Layout by Raion

sobota, 12 września 2015

Rozdział 25

Zwycięzcami w miłości są pokonani przez miłość.”
Stanisław Fornal

Niedziela ciągnęła się Ecili w nieskończoność. Wcześniej wydawało jej się, że złość ojca przeszła, ale jego humor wcale nie uległ poprawie. Za każdym razem, kiedy byli w jednym pomieszczeniu łypał na córkę groźnie, jakby spodziewał się kolejnego wyskoku. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że dobry nastrój nie dopisywał mu także w obecności Amber. Chociaż ta nieustanie się do niego mizdrzyła. Ostatecznie, a dokładniej po południu, dała sobie spokój i wyszła spotkać się z przyjaciółką. Zanim jednak opuściła mieszkanie posłała Ecili jadowite spojrzenie.
Jeśli chodzi o kochankę ojca, to Ecila była z siebie zadowolona. Z tego co się zdążyła zorientować poprzedni wieczór był katastrofą, a Amber spędziła go głównie w łazience. Przez noc jednak dolegliwości ustąpiły, więc późnym rankiem znów mogła męczyć każdego swoją obecnością.
Po milczącym obiedzie nastolatka zamknęła się w swoim pokoju i zasiadła przed komputerem. Już chciała przegrać ze swojej komórki na pendrive'a podsłuchaną rozmowę Amber, kiedy przypomniała sobie, że Tom zabrał jej telefon. Przeklęła w myślach. Wcześniej planowała podrzucić ojcu kopertę z nagraniem i wyciągiem z konta Amber oraz wezwaniem do zapłaty, żeby mógł się dowiedzieć o prawdziwych zamiarach kobiety, ale jej plan spalił na panewce.
Zdenerwowanym krokiem przemierzyła sypialnię, zastanawiając się co zrobić. Pierwszym co wpadło jej do głowy było wykradzenie komórki. Tylko na chwilę, oczywiście. Później szybko podrzuciłaby ją z powrotem. Jednak w mgnieniu oka uzmysłowiła sobie, że to nie jest takie proste. Głównie dlatego, że nie wiedziała, gdzie jej ojciec dokładnie ją schował, a przeszukiwanie całego jego pokoju wydawało się niewykonalne, zawłaszcza gdy był w mieszkaniu.
Niezadowolona usiała na łóżku i podciągnęła kolana pod brodę. Jej czas, kiedy mogła najbardziej namieszać w związku Thomasa i Amber, dobiegał końca. W poniedziałek wracała Jane, a dziewczyna miała znów zamieszkać w domu. Co prawda, mogła przestać się wtrącać i czekać aż romans pomiędzy parą zakończy się sam, ale ambicje oraz upór Ecili stanowiły poważną przeszkodę. Po prostu dziewczyna nie zamierzała zostawiać tej sprawy niedokończonej, za bardzo zaangażowała się w to „rozbijanie”.
Frustracja – uczucie, którego Ecila wręcz nie znosiła, przepełniało ją i sprawiało, że nastolatka robiła się coraz bardziej nerwowa.
W końcu wymaszerowała z pokoju, udając się prosto do Thomasa. Zawsze istniała szansa, że udawana skrucha i kajanie się może zmiękczyć ojcowskie serce.
Tom siedział na fotelu w swojej sypialni i czytał książkę. Kiedy nastolatka przekroczyła próg, podniósł na nią wzrok i uważnie jej się przyjrzał. Wyglądała na smutną i odrobinę poddenerwowaną. Mięła w rękach rąbek koszuli w kratę, rzucając mężczyźnie niespokojne spojrzenie.
— Wejdź, Alice i powiedz o co chodzi.
Ecila usiadła na brzegu schludnie zaścielonego łóżka i utkwiła oczy we własnych butach, próbując wyglądać na przygnębioną.
— Chodzi o to, że ja... — zaczęła, podnosząc głowę, by popatrzeć na tatę. — Chciałam przeprosić. Wiem, że zachowałam się nieodpowiedzialnie i bardzo cię zmartwiłam. Jeszcze raz przepraszam.
Thomas odłożył książkę na stolik i uśmiechnął się.
— Cieszę się, że zrozumiałaś.
Dziewczyna szybko uciekła wzrokiem, nie mając za bardzo pojęcia jak zacząć temat tego nieszczęsnego, zarekwirowanego telefonu. Usłyszała ciężkie westchnięcie.
— Przyszłaś nie tylko, żeby przeprosić, prawda?
— No cóż...
Tom uniósł brwi, a jego usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.
