój Ann, nie ma się czym denerwować. Victoria jest jaka jest i nic z tym nie zrobisz — powiedziała Alice i zaraz zapytała, chcąc zmienić temat. — A kiedy to przedstawienie?
— W czerwcu, na koniec roku. Ale jest ważniejsza sprawa.
Przyjaciółki spojrzały na Annabellę, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi.
— No, moje urodziny za dwa tygodnie! — oznajmiła z uśmiechem na ustach. — Już wiem, gdzie je urządzę. I wy musicie być. W końcu to moja osiemnastka. I nie ma żadnego wymigiwania ani żadnych chorób. Bo jeśli nie przyjdziecie to was zabiję. Lojalnie uprzedzam.
Dziewczyny roześmiały się i zapewniały, że zrobią wszystko, by przybyć.
— No ja myślę — powiedziała zadowolona Annabella i dodała. — A urodziny będą w klubie Jamesa. Uprosiłam braciszka i się zgodził.
— Pewnie dlatego, że i jemu groziłaś śmiercią — odezwała się Ruby.
— Oj tam, od razu śmiercią. Po prostu użyłam mojego wspaniałego daru przekonywania.
Annabella i Ruby przekomarzały się jeszcze przez chwilę, a Alice zastanawiała się jakich słów użyć, by przekonać mamę, aby ta puściła ją osiemnastkę przyjaciółki. A to wcale nie wydawało jej się takie proste. Jane nie przepadała za Ann, a Alice nie wiedziała czemu. Kiedyś ich matki się przyjaźniły, ale później, gdy dziewczyny miały po trzynaście lat, wszystko się zmieniło. Dlaczego? Alice wiedziała tylko, tyle że kobiety się pokłóciły. O co? To już było tajemnicą, której do tej pory nie udało się poznać blondynce.
Nagle zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec przerwy. Przyjaciółki wstały z ławki i czekały na przybycie profesorki. Do Annabelli podeszła niska szatynka z małym zadartym nosem i dużymi brązowymi oczami. Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie i odeszły na bok.
— Coś mi się wydaje, że na tych urodzinach będzie masa ludzi — mruknęła Ruby.
Alice przyjrzała się przyjaciółce, która dziwnie zmarkotniała, gdy tylko Ann od nich odeszła. Dziewczyna zdążyła już dobrze poznać Ruby, choć znały się, zaledwie cztery lata. I Alice zauważyła, że nie lubiła ona ani imprez, ani tłumów. A jakby tego było mało nie potrafiła tańczyć.
— Może nie będzie tak źle. — Blondynka spróbowała pocieszy i ją i siebie, spoglądając przy tym z nadzieją na Annabellę.
— Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar posiedzieć tam godzinę lub dwie, dać prezent, złożyć życzenia i zmyć się do domu.
— Mnie mama też nie pozwoli długo tam się zabawić. Jeśli w ogóle pozwoli.
***
Alice pożegnała się z przyjaciółkami, całując je w policzek i wyszła ze szkoły. Tym razem nie skierowała się w stronę przystanku autobusowego, ale podeszła do czarnego chevroleta, w którym siedziała jej mama.
Kobieta jak zwykle była elegancko ubrana. Grafitowy kostium, stosowny makijaż, włosy upięte w kok i teczka leżąca na tylnym siedzeniu. Wszystko to świadczyło, że jeszcze niedawno Jane była w pracy. Jeszcze niedawno robiła bilans jako księgowa w dużej korporacji, w której o dziwo, pracowały same kobiety, a teraz czekała na córkę, by móc pojechać z nią do hipermarketu po zakupy.
— Cześć skarbie. — Uśmiechnęła się, gdy tylko Alice otworzyła drzwi i usiadła obok niej. — Zapnij pa...
— Wiem, pasy — mruknęła dziewczyna.
— Stało się coś? — zapytała Jane, odpalając silnik i włączając się do ruchu.
