Layout by Raion

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 16

Myślę sobie, że zakochanie nie może być gorsze 
niż spotkanie oko w oko z Kubą Rozpruwaczem 
w opustoszałym pociągu”.
Mathias Malzieu - Mechanizm serca

Annabella wysiadła z samochodu, który pożyczyła od rodziców. Nie była pewna czy przyjście do klubu brata jest dobrym pomysłem. W ogóle była bardzo zaskoczona propozycją Alice. Osiemnastolatka musiała przyznać, że jej przyjaciółka ostatnio bardzo się zmieniła. Najpierw ta bójka z Victorią, później pójście do baru, następnie jej nietypowe zachowanie w stosunku do nauczycielki, a teraz jeszcze i to. Co się z nią działo? Dziewczyna nie miała pojęcia, ale z drugiej strony cieszyła się, że mogą spędzić ze sobą trochę więcej czasu. 
Brunetka zerknęła na wyświetlacz komórki, ale ledwie schowała telefon, a przed klub zajechała taksówka. Wysiadła z niej ciemnowłosa dziewczyna w czarnej sukience i wysokich szpilkach. Annabella poznała Alice tylko po jej lokach i szerokim uśmiechu na twarzy. 
Cześć — zawołała i szybko do niej podeszła. 
Hej, Ann. Cieszę się, że jesteś. 
Prawie cię nie poznałam. Świetnie wyglądasz. 
Dziękuję. Ty też, ale dla ciebie to nie nowość — zaśmiała się Ecila.  
Jej przyjaciółka nie założyła dziś sukienki, ale proste jeansy i dłuższą, szmaragdowozieloną bluzkę na ramiączka. Zresztą, Annabella nie potrzebowała wyszukanych strojów, ona miała dar do przyciągania ludzi. Nawet Ecila to wiedziała.
To co, wchodzimy? 
Jasne.
Dziewczyny podeszły do wejścia i od razu natknęły się na dwóch ochroniarzy. Jeden z nich był młody i Ann widziała go po raz pierwszy w życiu. No i musiała przyznać, że jest całkiem przystojny. Był wysokim, dobrze zbudowanym szatynem z żywymi, ciemnoniebieskimi oczami i zarostem à la Johnny Depp. 
ID proszę — odezwał się nowicjusz. 
Daj spokój, Paul. Ta wyższa to siostra Jamesa. Siostrę szefa chcesz wylegitymować? — zaśmiał się łysy ochroniarz z gęstą brodą.
Nie wiedziałem — wymamrotał Paul.
Nic się nie stało — powiedziała z uśmiechem Ann. — Chyba to twój pierwszy wieczór, no nie?
Tak, pierwszy wieczór. 
To więcej luzu i uśmiechu. Góra cię przypilnuje, co nie?
Jasne, młoda.
Annabella jeszcze raz uśmiechnęła się do Paula i poszła w ślad za przyjaciółką. Jak na razie klub był prawie pusty, ale za godzinę czy dwie miało się to zmienić. Przyjedzie didżej, a ludzie zaczną się schodzić. 
Przystojniaczek — zaśmiała się się osiemnastolatka. 
Ten nowy ochroniarz? No, całkiem, całkiem. 
Dziewczyny usiadły przy barze i od razu pojawiła się przed nimi rudowłosa barmanka, która ostatnio obsługiwała Alice na urodzinach Ann.
No proszę, kto tu się zjawił. Co wam podać?
Dla mnie sok pomarańczowy, Nicole.
Nie pijesz? — zdziwiła się Ecila. 
Jestem samochodem. 
Nie no... nie możesz mi tego zrobić. Miałyśmy się zabawić. 
Przypominam ci, że u mnie na osiemnastce też nie tknęłaś alkoholu. Teraz możemy się zamienić. 
Oj, Ann, ale ty jesteś. Ani jednego drinka? 
Rodzice by mnie zabili, gdyby coś wyczuli. I tak dobrze, że dali mi auto.
Dobra jak chcesz. Dla mnie martini.
Nicole uśmiechnęła się i zabrała za przygotowywanie zamówienia, przy okazji pytając znajome, co u nich. Przez chwilę rozmawiały sobie wesoło o wszystkim i o niczym, kiedy nagle do baru podszedł nowy ochroniarz. 
Nicole, zrobisz nam dwie kawy? 
Nie ma sprawy — powiedziała dziewczyna. 
Jak ci się podoba praca tutaj? — zapytała Ann, odwracając się w stronę przybysza. 
Ecila w tym czasie sączyła drinka, którego niedawno dostała, z zainteresowaniem rozglądając się po pomieszczeniu. Dwóch mężczyzn siedziało po przeciwnej stronie na kanapach i piło piwo, ale nastolatce wydawało się, że ciągle na nią zerkają. A może zerkali na Ann? W rogu sali miejsce zajmowała jakaś para, bardzo zajęta sobą. Przy innym stoliku nerwowa blondynka kogoś wyczekiwała. Ciągle mieszała słomką napój w szklance i co chwilę spoglądała na wejście. 
Proszę, dwie kawy — oznajmiła rudowłosa, stawiając filiżanki na ladzie. 
Może ci pomogę? — zasugerowała Annabella, na co Paul ochoczo przystał i siedemnastolatka tyle ich widziała. 
Wpadli sobie w oko — zauważyła barmanka. — A wydawało mi się, że Ann kogoś ma. 
Umawia się z Felixem, ale nie znam szczegółów. Chyba między nimi to nic pewnego — powiedziała Ecila.
Nagle obok niej z głośnym tupotem obcasów przeszła wysoka, szczupła dziewczyna o hiszpańskiej urodzie. Miała lśniące, czarne włosy i równie ciemne oczy oraz śniadą karnację. 
Przepraszam za spóźnienie, ale autobus mi uciekł — rzuciła do Nicole i zaraz znalazła się za ladą. — Lecę się przebrać. 
Spokojnie, na razie nie ma dużego ruchu. 
Siedemnastolatka obserwowała jak dziewczyna znika za drzwiami „Dla personelu” i przypomniała sobie, że widziała ją już na urodzinach Annabelli, chociaż wtedy nie miały okazji porozmawiać. 