— Bardzo sprytnie moja droga córeczko. Bardzo sprytnie.
— Tato — jęknęła, spoglądając na ojca błagalnie.
— Nic z tego, Alice. Komórka zostaje u mnie, przyjemniej do powrotu Jane, a później zastanowimy się co z tobą zrobić.
Słysząc to, Ecila natychmiast zerwała się z łóżka, porzucając rolę biednej, pokrzywdzonej dziewczynki.
— Nie możesz! — krzyknęła. — Obiecałeś, że nic nie powiesz mamie.
Thomas z pozornym spokojem przyglądał się córce. Pozornym, bo Ecila szybko dostrzegła, czające się za maską opanowania, zdenerwowanie.
— Nic ci nie obiecywałem. Powiedziałem, że się zastanowię i zastanowiłem się. Jane powinna poznać prawdę.
Nastolatka założyła ręce na piersi, szykując się do walki słownej.
— Ta, jasne. Ciekawe odkąd robisz to, co powinieneś w przypadku mamy. Myślisz, że nie wiem jak wyglądało wasze małżeństwo? Myślisz, że nie słyszałam waszych kłótni? Myślisz, że nie słyszałam jak trzaskałeś drzwiami i wybiegałeś w nocy z domu, a mama płakała? Wszystko słyszałam!
— Nie masz pojęcia o czym mówisz — powiedział Tom, powoli unosząc się z fotela.
Już nie był taki spokojny, a Ecila z satysfakcją obserwowała jak policzki zabarwiają mu się rumieńcem złości.
— Oczywiście, jestem przecież tylko głupią smarkulą, która nic nie rozumie, tak?
— Alice...
— Nie! Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać. Nigdy ci tak naprawdę nie powiedziałam co o tobie myślę, ale chyba najwyższa pora. Otóż, mój drogi tatusiu, jesteś hipokrytą! Wściekasz się na mnie i karzesz za coś, co twoim zdaniem było okropne i bezmyślne, a co z tobą? Odkąd to ty jesteś taki święty, co? Dlaczego niby z mamą się rozwiedliście?
— To są sprawy dorosłych.
— Jestem wystarczająco dorosła! — wykrzyczała. — I nie jestem ani ślepa ani głupia. Doskonale wiem, że zdradzałeś mamę z kim popadnie! Ciekawa jestem...
— Nie waż się tak do mnie odzywać! — przerwał jej zdenerwowany ojciec.
—... ile kobiet przeleciałeś zanim się rozstaliście!
Zapadła cisza. Ecila czuła jakby dostała gorączki. Oddychała ciężko, policzki jej płonęły, a ręce same układały się w pięści. Natomiast Thomas zbladł. Stał tylko i patrzył na córkę z zaciśniętymi wargami, powstrzymując się od krzyku. Jego oczy przypominały lód. Minęła jedna minuta i druga. Zegar w sypialni tykał głośno, ale Ecila słyszała tylko szumiącą w głowie krew.
— Myślę, że powinnaś iść do swojego pokoju, Alice — odezwał się chłodno Tom. — Idź, uspokój się i radzę ci nigdzie dzisiaj nie wychodzić.
— Oczywiście, ty przecież najlepiej wiesz jak trzeba się zachowywać — powiedziała dziewczyna, przez zaciśnięte zęby.
Twarz mężczyzny stężała, a mięsień na policzku zadrgał niebezpiecznie. Ecila ruszyła do wyjścia, ale zatrzymała się z dłonią na klamce. Kierowana wrodzoną złośliwością odwróciła się i powiedziała:
— Los bywa przewrotny, więc uważaj z kim się wiążesz, tato, bo później możesz bardzo tego żałować.
Ecila trzasnęła drzwiami i po chwili znów była w swoim pokoju. Gniew wciąż płynął w jej żyłach, powoli stygnąc niczym lawa. Nie spodziewała się po sobie aż takiego wybuchu. Nie planowała go. I właśnie dlatego była taka zła. Zawsze panowała nad sobą. Postępowała zgodnie z wymyślonym planem. Aż do teraz.
Uderzyła dłonią w blat biurka tak mocno, że w oczach pojawiły się łzy. Ocierając je położyła się na łóżku, zwinęła w kłębek i zapatrzyła na żyrandol w kształcie kuli, wykonany z białych piórek. Postanowiła, że nie ruszy się, dopóki czegoś nie wymyśli.
