Layout by Raion

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 19


"Zemsta jest dla ust najsłodszym kęsem, 
jaki kiedykolwiek ugotowany został w piekle."

Walter Scott "The Heart of Midlothian"

Jane stała na korytarzu z zapakowaną walizką i nerwowo szperała w torebce, sprawdzając czy niczego ważnego nie zapomniała. Ostatnio była trochę rozkojarzona, a wczorajsza rozmowa z córką dodatkowo wyprowadziła ją z równowagi. Kobieta wiedziała, że pewnie zachowuje się absurdalnie, ale nadzwyczaj dobre relacje Alice z Thomasem zaczynały powoli ją niepokoić i irytować. Czuła, że córka oddala się od niej, a ona nie może nic na to poradzić. Do tego najbliższe kilka dni Alice miała spędzić ze swoim ojcem, a kto wie, możliwe że również z Amber.
— Wszystko w porządku, mamo? — zapytała brunetka, uważnie przyglądając się rodzicielce, która kurczowo zaciskała drobne palce na pasku torebki.
— Oczywiście, kochanie — powiedziała Jane, prostując się i posyłając nastolatce wymuszony uśmiech.
— Nie musisz się o mnie martwić.
— Każda matka martwi się o swoje dziecko — odparła kobieta, schylając się po walizkę.
Ecila podeszła do drzwi i otworzyła je, a później pomogła mamie zabrać się ze wszystkim. Gdy blondynka siedziała już w samochodzie, siedemnastolatka wyczuła, że jest czymś bardzo zdenerwowana.
Jane włożyła kluczyk do stacyjki, ale go nie przekręciła, a zamiast tego otworzyła drzwi. Jej córka zrobiła zdziwioną minę, na co kobieta powiedziała tylko:
— No co? Jeszcze się nie pożegnałyśmy.
— Mamo — zaśmiała się dziewczyna. — Przecież nie ruszasz na wojnę. To tylko kilka dni.
Mimo wszystko obie panie przytuliły się i ucałowały w policzek.
— Uważaj na siebie, kochanie. Bądź grzeczna. Wolałabym nie słyszeć o żadnych kłopotach kiedy wrócę. Będę dzwonić.
— Ja i kłopoty? Przecież to do mnie niepodobne — powiedziała Ecila z uśmiechem.
Kobieta przyjrzała się córce sceptycznie, a później znów siedziała w samochodzie. Nastolatka machała do niej i chyba nawet coś krzyknęła, ale zagłuszył ją dźwięk odpalanego silnika. Jane chciała odsunąć szybę i poprosić, by powtórzyła, ale dziewczyna zaczęła się cofać w stronę domu.
No tak, zaraz powinna iść do szkoły pomyślała, ruszając z podjazdu.
***
Tego dnia Ecila wprost nie mogła wysiedzieć na lekcjach. Była zbyt podekscytowana. W głowie wciąż układała kolejne wizje dotyczące zemsty na Amber. Całe szczęście, że nie miała historii, a na biologi nauczycielka postanowiła jej trochę odpuścić. Pewnie gdyby była z nią Ruby, to brunetka musiałaby słuchać ciągłego napominania ze strony przyjaciółki.
Powinnaś się skupić. Co się z tobą dzieje? Przecież uwielbiasz biologię, więc dlaczego...
Tyle że jej tu nie było. To na początku trochę zdziwiło Ecilę, ale kiedy napisała do Ruby, ta odpisała jej, że się źle czuje. Nic nadzwyczajnego, jeśli wziąć pod uwagę to, że szatynka poważnie zaczęła myśleć o odchudzaniu, stosując się w końcu do drakońskiej diety i szaleńczych ćwiczeń. Ostatnio nawet odstawiła słodycze, które nie raz podjadała. Zresztą nie tylko Ruby zrezygnowała z lekcji. Annabella także, a przynajmniej z dwóch pierwszych. A gdy nareszcie się pojawiła, tłumaczyła Ecili, że strasznie zaspała, co akurat rozśmieszyło siedemnastolatkę. Ann zawsze miała konflikt ze swoimi budzikami, niszcząc co jakiś czas, któryś z nich, kiedy dzwonił zbyt głośno.
— Alice, czemu co chwilę gapisz się na Victorię? — zagadnęła ją przyjaciółka na stołówce.
Ecila natychmiast odwróciła wzrok i spojrzała na Ann. Czemu ciągle przyglądała się Victorii? Sama dokładnie nie wiedziała, ale wydawało jej się, że i blondynka co chwilę na nią zerka. Pewnie ze względu na rozpoczęcie dzisiejszej akcji „Rozbicie związku Romea i Julii”.