Nie znacie się? — zapytała rudowłosa, widząc kogo śledzi wzrokiem przyjaciółka Ann. 
Nie. A powinniśmy? 
To Silva, była Jamesa. Jej rodzice przenieśli się do Houston z Hiszpanii, zanim się urodziła. Jest całkiem miła, no i świetnie tańczy, ale ma swoje humorki. 
Nie wiedziałam, że byli razem. No, ale przed urodzinami Ann nie widziałam Jamesa od sierpnia. Długo byli ze sobą?
Nicole czyściła ściereczką szklankę i jednocześnie mówiła:
Zaczęli chodzić jakoś na jesieni, a rozstali się niedługo po sylwestrze. Nie raz widziałam jak się sprzeczali, ale nie mam pojęcia, o co. 
Ale ta cała Silva dalej tu pracuje. 
Potrzebuje tej pracy, a James niby nie ma powodu, by jej zwolnić. A może rozstali się przez niego i czuje się winny? No nie wiem, to nie moja sprawa. 
Barmanka w końcu odstawiła szklankę i podeszła do przybyłego klienta. Z zaplecza wyszła Hiszpanka i popatrzyła na Ecilę, która właśnie kończyła pić swojego drinka. W spojrzeniu czarnych oczu nie było ani śladu sympatii, ale jakaś dziwna podejrzliwość. Siedemnastolatka zastanawiała się, co jest tego powodem, jednak nic prawdopodobnego nie przyszło jej do głowy. 
Chcesz coś jeszcze? — zapytała Nicole, opierając się o ladę.
Na razie dziękuję. Może później.
Brunetka odwróciła się i rozejrzała po sali, ale nie widziała nigdzie Annabelli. 
Mogę cię o coś zapytać? 
Jasne — powiedziała siedemnastolatka i zerknęła na ręce rudowłosej barmanki, w których mięła szmatkę.
Ecila zauważyła, że na prawym nadgarstku dziewczyny wytatuowana była ćwierćnuta. 
Ciekawe czy coś oznacza? 
Gdybym wcześniej cię nie widziała to nigdy nie pomyślałabym, że byłaś blondynką. Zdradź mi, w którym salonie doskonale ufarbowali ci włosy?
Nastolatka roześmiała się, słysząc tak banalne pytanie, a później umilkła, zastanawiając się co odpowiedzieć. Który salon miała jej polecić, skoro nie była ostatnio w żadnym? 
Z opresji wybawił ją zdenerwowany głos. Osoby będące w klubie odwróciły się w stronę wejścia. 
Co się dzieje? — zapytała Ecila.
Nicole pokręciła tylko głową i zaraz obie zobaczyły idącego w stronę baru Jamesa. 
Młody mężczyzna szedł szybkim krokiem. Nie wyglądał na zadowolonego. Niecierpliwym gestem odgarnął włosy z czoła i spojrzał na siedemnastolatkę takim wzrokiem, że ta aż musiała przytrzymać się lady, bo miała wrażenie, iż zaraz spadnie z wysokiego stołka. 
Nie powinno cię tu być.
Co się stało? — zapytała Nicole, zwracając tym samym uwagę na siebie. 
Co? — warknął James. — Może to, że sprzedajesz alkohol smarkaczom? Alice nie ma nawet ukończonych osiemnastu lat, nie mówiąc o przepisowych dwudziestu jeden. 
Spokojnie.
Spokojnie?! — krzyknął, ale zaraz ściszył głos. — Zrobią nam dzisiaj nalot. Będziemy mieli na głowie kontrolę, a ty mi mówisz spokojnie. 
O cholera — wyszeptała rudowłosa. — Jesteś pewien? 
Kumpel do mnie dzwonił i uprzedził, więc tak, jestem pewien. 
Nagle oboje spojrzeli na Ecilę. 
Powinnaś stąd zniknąć — powiedział James i wziął ją pod ramię. 
Dziewczyna potknęła się, schodząc z krzesła i wpadła na Silvę niosącą sok. Zawartość szklanki rozlała się i poplamiła siedemnastolatce sukienkę. 
No rzesz kurwa — zaklęła nastolatka, nie zwracając uwagi na to, że to nie pasowało do zachowania Alice. 
Cudownie. Moglibyście uważać — zdenerwowała się barmanka. 
Nalej drugą szklankę — polecił mężczyzna, ciągnąc w stronę wyjścia niepełnoletnią brunetkę. 
Mam tak iść? Zalana sokiem?! — oburzyła się. — Daj mi się doprowadzić do porządku. 
Nie ma czasu. Doprowadzisz się do porządku w domu. 
Uspokój się. Kontrola będzie pewnie później, kiedy więcej ludzi się zbierze — powiedziała Ecila i wyszarpnęła rękę z uścisku Jamesa. — Idę do toalety. 
Mężczyzna przeczesał dłonią włosy i odezwał się:
Na zapleczu mam suszarkę. Może się przyda. 
Przyda się. Dzięki. 
Siedemnastolatka próbowała wodą z mydłem uwolnić się od lepkiego soku. Zastanawiała się przy tym, czy James widział tutaj swoją siostrę. Ale chyba musiał, skoro tak głośno wrzeszczał przy wejściu. 
Ann była pewnie z tym całym Paulem. Ciekawe czy wróciła do domu, czy też czeka na mnie. 
 Brunetka wytarła ręce papierowym ręcznikiem i popatrzyła w lustro. Od czasu zobaczenia Alice w windzie, czuła obecność dziewczyny gdzieś w głębi umysłu. Ecila doskonale zdawała sobie sprawę, że jej alter ego jest zawsze przy niej, widzi to, co ona i czuje to, co ona, ale na razie nie bardzo wie jak ma to wszystko kontrolować. I dopóki Alice tego nie wie, to Ecila może swobodnie działać. 
Nastolatka wyszła z toalety i skierowała się na zaplecze. Nikt jej nie zatrzymał, gdy otwierała drzwi z napisem „Dla personelu”. Tylko Silva przyglądała się dziewczynie,  mrużąc oczy. 
James, słysząc tupot obcasów, podniósł wzrok znad leżących na biurku dokumentów i wyjął z szuflady suszarkę. 
Masz w biurku jeszcze inne przydatne rzeczy?
Może — odpowiedział i podał dziewczynie trzymany przedmiot.