Wściekłość jaką jeszcze niedawno czuła słabła aż w końcu całkiem minęła, ale uraza do Toma została. Ecila podjęła decyzję o wycofaniu się z próby rozdzielenia ojca i Amber, stwierdzając, że jeśli da się on podejść kobiecie, to skutki tego będą dla niego najlepszą nauczką. Już sobie wyobrażała minę Thomasa, gdy kochanka poinformuje go o dziecku.
Ta wizja odrobinę poprawiła humor dziewczyny, ale wtem usłyszała pukanie i w drzwiach pojawił się nie kto inny jak jej ojciec.
— Muszę wyjść na godzinę do kliniki — powiedział.
On także wyglądał już na całkiem spokojnego, ale dystans w jego głosie sugerował, że dokładnie pamięta każde słowo wypowiedziane przez córkę.
— W porządku.
— Nie wychodź z mieszkania.
— Jasne.
— Twój telefon zabieram ze sobą, więc możesz przekopać całą moją sypialnię, a go nie znajdziesz.
— Super, właśnie to chciałam zrobić.
Tom zacisnął szczękę i zamknął za sobą drzwi.
Ecila czekała. Nie miała wątpliwości, że naprawdę zabrał ze sobą jej komórkę, ale to nie był już problem. Thomas musi sobie sam poradzić z Amber. Nie zamierzała jednak nic nie robić. Obecnie jej najważniejszym celem stał się James.
James, chłopak na którym zależało Alice. Podobno jej zależało. Starszy brat jej przyjaciółki, kolega z dzieciństwa, pozornie nieosiągalny. Idealne zajęcie na niedzielny wieczór.
Ecila uśmiechnęła się do siebie i po upływie dziesięciu minut od wyjścia jej ojca z mieszkania, ona także je opuściła. Dziewczyna szła szybkim krokiem, aby jak najprędzej schronić się pod daszkiem przystanku autobusowego. Zapowiadało się na burzę. Wiatr targał ciemne włosy Ecili, a po chwili poczuła na twarzy zimne krople.
***
James siedział u siebie w salonie i bawił się pilotem, szukając w telewizji jakiegoś ciekawego programu. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Był zaskoczony, bo nie spodziewał się żadnych gości. A jego zaskoczenie wzrosło, gdy otworzył drzwi i zobaczył w nich Alice.
Stała u progu jego mieszkania ubrana w jeansowe spodnie i mokrą, czerwoną koszulę w kratę. Ciemne włosy przylepiły się jej do twarzy, a krople wody kapały na podłogę. Na dworze musiała być niezła ulewa skoro dziewczyna tak wyglądała.
Alice? Co ty tu robisz? Co się stało?
Mogę wejść? — zapytała, zaciskając przy tym drobne dłonie na pasku torebki.
Tak, jasne. Wchodź — powiedział James, otwierając szerzej drzwi i wpuścił Alice do środka.
Wczoraj stało się coś strasznego — zaczęła nastolatka, idąc za chłopakiem, który prowadził ją do salonu. — Byłam na koncercie takiego Matta, kolegi z mojego sąsiedztwa, a później poszłam na imprezę do jego kolegi.
James zmarszczył brwi.
Ktoś coś ci tam zrobił?
Nie, nie. Ja po prostu... ja widziałam... tam ten kolega Matta, Robert, to on robił imprezę...on... my się bawiliśmy i... i Robert przedawkował narkotyki. James, on nie żyje. Policja przesłuchiwała nas do rana.
Brunet patrzył jak Alice ociera wilgotną twarz, a później odgarnia włosy z czoła. Nie do końca rozumiał, co się działo. Jaka impreza? Jaki Matt? Jaki Robert? Jakie narkotyki? Co z policją?
James, ja nie wiem co robić. Tata się wkurzył. A ja tylko chciałam się dobrze bawić, a... a tu Robert nie żyje. Lekarze mu nie pomogli... James...
Chłopak nie mógł patrzyć jak siedemnastolatka się rozkleja, a jedyne co przyszło mu do głowy, to ją przytulić. I tak zrobił.
Spokojnie, Alice. Już dobrze — mówił, głaszcząc wilgotne włosy dziewczyny. Najważniejsze, że tobie nic nie jest.
Ecila skorzystała z okazji i uczepiła się mocno Jamesa. Jak widać jej plan skutkował. W końcu jednak oderwała się od chłopaka i wymruczała, udając zażenowanie:
Jestem kompletnie mokra. Na dworze strasznie pada.
Jak chcesz to możesz skorzystać z łazienki. W szafce znajdziesz czysty ręcznik i co tam sobie chcesz, a ja przygotuję gorącą czekoladę. Przyda ci się.
