Layout by Raion

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 12

Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.

Jestem tysiącem wiatrów dmących.
Jestem diamentowym błyskiem na śniegu lśniącym.
Jestem na skoszonym zbożu światłem promiennym.
Jestem przyjemnym deszczem jesiennym.

Kiedy tyś w porannej ciszy zbudzony
Jestem ruchem - szybkim, wznoszonym,
Ptaków cichych w locie krążących
Jestem łagodnym gwiazd blaskiem nocnym.

Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Nie stój nad mym grobem i nie płacz na darmo.
Nie ma mnie tam. Ja nie umarłam.”

Mary Frye

Drugi dzień w szkole minął Ecili bez większych rewelacji. Victoria dalej się nie pojawiła, a krążące między uczennicami plotki były przekazywane znacznie ciszej niż poprzednio.
Brunetka z ulgą wyszła przed szkołę po ostatniej wyjątkowo nudnej lekcji angielskiego. Towarzyszyła jej nieodłączna Ruby, która z przejęciem opowiadała przyjaciółce o ostatnio przeczytanej książce.
— Mówię ci, to była świetna scena. Mogliby to kiedyś nakręcić. Albo nie! Filmy przecież z reguły są gorsze od książek.
— Jasne — mruknęła Ecila, w ogóle nie słuchając swojej towarzyszki.
A zamiast tego skupiła swój wzrok na chłopaku, stojącym na szkolnym parkingu obok dużego, ciemnego samochodu. W jednej dłoni trzymał komórkę, a w drugiej zapalonego papierosa. Koszulka moro napięła się na jego barkach, gdy podniósł rękę, by zaciągnąć się dymem.
Ruby szybko zorientowała się, że koleżanka jej nie słucha i równie szybko zauważyła tego powód.
— James — powiedziała, przyglądając się brunetowi.
W tym samym momencie młody mężczyzna spojrzał na przemierzające plac nastolatki i skinął na nie.
Ruby natychmiast obciągnęła spódniczkę, a na myśl o tym irracjonalnym podenerwowaniu poczuła przypływ gorąca i oblała się rumieńcem. To było z jej strony bardzo głupie, wiedziała o tym doskonale, ale nic nie mogła poradzić na to, że w obecności niektórych osób traciła resztki pewności siebie. A do nich z pewnością należał James Rose. Dziewczyna spuściła głowę, ale mimo wszystko podeszła do niego razem z brunetką.
— Cześć Alice i...
— Ruby — przypomniała nieśmiało szatynka.
Wcale się nie dziwiła, że brat Annabelli ma problemy z przypomnieniem sobie jej imienia. Widzieli się zaledwie kilka razy i to dosyć krótko. A poza tym jest ona przecież przeciętną osobą, która nie wyróżnia się niczym specjalny, więc nic dziwnego, że chłopak jej nie zapamiętał.
— Cześć Ruby — powiedział James, uśmiechając się ciepło, posyłając jednocześnie dziewczynie przepraszające spojrzenie.
Nastolatka zakłopotana nagłym znalezieniem się w centrum uwagi ponownie spuściła wzrok.
— Nie wiecie, gdzie jest Ann? Skończyła już lekcje, prawda?
Ecila, która przed chwilą z zainteresowaniem obserwowała reakcję przyjaciółki, spojrzała ponownie na bruneta.
— Skończyła, ale została jeszcze chwilę w szkole. Ma coś do obgadania w związku ze spektaklem — odpowiedziała.
— Spoko, mam chwilę to mogę poczekać. Może długo się im nie zejdzie — odezwał się, a po chwili dodał — Widzę, że znudziło ci się być blondynką, Alice.
— Czasem w życiu potrzebne są zmiany — odparła Ecila, uśmiechając się do Jamesa.
Młody mężczyzna po raz ostatni zaciągnął się papierosem, a później rzucił go na ziemię i przydeptał butem.
— No, no... Nie spodziewałem się, że stać cię na tak radykalne zmiany.
— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz — powiedziała brunetka, posyłając chłopakowi kokieteryjne spojrzenie, a za chwilę wybuchnęła śmiechem.