Nastolatka westchnęła ciężko i poprosiła:
Nie gniewaj się na mnie. Za chwilę zniknę i nie wpakuję cię w kłopoty. 
To nie twoja wina. Na zbyt wiele pozwalam mojej siostrze. Przyzwyczaiła się, że może tu przyłazić, więc korzysta.
To był mój pomysł, żeby tu przyjść. Przepraszam. 
James patrzył zaskoczony na dziewczynę, ale ta zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, szukając wolnego kontaktu. Pokój był niewielki z małym oknem, przy którym stało biurko. Naprzeciwko Ecili znajdowała się trochę już zużyta kanapa, kredens z elektrycznym czajnikiem i ekspresem do kawy. Natomiast po jej lewej stronie była duża szafka do połowy wypełniona skoroszytami, niewielka lodówka i kolejne drzwi. 
Tu są dwa kontakty. Jeden niedaleko lodówki, a drugi za biurkiem — mruknął James.
Nastolatka wybrała ten bliżej niej i wspięła się na biurko, a następnie wychyliła. Po omacku znalazła to czego szukała i podłączyła suszarkę. Jedna ręka dziewczyny powędrowała w stronę jej tyłka, bo poczuła, że i tak krótka sukienka zrobiła się jeszcze krótsza. Kiedy tylko się wyprostowała, rzuciła szybkie spojrzenie na młodego mężczyznę, ale ten akurat odwrócił się w stronę szafki ze skoroszytami i szybko wyciągnął jeden z nich, zagłębiając się w lekturze. Brunetka powstrzymała uśmiech i włączyła sprzęt. 
James przez cały czas suszenia starał się skupić na rozliczeniu z poprzedniego miesiąca, ale szum mu to skutecznie uniemożliwiał. W końcu ostrożnie podniósł wzrok i popatrzył na Alice, która była zajęta plamą na biuście. Nagle, jakby dziewczyna wyczuła, że  na nią spogląda, uśmiechnęła się pod nosem i wyłączyła suszarkę. Następnie wyciągnęła się na biurku i zaczęła szukać wtyczki. Młody mężczyzna odwrócił się do niej tyłem, powtarzając sobie w myślach, że ona jest przecież przyjaciółką jego młodszej siostry, a do tego nie powinna tu być. 
Skończyłam — Usłyszał głos Alice i dopiero wtedy odłożył dokumenty na miejsce.
Słyszę — odburknął, decydując się na nią spojrzeć.
I to był kolejny błąd. Brunetka siedziała dalej na biurku, a jej długie nogi dyndały swobodnie w powietrzu. A jakby tego było mało uśmiechała się do niego słodko, jak jeszcze nigdy przedtem. W rękach trzymała suszarkę, którą chyba chciała mu osobiście oddać. 
Czemu tak na mnie patrzysz? — zapytała, a James zastanawiał się jaki musi mieć teraz wyraz twarzy. 
Zastanawiam się, co się stało z dawną Alice.
Ecila poczuła niepokojący uścisk w żołądku, ale jej usta dalej się uśmiechały, chociaż przez ułamek sekundy kąciki zadrżały podejrzanie.
Dawną Alice? — zapytała, starając się z całych sił utrzymać spokojny, odrobinę zaciekawiony ton głosu. 
Tak — powiedział, powoli zbliżając się do niej. — Dawna Alice nie ubierała się tak jak teraz. Dawna Alice była blondynką. Dawna Alice nie chodziła do klubów i nie piła alkoholu. Dawna Alice... Nawet twoje oczy wydają się inne. Ciemniejsze, pełne głębi, tajemniczego blasku. Są... magnetyczne. Kim ty jesteś, dziewczyno?
James wpatrywał się w jej oczy, nie mogąc się od nich oderwać. Jej spojrzenie go przyciągało. Nigdy wcześniej coś podobnego mu się nie zdarzyło. To było jak magiczne zaklęcie. 
Ecila zsunęła się z blatu, ale nie przerywała kontaktu wzrokowego. Nogi pod nią drżały tak mocno, że musiała oprzeć się o biurko. Zacisnęła dłonie na suszarce. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Wyczuwała obecność Alice i jej emocje. Było ich tak wiele. 
Chłopak zatrzymał się nagle. W jego brzuch wbijał się przedmiot, który siedemnastolatka trzymała przed sobą. 
Dziewczyna podniosła jedną rękę i dotknęła nią policzka bruneta. Czuła pod palcami szorstkość zarostu i ciepło skóry. Zwilżyła wargi. Chciała go pocałować. To pragnienie było tak silne, że musiało być zarówno jej jak i Alice. 
I właśnie wtedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i tupot obcasów. Czar prysł. Oboje zamrugali szybko, a James cofną się.
Mam nadzieję, że nie przeszkadzam — odezwała się poirytowanym głosem Silva. — Radziłabym tej małej znikać stąd. Kontrola właśnie przyszła. 
Chłopak spojrzał na nastolatkę, ale zanim zdążył się odezwać, ta wcisnęła mu suszarkę i zapytała Silvię:
Gdzie jest tylne wyjście?
Jak się szybko okazało Annabella nie pojechała do domu, ale czekała na Alice. Dziewczyna zatrąbiła na siedemnastolatkę, kiedy tylko ją zobaczyła. 
Wsiadaj. Odwiozę cię do domu. 
Dziś nocuję u mojego ojca — mruknęła, siłując się z pasami. 
Po drodze niewiele rozmawiały. Wydawało się, że każda z nich jest zajęta myśleniem o jakiejś sprawie, którą nie należy do końca się podzielić z przyjaciółką. A może Ecili tylko się tak wydawało, bo ona akurat miała kilka swoich tajemnic. W każdym razie wciąż nie mogła dojść do siebie po tym co stało się na zapleczu. 
Dlaczego tak dziwnie zareagowałam na Jamesa? Co czuje do niego Alice? Coś musi, bo i ja wyraźnie coś czułam. Tyle różnych emocji. To jest coś dziwnego. Powinnam skupić się na Matthew. To on jest celem. 
Dzięki za podwózkę — powiedziała Ecila, wysiadając z samochodu. 