Ecila uśmiechnęła się i pokiwała głową.
Mieszkanie Jamesa było małe. Składało się tylko z kuchni, salonu, sypani, łazienki i toalety. A z tego co wiedziała Ecila, chłopak wprowadził się tu zaraz po ukończeniu osiemnastu lat, gdy postanowił się uniezależnić i stać go było tylko na niewielką kawalerkę. No i tu został.
Dziewczyna wkroczyła do łazienki wyłożonej błękitnymi kafelkami. Znajdowała się tam kabina prysznicowa, pralka, szafka, umywalka i lustro, czyli wszystko to, co najpotrzebniejsze. Otworzyła szafkę i zobaczyła, że na wyższej półce znajdują się przybory kąpielowe, maszynka, woda po goleniu, jakieś perfumy, a na niższej ręczniki. Wyjęła jeden z nich – żółty w zielone paski. Pozwoliła sobie też pożyczyć szampon do włosów o miętowo-cytrynowym zapachu, mając nadzieję, że James nie będzie miał nic przeciwko. Jej włosy zawsze koszmarnie wyglądały po „deszczowym prysznicu”, a teraz wyjątkowo zależało dziewczynie na dobrej prezencji. Miała zamiar uwieść Jamesa, udowodniając tym samym Alice, że ta zdecydowanie woli jego niż Matta, a on pragnie jej. 
Kiedy umyła już głowę i dobrze wytarła ją ręcznikiem, zajęła się swoją twarzą. Niechętnie spojrzała w lustro, obawiając się, że zobaczy w nim znajomą blondynkę. Jednak zamiast niej ujrzała brunetkę z rozmazanym makijażem. Skrzywiła się na myśl, co o niej mógł pomyśleć jej gospodarz, ale zaraz stwierdziła, że skoro ją przytulił i pocieszał nie było najgorzej. A co najważniejsze nie przegonił z mieszkania.
Jak się okazało wystarczyły woda i mydło, by doprowadzić twarz do porządku. Z torebki wyjęła też niedużą kosmetyczkę i poprawiła makijaż. Użyła tylko trochę pudru, tuszu do rzęs i balsamu o smaku wiśniowym, który nadał jej ustom ładny, delikatny kolor.
Przez chwilę zastanawiała się co zrobić z mokrym ubraniem. Nie sądziła, by dobrym pomysłem było pojawienie się w salonie w samym ręczniku. Może i chciała udowodnić, że podoba się Jamesowi, a on podoba się Alice, ale nie w ten sposób. Rozwiązanie tego małego problemu szybko się znalazło. Ecila zauważyła wiszący na wieszaku, niedaleko drzwi, granatowy szlafrok. Założyła go, a swoje spodnie i bluzkę zostawiła na kaloryferze, aby wyschły.
W czasie, gdy siedemnastolatka była w łazience James zajmował się robieniem gorącej czekolady dla Alice i kawy dla siebie. Kiedy wszystko było gotowe postawił na tacy dwa kubki i ruszył do salonu. Nie zdążył jeszcze przekroczyć progu pomieszczenia, a w oczy rzuciła mu się ciemnowłosa dziewczyna w jego granatowym szlafroku, leżąca wygodnie na jego brązowej kanapie i wpatrująca się w jego telewizor. Nagle oderwała wzrok od ekranu i spojrzała prosto na niego. Jej twarz rozświetlił lekki uśmiech, a stopa, którą wcześniej machała, znieruchomiała. Obserwowała go, gdy szedł, a kiedy postawił tacę na stoliku przed nią, opuściła nagie nogi na podłogę, robiąc mu miejsce obok siebie.
Proszę. — Podał Alice czerwony kubek w białe kropki, a następnie usiadł tuż przy niej.
Dzięki — odpowiedziała, wąchając słodką woń czekolady. — Wciąż masz kubek ode mnie.
James zerknął na naczynie, które trzymał w dłoniach. Dostał je od Alice dwa lata temu. Nie było to nic wielkiego, ale lubił ten kubek z napisem: Mężczyźni też mają uczucia. Głód i pragnienie na przykład.
Nie mam w zwyczaju wyrzucać prezentów.
Przepraszam, że tak ci się zwaliłam na głowę, ale nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
James uśmiechnął się ze zrozumieniem, a dziewczyna upiła łyk czekolady. Wyglądała już odrobinę lepiej.
Mmm... Pyszna.
Do usług — zażartował i zajął się swoją kawą.
Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu, zerkając co chwilę na siebie.
Jak się czujesz?