Nastolatka zastanowiła się przez chwilę, ale szybko doszła do wniosku, że zanim zapyta mamę czy będzie mogła iść na urodziny Annabelli, to powinna dokładnie przemyśleć, co jej powiedzieć. Musiało to być coś, co ją przekona.
— Nic się nie stało. Po prostu miałam ciężki dzień. Dużo nauki i w ogóle.
Jane zerknęła na córkę, ale ta odwróciła głowę i zaczęła przyglądać się mijanym samochodom.
Wkrótce auto zajechało na parking przed hipermarketem. Kobiety wysiadły z pojazdu i skierowały się w stronę budynku. Sklep był duży, oferował szeroki asortyment i jak zwykle pełno w nim było ludzi, robiących zakupy.
Alice, pchając wózek, podążyła za mamą. Jane przyglądała się uważnie wysokiej półce, na której znajdowały się różnorodne puszki i słoiczki.
— Weź kukurydzę i majonez — poleciła.
— A może zrobimy surówkę, wziąć kapustę? — zapytała nastolatka, wskazując na rząd owoców i warzyw.
— Weź, weź, ale pekińską — powiedziała kobieta i zaraz dodała. — I może weź jeszcze jabłka. Trochę witamin się przyda.
Alice podeszła do odpowiedniego stoiska i zaczęła pakować owoce do torebki, by za chwilę móc je zważyć.
— Rozejrzyj się tu trochę i znajdź mi proszę makaron i sos bolognese. A ja pójdę do części z nabiałem, bo nie mamy już mleka i masło się kończy.
Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody i ruszyła między pułkami pełnymi towarów. W dziale ze środkami higienicznymi, przez który musiała przejść, zrobił się mały korek, bo trzy panie postanowiły się w tym samym czasie minąć, ale jak się okazało było na to zbyt mało miejsca i teraz jedna z nich manewrowała wózkiem, starając się jakoś wycofać. Nastolatka cierpliwe poczekała aż w końcu kobiety rozejdą się w różne strony i przeszła do odpowiedniej części sklepu.
Makarony w kształcie rureczek. Makarony w kształcie świderków. Makarony w kształcie kokardek. Makarony drobne i krótkie albo długie. Do wyboru do koloru.
Chyba ma być ten do spaghetti — mruknęła Alice sama do siebie.
Wzięła odpowiednią paczkę i cofnęła się, wpadając przy tym na podstarzałego ochroniarza z lekka nadwagą. Na okrągłej twarzy mężczyzny pojawiły się rumieńce, kiedy mamrotał słowa przeprosin, uśmiechając się przy tym niepewnie. Alice także grzecznie przeprosiła, a ochroniarz szybkim krokiem oddalił się w stronę działu z alkoholami, rozglądając się nerwowo dookoła.
Nastolatka przez chwilę śledziła go wzrokiem, ale zaraz jej uwagę przykuł wysoki brunet w błękitnej koszuli, który trzymał w ręku butelkę. Dziewczynie wydawało się, że jest to ktoś kogo zna i właśnie dlatego postanowiła podejść bliżej. A im bliżej była tym była pewniejsza, że ten mężczyzna to...
Tata?
Thomas Hidden o mało co nie upuścił butelki białego wina, którą trzymał w rękach. Podniósł wzrok na blondynkę w białej koszuli i czarnej spódniczce, natychmiast rozpoznając w niej swoją córkę.
Alice, kochanie, co ty tu robisz?
Dziewczyna uśmiechnęła się i pomachała paczką makaronu, mówiąc:
— Zakupy. A ty... wino? Jakieś święto?