Nie ma sprawy. Następnym razem pójdziemy gdzieś indziej, ale najpierw muszę załatwić ci fałszywe ID. 
Możesz to zrobić? 
Jasne. Sama takie mam. Znam takiego jednego kolesia. Będzie cię to trochę kosztować, ale dokument jest świetny. Naprawdę praktycznie nie różni się od prawdziwego. Nikt się nie zorientuje. 
W porządku. Kasa to nie problem. Skontaktuj się z nim, a w poniedziałek dam ci pieniądze i zdjęcie. 
W porządku. To do poniedziałku.
Tak. Cześć. 
Kiedy tylko Ecila przekroczyła próg mieszkania, zauważyła, że światło w salonie jest zapalone. Dziewczyna zdjęła szpilki i na palcach przeszła korytarzem w stronę swojego pokoju. Dotarła do niego bez problemów, a po zamknięciu ostrożnie drzwi, oparła się o nie i przymknęła powieki. 
Nie mówiłaś, że planujesz wyjść z domu.
Nastolatka natychmiast otworzyła oczy, a gdy to zrobiła, lampka na nocnym stoliku się zapaliła i ujrzała ojca siedzącego na jej łóżku. 
Hej, tato. Myślałam, że wrócisz później. — Ecila usłyszała w swoim głosie zdenerwowanie i całkowite zaskoczenie.
Niedobrze — pomyślała. 
Wróciłem dziesięć minut temu, a ciebie nie było. 
Byłam z Ann. 
Nie wątpię. Pewnie byłyście w jakimś klubie — powiedział Thomas, wstając i poprawiając pościel. — Załatwiłaś sobie fałszywe ID? 
Nie — odparła spokojnie Ecila, odkładając torebkę do szafy. 
Zastanawiała się jak bardzo jej tata jest zły.
Nie byłaś w klubie czy nie masz fałszywego ID? — dociekał.
Siedemnastolatka oparła się o szafę i przybrała skruszoną minę. 
Chciałam się tylko trochę zabawić. Jest weekend, a ciebie nie ma. Nudziłam się. 
Thomas stał z założonymi rękami i surowym wyrazem twarzy, ale zaraz się roześmiał. 
Oj, Alice, Alice. Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Sam niedawno byłem młody i dobrze cię rozumiem, ale na przyszłość mów mi prawdę. Jeśli wolałaś iść do klubu niż siedzieć w domu, to było mi to powiedzieć. Tylko ostrzegam, lepiej nie daj się złapać policji. Jane urwałaby mi wtedy głowę. 
Dziewczynie ulżyło i sama też się uśmiechnęła. Jednak ma dużo szczęścia.
Nie ma sprawy, tato. Nie dam się złapać i nie będę cię okłamywać.
Mam taką nadzieję — mruknął i podszedł przytulić córkę. 
Jesteś naprawdę kochany. 
Staram się. I wiesz co? Jutrzejszy dzień będzie cały dla nas. 


niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 15

Każdy człowiek jest jak Księżyc.
Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.”
Mark Twain

Ecila stała przed dziesięciopiętrowym budynkiem, znajdującym się w centrum miasta. To właśnie tu mieszkał jej ojciec. Dziewczyna poprawiła ramiączko plecaka i wystukała kod. Przeciągły sygnał dał znać, że drzwi są już otwarte. Kiedy tylko przez nie przeszła, na korytarzu automatycznie zapaliły się światła. Nastolatka podeszła do windy i wcisnęła guzik. Cyfry tuż pod przyciskiem malały, zatrzymując się dłużej na piątce, a następnie ponownie zaczęły spadać.
— Mówiłam ci, żebyś nie zapomniał wziąć komórki, ale ty oczywiście... — Ciemnowłosa kobieta w eleganckim kostiumie nagle przerwała besztanie niskiego szatyna, który nerwowo upychał do teczki jakieś dokumenty.
Siedemnastolatka uśmiechnęła się do mijającej ją pary i weszła do windy. Nacisnęła przycisk z numerem szóstym i spokojnie czekała aż maszyna ruszy.
— Ecila — usłyszała cichy głos.
Dziewczyna natychmiast odwróciła głowę i zobaczyła w lustrze dobrze znaną postać z burzą jasnych loków.
— Alice? Udało ci się... — zaczęła zaskoczona brunetka, ale nagle blondynka znikła i Ecila znów widziała w zwierciadle tylko siebie. — A jednak jeszcze nie...
Winda zatrzymała się, a kobiecy głos oznajmił: Piętro szóste. Nastolatka jeszcze raz zerknęła za siebie, a następnie skierowała się do drzwi oznaczonych numerem szesnastym. Nacisnęła dzwonek i czekała aż tata jej otworzy. Nie trwało to długo. Po chwili oczekiwania dziewczyna zobaczyła uśmiechniętą twarz ojca.
— Alice, jesteś. Wejdź, proszę. Zmieniłaś kolor włosów?
— Cześć, tato. Tak, byłam ostatnio u fryzjera — Uśmiechnęła się nastolatka.
— Cieszę się, że jesteś. Idź do siebie, zostaw rzeczy i przebierz się, bo niedługo zabieram cię na obiad. Dobrze?
— Jasne.
Ecila weszła do dużej, przestronnej sypialni. Trzy ściany w pokoju były błękitne, a czwarta, przy łóżku, przedstawiała wschód słońca nad morzem. U sufitu wisiał żyrandol w kształcie kuli, wykonany z białych piórek. Wszystkie meble w pomieszczeniu były zrobione z jasnobrązowego drewna, a na biurku czekał nowy komputer.
Nastolatka przeszła po miękkim, kremowym dywanie w stronę łóżka, posłanego lawendową pościelą. Postawiła na nim swój plecak i zaczęła się rozpakowywać. Nie miała pojęcia do jakiej restauracji chce zabrać ją ojciec, więc postanowiła założyć jasną bluzkę i czerwoną spódnice. Stój, dzięki któremu nigdzie specjalnie nie będzie się wyróżniać.
Kiedy była już gotowa, poszła do salonu, licząc na to, że Thomas będzie tam na nią czekał. I nie myliła się. Ojciec siedział na brązowej sofie i wpatrywał się w wielki, plazmowy telewizor. Widząc córkę wyłączył odbiornik i położył pilot na szklanym stoliku.