Ecila wzruszyła ramionami. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć, a jednocześnie wcale nie chciała drążyć tematu Roberta. Szczerze mówiąc, wspomniała o wczorajszej imprezie tylko w ramach usprawiedliwienia dla swojego nagłego przybycia.
Trochę mi lepiej. Nie chciałam siedzieć w domu sama i się zamartwiać.
Dobrze znałaś się z tym chłopakiem, który...
Niezbyt dobrze. Lepiej znałam jego kolegę, Matta. Ale mimo wszystko, gdy widzisz na własne oczy śmierć kogoś to... to jest straszne uczucie. No i jeszcze ci policjanci.
Dziewczyna ścisnęła mocniej kubek, nie odrywając wzroku od gorącej czekolady. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że James ją obserwuje.
Twojego taty nie ma w domu?
Kiedy wychodziłam to go nie było — odpowiedziała zgodnie z prawdą. — James?
Co jest?
Chciałabym cię o coś prosić.
Podniosła wzrok na chłopaka i posłała mu błagalne spojrzenie. Spojrzenie, któremu trudno było odmówić.
O co?
Mogłabym u ciebie przenocować?
James przez chwilę wpatrywał się w granatowe oczy dziewczyny, zastanawiając się czy wcześniej nie były one błękitne.
Może to przez zmianę koloru włosów, tak mi się wydaje — pomyślał.
Mogę zostać?
Oczywiście, że możesz — odparł szybko, gdy dotarło do niego ponowione pytanie. — Nie mam zamiaru wypuszczać cię w deszcz.
Ecila uśmiechnęła się i upiła kolejny łyk czekolady. Jej wzrok spoczął na telewizorze.
Możemy coś obejrzeć? Chętnie oderwałabym myśli od wszystkich zmartwień.
James odstawił swój kubek z kawą i podszedł do szafki z telewizorem. Na dole znajdowała się półka wypełniona płytami z filmami.
Na co masz ochotę? Na jakąś komedię?
Ecila także zostawiła kubek na stoliku i podeszła do chłopaka. Usiadła obok niego na podłodze i zaczęła przyglądać się tytułom filmów.
Co my tu mamy — mruczał. — „Głupi i Głupszy”, „Bruce Wszechmogący”, „Kevin sam w domu”, „I kto to mówi”, „50 pierwszych randek”, „Czego pragną...
— „Piękna i Bestia”. Chcę to!
James popatrzył na dziewczynę sceptycznie.
Chcesz oglądać bajkę?
A masz coś przeciwko? — zapytała buntowniczo, krzyżując ręce na piersi. — Przypominam ci tylko, że to ty masz to w swojej kolekcji filmów.
Chłopak wziął do ręki pudełko z bajką i pomachał nim przed nosem nastolatki.
Właściwe to ta płyta należy do mojej uroczej, sześcioletniej kuzynki Grace.
No okey, ale to nie oznacza, że nie możemy obejrzeć „Pięknej i Bestii” — upierała się.
James uśmiechnął się złośliwie.
Nie sądzisz, że jesteś za duża na bajki?
Nie — odparła Ecila i wyciągnęła rękę po płytę, ale James schował ją za swoimi plecami.
Dziewczyna zacisnęła usta, słysząc jak się wesoło śmieje. Z jednej strony uznała to za zabawne, a z drugiej odebrała jako swoiste wyzwanie.
A ty nie sądzisz, że jesteś za duży, żeby się ze mną tak przekomarzać?
Eee... Nie — powiedział i uniósł pudełko wysoko nad głową. — Jeśli chcesz bajkę, to musisz mi ją najpierw odebrać, ale ostrzegam, nie oddam jej bez walki.
Ecila popatrzyła na chłopaka pobłażliwie, posyłając mu przy tym lekki uśmiech.
Wcześniej nie wierzyłam, że faceci później dorastają, ale ty skutecznie mnie do tego przekonałeś.
James znów się zaśmiał, machając pudełkiem, najwyraźniej nie urażony dogryzaniem Ecili. Był zbyt wysoki, by dziewczyna mogła po prostu sięgnąć po płytę, ale szybko wymyśliła inny sposób. Postanowiła skorzystać z chwilowej nieuwagi chłopaka i pociągnęła go na ziemię. Przygniotła do podłogi całym swoim ciężarem i wyciągnęła dłoń po płytę. Już miała ją w ręce, gdy nagle brunet zaczął ją łaskotać. Pisnęła i natychmiast odsunęła się od niego. To było jak cofnięcie się w przeszłość. Czuła jakby znów miała osiem lat i bawiła się z Jamesem.