Mężczyzna spojrzał na butelkę, a później na nastolatkę, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. To niespodziewane spotkanie zaskoczyło go. W planach miał romantyczną kolację, ale nie był pewien czy powinien mówić o niej córce. Dlaczego? Dobrze pamiętał jej reakcję, kiedy dowiedziała się, że spotyka się z inną kobietą. Alice nie była zadowolona i twierdziła, że ten związek długo nie potrwa. Zresztą nie tylko jego córka była pełna niechęci. Penelopa, piękna, trzydziestoletnia blondynka, wtedy jeszcze dziewczyna Thomasa także nie pałała wielką sympatią do Alice. Wielokrotnie mówiła ona swojemu partnerowi, że jego córka jej nie akceptuje i dlatego Tom powinien ograniczyć z nią swoje kontakty, bo może to doprowadzić do rozpadu ich związku. I mężczyzna dosyć szybko ograniczył do zera swoje kontakty, ale nie z Alice tylko z Penelopą.
— Nie, żadne święto. Po prostu mam ochotę na dobre wino do kolacji — odpowiedział Thomas, odstawiając butelkę i zaraz zmienił temat. — A ty przyjechałaś tutaj sama?
— Nie, nie. Jestem z mamą.
Mężczyzna pokiwał głową i uśmiechnął się do córki.
— A co u ciebie słychać, kochanie? Co w domu? Jak w szkole?
— Wszystko w porządku. W szkole mamy sporo nauki. Babka od historii ma ostatnio wyjątkowo zły humor. Nazywa się Sophia Sharp.
— Sophia Sharp? — zapytał Thomas, unosząc do góry brwi. — Nie wiedziałem, że cię uczy.
Thomas poznał tę kobietę w szkole średniej. Była od niego trzy lata młodsza. Zapamiętał ją jako bardzo ładną, wrażliwą i inteligentną byłą dziewczynę jego brata. Chodzili razem przez rok, a później ich drogi się rozeszły, kiedy Victor wyjechał na studia. Cztery lata temu ojciec Alice spotkał Sophie przypadkiem w galerii sztuki, rozmawiali przez chwilę i już wtedy Thomas zauważył jak bardzo się zmieniła. Stała się zgorzkniała, zbyt poważna i na gust mężczyzny brakowało jej dawnego uśmiechu.
— Uczy, uczy — przytaknęła Alice, a później zapytała. — Słuchaj, tato. Za dwa tygodnie Ann ma urodziny, osiemnastkę i nie mam pojęcia jak powiedzieć o tym mamie.
Thomas z bezradną miną przeczesał dłonią włosy i powiedział:
— To może być trochę trudne. Jane od dawna nie odzywa się do Charlotte, a za jej córką także nie przepada.
— To wiem, ale co mam zrobić, żeby puściła mnie na urodziny? Nie mogę nie iść, Ann jest moją przyjaciółką i nie mogę jej zawieść.
Thomas przyjrzał się uważnie córce. Widział jak bardzo jej zależało na pójściu na urodziny Annabelli. A niechęć jego byłej żony do przyjaciółki Alice była po części jego winą.
— Jak chcesz to mogę porozmawiać z Jane.
— Nie, na razie nie — powiedziała nastolatka, obawiając się, że interwencja taty skończy się kłótnią z mamą i tylko wszystko pogorszy. — Może... może sama najpierw z nią porozmawiam.
Nagle Alice zobaczyła wysoką, niebieskooką blondynkę, która z uśmiechem podeszła do jej ojca i pocałowała go w policzek. Dziewczyna uważnie przypatrzyła się kobiecej twarzy i odniosła wrażenie, że ją zna.
— Cześć, kochanie. Co robisz? Wybierasz winko?
Nastolatka obserwowała całą scenę z rosnącym zdumieniem. Jej ojciec obejmował jakąś kobietę i prawdopodobnie to z nią miał spędzić wieczór.
Zmieszany Thomas zerknął na córkę. Nie tak to sobie wszystko wyobrażał. Jednak teraz należało wziąć się w garść. Mężczyzna odetchnął głęboko i powiedział:
— Alice, poznaj moją znajomą, Amber.
Kobieta uśmiechnęła się do nastolatki i zagadnęła:
— Alice Hidden? Wydaje mi się, że cię znam. Nie chodzisz może do szkoły im. St. Marii?
— Chodzę — odpowiedziała powili dziewczyna, usilnie zastanawiając się, dlaczego kojarzy tę kobietę i skąd ona ją zna.