Właściwie to mogłabym dać coś skutecznego, dzięki czemu nasza kochana Julia zapadnie w sen. Wieczny sen pomyślała brunetka, ale zaraz przypominała sobie o pierwotnym planie. — Ciekawe jak poradzi sobie jako pani Dolittle.
Alice?
— Co?
— Pytałam co jest takiego fascynującego w Victorii.
— Fascynującego? — fuknęła Ecila. — Chyba irytującego. Wygląda jak mieszanka osła z koniem.
— To dlatego tak się na nią gapisz? — zapytała Ann, śmiejąc się na porównanie, użyte przez przyjaciółkę.
— Może — powiedziała siedemnastolatka. — A może po prostu ćwiczę wzrok bazyliszka.
— To chyba słabo ci idzie, skoro ona się jeszcze rusza.
— No cóż... Praktyka czyni mistrza.
***
Victoria czekała na Alice w umówionym miejscu. Z trudem udało jej się pozbyć natrętnych bliźniaczek, a później zdobyć auto. Miała tylko nadzieję, że te wysiłki się opłacą, bo jej matka coraz bardziej zaczynała wariować na punkcie Toma. Wciąż wychodziła do kosmetyczek, fryzjerów i biegała po sklepach, by mężczyzna padł na jej widok. A jeśli już rozmawiała z córką, to oczywiście tylko na jeden temat, który brzmiał: Thomas Hidden. Nawet teraz, gdy Victoria siedziała w samochodzie przed sklepem zoologicznym, Amber była w jakimś salonie kosmetycznym.
— Gdzie ty, do cholery, jesteś — mruczała z niezadowoleniem spoglądając na zegarek w telefonie.
W końcu zobaczyła ciemnowłosą dziewczynę, wśród morza głów innych przechodniów, która przechodziła przez pasy szybkim, zdecydowanym krokiem.
Vicki wysiadła z pojazdu, oparła się o drzwi i czekała aż Alice do niej podejdzie. Siedemnastolatka po chwili zatrzymała się obok blondynki, a na jej twarzy widać było nieukrywaną ekscytację. Emocje brunetki musiały być zaraźliwe, bo za moment i Victoria uśmiechnęła się szeroko, czując w brzuchu dziwne ożywienie. To było jak nocne wymykanie się na imprezę, na którą rodzice zabronili iść.
— Jaki jest dokładny plan? — zapytała Vicki, kładąc nacisk na słowo: dokładny.
— Zaraz się przekonasz — powiedziała brunetka, kierując się w stronę sklepu zoologicznego.
Po kwadransie dziewczyny wyszły bogatsze o kilka małych zwierzątek, które ostrożnie zapakowały do samochodu.
Przez całą drogę powrotną Ecila nasłuchała się wystarczająco wiele. Jej współpartnerka w „zbrodni” miała wiele obiekcji, co do planu i tych „paskudnych, małych potworków”. Jednak mimo wszystko nie chciała się wycofać, więc siedemnastolatka mogła odetchnąć z ulgą.
Victoria zaparkowała auto jak najbliżej domu i poszła sprawdzić czy jej mamy na pewno nie ma w środku. W tym czasie brunetka mogła się rozejrzeć po okolicy.
Była tu pierwszy raz, ale od razu spostrzegła, że sąsiednie domy nie wyglądają na tanie. Po drugiej stronie ulicy duże wrażenie robiła nie tylko sama budowla, ale i posesja. Ecila przytknęła nos do okna samochodu i przyglądała się zielonym drzewom otaczającym coś na wzór mini pałacu. Nawet same ogrodzenie było eleganckie, ale i jednocześnie solidne, a bramę z pewnością można było otworzyć tylko pilotem.
Dziewczyna po chwili wysiadła i przeszła przez ulicę. Chciała zerknąć z bliska na to cudo architektury. Przez szczeble w ogrodzeniu widziała mnóstwo barwnej roślinności, soczyście zielony, zadbany trawnik i drewnianą altankę. Była tam też fontanna w kształcie słonia z podniesioną trąbą, z której tryskała woda. Jednak to sam dom robił największe wrażenie. Dwupiętrowy z dużymi oknami, balkonem ozdobionym czerwonymi kwiatami oraz tarasem i czterema kolumnami.
Ecila zastanawiała się, kto tam może mieszkać i gdzie pracować. Obstawiała jakiegoś rekina finansjery, bogatą gwiazdę albo reżysera.