To nie fair — oburzyła się, odgarniając włosy z twarzy.
Nie? A nie słyszałaś, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone?
Ecila uśmiechnęła się szeroko. Coraz bardziej zaczynała podobać się jej ta zabawa. Kto wie, gdzie ich zaprowadzi.
Mam rozumieć, że wypowiadasz mi wojnę?
W odpowiedzi James pomachał pudełkiem z filmem. Jego oczy błyszczały wesoło.
A dalej tego chcesz?
Nie. Już nie.
Zaskoczyła go. Uniósł brwi do góry, a następnie zbliżył się do półki z płytami.
To co chcesz oglądać?
Ecila pochyliła się nad ramieniem chłopaka. Jej ciemne włosy muskały twarz Jamesa. Ładnie pachniał.
Hmm... może to — powiedziała.
— „Zamiana ciał”? — zapytał i sięgnął po pudełko, a wtedy Ecila chwyciła płytę z bajką.
Ha! — krzyknęła i odskoczyła jak najdalej od Jamesa, jakby bała się, że ten zaraz rzuci się za nią w pogoń.
Oszukałaś mnie? — Nie mógł uwierzyć.
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, pamiętasz?
Oboje zaczęli się śmiać. Chłopak wyciągnął rękę.
Daj, włączę film.
Ecila pokręciła głową, bo dostrzegła w jego oczach podejrzany błysk. Chciał ją oszukać.
Nie wierzę ci. Może to kolejna sztuczka?
James zrobił zdziwioną minę i zaczął powoli iść w kierunku nastolatki. On szedł do przodu, a ona się cofała. Z boku musiało to wyglądać jak dziwaczny taniec.
Nie zbliżaj się. Sama potrafię obsługiwać się odtwarzaczem DVD.
Ale myślę, że skoro to... — nie dokończył, bo w tej chwili rzucił się w stronę dziewczyny, chcąc zabrać jej płytę.
Ecila odskoczyła do tyłu, o mało co nie przewracając się na stolik. Jednak James zdążył chwycić ją za dłoń i pociągnął do siebie. Zachwiali się i zaraz upadli na podłogę. Dziewczyna z zaskoczeniem stwierdziła, że leży na chłopaku, a jej twarz znajduje się kilka cali od jego twarzy.
Rzuciłeś się na mnie — wykrztusiła, z trudem łapiąc powietrze.
Ty rzuciłaś się na mnie wcześniej i jeszcze mnie perfidnie oszukałaś — mruknął. — Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
Ecila uniosła się odrobinę do góry, ale nie zeszła z Jamesa. Właściwie to odpowiadała jej ta sytuacja. Uśmiechnęła się do bruneta i odparła:
Niestety, nie mogę się wytłumaczyć, ponieważ nie jestem teraz sobą.
Chyba nie do końca rozumiem.
Roześmiała się, a jej oczy rozbłysły wesoło.
To cytat z „Alicji w Krainie Czarów”.
Aha, czyli dzisiaj jesteś Alicją w Krainie Czarów — powiedział James, odgarniając z jej czoła wilgotny kosmyk włosów. — A już zaczynałem myśleć, że bohaterką „Zakochanej złośnicy” i próbujesz mnie zabić.
A wolałbyś, żebym była zakochaną złośnicą?
Na twarzy Jamesa wypełzł uśmiech. Chyba nie tylko ona się dobrze bawiła. Ciekawe, bardzo ciekawe.
No nie wiem, to mogłoby być groźne — powiedział z poważną miną.
Ecila oparła się na łokciu, a drugą ręką przeczesała włosy chłopaka. Po chwili jej dłoń znalazła się na męskim policzku. Pod palcami czuła szorstkość zarostu. Opuszkiem obrysowała kształt warg Jamesa, które rozchyliły się lekko pod jej dotykiem. Poczuła ciepło jego oddechu.
Sądzisz, że jestem groźna? — wyszeptała Ecila, pochylając się nad nim, zaglądając prosto w brązowe oczy.
Źrenice mu się rozszerzyły. Pachniał miętą, cytryną, ale trochę i dymem papierosowym. Przez chwilę zastanawiała się czy wyczuł on znajomy zapach szamponu, który użyła bez jego wiedzy. Jej usta były coraz bliżej aż w końcu zetknęły się z rozchylonymi wargami Jamesa. Smakował kawą.