— Znasz moją córkę, Amber? — zapytał kompletnie zaskoczony Thomas.
— Och, moja córka zna ją lepiej.
I wtedy Alice zrozumiała kim jest kobieta, stojąca u boku jej taty. Powinna szybciej się zorientować. Powiększony biust, napompowane usta, lifting twarzy. Jak nic jest to...
— Jest pani mamą Victorii Thorn?
Amber przytaknęła, a dziewczynie zrobiło się słabo i wypuściła z wrażenia paczkę makaronu, który wcześniej ściskała mocno w rękach. Jak to możliwe, że jej ojciec spotykał się akurat z matką Victorii?! Przecież na świecie jest tyle kobiet! No tak... Pewnie poznali się, kiedy jej tata robił temu babsztylowi te wszystkie operacje plastyczne.
To obrzydliwe — pomyślała nastolatka i zaraz powiedziała:
— Ja chyba muszę już iść. Mama mnie pewnie szuka.
Thomas zmarszczył brwi. Jego córka z pewnością była zaskoczona, ale nie wiedział czy fakt, że Alice i Amber się znają jest dobry czy zły. Chyba był jednak zły, skoro jego dziecko chciało się jak najszybciej stąd ulotnić.
— Alice...
— Daj spokój, tato — przerwała mu dziewczyna, szybko podniosła upuszczoną paczkę makaronu i odeszła jak najszybciej.
Nastolatka przemykała się pomiędzy półkami, nie zwracając uwagi na nic. Jej oczy zaszły mgłą. Było jej źle. Było jej źle z myślą, że jej ojciec spotyka się z innymi kobietami. Było jej źle z myślą, że nową kobietą taty jest właśnie Amber. Było jej źle z myślą, że Victoria uwzięła się na nią i jej przyjaciółki. Było jej źle z myślą, że jej rodzice się rozstali. Było jej źle z myślą, że nie może być z chłopakiem, który jej się podoba. Było jej źle...
— Alice? — usłyszała głos mamy. — Tu jesteś. Wszędzie cię szukam.
Nastolatka odwróciła się, a Jane pobladła nagle na widok twarzy córki. Matka widziała w oczach swojego dziecka łzy, które czekały w gotowości, by móc spokojnie spłynąć po policzkach. Widziała zaciśnięte mocno usta, które uniemożliwiały wydanie jakiegokolwiek odgłosu. Widziała trzymaną, nie, gniecioną w dłoniach paczkę makaronu, jakby wyżycie się na niej miało w czymś pomóc.
Jane zostawiła wózek z zakupami i szybkim krokiem podeszła do Alice, złapała ją za ramiona i zapytała:
— Co się stało, kochanie?
Nastolatka nie odpowiedziała. Czuła jak coś ciężkiego ją przygniata. Jakby ktoś włożył do wielkiego pudła wszystkie jej złe wspomnienia i wszelkie obawy, a później zrzucił na nią tę całą paczkę.
Jane potrząsnęła córką, ciągle dopytując się co się stało.
Alice miała przed oczami twarz Penelopy, która z diabelskim uśmiechem mówiła, że teraz to ona jest najważniejszą kobietą w życiu Thomasa.
A co, jeśli tata postanowi ożenić się z Amber? — zastanawiała się dziewczyna.
— Dziecko, powiedz coś.
Dopiero teraz nastolatka się ocknęła. Rozejrzała się dookoła i zauważyła, że kilka osób, a wśród nich posiwiały ochroniarz, z zainteresowaniem ją obserwują.
— Alice?
Dziewczyna skupiła wzrok na swojej matce i odpowiedziała zadziwiająco spokojnie:
— Wszystko w porządku.
Jane opuściła ręce i cofnęła się, mówiąc:
— A mi nie wydaje się, żeby wszystko było w porządku.
Alice wyminęła mamę, podeszła do wózka, włożyła paczkę makaronu i odezwała się tym samym spokojnym głosem:
— Widziałam tatę. Ma nową dziewczynę.