— Alice — usłyszała. — Co ty wyprawiasz?
Nastolatka odwróciła się i zobaczyła zdenerwowaną Victorię.
— Kto tam mieszka? — zapytała, wskazując posiadłość za sobą.
— A czy to ważne? I tak nie znasz.
Brunetka obejrzała się ostatni raz i postarała się skupić na swoim planie. Obie dziewczyny wyciągnęły z samochodu trzy pudełka ze specjalnymi otworami i skierowały się w stronę domu Vicki.
Budynek był mniej okazały niż ten po drugiej stronie ulicy, chociaż także wyglądał na luksusowy. Biały, jednopiętrowy, rozległy z wieloma elementami szkła i jasnego drewna. Po jednej ze ścian pięła się winorośl. Przed domem nie znajdowało się zbyt wiele roślin z wyjątkiem klombu czerwonych róż i wysokiego, rozłożystego drzewa. A i w środku nie było gorzej niż na zewnątrz. Szerokie korytarze, przestronne pomieszczenia, jasne ściany, nowoczesny sprzęt i eleganckie meble. Brunetka dałaby sobie rękę uciąć, że w wystroju maczał palce dekorator wnętrz.
— Gdzie jest pokój twojej matki?
— Tam na końcu korytarza — odpowiedziała Victoria, wskazując kierunek dłonią.
Kiedy już trzy pudełka znalazły się pod odpowiednimi drzwiami Ecila poradziła blondynce:
— Lepiej idź się spakuj, a później dokładnie zamknij drzwi. Pamiętaj, że masz...
—... przyczaić się w pobliżu, obserwować czy moja mama nie idzie, a kiedy się wszystko zacznie udawać przerażoną i zaskoczoną. Wiem, pamiętam.
Siedemnastolatka uśmiechnęła się. Musiała przyznać, że ta akcja coraz bardziej jej się podobała. Żałowała, tylko że nie będzie mogła zobaczyć miny Amber. Miała jednak nadzieję, że Victoria wszystko dokładnie jej opowie.
Gdy blondynka oddaliła się, zostawiając Ecilę samą nadszedł czas wkroczenia do gniazda żmii i zostawienie małych podarków. Dziewczyna otworzyła drzwi i zajrzała do środka.
Pomieszczenie różniło się od reszty domu. Ściany pokryte były burgundową tapetą ze złotym szlaczkiem. W kolorze burgunda były także zasłony. Natomiast z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Jednak najbardziej w oczy rzucało się ogromne łóżko z baldachimem. Zarówno pościel jak i baldachim wykonane były z intensywnie czerwonego materiału z wytłaczanymi różami.
Ecila rozglądała się za szafą, ale nie znalazła jej. Zauważyła za to ciemną toaletkę z dużym, zdobionym lustrem, zastawioną różnymi kosmetykami. Wszystkie one pochodziły ze znanych i drogich marek. Dziewczyna odstawiła różową szminkę, której przed chwilą się przyglądała i przeniosła wzrok na dwoje drzwi. Jedne były uchylone i jak się szybko okazało za nimi kryła się garderoba.
Nastolatka musiała przyznać, że po raz pierwszy w życiu, nie licząc sklepów, widzi tyle ubrań w jednym miejscu. Przez jedną ze ścian ciągnęły się półki zastawione butami, w większości szpilkami. Druga ściana była pełna wieszaków z sukienkami, spódnicami, bluzkami, płaszczami i nie wiadomo czym jeszcze. Natomiast na wprost drzwi znajdowało się gigantyczne lustro, sięgające od podłogi do sufitu.
Ecila uśmiechnęła się sama do siebie, zadowolona że znalazła idealne miejsce na pierwszy „prezent”. Wróciła po jedno z pudełek, stojących przed drzwiami pokoju. Po chwili zastanowienia stwierdziła, że uroczy, dość pokaźnych rozmiarów, szary szczur o czarnych oczkach będzie znakomicie czuł się wśród drogich obcasów Amber. Gdy tylko zwierzątko wydostało się z pudełka, rozejrzało się i wdrapało się na jeden z butów, a po chwili ochoczo zabrało się do gryzienia paska.
Kolega pierwszego szczurka, wciąż siedzący w pudełku, popiskiwał cicho, kiedy Ecila wniosła go do łazienki, która jak się okazało była ukryta za drugimi drzwiami. W pomieszczeniu, tak jak w sypialni, dominowała czerwień. Czerwone były płytki, ręczniki, dywanik, a nawet mydło przy umywalce. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem Amber nie jest jakąś wampirzycą. Kto wie, co mogłaby znaleźć w piwnicy. Trumnę, a może krew w butelkach po winie? W końcu ludzie plotkowali, że to ona wykończyła starego męża. A jak wiadomo w każdej bajce jest ziarnko prawdy.