To był delikatny pocałunek, zaledwie muśnięcie, ale odebrał chłopakowi całe powietrze. Sam się zdziwił, że to możliwe. Kiedy Alice uniosła głowę jej oczy jaśniały. Były zaskakująco błękitne, zupełnie takie jak sprzed lat. A może to była tylko iluzja?
Jesteś... bardzo groźna — powiedział zduszonym głosem.
Naprawdę brakowało mu tchu. To było tak, jakby ta mała osóbka zabrała cały tlen albo w jakiś dziwny sposób zakłóciła prace jego płuc.
Lub mózgu — pomyślał.
Coś ty ze mną zrobiła?
Kilka długich kosmyków załaskotało go po policzku i nosie, a ucho owiało ciepłe powietrze, gdy dziewczyna wyszeptała:
Zaczarowałam cię. W końcu jestem Alicją w Krainie Czarów.
James zauważył, że przymknęła powieki, a na jej jasnej skórze pojawił się lekki rumieniec. Uśmiechała się słodko.
To chyba nie fair — powiedział, ale w jego głosie nie było słychać wyrzutu.
Ecila spojrzała w błyszczące oczy Jamesa. Szczerze mówiąc, było jej jakoś dziwnie. Wewnątrz niej było pełno skrajnych emocji. Alice szalała. Czuła podekscytowanie, strach, zniecierpliwienie, niezdecydowanie, ale i coś jeszcze. Coś silnego. To wszystko było bardzo przytłaczające, zwłaszcza że część tych uczuć należała do jej alter ego.
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone — przypomniała.
James wziął głębszy oddech, wyraźnie to poczuła. Oboje pożerali się wzrokiem, jakby nie widzieli się od lat i przez koleje tysiąc mieli nie zobaczyć.
To nadal wojna?
Nie sądzę — mruknęła, chociaż w jej wnętrzu toczyła się zażarta walka.
Alice?
Jestem tu — odpowiedziała, ale tym razem już nie Ecila. To były słowa prawdziwiej Alice.
On uniósł głowę, a ona się pochyliła. James oplótł jej plecy rękami, przyciskając mocniej do siebie. Drobne dłonie dziewczyny znalazły się w jego włosach. Niesamowicie miękkich, pachnących szamponem. Całowali się, a smak ich pocałunków był słodko-gorzki, zupełnie jak aromat kawy i czekolady, unoszący się w powietrzu. Ledwo słyszeli odgłosy padającego deszczu oraz dźwięk grzmotu, który się rozległ za oknem. Bicie ich serc było zdecydowanie głośniejsze niż burza szalejąca na dworze.
Oderwali się od siebie, gdy zaczęło im brakować tchu. Okazało się nagle, że dziewczyna leży na podłodze, a James na lewym boku, lekko pochylając się w jej stronę. Chyba żadne z nich nie miało pojęcia jak zmienili pozycję.
Oboje zarumienieni, ciężko oddychając, patrzyli na siebie w milczeniu. Błękitna koszula Jamesa była wygnieciona, a szlafrok siedemnastolatki rozchylił się, by pokazać jej dekolt i czarną koronkę biustonosza. Przez dłuższą chwilę chłopak jak zaczarowany obserwował unoszącą się i opadającą klatkę piersiową brunetki.
Gapisz się na mnie — usłyszał i zaraz spojrzał na zarumienioną twarz Alice.
Tylko trochę — odpowiedział, a ta roześmiała się.
Ecila z trudem odzyskała kontrolę nad ciałem, starając się wepchnąć Alice w głębsze zakamarki umysłu. To było jeszcze bardziej męczące i niepokojące niż ich walka w łazience Roberta. Jednak nie zamierzała rezygnować z rozpoczętej zabawy. Jej ręka powędrowała do guzików koszuli Jamesa i zaczęła je rozpinać. Powoli, jeden po drugim.
Co robisz? — zapytał zaciekawiony.
Zgadnij — powiedziała, podnosząc się szybko i cmokając chłopaka w usta.
James zanurzył nos we włosach dziewczyny. Wodził nim po jej szyi, co raz składając mały pocałunek na delikatnej skórze.
Używałaś mojego szamponu — wymruczał, całując brunetkę w zagłębieniu gardła.
Brawo, Sherlocku — odezwała się Ecila, czując zadziwiająco narastające ciepło i lekkie mrowienie w miejscu pocałunku.
Jedna dłoń chłopaka zjechała po jej szyi, dekolcie aż do koronki biustonosza. Opuszkami palców zaczął wodzić po jej brzegach, a następnie z lekkim wahaniem sięgnął do paska szlafroka. W tym czasie dziewczynie udało się rozprawić ze wszystkimi guzikami koszuli, a jej dłoń mogła spocząć na sercu Jamesa. Biło jak szalone. Zupełnie jak jej własne.