— Tom tutaj jest? — zapytała Jane z niedowierzaniem.
— Nie znalazłam sosu — wyznała nastolatka ze smutkiem.
Kobieta uśmiechnęła się do córki, wyjęła klucze z torebki i powiedziała:
— Idź do samochodu. Ja znajdę sos i zaraz do ciebie przyjdę.
***
Alice czuła się bardzo zmęczona. Okryła się szczelnie kołdrą, wtuliła twarz w poduszkę, zamknęła oczy i zasnęła. Tak po prostu, zwyczajnie.
To był jakiś długi i ciemny korytarz. Tylko na końcu tego tunelu jaśniało światło. Dziewczyna biegła w jego stronę. Chciała uciec od ciemności. A ten blask, gdzieś przed nią, przyciągał jak magnes. Alice słyszała własny oddech, bicie serca i odgłos stóp uderzających o twarde podłoże. Nie czuła zmęczenia. Myślała tylko o jednym. Jej celem było dotarcie do światła.
Była coraz bliżej. I wyraźniej widziała, że to nie światło. Tam był kominek. Kominek, w którym palił się ogień. Ogień, który rozpraszał mrok. Tak bardzo chciała poczuć jego ciepło. Ale jej dłonie natrafiły na coś twardego i zimnego. Szkło.
— Witaj, Alice. — Nagle obok kominka pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna w czerwonym szlafroku.
— Ecila — wyszeptała blondynka i chciała się cofnąć, odwrócić i uciec, ale nie mogła.
Alice zamknęła oczy, licząc na to, że kiedy je otworzy, to się obudzi. Znów ogarnęła ją ciemność. Nie widziała blasku ognia z kominka. Odetchnęła głęboko. Otworzyła oczy.
Ecila siedziała na dużym, drewnianym krześle, które przypominało tron. Dół szlafroka rozchylił się, pokazując zgrabne nogi. Jedna założona na drugą. Na twarzy brunetki pojawił się wyraz szczerego rozbawienia.
— Nie bądź śmieszna, Alice. Nawet nie zdążyłyśmy porozmawiać.
— Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
— Jaka stanowcza. Szkoda, tylko że w rzeczywistym świecie taka nie jesteś — powiedziała Ecila, bawiąc się włosami.
— Czego chcesz?
Brunetka zostawiła swoje loki w spokoju i spojrzała z poważną miną na Alice.
— Kiedy się w końcu nauczysz, że nie jestem twoim wrogiem? Chcę ci pomóc. Chcesz iść na urodziny Ann? Wiem jak możesz przekonać mamę. Nie chcesz, by tata spotykał się z Amber? Wiem co powinnaś zrobić. Znam rozwiązania na wszystkie twoje problemy. Gdybyś tylko chciała mnie wysłuchać...
Alice zerknęła nieufnie na swoją rozmówczynię, skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała:
— No to słucham.
Ecila uśmiechnęła się i wstała. Powoli podeszła do kominka, wyciągnęła ręce w kierunku ognia jakby chciała je ogrzać i zaczęła mówić:
— Zarówno z ojcem jak i z matką poradzisz sobie w prosty sposób. Kluczem do sukcesu są uczucia. Chcesz, by mama puściła cię na urodziny? Bądź dla niej miła, przyszykuj kolację, ładnie poproś, a gdy będzie się opierała zacznij ją przekonywać, że tobie też należy się coś od życia. Obiecaj co tylko będzie chciała. Wzbudź jej poczucie winy. A jak to nie pomoże, to powiedz, że zwrócisz się o pomoc do taty, że on cię lepiej zrozumie.
Alice słuchała każdego słowa i jak zaczarowana obserwowała ogień, który w jej przekonaniu muskał delikatnie dłonie Ecili.
— A co z tatą i Amber?
— To samo co było z Penelopą. Pokaż, że Amber cię nie lubi, próbuje rozdzielić ciebie i tatę. Spędź z ojcem trochę czasu, nastaw go przeciwko Amber. Możesz się też dogadać z Victorią. Może i jej nie pasuje ten związek? Zresztą, nie martwiłabym się tak o Amber. Długo ze sobą nie pobędą.