Szczurek znów pisnął, przypominając o swojej obecności. W takiej sytuacji Ecila postanowiła go umieścić w dużej i przestronnej wannie, prawdopodobnie mającej funkcje hydromasażu. Zwierzak nie wyglądał na zbyt szczęśliwego „nowym domem”, bo zaczął szaleńczo biegać w te i z powrotem.
Jednak nastolatka już wyszła z łazienki i udała się po kolejne pudełko. Tym razem było ono większe niż poprzednie, a dziewczyna obchodziła się z nim jeszcze delikatniej. W środku znajdowała się prawdziwa bomba dla zmysłu powonienia, która zaraz miała spocząć na krwiścieczerwonej pościeli. Ecila ostrożnie otworzyła pudełko i czekała. Nic się nie działo. Mężczyzna ze sklepu zoologicznego uprzedzał, że dał zwierzęciu lek, który miał je uspokoić. Brunetka była mu wdzięczna, ale nie mogła czekać w nieskończoność. Miała nadzieję, że kilka chrząszczy pomoże. Ułożyła z nich szlak wiodący od pudełka do poduszki i się odsunęła. Po chwili usłyszała małe chrobotanie i jej oczom ukazał się czarno-biały ssak, który wędrował od jednego smakołyku do drugiego.
— Dobry skunksik — wyszeptała Ecila i powoli zabrała pudełko.
To nie był typowy skunks ze sklepu zoologicznego. Ten posiadał odpowiednie gruczoły, które miały wygnać z domu Amber. A przynajmniej na taki rozwój wypadków liczyła siedemnastolatka.
Zostało ostatnie pudełko i dziewczyna zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, zastanawiając się, co by tu zrobić z cudownymi gryzoniami jakie miała. W oczy rzuciło jej się biurko. Na blacie stał laptop, ale to szafka zainteresowała dziewczynę. Tam mogły zamieszkać jej myszki. Uchyliła drzwiczki i natychmiast po podłodze rozsypały się dokumenty. Ecila przyjrzała się kilku kartkom, ale nie znalazłszy nic ciekawego wepchnęła je z powrotem do szafki. Kiedy już miała otwierać pakunek, zauważyła wezwanie do zapłaty, opiewające na pokaźną sumę.
No proszę, Amber ma długi — pomyślała i szybko zaczęła przeszukiwać kolejne dokumenty.
Udało jej się znaleźć jeszcze ostatni wyciąg z konta bankowego, z którego jasno wynikało, że nawet tam nie było żadnych środków, ale za to niezły debet. To świadczyło tylko o jednym: Amber Thorn była bankrutką.
— Tylko skąd ty masz tyle kasy na ciuchy, kosmetyki i całą resztę — zastanawiała się Ecila.
Nagle do jej uszu dobiegł trzask zamykanych drzwi. Brunetka natychmiast wetknęła wyciąg z konta i wezwanie do zapłaty za pasek spodni, a resztę papierów upchnęła w szafce. Kroki były coraz głośniejsze aż w końcu ucichły, a drzwi do sypialni się uchyliły.
— Alice? — wyszeptała Victorii, zaglądając do środka. — Czy już... O kurde, skunks na łóżku? Wwaliłaś go właśnie tam?
Ecila poprawiła bluzkę, upewniając się, że kartki są dobrze ukryte, a następnie wzruszyła ramionami i odparła:
— Tam chyba twoja matka go nie przegapi.
— Nie ma szans — zaśmiała się blondynka, a później wskazała na pudełko u stóp siedemnastolatki. — A co z tym?
Brunetka uśmiechnęła się szeroko i otworzyła pudełko, z którego wybiegły trzy szare myszy. Victoria zapiszczała i cofnęła się do drzwi.
— Co ty wyprawiasz?!
— Wypuszczam naszych zakładników.
***
Ecila wpatrywała się w nóż ubrudzony czerwoną substancją, ale kiedy usłyszała za sobą kroku natychmiast zanurzyła go w strumieniu ciepłej wody.
— Pomóc ci?
Dziewczyna odwróciła się i zaprzeczyła ruchem głowy, następnie sięgnęła po słoik z dżemem truskawkowym. Schowała go do lodówki, a później zaczęła zbierać talerze.
— Ty robiłeś kolację, to ja sprzątam.
Thomas oparł się o kant stołu i uśmiechnął się.
— Podoba mi się taki układ.
— Mnie też — powiedziała nastolatka, wskazując na mężczyznę widelcem. — Robisz świetne tosty, tato.
— Tosty i naleśniki to moje popisowe dania — odparł z powagą.
— Wiem, pamiętam.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Brunetka przygryzła wargę, by powstrzymać uśmiech i odwróciła się w stronę zlewu.
— Nikogo się nie spodziewałem. Pójdę otworzyć — usłyszała jeszcze.
Dziewczyna nastawiła uszu, ale szum wody skutecznie uniemożliwiał jej podsłuchiwanie. Dopiero kiedy zakręciła kran dotarł do niej kobiecy głos.
— To było naprawdę straszne. Nawet sobie nie wyobrażasz, Tomi. No, a w tej sytuacji przecież nie mogę u siebie nocować.
Amber Thorn przyszła. Zabawę czas zacząć.
Ecila wyszła z kuchni i zatrzymała się na korytarzu. Jej aktualny wróg numer jeden stał praktycznie u progu mieszkania z dużą walizką, opowiadając swoją dramatyczną historię. Siedemnastolatka podeszła bliżej i odchrząknęła. Zwróciła tym na siebie uwagę obojga dorosłych.
— O, Alice. Właśnie Amber nas odwiedziła. W jej mieszkaniu są... co to właściwie było?
— Szkodniki. Mnóstwo szkodników. Ja nie wiem skąd one się u mnie wzięły. Gdzie to się zalęgło. Szczury, myszy i... — Wzdrygnęła się, a do dziewczyny dotarł nieprzyjemny zapach. — Skunks.
— Czuję — mruknęła Ecila i z uniesionymi brwiami spojrzała na ojca.
— Co za okropne, śmierdzące zwierzę. I te szczury. Jeden siedział mi w wannie, a drugi buszował w garderobie. Gryzł moje kochane buty! I myszy. Myszy!
Amber wygląda fatalnie. Włosy miała rozczochrane, a ubranie wymięte i czymś poplamione. Do tego wciąż machała rękami i chaotycznie opowiadało co jej się przytrafiło. W końcu Thomas postanowił zareagować. Objął kobietę ramieniem, ale zaraz się odsunął.
— Powinnaś się wykąpać, Amber. Chodź, pokażę ci łazienkę i pokój. Dziś przenocujesz u nas.
To było na rękę Ecili, ale by zachować pozory musiała zaprotestować.
— Tato — zaczęła z niezadowoleniem w głosie.
Ojciec spojrzał na córkę błagalnym wzrokiem. Nie chciał wywoływać sprzeczki, ale nie mógł też tak po prostu wyrzucić Amber za drzwi.
— Amber u nas dziś zostanie. Nie jest w najlepszej formie. Idź do siebie, a ja niedługo do ciebie przyjdę. Porozmawiamy.
— Ale tato...
— Później, aniołku.
— A co z Victorią?! —zawołała za nimi Ecila.
Thomas zatrzymał się, a w konsekwencji zrobiła to i Amber. Mężczyzna spojrzał na kobietę i zapytał:
— Właśnie. Gdzie jest twoja córka.
— Córka? Aaa... Victoria? Nie wiem.
— Nie wiesz? — zdziwił się Tom.
— Byłam zajęta pakowaniem i te szczury, skunks, myszy... Ale chyba mówiła, że zatrzyma się u mojej siostry.
— A czy pani nie mogłaby — zaczęła nastolatka, ale spodziewała się, co usłyszy.
— Nie. Nie pójdę do siostry. Moja noga u niej nie postanie.
Thomas spojrzał z bezradnością na siedemnastolatkę i westchnął ciężko.
— Chodź do łazienki — powiedział, chwytając za walizkę. — A później zadzwonisz do córki i dowiesz się czy jest bezpieczna.
Ecila popatrzyła jak odchodzą, pozostawiając tylko obrzydliwy smród skunksa. Ona też miała zamiar zadzwonić do Victorii. Liczyła na całkiem niezłą relację z ich działania. A jej nos mówił, że się nie zawiedzie. 



Wiem, że od dłuższego czasu nic tu się nie pojawiało, ale nie mam zbyt wiele czasu i chęci na pisanie. Mam nadzieję, że jednak uda mi się dokończyć to opowiadanie. Kiedy pojawi się następny rozdział? Szczerze, nie mam pojęcia. Będę go powoli, powoli pisała :)

Obserwatorzy