Nim się obejrzeli znów się całowali. Coraz bardziej szaleńczo, namiętnie bez wstydu i zahamowań. Ponownie oddechy stały się cięższe, ciała gorące, a serca wybijały wspólny rytm. Wydawało im się, że czas nagle stanął w miejscu, a Ziemia zaczęła obracać się w zupełnie inną stronę. A może teraz to Słońce krążyło wokół ziemskiego globu?
Co my robimy, Alice? — zapytał James, wpatrując się w błękit oczu dziewczyny.
Po prostu żyjemy — odpowiedziała Alice, która w trakcie pocałunków znów przejęła ster. — I podoba mi się to.
James roześmiał się i sprawnym ruchem podniósł siedemnastolatkę, a ona objęła go mocno za szyję. Ich usta połączyły się, skazując tym samym tę dwójkę na zatracenie. Chłopak wzmocnił uścisk, jakby bał się, że upuści tak cenny skarb. Ale ona nie miała zamiaru nigdzie się ruszać. Złapała w garść materiał koszuli Jamesa i przyciągnęła się jeszcze bliżej niego. Krew szumiała im w głowach, a świat dookoła wydawał się zamazany jakby byli pijani. I byli. Ich słowa, dotyk, muśnięcie warg. To wszystko było odurzające. Męska dłoń zacisnęła się na udzie Alice, a ona wzięła drżący oddech. Jednak chłopak nie pozwolił na zbyt długie przerwanie pocałunku. Wydawało mu się, że jest im on teraz bardziej potrzebny niż tlen. Część jego mózgu zarejestrowała, że popchnął drzwi nogą i obecnie znajdują się w sypialni.
W środku było znacznie ciemniej niż w salonie. Pokój rozjaśniała tylko smuga światła, dostająca się przez otwarte drzwi i błysk pioruna, który raz po raz przecinał nocne niebo.
Alice zorientowała się, gdzie jest dopiero, gdy poczuła pod sobą miękkie posyłanie, pachnące proszkiem do prania. Nie wiedziała czy to przez obecność Ecili, ale czuła się wyjątkowo odważna i zdecydowana. Szybkim ruchem pozbawiła Jamesa koszuli i przyciągnęła go bliżej siebie. Był taki wspaniały i ciepły.
Spokojnie, kochanie, spokojnie — wyszeptał, ale w jego oczach był ten sam żar i pragnienie jakie odczuwała dziewczyna.
Błyskawica przeszyła niebo i James dostrzegł jasną skórę Alice, okrytą tylko bielizną. Nie miał pojęcia jak mógł wcześniej uważać ją za dziecko. Właściwie jeśli miał być ze sobą szczery, to już od jakiegoś czasu nie widział w niej dziecka. Może i była przyjaciółką jego młodszej siostry, ale nie wyglądała jak dziecko. Wyglądała... pięknie.
Co powiedziałeś? — zapytała z zaskoczonym uśmiechem.
W ciemności oczy Jamesa wydawały się prawie czarne. Jednak, kiedy znów w pokoju pojaśniało, Alice dostrzegła znajomy brąz. Wpatrywał się w nią z uśmiechem błąkającym się na ustach i z takim niesamowitym ciepłem, że dziewczynie zaparło dech. Po raz pierwszy pomyślała, że może ma on szansę ją pokochać.
James nie miał pojęcia, co przed chwilą powiedział głośno, ale zaraz słowa wypłynęły z ust bez jego woli.
Wyglądasz pięknie. Magicznie.
Pochylił się i objął jej twarz swoimi dłońmi. Delikatnie, ostrożnie jakby trzymał w rękach coś niezwykle cennego i kruchego. A później złożył na ustach Alice słodki pocałunek, który sprawił, że dziewczyna mimowolnie zamknęła oczy. I kolejny pocałunek na zarumienionych policzkach. I kolejny na jej nosie. I kolejny na powiekach. I kolejny na czole.
James nie wyraził swoich uczuć słowami. Nie wspomniał nic o miłości. Jedak Alice już nie potrzebowała żadnych zapewnień. Znała go zbyt dobrze, by wiedzieć, że woli działać niż mówić. Teraz była pewna, że on ją kocha, a ona kocha jego. Nie Matta. Nie Lucasa. Nie żadnego innego chłopaka. Tylko Jamesa. To zawsze był James. 

Obserwatorzy