Alice miała wrażenie, że kominek jest coraz bliżej. Czuła ciepło ognia. Widziała jego blask. Nagle ktoś zgasił płomień. Nastała ciemność. Sen się skończył. 



Rozdział siódmy opublikowany. Ecila zaszczyciła swoją obecnością, by jak zwykle udzielić dobrej rady i podnieść na duchu :) Niedawno zrobiłam sobie dokładne plany najbliższych rozdziałów i wyszło mi, że dziesiąty rozdział (jeśli nic mi się nagle nie odmieni) będzie rewolucyjny (?). 
A i ostatnio mi się nudziło (czyt. mam ferie) i zrobiłam zakładkę z bohaterami. Trochę ich jest, a mam zamiar wprowadzić jeszcze kilka postaci, więc może ona się komuś przyda. 
No i dziękuję bardzo Elfabie za szablon. Jest śliczny. 

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jakim cudem?! O 16.32 opublikowałam, a Ty już minutę później tutaj jesteś. Zadziwiasz mnie Elif.

      Usuń
    2. Przepraszam za ogromne spóźnienie, ale za tydzień mam konkurs i większość mojego czasu zajmuje nauka ;/
      Jednak już jestem, udało mi się przeczytać.
      No cóż, trochę zaskoczył mnie związek Thomasa z matką Victorii. Już po samym opisie wyglądu ta kobieta zniechęciła mnie do siebie.
      Ecila... Hm, czekam na coś mocnego. Bo na razie to takie "zrób to...", "mogłabyś..." itp. A ja bym chciała krwi, demonów, jakiejś akcji, dzięki której Ecila pokaże swoją mroczną stronę!
      Rozumiem, że Charlotte nie jest najlepszą przyjaciółką Jane, jednak kobieta nie powinna z tego powodu robić problemu córce. I naprawdę bym się wkurzyła, gdyby Jane jednak nie pozwoliła pójść Alice na osiemnastkę przyjaciółki.
      Mam nadzieję, że zrobisz z Ecili bardziej wyrazistą postać, tak, żebym dostałą gęsiej skórki, czytając o niej ;)
      Pozdrawiam i życzę weny ^^

      Usuń
  2. ! Rozdział mi się niezwykle podobał. Fenomenalnie go napisałaś! Jednakże i mnie rzuciło się w oczy parę błędów. W swoim króciutkim, jednoczęściowym opowiadaniu już większość poprawiłam, więc teraz kolej na te u Ciebie.
    " Ty... ty... — Victoria powtarzała te słowo z szaleńczym błyskiem w oczach i palcem skierowanym w oskarżycielskim geście przeciwko Annabelli" .Nie te słowo, a to słowo.