— Już?
— Tak, możemy iść — zakomunikowała Ecila, z zadowoleniem zauważając, że jej tata ubrany jest w ciemne jeansy i białą koszulę w granatowe paski, a to oznaczało, że nie udają się do żadnego nadzwyczaj ekskluzywnego lokalu.
Jak się wkrótce okazało, miejscem przyszłego obiadu była niewielka, meksykańska restauracyjka, niedaleko centrum. Knajpka pełna kolorów i miłej obsługi.
Nastolatka usiadła na jednym z barwnych krzeseł i zaczęła przeglądać menu.
— Co słychać w domu? — zapytał Thomas.
— W porządku, ale... Właściwie to martwię się o mamę. Jest jakaś zdenerwowana.
— No ja się jej nie dziwię. Ta twoja kłótnia z córką Amber... Co się stało, Alice?
— Już o tym rozmawialiśmy. Mała różnica zdań. Sytuacja opanowana, nie musisz się martwić.
— No dobrze, ale czy to chodziło o mnie i o Amber?
Ecila odłożyła menu i spojrzała na ojca.
— Nie będę ukrywała, że na początku nie za bardzo podobał mi się wasz... związek, ale nic nie poradzę na to, że zakochałeś się właśnie w niej. Jeśli naprawdę kochasz Amber to będę musiała to zaakceptować.
Tom mruknął coś niezrozumiałego i szybko zmienił temat.
— Wybrałaś już coś, na co masz ochotę?
Brunetka zmarszczyła brwi i z powrotem spojrzała na listę dań.
— Eee... chyba tak. Zjem burrito z grillowanym kurczakiem i ryżem, a na deser suflet czekoladowy.
— Świetnie — powiedział mężczyzna i zawołał jedną z kelnerek.
— Witam, państwa. Rozumiem, że mogę już przyjąć zamówienie — odezwała się młoda kobieta, ubrana w kolorowe ponczo.
— Tak, tak. Poprosimy burrito z grillowanym kurczakiem i ryżem, fajitas z ryżem i kurczakiem oraz dwa razy suflet czekoladowy.
Ciemnowłosa kelnerka szybko zanotowała to, co mówił Thomas, a później posłała mu wyjątkowo miły uśmiech, na który mężczyzna ochoczo odpowiedział.
Czy mi się wydaje czy wy ze sobą flirtujecie? zapytała zniesmaczona Ecila, zaraz po tym jak dziewczyna z obsługi znikła z pola widzenia. Jak na gust siedemnastolatki miała jakieś dwadzieścia pięć lat i zbyt dużą ilość makijażu.
Nie bądź niemądra, Alice skarcił ją ojciec, ale nastolatka i tak wiedziała swoje.
Często tu przychodzisz?
Czasem. To bardzo miłe miejsce.
I wyjątkowo atrakcyjna obsługa, no nie?
Alice.
Mam tylko nadzieję, że w obecności Amber nie szczerzysz się do wszystkich napotkanych kobiet, bo inaczej...
Możesz przestać, Alice? zdenerwował się Tom.
Okey, okey. Już nic nie mówię.
To dobrze, bo nie chciałbym, żebyśmy się teraz pokłócili o jakieś głupoty.
A właśnie zaczęła dziewczyna Nie rozmawiałeś może ostatnio z mamą?
Ostatnio? zastanawiał się brunet. No... Zadzwoniłem do niej, żeby powiedzieć o naszym weekendzie. A co?
Ecila przez chwilę przyglądała się ojcu w milczeniu. Wydawało jej się, że jest odrobinę zdenerwowany.
I nie pokłóciliście się?
Mężczyzna potarł skroń, a następnie machinalnie poprawił wazonik z kwiatami.
Nie nazwałbym tego kłótnią. To raczej... różnica zdań.
Mama nie chciała, żebym dzisiaj do ciebie przyjechała?
Nie, nie. To właściwie ma związek z twoją przyszłością.
Czyli?
Studia. Zastanawiałaś się już, gdzie i na jakim kierunku chcesz się uczyć?
Ale to przecież za rok.
No tak, ale powinnaś już mieć jakieś plany. Interesuje cię jakiś konkretny kierunek?
Ecila otwierała już usta, by odpowiedzieć, ale pojawiła się kelnerka z zamówieniem.
Dla pani burrito czy fajitas?
— Burrito — odpowiedziała nastolatka i obserwowała jak młoda kobieta stawia przed nią odpowiedni talerz, a następnie odwraca się z uśmiechem do Thomasa.
— Czyli fajitas jest dla pana. Proszę. Mam nadzieję, że będzie smakowało. Gdyby coś... proszę zawołać.
— Dziękuję — powiedział Tom, ale tym razem nie poświęcając atrakcyjnej pani z obsługi zbyt wiele uwagi.
Siedemnastolatka z zadowoleniem przyglądała się gasnącemu uśmiechowi na twarzy kelnerki, która dosyć szybko odeszła od ich stolika.
— No to, co z tymi studiami? — wrócił do tematu ojciec.
— Chciałabym pójść na medycynę, ale jeszcze nie zdecydowałam konkretnie jakie uniwersytety wziąć pod uwagę.
Thomas pokiwał ze zrozumieniem głową i zapytał:
— Mama chciałaby, żebyś poszła na ekonomię lub prawo.
Coś o tym mówiła... A więc o to się pokłóciliście?
Właściwie to nie do końca.
— To powiedz mi wreszcie, o co chodzi — zdenerwowała się Ecila, która miała już dość ciągłego domyślania się.
— W porządku. Chodzi o to, że w sierpniu zamierzam przenieść się do Nowego Jorku i mogłabyś tam chodzić do Uniwersytetu Columbia. Myślę, że nie miałabyś większych problemów z dostaniem się tam. Tylko...
— Musiałabym się przeprowadzić do Nowego Jorku — dokończyła zaskoczona brunetka. Wcześniej nic nie mówiłeś, że się tam przeprowadzasz.
— Niedawno dostałem taką propozycję. A jeśli chodzi o ciebie, to masz jeszcze czas, by przemyśleć moją propozycję — powiedział Tom i zabrał się za jedzenie.
Nastolatka po chwili poszła jego śladem, ale w głowie wciąż słyszała słowa ojca. On chciał, by z nim zamieszkała, poszła na wymarzony kierunek i na co najmniej na kilka lat wyjechała z rodzinnego Houston. Mogłaby się, choć trochę usamodzielnić i uwolnić od nadopiekuńczej matki. Nowe miasto, nowi znajomi, nowe możliwości. To byłoby coś.
Ecila nawet się nie zorientowała, kiedy dostała, a nawet skończyła swój deser. Była zbyt pochłonięta myślami o Nowym Jorku.
Tylko czy Alice chciałaby wyprowadzić się z Teksasu?
— Nic nie mówisz. Wszystko jest w porządku? — zapytał Thomas, odsuwając talerz.
— Wszystko dobrze, po prostu myślę o twojej propozycji.
Mężczyzna uśmiechnął się do córki.
— Bardzo chciałbym, żebyś ze mną zamieszkała, ale jeśli masz inne plany to zrozumiem.
— Wiem i dziękuję. Czasem... czasem właśnie tego mi brakuje u mamy. Chciałbym, żeby zrozumiała i zaakceptowała to, że ja nieraz chcę czegoś innego niż ona.
— Jane potrafi być bardzo upartą kobietą. W jej świecie wszystko musi się zgadzać. Dwa plus dwa ma się równać cztery i koniec, kropka. Zawsze, nawet w deszczu, kiedy się poznaliśmy, sprawiała wrażenie cholernie zdeterminowanej. Ona musi czuć się potrzebna, ważna, doceniona... Ona... Ona chce cię chronić, Alice i choć to czasem może być absurdalne to... Jane potrafi kochać, walczyć, ale czasem przegrywa i to ją niszczy.
Ecila z zainteresowaniem przyglądała się ojcu, który mówiąc o byłej żonie, wpatrywał się w jakiś daleki punkt. Dziewczyna zastanawiała się, jakie wspomnienia krążą mu po głowie.
— Mama nieraz płakała, kiedy nie wracałeś do domu na noc.
Tom popatrzył niewidzącym wzrokiem na córkę.
— Wiem.
— Często się kłóciliście.
— To prawda.
— Czemu?
Brunet odchrząknął, otrząsając się z chwilowej zadumy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— Życie — odpowiedział, a zaraz dodał. — Chodźmy stąd.
Kiedy po zapłaceniu rachunku zmierzali do wyjścia, Thomas nagle się zatrzymał i niespodziewanie odezwał do wchodzącej osoby.
— A niech mnie, April Allen. Nie widzieliśmy się z dziesięć lat.
— Nie do wiary, Thomas Hidden — Uśmiechnęła się niewysoka kobieta, wyglądająca na trzydzieści kilka lat. — Nic się nie zmieniłeś.
Ecila uważnie obserwowała nowo przybyłą. Krótkie, jasne włosy, niebieskie oczy, okrągła twarz, miły uśmiech... Nastolatce wydawało jej się, że już gdzieś ją widziała.
— A to przypadkiem nie jest twoja córka? — zapytała April, poprawiając dyskretnie ułożenie błękitnej sukienki.
— Nie tak znowu przypadkiem — powiedziała brunetka. — Jestem Alice, a pani to...?
— Znajoma twojego taty ze studiów. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale...
— Była pani na pogrzebie mojego dziadka i nie tylko. Pamiętam. Wszystko pamiętam.
Blondynka zrobiła zakłopotaną minę i szybko spojrzała na Thomasa.
— Co u Jane?
— Wszystko w porządku — odpowiedział mężczyzna.
— Odkąd się rozwiedli prawie wcale się nie kłócą — zaśmiała się sarkastycznie Ecila.
— Alice — Ręka Toma spoczęła na ramieniu nastolatki.
— Jak chcecie to sobie pogadajcie, a ja pójdę do samochodu.
Ojciec bez słowa wręczył dziewczynie kluczyki, a ta szybko wyszła z restauracji.
Niezbyt duży parking zastawiony był samochodami. Siedemnastolatka rozglądała się w poszukiwaniu odpowiedniego auta, gdy nagle jej uwagę przyciągnęło dwóch chłopaków.
Jeden z nich miał burzę kręconych, brązowych włosów i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Drugi, natomiast był brunetem o wyjątkowo dbałej fryzurze i najwyraźniej marzł nawet w słonecznie dni, na co wskazywała granatowa bluza.
Ecili wydawało się, że kojarzy tę dwójkę i wiedziona ciekawością, podchodziła do nich, kryjąc się przy tym za pojazdami.
Chłopak w bluzie rozejrzał się po placu i nałożył na głowę kaptur, a następnie szybkim krokiem poszedł za szatynem, który właśnie znikał za dużą furgonetką.
Nastolatka poszła ich śladem i kiedy była już na tyle blisko, by usłyszeć ich rozmowę, przykucnęła przy tylnym kole terenowego samochodu. Była prawie pewna, że to Ben i Robert. Tylko skąd oni się znają?
— Mówiłem ci, że masz dać mi spokój.
— Myślisz, że można tak po prostu odejść? — Ten głos siedemnastolatka dosyć szybko rozpoznała. To był Ben, były chłopak Annabelli.
— Skończyłem z tym.
— Co ty pierdolisz?! — krzyknął Benjamin, ale zaraz odezwał się znacznie ciszej. — Ty potrzebujesz mnie, a ja potrzebuję ciebie. Brak mi kasy, a kończy mi się czas.
— Już nie biorę. Idę na leczenie — zapewniał Robert.
— Gówno prawda. Widzę, że nie bierzesz. Łapy ci się trzęsą, ale długo tak nie pociągniesz. Wrócisz do mnie.
— Nie, nie, nie... Nie mogę...
— Posłuchaj mnie. Przestań trząść portkami i wracaj. Tym razem mam dla ciebie specjalną propozycję. To prawdziwa okazja. Nie pożałujesz.
— Nie chcę. Muszę z tym skończyć, bo inaczej Matt...
— Wiesz co ci powiem? Gówno mnie obchodzi ten twój przydupas, ale wiem jedno, wrócisz i będziesz mnie błagał na kolanach, żebym dał ci, choć jedna działkę.
Ecila z chęcią podsłuchałby jeszcze więcej, ale nagle usłyszała łomot i dźwięk alarmu, który włączył się w samochodzie. Nastolatka skuliła się i przeczekała aż chłopcy pędem uciekną z miejsca zdarzenia, a następnie to ona jak najszybciej mogła oddaliła się w drugą stronę parkingu.
— Gdzie ty się podziewałaś? — zapytał Thomas. — Przychodzę, a ciebie nie ma.
— Przepraszam, nie mogłam znaleźć samochodu — skłamała dziewczyna, na co ojciec tylko pokręcił głową.
— Nie rozumiem co się z tobą dzieje. Stajesz się opryskliwa i dziwne rozkojarzona.
Brunetka westchnęła cicho i oderwała wzrok od szyby.
— Przepraszam.
— Co cię ugryzło?
Może to, że zdradzałeś mamę z April? Tak, teraz już wszystko kojarzę, kochany tatusiu.
— Sama nie wiem. Ostatnio chodzę trochę poddenerwowana.
— To może jest coś, co poprawi ci humor? — zapytał Tom, siląc się na uśmiech.
— A co może poprawić humor prawie każdej kobiecie?
— No co?
— Zakupy — zaśmiała się Ecila, która dostrzegła szansę na małe wykorzystanie swojego ojca.
— Chcesz jechać do galerii? — upewnił się mężczyzna, przybierając zbolałą minę.
— Tak. Było mi nie dawać wolnej ręki.
— No, tak. Czasami bywam zupełnie bezmyślny — powiedział Tom z udawaną rozpaczą.
— Czasami tak — roześmiała się brunetka.
Galeria handlowa była wielkim budynkiem pełnym sklepów, restauracji i ludzi, którzy z uśmiechem na ustach zostawiali mnóstwo pieniędzy w kasach, tylko po to by kupić kolejną, ich zdaniem niezbędną, rzecz. A Ecila miała zamiar za chwilę dołączyć do tych szczęśliwych nabywców. Jednak na jej drodze stanęła osoba z listy opatrzonej tytułem: Wróg.
— Tom. Jak się cieszę, że cię widzę — zaszczebiotała jasnowłosa kobieta.
Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego — pomyślała siedemnastolatka.
— Amber. Co ty tu robisz?
— Zakupy, głuptasie — zaśmiała się blondynka, a potem podeszła do mężczyzny, by go pocałować, ale ten mruknął coś niezrozumiale i cmoknął ją w policzek.
Nastolatka uśmiechnęła się na ten widok.
— Nie sądziłem, że cię tu spotkamy.
— No wiesz... byłam niedawno w solarium, ale pomyślałam, że wpadnę tu i kupię kilka rzeczy.
Brunetka spojrzała na dwie wypchane torby i z ironicznym uśmiechem przyglądała się, jak Amber próbuje je wcisnąć Thomasowi.
— Dziękuję, że je potrzymasz. Miałam wzywać taksówkę, ale to może poczekać. Może dotrzymam wam towarzystwa? Przyprowadziłeś Alice na zakupy? Czego, kochana potrzebujesz?
Najlepiej jakieś trutki na szczury takie jak ty.
— Sukienki i nowych butów.
— Och, to świetnie. Uwierz mi, aniołku, jesteś w dobrych rękach. Znam się na modzie jak nikt inny.
Ecila popatrzyła na obcisłe legginsy w panterkę, czerwoną bluzkę z głębokim dekoltem, czerwone szpilki na platformie i czerwoną torebkę, a następnie przeniosła spojrzenie na twarz kobiety.
Boże, broń Ameryki przed takimi kosmitami.
— Nie wątpię, że pani się zna, ale nie chciałabym niepotrzebnie zawracać głowy.
— Jaka pani, mów mi Amber. No i to żaden problem. Uwielbiam zakupy.
Tylko że ja nie znoszę ciebie.
Nastolatka uśmiechnęła się z przymusem i popatrzyła na ojca, który nie wyglądał na zadowolonego tym niespodziewanym spotkaniem.
— Wiecie co — zaczęła dziewczyna, marząc tylko o tym, żeby pozbyć się towarzystwa blondynki — może po prostu posiedzicie sobie w kawiarni, napijecie kawy, pogadacie, a ja pójdę na zakupy. Co ty na to, tato?
— Eee... no...
— Świetny pomysł — ucieszyła się kobieta. — Skoro mówisz, że sobie poradzisz to nie ma potrzeby się wtrącać, prawda kochanie?
Thomas z uśmiechem objął ramieniem Amber i odpowiedział:
— Jasne, skoro tak chcecie.
Jeszcze, zanim Ecila udała się w rajd po sklepach, dostała od swojego ojca całkiem ładną sumkę pieniędzy i odprowadziła parę ze szczerym uśmiechem na ustach.
Kolorowe wystawy zachęcały do wstąpienia i kupienia ubrań, biżuterii, butów, perfum. Ludzie szybkim krokiem przemierzali hale, nie poświęcając zbyt wiele uwagi na nic innego niż poszukiwanie okazji na wydanie swoich pensji. Matki odciągały rozwrzeszczane pociechy od sklepów z zabawkami. Obcokrajowcy poruszali się w niewielkich grupach, rozmawiając między sobą w ojczystym języku. Biznesmeni, nawet w czasie lunchu, nie odrywali uszu od słuchawek telefonów lub palców od klawiatur. W centrum handlowym aż wrzało. Pośpiech, stres...
Ludzie pędzili przed siebie, co chwilę zerkając na zegarek, obliczali czy mogą sobie pozwolić na zajrzenie do kolejnego sklepu. Młodzież była odrobinę spokojniejsza. Był weekend, mieli czas. Roześmiane dziewczyny z radością przymierzały kolejne ubrania, choć wiedziały, że pewnie żadnych z nich nie kupią. Pewni siebie chłopcy robili zakłady, który z nich będzie miał odwagę podejść do najładniejszej i wyciągnąć numer telefonu albo czy zdoła kupić piwo, by wypić je w jakimś zaułku. Galeria była miejscem ich spotkań. Swoistym rytuałem.
A wśród tego tłumu była Ecila. Zaglądała do kolejnych sklepów i wybierała coś godnego uwagi. Szukała, przymierzała, odkładała. W końcu po dwugodzinnym chodzeniu, znalazła prostą, czarną sukienkę, sięgającą połowy uda z rękawem trzy czwarte i dekoltem w łódkę, który w ładny sposób eksponował ramiona. Po kolejnej czterdziestominutowej przechadzce kupiła eleganckie, czarne szpilki. Zostało jej jeszcze sporo pieniędzy, ale dobrze się złożyło, bo już wiedziała, na co mogą się przydać.
Tatę i Amber nie trudno było znaleźć. Siedzieli w kawiarni niedaleko głównego wejścia. Thomas na widok córki uśmiechnął się z zadowoleniem, a Amber pomachała do dziewczyny, zachęcając ją, by podeszła.
— I jak się udały zakupy? — zapytała kobieta.
— Świetnie.
— Już myślałem, że się gdzieś zgubiłaś.
— Spokojnie, tato, złego diabli nie biorą — zaśmiała się Ecila.
— Mówiłam, że niedługo wróci.
— No i wróciłam. Możemy już wracać? Jestem trochę zmęczona.
Tom wyjął z portfela banknot i położył go na stoliku, a następnie wstał. W ślad za nim poszła Amber.
— Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z naszego spotkania — powiedziała blondynka.
— Ja też się cieszę — mruknął mężczyzna i pozwolił się pocałować.
Brunetka, siedząc już w samochodzie zastanawiała się nad dzisiejszym zachowaniem ojca. Najpierw podrywał kelnerkę, później był zachwycony z zobaczenia się z April, a na koniec wydawał się zakłopotany spotkaniem Amber. Ecila nie za bardzo wiedziała, czy to ostatnie było wynikiem jej obecności. Prawdopodobnie tak. W końcu, który mężczyzna czułby się swobodnie ze swoją nową dziewczyną, wiedząc że córka ich obserwuje?
— Wszystko gra?
— Tak, wszystko okey.
— To dobrze. Mam nadzieję, że nie jesteś zła za Amber. Nie miałem pojęcia, że ją spotkamy.
— Nic się nie stało. Pewnie zanudziłbyś się na śmierć na zakupach ze mną, a tak, pogadałeś sobie ze swoją dziewczyną.
Thomas zerknął na Alice z niedowierzaniem.
— Naprawdę zaakceptowałaś Amber?
— No wiesz... Nie mam zamiaru stawać na drodze do waszego szczęścia. Zresztą powinnam się przyzwyczajać. Ty znalazłeś sobie nową dziewczyną, a mama pewnie niedługo znajdzie sobie nowego chłopaka.
Mężczyzna zatrzymał się na światłach i ponownie spojrzał na córkę.
— Jane?
— No a czemu nie? Myślisz, że kobieta przed czterdziestką nie może?
— Nie, nie. Może, ale nie wydawało mi się, żeby kogoś szukała.
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że rozmawiacie ze sobą na takie tematy — zaśmiała się nastolatka.
— No nie, nie...
— A poza tym mama ma jeszcze czas, a prawdziwa miłość przychodzi niespodziewanie.
— Prawdziwa miłość? — zapytał Tom, ruszając.
— No wiesz... ta wielka, jedyna, do końca życia.
— Uważasz, że taka istnieje?
— A ty tak nie uważasz?
— To nie jest takie proste.
Ecila przyjrzała się ojcu. Chciała mu zadać wiele pytań. Dlaczego ożenił się z jej mamą? Dlaczego ją zdradził? Czy naprawdę ją kochał? Dlaczego dopuścił do rozwodu? Dlaczego jest z Amber? Dlaczego nie wierzy w prawdziwą miłość? Chciała go o to zapytać, ale wiedziała, że nie da jej jasnej odpowiedzi, bo one należą do części jego tajemnicy, którą najwyraźniej nie chce się z nią podzielić.
— Jesteś głodna?
— Może trochę — odparła dziewczyna, wysiadając z samochodu.
— To chodźmy, zrobimy na kolacje naleśniki. Co ty na to?
— Świetnie, ale ty smażysz.
Thomas roześmiał się i zaprosił córkę do windy.
Ledwie weszli do kuchni, a ze spodni mężczyzny odezwała się komórka.
— Słucham?A to ty... Co? Ale teraz?... Nie, nie mogę. Znajdź kogoś innego... Posłuchaj... No rozumiem, ale.... Dobrze. Kiedy dokładnie? Cholera jasna, dobra... Nie dziękuj, bo i tak cię zabiję. Taa... Cześć.
Brunetka przyglądała się, jak ojciec chowa telefon i przez chwilę waha się, ale w końcu na nią spogląda.
— Nici z naleśników?
— Przepraszam, aniołku — mówi Tom i przytula córkę. — Dzwonił do mnie kolega z pracy. Nagła sprawa. Musze jechać.
— To nic — powiedziała Ecila. — Posiedzę sobie albo... może się spotkam z przyjaciółką.
— Jaką przyjaciółką?
— Z... Ann.
— Córką Charlotte?
— Tak, z nią.
— Świetnie. Dzwoń do niej, zaproś ją do nas. Masz wolny wieczór to się spotkajcie. Lepsze to niż siedzenie samemu — ucieszył się Thomas, który zaczynał mieć już wyrzuty sumienia, dlatego że zostawia córkę.
— Dobrze. To idę do siebie. Zadzwonię. A ty, kiedy wrócisz?
— Późno.
— W porządku.
Ecila pobiegła do swojego pokoju i dokładnie zamknęła drzwi. Wygrzebała z torebki telefon i wykręciła numer przyjaciółki.
— Ann? Hej.
— No cześć. Co jest, Alice?
— Jesteś w domu?
— Tak, a co?
— Nie masz ochoty iść na miasto?
— Dziś?
— Nie, w poniedziałek. Ann! Ogarnij się. Jest sobota. Możemy iść do klubu Jamesa.
— No, nie wiem. Nie najlepiej się dzisiaj czułam.
— Czułaś? Czas przeszły?
— No tak, ale musiałabym przekonać mamę.
— Dla ciebie to chyba nie problem.
— No, nie. Dobra, możemy iść.
— Świetnie. To za półtorej godziny pod klubem Jamesa.
— W porządku. Do zobaczenia. 

Obserwatorzy