James jej zawtórował. Ruby, natomiast stojąc obok przyjaciółki, dyskretnie starała się go obserwować. Włosy chłopaka mieniły się w promieniach słońca. Brązowe oczy błyszczały radośnie, a kształtne wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Dłoń młodego mężczyzny odgarnęła natrętne kosmyki z czoła, a później sięgnęła po komórkę.
— Już dwadzieścia minut trwa to spotkanie — mruknął sam do siebie.
— O nie, ja... ja już powinnam iść, bo zaraz mam autobus — powiedziała Ruby, przypominając sobie właśnie, że za dziesięć minut z przystanku odjedzie pojazd, którym miała dzisiaj wrócić do domu.
— A ty, Alice nie wracasz teraz? — zapytał James.
— Wracam z mamą, ale jeszcze nie przyjechała — odparła Ecila i odwróciła się w stronę szatynki. — No, ale ty Ruby, jeśli już musisz iść to leć. Zobaczymy się jutro w szkole.
— No tak... tak. Do jutra — wymruczała dziewczyna, całując przyjaciółkę w policzek, a następnie spojrzała na chłopaka.
Brunet uśmiechnął się i powiedział:
— Do zobaczenia, Ruby.
Nastolatka odwzajemniła nieśmiało uśmiech, wymamrotała słowa pożegnania i z płonącymi policzkami jak najszybciej odeszła.
James zrobił krok do tyłu i oparł się o maskę samochodu.
— To co tam u ciebie słychać, Alice? Jak po urodzinach Ann?
— W porządku. Mama nic nie zauważyła, więc obyło się bez kłótni. Narzekała, tylko że trochę się spóźniłam.
— To dobrze. Mam nadzieję, że tamta noc oduczyła cię łażenia po nocy.
— A co? Już nie chcesz się bawić w rycerza w lśniącej zbroi? — zapytała zaczepnie Ecila i przysiadła na masce samochodu, tuż obok chłopaka.
Była tak blisko niego, że czuła zapach męskich perfum, dymu papierosowego i cytrusowego szamponu.
— Widzę, że ktoś tu dalej wierzy w bajki. Zdradzić ci sekret? — James pochylił się w stronę brunetki i wyszeptał jej do ucha. — Rycerze w lśniących zbrojach to wymarły gatunek.
Ecila odwróciła głowę w kierunku młodego mężczyzny, tak że ich twarze dzieliło, zaledwie kilka centymetrów i powiedziała:
— W takim razie mam szczęście, że trafiłam na tak rzadki egzemplarz.
James już się nie uśmiechał, ale jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły, a usta lekko rozchyliły. Patrzył się na nią intensywnie, jakby ujrzał ją po raz pierwszy w życiu. Dziewczyna nie czekała na to, co będzie dalej tylko zwinnym ruchem odepchnęła się od samochodu i wstała.
— Spotkanie już się skończyło. Ann do nas idzie — powiedziała przez ramię, a z jej głosu nie dało się wyczytać żadnych emocji.
James nie miał pojęcia co się przed chwilą stało. Czuł się odrobinę oszołomiony, ale szybko się otrząsnął i powitał siostrę ze zwykłym sobie uśmiechem.
— Hej. Nie wiedziałam, że po mnie przyjedziesz. Coś się stało? — zapytała Annabella.
— Nic takiego, tylko mama prosiła żebym po ciebie wpadł. Mamy później jechać z nią do centrum handlowego. Jak było na spotkaniu?
— Dobrze, ale niedługo zaczną się próby, więc lepiej, żeby Victoria w końcu się pokazała — powiedziała Ann i za chwilę dodała — A ty Alice jeszcze nie wróciłaś do domu?
— Czekam na mamę — odparła. — Ale myślę, że zaraz powinna tu być. O, jest!
Czarny chevrolet zatrzymał się przy krawężniku, a Ecila nawet z daleka poznała kierowcę samochodu.
— Do jutra, Ann — powiedziała i cmoknęła przyjaciółkę w policzek.
— Pa, Alice.
James stał z rękami w kieszeniach i z uwagą obserwował pożegnanie przyjaciółek. Widział jak uśmiechają się do siebie i widział Alice odwracającą się w jego stronę. Starał się coś wyczytać z wyrazu jej twarzy, ale nie był w stanie. Wyglądała na rozluźnioną i zupełnie spokojną. Tylko jej oczy były dziwne. Nie potrafił tego jasno określić, ale zawało mu się, że wcześniej były one błękitne i bardziej przejrzyste. Natomiast teraz barwa tęczówek ściemniała, a w spojrzeniu kryła się jakaś tajemnica.
Ecila zdawała sobie sprawę z tego, że James coś zauważył i to wcale nie chodziło tylko i wyłącznie o kolor włosów. On dostrzegł w niej jakąś zmianę. Pytanie tylko, ile wie?A raczej co podejrzewa. W pamięci zanotowała sobie, że przy znajomych powinna bardziej uważać.
Chwilę później dziewczyna podeszła do chłopka i przytuliła go, jak to miała w zwyczaju Alice. W końcu znali się tyle lat. Jednak mimo tego teraz brunet cały zesztywniał i dopiero po chwili wahania odwzajemnił uścisk.
— Do zobaczenia, James — powiedziała cicho Ecila, a nie doczekawszy się odpowiedzi odsunęła się i odeszła w kierunku samochodu swojej mamy.
***
Po dwóch przesiadkach Ruby w końcu dotarła na swoje osiedle. Niewielki, biały domek państwa Hamster otaczał równie biały, drewniany płotek. Po werandzie pięły się powojniki teksańskie, które dzięki swoim czerwonym kwiatom w kształcie dzbanuszków, dodawały uroku budynkowi. Po obu stronach domu rosły też dwa drzewa, obsypane małymi, różowymi kwiatkami. Mama Ruby mówiła, że to judaszowiec kanadyjski. Jednak ukochaną rośliną sztynki była magnolia, która gdy tylko kwitła wydzielała intensywny, słodki zapach. Dziewczyna doskonale pamiętała wiosenne dni, kiedy siadała razem z mamą pod tym drzewkiem i rozmawiała z nią o wszystkim bez końca.
Mama. Emily Hamster. W pamięci nastolatki zawsze pozostanie ciepłą i uśmiechniętą osobą, która obdarzyła swoją córkę bezwarunkową miłością, troską, akceptacją jakiej Ruby nie zaznała już u nikogo innego. Szatynka niezliczoną ilość razy, tuż przed snem, przywoływała sobie obraz ukochanej rodzicielki. I zawsze to był ten sam obraz. Radosna kobieta z uroczymi dołeczkami w policzkach i dużymi orzechowymi oczami, które odziedziczyła jej córka oraz burzą włosów w kolorze miodu, siedziała na kocu, a w tle widać było białe kwiaty magnolii. Kto by przepuszczał, że w wieku, zaledwie trzydziestu sześciu lat straci wszystko. Blask w zawsze roześmianych oczach, piękne, lśniące loki i najważniejsze... życie.
Furtka nie zaskrzypiała, gdy Ruby ją otworzyła. Dziewczyna przeszła szybkim krokiem przez podwórko, tęsknie spoglądając na ulubioną roślinę. Deski na werandzie zatrzeszczały cicho pod stopami nastolatki. Brzęk kluczy, szczęk otwieranego zamka i szatynka była już w domu.
Budynek nie był duży, ale za to liczył dwa piętra i dobudowany garaż. W środku wszystko utrzymane było w ciepłych kolorach żółci, jasnego brązu, beżu oraz brzoskwini. Na dole znajdowała się kuchnia połączona z jadalnią, salonik i łazienka, a na górze dwie sypialnie oraz siłownia. Wszystko tak jak to kiedyś zaplanowała i urządziła pani domu.
Mieszkanie wydawało się puste, a jednak mimo wszystko, Ruby niczym szpieg przemknęła do swojego pokoju. Był on niewielki, ale za to bardzo przytulny. Praktycznie całą ścianę zajmował regał z książkami, naprzeciwko którego stało biurko i wygodny fotel. Nad biurkiem wisiała ogromna tablica korkowa i plany rozkładu poszczególnych dni. Duża kanapa, na której sypała nastolatka, umieszczona była pod oknem i przykryta kwiecistą kapą. Z boku stał nocny stoliczek, a na nim znajdowała się lampka, zdjęcie w ramce, paczka chusteczek oraz książka fantasy, niedawno czytana przez dziewczynę.
Ruby podeszła do szafy i wyciągnęła bawełnianą bluzkę i dresy, w które zamierzała się przebrać. Kiedy wróciła już z łazienki w domowym ubraniu jej wzrok mimo woli padł na zdjęcie w ramce, umieszczone na szafce przy łóżku. 
           Przedstawiało ono jedno z najpiękniejszych wspomnień jakie miała nastolatka – pucołowatą, brązowooką kobietę i podobną do niej małą dziewczynkę, siedzącą na jej kolanach pod drzewem magnolii. Obie uśmiechały się radośnie do aparatu. Ruby zamrugała szybko, chcąc powstrzymać napływające łzy.
To było takie niesprawiedliwe. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego jej rodzina? Dlaczego akurat mama? Szatynka sprawnym ruchem odsunęła szufladkę szafki nocnej i z samego dna wyciągnęła dużą tabliczkę czekolady z orzechami. To była chyba jedna z jej najgorszych wad. Zajadanie smutków. Nie, to nie było najgorsze. Najgorsza była bezsilność Ruby i brak silnej woli. Trochę nadprogramowego cukru szybciej lub wolniej, ale zawsze, sprawiało że problemy stawały się odrobinę mniejsze, a złe wspomnienia ustępowały tym lepszym. Dlatego dziewczyna stosowała jedyny lek jaki do tej pory odkryła na chwile dopadającego ją przygnębienia.
Tabliczka, którą przed momentem wyciągnęła nastolatka z minuty na minutę robiła się coraz mniejsza aż po smakołyku zostało same opakowanie. Ruby jedząc czekoladę nie odrywała wzroku od zdjęcia i nawet się nie zorientowała, że jej „lekarstwo” się skończyło. Dziewczyna ocknęła się, dopiero gdy usłyszała trzask drzwi na parterze. Nie miała pojęcia, ile czasu siedziała w bezruchu, ale ciche skrzypienie drewnianych schodów sprawiło, że szatynka w mgnieniu oka upchnęła puste opakowanie po czekoladzie z powrotem w szufladzie.
— Ruby? — Usłyszała niski, tubalny głos ojca i drzwi do pokoju się uchyliły.
— Tak, tat...
— Możesz mi powiedzieć, co to jest?
Ojciec dziewczyny trzymał w rękach puste paczki po chipsach, cukierkach toffi i ciastkach, a jego mina wskazywała na to, że mężczyzna jest na skraju eksplozji. Krew nabiegła mu do policzków, lewa powieka podejrzanie drżała, a na czole i łysej głowie pojawiły się krople potu.
Ruby zbladła, a jej wzrok automatycznie powędrował do szafki nocnej. Jadnak szybko przeniosła go na leżący na podłodze łososiowy dywan. Do tego miała ochotę schować się w mysiej dziurze, a przynajmniej wytrzeć dłonią usta i sprawdzić czy nie został na nich ślad po czekoladzie.
— Wytłumacz mi skąd to się wzięło w twoim pokoju!
Dziewczyna skurczyła się w sobie, słysząc rozkazujący, przepełniony złością głos taty. Doskonale wiedziała skąd wzięły się te puste opakowania. Sama od trzech dni pieczołowicie składała je w szparze między ścianą, a łóżkiem, licząc na dobrą okazję, by się ich wkrótce pozbyć.
— Przepraszam — wydusiła z siebie jedyne słowo jakie jej przyszło do głowy w tej chwili.
— I to tyle? Tyle?! Dobrze wiesz, że masz odpowiednią dietę i powinnaś się jej trzymać. Masz opracowany doskonały plan dnia i ćwiczeń. Myślisz, że dla kogo ja się tak staram? Zdrowo gotuję, pilnuję twoich posiłków i ćwiczeń. No dla kogo to wszystko? Po co ja się pytam?! Skoro ty za chwilę będziesz wżerać słodycze!
Ruby nie odważyła się podnieść wzroku. Wzięła jeden drżący oddech i zacisnęła mocno powieki, modląc się, by łzy nie spłynęły jej po policzkach.
— Ja nie chciałam. To wyszło tak... samo.
— Przestań — zdenerwował się ojciec. — Wiesz co, Ruby? Zawiodłem się na tobie. Obiecywałaś mi coś. Myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy, ale ty mnie oszukałaś.
Nastolatka przygryzła wargę, powstrzymując szlochanie. Wiedziała, że tata brzydził się kłamstwem. Zawsze powtarzał jej, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. A ona znów udowodniła, że jest do niczego. Była straszna. Gruba, obrzydliwa i do tego słaba. Nagle wszystkie tamy i bariery puściły. Ciało Ruby zadrżało, a z jej oczu popłynęły słone krople. Gdzieś pomiędzy jednym spazmatycznym oddechem a drugim wykrztusiła:
— Przepraszam... naprawdę prze-przepraszam...
Mężczyzna przez dłuższą chwilę w milczeniu przyglądał się córce, która w końcu odważyła się otworzyć oczy i podnieść głowę. Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamy, usta drżały, a rzęsy i policzki były mokre od łez.
Ruby zauważyła, że jej tata nie wygląda już na zagniewanego. Jego szare oczy zalśniły podejrzanie, ale gdy tylko zamrugał wilgoć zniknęła. Nie znikło, natomiast udręczenie jakie szatynka odczytała z spojrzenia.
— Córeczko — odezwał się łagodnie z pobrzmiewającym cierpieniem w głosie. — Musisz o siebie dbać. Nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało. Gdybyś zachorowała tak jak... Nie możesz mi tego zrobić.
Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, o kim teraz myśli jej tata. O mamie. Był wtedy wrzesień, rok szkolny dopiero się zaczął. Ruby kilka tygodni wcześniej skończyła trzynaście lat i poszła do nowej szkoły. Była podekscytowana i odrobinę przestraszona. W deszczowe popołudnie, szatynka doskonale je pamiętała, mama wróciła od lekarza. Przyniosła ze sobą wyniki. Tego dnia to tata przygotował obiad. Spaghetti. Oboje czekali na to, co powie kobieta. Emily usiadła na krześle w kuchni i pochwaliła męża za smakowite danie. Ruby czuła, że coś było nie tak. I tata też musiał to czuć. Zapytał co powiedział kobiecie lekarz. Wtedy mama uśmiechnęła się ciepło najpierw do swojego dziecka, a później do męża i powiedziała: Będzie dobrze.
Ale wcale nie było dobrze. Emily wylądowała w szpitalu. Kolejne badania, chemioterapia aż w końcu operacja. Niewiele to pomogło. Diagnoza była jasna – rak piersi w zaawansowanym stadium. Sprawę komplikowała inna choroba, która od jakiegoś czasu dokuczała kobiecie – nadciśnienie tętnicze. Lekarze z czasem już nawet przestali powtarzać: Proszę być w dobrej myśli. Nie mówili tego, bo wiedzieli, że to kłamstwo, a tata Ruby ostrzegł ich już na początku, by ich nie zwodzili. Mężczyzna przez kilka miesięcy regularnie kursował między domem a szpitalem. Nastolatka też często z nim jeździła. I widziała jak mama słabnie z dnia na dzień. Leżała tak wśród zszarzałej pościeli z zapadniętymi policzkami, niezdrowo bladą cerą, podkrążonymi oczami, spierzchniętymi ustami, zupełnie płaską klatka piersiową i chustką na głowie. Wyglądała jakby balansowała na granicy życia i śmierci, ale próbowała dzielnie się trzymać tego pierwszego. Była niesamowitą kobietą, która uśmiechała się za każdym razem, gdy w progu sali stawali jej córka i mąż.
Mężczyzna intensywnie szukał w internecie wszystkiego o raku piersi i sposobach leczenia, ale było za późno. Lato nadchodziło wielkimi krokami, a wraz z nim wakacje. Był ciepły, czerwcowy wieczór. Ruby kończyła jeść kolacje, gdy w salonie rozbrzmiał dźwięk telefonu. Tata szybko do niego pobiegł, a gdy znów wrócił do kuchni był chorobliwie blady. Powiedział, że musi natychmiast jechać do szpitala. Dziewczyna uparła się, by pojechać z nim. Nawet się nie opierał. Gnali przez ulice wszelkimi możliwymi skrótami, jakby gonił ich sam diabeł, ale na jednym ze skrzyżowań musieli zwolnić. Jak się okazało niedawno doszło tam do wypadku i wszędzie kręciła się policja, strażacy oraz karetki. Jednym słowem powstał gigantyczny korek. Mężczyzna był coraz bardziej poddenerwowany. Zostawił samochód i wraz z córką przebiegł przez kilka kolejnych przecznic aż w końcu zatrzymał jakąś taksówkę. Ruby pamiętała maraton przez szpitalne korytarze i bicie własnego serca, które o mało co nie wyskoczyło jej z piersi przez ten wysiłek i ogarniający ją strach. Przed salą natknęli się na lekarza, wychodzącego z pomieszczenia. Kiedy tylko ich zobaczył popatrzył smutno i powiedział: Bardzo mi przykro.
Na niewielkim łóżku, przykryta prześcieradłem leżała kobieta. Rękę miała jeszcze ciepłą i odrobinę wilgotną. Ruby trzymała ją jak ostatnią deskę ratunku i za nic w świecie nie chciała jej puścić. W kółko powtarzała: Mamo, mamusiu.
Dziewczyna podniosła zamglony wzrok na ojca i poczuła chyba jeszcze większe przerażenie niż gdy jechali do szpitala. Mężczyzna wyglądał jakby był na skraju załamania nerwowego. Całował dłoń żony, wciąż szepcząc jej imię, a jego oczy zdradzały wszystkie uczucia jakie nim targały. Był żołnierzem od wielu lat. Mało tego, przewodził kilku akcjom. Brał udział w wojnie. Widział więcej strasznych rzeczy niż niejeden człowiek. Był świadkiem śmierci ludzi, ich płaczu i biedy. Widział umierających mężczyzn, kobiety i dzieci. Współczuł im i próbował pomagać jak mógł. Ale dopiero teraz na własnej skórze poczuł czym jest ogromna tragedia. Poczuł czym jest śmierć człowieka. Śmierć kochanego człowieka. I to go przeraziło i dotknęło o wiele bardziej niż wszystko, co do tej pory. Zawsze uważał się za twardego i silnego, ale teraz po raz pierwszy od dawna, był niczym zagubione dziecko. Rozpłakał się jak kilkulatek i nie mógł przestać. A to wszystko na oczach córki.
Ruby znów wyczytała z oczu ojca te same uczucia jakie nim targały w dniu śmierci jej mamy. Dzisiejszego dnia wspomnienia odżyły nie tylko w niej, ale i w nim.
— Przed niektórymi chorobami nie możesz mnie obronić — powiedziała cicho.
— Ale mogę próbować i będę to robił. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Tylko dlaczego mi to utrudniasz, córeczko?
— Starałam się, tato, ale czasem bark mi siły.
— Ruby, musisz zrozumieć, że nadwaga ma tyle negatywnych skutków, tyle chorób może wywołać. Może, gdyby Emily bardziej dbała o siebie niż o nas, gdyby się częściej badała... Może, wtedy byłaby tu z nami.
— A co, jeśli ja schudnę i to wcale mi nie pomoże? Jeśli...
— Pomoże. Na pewno pomoże. Według lekarzy, wtedy zmniejsza się ryzyko chorób nie tylko na raka, ale i na nadciśnienie, cukrzyce, miażdżyce, choroby serca. Musisz się zdrowo odżywiać, ruszać. Musisz o siebie dbać. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla mnie, to zrób to dla mamy, a przede wszystkim dla siebie.
Dziewczyna z uwagą słuchała słów taty aż w końcu wstała z łóżka i podeszła do nocnej szafki. Odsunęła szufladę i wyciągnęła opakowanie po czekoladzie.
— Zjadłam to dzisiaj. Już więcej nie mam słodyczy. Przepraszam. Będę o siebie dbała.
Ojciec wziął puste pudełko i uśmiechnął się ciepło do córki, ale zaraz jego twarz przybrała dawny, surowy wyraz.
— Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Tylko nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem. Masz szlaban i za nieprzestrzeganie naszych ustaleń i za oszukiwanie mnie.
— Na ile? — zapytała Ruby z cichym westchnieniem.
— Jeszcze zobaczymy. 




Rozdział miał się pojawić wcześniej, ale znów nie wyszło. Oceny właściwie powystawiane, więc mam nadzieję, że teraz będę miała więcej czasu na pisanie. 
Ta część wyjątkowo w głównej mierze poświęcona jest Ruby. Chciałam pokazać Wam ją i jej życie z perspektywy właśnie jej samej. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Pozdrawiam i do napisania. 

Obserwatorzy