    "- Rozejrzyj się tu trochę i znajdź mi proszę makaron i sos" bolognese. A ja pójdę do części z nabiałami, bo nie mamy już mleka i masło się kończy. Do działu z nabiałem,. Oprócz tego rzuciły mi się w oczy dość liczne powtórzenia, czasami nawet w tym samym zdaniu przykładowo dwukrotnie użyte słówko była, często także nadużywanie imion Alice, Vitorii itd. To, co najbardziej zauważyłam. Generalne z mojej własnej praktyki wynika, że dla większości jest to niezła zmora, więc przyjmij to jako poradę od towarzyszki niedoli, a nie złośliwości. Bardzo życiowo przedstawiłaś sytuację z nową pranerką ojca Al. Coś mi się wydaje, że Amber namiesza niezgorzej od lustrzanej (nie)przyjaciółki panny Hidden. Urodziny Ann to kolejne potencjalne źródło kłopotów. Nie cierpię Ecili oświadczam uroczyście! Jest podła, co z jednej strony dodaje uroku, ale z drugiej niepomiernie wkurza. Słowem masz ode mnie medal za to mistrzowskie opowiadanie. Brawo, oby tak dalej. Wybacz, że nie piszę więcej, ale po jednoczęściowej miniaturce z okazji Walentynek zabrałam się dzisiaj, zresztą niedawno do trzeciego epizodu mini opowiadania wojennego i myślami krążę przy swoich bohaterach. A ponieważ i Ty i Crucut zwróciłyście uwagę na to samo dlatego postanowiłam i u siebie dodać gadżet, umożliwiający dodanie takich informacji, jak ty masz u siebie i o to, co tam napisałam:
    ✽ Opowieści, które obecnie publikuję łączą jedynie bohaterowie, lecz każda tworzy oddzielną całość danego cyklu i nie jest ze sobą powiązana! Choć czasem mogą się zdarzyć wyjątki!. To ważne, bo faktyczne postaci mają te same imiona, ale każde opowiadanie jest odrębne i tworzy zamkniętą całość. Tym razem w przypadku "Gdy wypomnisz o mnie" pozostawiłam Czytelnikowi możliwość dopowiedzenia sobie co stało się dalej z mała Ursulą i jej wujkiem, to się chyba nazywa otarte zakończenie. Czyli nie będzie kontynuacji. Ale w przyszłości w tym cyklu planuję stworzyć coś, choćby o miłości Jane Eyre i innych bohaterów literackich... Jeśli mój blog przetrwa. Poza tym wielu moich znajomych, zachwaszcza miłośników sekcji kryminalnej pisze opowiadania z tymi samymi bohaterami, o tych samych imionach, więc nie jest to jakiś mój nowatorski pomysł. Uff, ale się rozgadałam o sobie. Fajny szablon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, a błędy już poprawiam. A co do powtórzeń, to czasem trudno ich uniknąć, ale postaram się je eliminować.
      Cieszę się, że rozdział Ci się podobał. I czekam na dalszą część wojennej miniaturki. No i dziękuję za wyjaśnienie o co chodzi z twoimi postaciami. Mam nadzieję, że nie pogubię się w ich historiach.

      Usuń
  3. Nie spodziewałam się i nigdy bym nawet nie przypuszczała, gdybym musiała zgadywać w tej kwestii, że ojciec Alice spotyka się z matką Victorie (bardziej stawiałabym na jakąś anonimową postać pokroju Penelopy). A już szczególnie po tym, gdy na początku pojawił się fragment przedstawiający pannę Thorn w negatywnym świetle (chociaż w kwestii wzajemnego dogadywania sobie Ababella wcale nie była od niej lepsza). Przy pierwszym opisie Amber skojarzyła mi się z uczestniczkami programu Łabędziem być, czy jakoś tak, który z nudów oglądałam, gdy miałam teraz wolne. Co prawda nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie, ale pierwsze wrażenie pani Thorn było raczej negatywne. Może przez wzgląd na perspektywę Alice, która jej nie lubi? Jednak z drugiej strony nastolatka powinna przyjąć do wiadomości, że jej ojciec jest wolnym człowiekiem i może chcieć ułożyć sobie życie z jakąś kobietą.
    Sama nie wiem dlaczego, ale po Ecili spodziewałam się czegoś wyjątkowo mrocznego i paskudnego, jeżeli chodzi o porady na osiągnięcie swojego celu. Jednak potem doszłam do wniosku, że w przypadku matki byłoby to głupie i właśnie w łagodny sposób Alice osiągnie więcej. Pazurki można pokazać dopiero w sprawie Amber, chociaż wydaje mi się, że Ecila długo musiałaby namawiać Alice, by ta zrobiła coś naprawdę złego.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam. Alice może i lepiej przeżyłaby wiadomość o nowej dziewczynie taty, gdyby nie była nią właśnie Amber. Dziewczyna nie rozumie jak ojciec może się z nią spotykać, a do tego Alice nie do końca zaakceptowała rozwód rodziców, który odbył się cztery lata temu.
      O tym jaka jest Amber nie będę się teraz rozpisywała, bo to pokażą kolejne rozdziały.
      Ecila zna Alice jak nikt inny i wie, że blondynka jest dosyć spokojną i wrażliwą dziewczyną, więc żadne paskudne rzeczy nie leżą w jej naturze. A z mamą rzeczywiście lepiej załatwić sprawę w łagodny sposób.

      Usuń
  4. No to naważyłaś niezłego piwa. Jak mogłaś w ogóle wpaść na pomysł, aby ojciec dziewczyny zaczął spotykać się z matką Victorii. Przecież te dziewczyny się nienawidzą. Prędzej by się pozabijały nawzajem, niż pozwoliły, aby ich rodzice ze sobą byli!
    A więc może toi dobrze? Bo w sumie wtedy może na jakiś czas dojść między nimi do rozejmu i razem postarają się, by wszelkie plany ich rodziców się nie powiodły? Swoją drogą nie rozumiem, jak chirurg mógł zacząć chodzić z tak wysilikonowaną kobietą. Przecież kto, jak kto, ale on doskonale wie, co ona ma w swoim ciele. Bleee... to jest wręcz odrażające. Ja bym się od takiej z daleka trzymała -.-
    Podobała mi się Annabella. Naprawdę! Te jej wredne, niemiłe żarty w stosunku do Victorii. Myślę, że właśnie tak powinno traktować się tych, którzy za wszelką cenę próbują udawać tych wspaniałych. Ktoś musi utrzeć im nosa, żeby udowodnić im, że nie są pępkami świata i nie mogą robić wszystkiego, czego zapragnął. Postawa Ann jak najbardziej zasługuje na wyróżnienie i pochwałę. Chyba od tego rozdziału dziewczyna jest moją ulubienicą. :)
    I oczywiście pojawiła się Ecila. Jedna z najbardziej tajemniczych postaci. Te rady, które daje dziewczynie... Ja myślę, że ona ma w tym wszystkim jakiś ważniejszy cel. Że przez takie drobne "przysługi" chce zyskać zaufanie Alice, żeby potem zaatakować i pokonać dziewczynę. Nie wiem, jak chce to zrobić, ale coś mi mówi, że to jest po prostu jakaś ukryta, mroczna natura Alice. Alter ego, które domaga się wyjścia na zewnątrz. I tylko od woli Alice zależy, czy to wcielone zło zostanie uwolnione. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłam wpaść na pomysł połączenia Thomasa z Amber? Właściwie na początku nawet o tym nie myślałam, ale później stwierdziłam, że to mógłby być całkiem ciekawy pomysł.
      Czy dziewczyny się pozabijają czy zawrą rozejm, to się okaże później. A jakim cudem Thomas zainteresował się kimś takim jak Amber to mnie nie pytaj. Czasami nie rozumiem facetów :)
      Cieszę się, że podoba Ci się Ann. Właściwie spodziewałam się, że ją polubisz po tym rozdziale. Zauważyłam, że lubisz osoby, które mają własne zdanie i nie dają się obrażać innym. A Annabella właśnie taka jest.
      A jeśli chodzi o Ecilę, to dobrze kombinujesz. Rzeczywiście ma ona swój ukryty cel, a zaufanie Alice z pewnością jej się przyda.

      Usuń
  5. Ałć... ojciec Alice i matka Victorii? No to mamy ciężki orzech do zgryzienia. ale niestety w życiu tak bywa, że jak ma być źle, to będzie. współczuję dziewczynie, ale z drugiej strony, co ona za to może? jej rodzice rozwiedli się cztery lata temu i to normalne, że nadal wywołuje to w niej ból. podejrzewam, że nie ważne czy nową kobietą ojca byłaby Amber czy ktoś zupełnie inny - reakcje byłyby podobne.
    Zastanawiam się czy Ecila będzie mieć jakiś wpływ na relacje Alice i Amber. podejrzewam, że jak charyzmatyczne odbicie w lustrze wpłynie na dziewczynę i dojdzie do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy