Layout by Raion

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 20


"Większość ludzi ma jakiś kącik w duszy,
do którego innym wzbrania dostępu."
Sherlock Holmes

Annabella czekała na przystanku. Oprócz niej na ławce siedziała kobieta z dzieckiem. Mała dziewczynka wciąż marudziła, ale matka coś jej cierpliwie tłumaczyła. Brunetka wyciągnęła z torebki słuchawki i komórkę. Oparła się wygodnie i przymknęła powieki, a ze słuchawek zaczęła płynąć spokojna melodia. Nagle poczuła, że ktoś usiadł obok niej, a po chwili wyciągnął z jej ucha jedną słuchawkę. Dziewczyna natychmiast otworzyła oczy i zobaczyła wysokiego chłopaka. Miał na głowie burzę kręconych, brązowych włosów. Jego twarz była trójkątna z zarysowanymi kośćmi policzkowymi i wystającą brodą, a do tego posiadał niebieskie oczy oraz długi, prosty nos.
— Ben, co ty tu robisz? — zapytała Ann, nie siląc się na uprzejmy ton.
— Chciałem z tobą pogadać — podparł, poprawiając szarą bluzę z kapturem.
Brunetka schowała swoje rzeczy do torebki, a następnie podniosła wzrok na byłego chłopaka.
— Czy do ciebie nie dotarło, że ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego?
— Potrzebuję twojej pomocy — powiedział i położył dłoń na jej ręce.
Annabella szarpnęła się i odsunęła kawałek.
— Jak możesz do mnie przychodzić po tym wszystkim co się stało? — warknęła.
— A co się takiego stało? Rozstaliśmy się i...
— Właśnie! Wszystko się skończyło. Chcę o tobie zapomnieć.
— Mam kłopoty — odezwał się, pochylając w stronę dziewczyny.
— A kto nie ma kłopotów?! Ja też je mam i nie potrzebuję więcej. Swoje już zrobiłeś — zezłościła się Ann i wstała z ławki.
Benjamin też wstał. Szarpnął za ramię osiemnastolatki, by ta odwróciła się w jego stronę. Nie wyglądał najlepiej. Był blady i zdenerwowany.
— Zabiją mnie.
Kobieta z dzieckiem spojrzała w ich stronę.
— No i co się gapisz?! — krzyknął Ben w jej kierunku.
— Przestań — Ann uderzyła go lekko w pierś, a następnie popatrzyła na kobietę, ale ta już dalej zajmowała się uspokajaniem córki. — Nie mogę ci pomóc nawet jeśli bym chciała, a nie chcę.
— Możesz. Masz znajomości. Mogłabyś rozprowadzić trochę towaru. W końcu chodzisz do tej prywatnej szkoły. Tam pewnie dziewczyny mają dużo kasy i zapłacą za odrobinę rozrywki.
Ann była w szoku. Benjamin chciał ją wykorzystać do sprzedaży narkotyków. Naprawdę myślał, że ona się zgodzi?
— Oszalałeś — wyszeptała, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Nie odmawiaj mi tak szybko. Podzielę się dochodami.
Brunetka patrzyła na niego i zastanawiała się jakim cudem go kiedyś kochała. Musiała być idiotką, ale już nie jest. Zauważyła nadjeżdżający autobus. Nie jechał co prawda w kierunku szkoły St. Marii, jednak teraz było jej wszystko jedno. Musiała się od niego uwolnić.
— Twój czas się skończył. Mój autobus jedzie.
Chłopak ledwo zerknął na podjeżdżający pojazd. Wciąż był skupiony na przekonaniu Annebellii.
— Spotkaj się jutro ze mną o siedemnastej. Będziesz wiedziała gdzie. Daj mi szansę. Jeśli nie przyjdziesz ja przyjdę do ciebie.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Odeszła szybkim krokiem i wsiadła do autobusu. Przez szybę widziała Bena ciągle stojącego na przystanku. Patrzył na nią uparcie.
***
Ruby razem z Alice wspinała się po schodach na trzecie piętro. Niedługo miały rozpocząć się lekcje i teraz każdy spieszył się do swoich klas. Na klatce było duszno, a dookoła panował istny harmider. Szatynka poczuła jak ktoś ją szarpie z tyłu i mówi, by się pospieszyła.
— Muszę ci opowiedzieć, co się wczoraj stało — powiedziała Alice, odpychając na bok jakąś niską blondynkę.
Ruby zerknęła na swoją przyjaciółkę i stwierdziła, że humor niezwykle jej dopisuje.
— Ale to później. Poczekam na Ann. Ciekawe czy dzisiaj będzie. Wczoraj jak cię nie było to Ann się spóźniła i...
Do pokonania zostało tylko pięć schodków, ale szatynka poczuła nagły ból w boku i zaczęło brakować jej powietrza. Złapała się mocniej poręczy.
— Ruby, co się dzieje? — usłyszała głos przyjaciółki, ale wydawał jej się czymś przytłumiony, jakby w uszach miała pełno wody.
Ręce dziewczyny zrobiły się lepkie, a na czole i plecach czuła spływające krople potu. Spojrzała nieprzytomnie na Alice.
— Słabo mi — wyszeptała.
Brunetka chwyciła w pasie przyjaciółkę i pomogła wejść jej na trzecie piętro. Kilka osób patrzyło na nie z zainteresowaniem, ale żadna z dziewcząt nie przejęła się tym zbytnio. Obie po chwili znalazły się w prawie pustej łazience.
Ruby oparła się o parapet, a Alice otworzyła okno. Dziewczyna czekała aż poczuje się lepiej. Wiedziała, że Al patrzy się na nią z niepokojem, jednak bała się odwzajemnić spojrzenie.
— I jak?
Szatynka powoli usiadła na zimną podłogę i z zamkniętymi oczami odpowiedziała:
— Zaraz mi przejdzie.
Ecila zajęła miejsce obok nastolatki i milczała. Zastanawiała się, co dolega Ruby. Ostatnio nie wyglądała najlepiej. Chodziła blada, zmęczona z podkrążonymi oczami jakby w nocy nie mogła spać. I chyba nawet schudła.
— Myślę, że przesadzasz z dietą.
Ruby uniosła głowę i nareszcie spojrzała na przyjaciółkę.
— To ty przesadzasz. Nic mi nie jest. Mam po prostu gorszy dzień.
Ecila uniosła brwi do góry. Widziała, że szatynka kłamie.
— Nie możesz się tak katować. W końcu się rozchorujesz.
Dziewczyna pokręciła głową, a następnie ukryła ją w dłoniach. Brunetka nie miała pojęcia co robić. W tej chwili pomyślała, że przydałaby się tu Alice. To ona mogłaby pocieszyć płaczącą koleżankę.
Przytul ją — usłyszała. — Przytul ją i powiedz, że wszystko będzie dobrze.
Ecila odchrząknęła i pochyliła się w stronę Ruby. Nastolatka na początku nie zareagowała, ale później pozwoliła się przytulić.
— Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Potrzebujesz odpoczynku — mówiła brunetka, poklepując przyjaciółkę po plecach. — Wszystko w porządku. Nie płacz.
— Ale... ale... nic nie jest... w porządku.
Dziewczyny usłyszały dźwięk dzwonka na lekcje i obie się wyprostowały. Ruby otarła twarz i niezdarnie wstała. Natomiast Ecila poprawiła lekko wygniecioną koszulę. W tej chwili była wdzięczna, że szatynka się nie maluje, bo w przeciwnym razie jej biała bluzka umazana byłaby kosmetykami.
— Musimy iść na lekcje, zanim Swamp dotrze do klasy — mruknęła Ruby, z niechęcią zerkając na lustro i przygładzając przy tym włosy.
Lekcja biologii nie była zbyt wyczerpująca. Pani Swamp postanowiła nie zadręczać uczennic w ostatnich godzinach swojego przedmiotu w tym roku szkolnym i puściła im film przyrodniczy o zwierzętach żyjących w dżungli. Nauczycielka była w tak dobrym nastroju, że nie zwróciła nawet większej uwagi na spóźnioną Annabellę. Dziewczyna wparowała do klasy po jakichś dwudziestu minutach od dzwonka i jak najciszej zajęła swoje miejsce. Ecila spojrzała na nią i zobaczyła, że Ann uśmiecha się uspokajająco.
— Co się stało? — zapytała Ruby, kiedy tylko wyszły na korytarz po lekcji.
— Nic takiego — odpowiedziała Annabella, wzruszając ramionami.
— Nieprawda. Musiało się coś stać. Ostatnio zachowujesz się dziwnie. Jesteś zdenerwowana, spóźniasz się na lekcje i źle się czujesz — upierała się szatynka.
— Ty też zachowujesz się dziwnie i ja jakoś nie robię z tego afery.
— Ja zachowuje się dziwnie?
— A nie, Ruby? Jesteś blada, wciąż ci słabo, schudłaś, masz wory pod oczami. To wszystko wina tej diety i chorych ćwiczeń. Twój ojciec jest rąbnięty, że cię do tego zmusza. Uważaj, bo się nabawisz jeszcze jakiejś choroby. A właściwie to moim zdaniem wyglądasz jakbyś miała anemię. Może powinnaś się przebadać i...
— Odczep się ode mnie, dobra? I przestań obrażać mojego tatę. On chce dla mnie jak najlepiej. To nie jego wina.
Ecila podeszła do kłócących się przyjaciółek, ściskając w ręku plastikowy kubek z kawą. Przez chwilę przysłuchiwanie się tej sprzeczce było nawet ciekawe, ale na dłuższą metę do niczego nie prowadziło.
— Dajcie spokój — powiedziała, upijając łyk ciemnego płynu.
Obie dziewczyny odwróciły się w jej stronę. Ruby była dziwnie zarumieniona z emocji, a Ann nagle zbladła.
— Co jest? — zapytała Ecila, kiedy zauważyła, że Ann zmarszczyła brwi, a później zasłoniła usta dłonią.
— Ja... Przepraszam.
Ruby wyglądała na równie zaskoczoną jak brunetka, gdy Annabella nagle zerwała się i popędziła do łazienki. Dziewczyny podążyły za nią.
W toalecie było kilka uczennic okupujących lustro. Ecila zerknęła na stojącą obok niej przyjaciółkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami i wskazała na jedną z kabin.
— Ann?
— Idźcie sobie. Nic mi nie jest.
— Źle się czujesz? — zapytała Ruby, której wydawało się, że słyszała odgłosy wymiotowania.
Przez chwilę Annabella się nie odzywała, a później przyjaciółki usłyszały szum wody. Dziewczyna wyszła z kabiny i udała się do umywalki, odpychając przy tym jakąś niską brunetkę. Wypłukała usta i przeczesała włosy wilgotną dłonią, nie przejmując się tym, że kilka uczennic przygląda jej się z zainteresowaniem.
— Ann? — odezwała się Ruby.
— Wszystko w porządku.
— Może powinnaś pójść do pielęgniarki albo się zwolnić i pojechać do domu. Przecież widzę, że źle się czujesz. To mi wygląda na grypę żołądkową.
— Wszystko w porządku — powtórzyła Annabella, ale widząc, że szatyna nie jest przekonana, dodała — Naprawdę nic mi nie jest. Już czuję się lepiej.
Rozbrzmiał dźwięk dzwonka, obwieszczającego lekcję. Dziewczyny zaczęły opuszczać łazienkę i wkrótce w pomieszczeniu zostały tylko Ann, Ruby i Ecila.
— Powinniśmy iść na lekcję. Mamy historię, a ja wolę nie zadzierać z Sharp. — powiedziała niepewnie szatynka. — Naprawdę nic ci...
— Idź do klas, Ruby — powiedziała nagle Ecila. — A ja pójdę z Ann do pielęgniarki.
— Już mówiłam, że nic mi nie jest — mruknęła niezadowolona Annabella.
— Idź, Ruby i powiedz, że jesteśmy u pielęgniarki.
— W porządku — odparła i z lekkim wahaniem wyszła z łazienki.
— Nie pójdę do pielęgniarki — upierała się Ann, zakładając ręce na piersi.
— Okey, ale powiedz mi co się dzieje. Czemu się dziś spóźniłaś?
Cisza.
— Wydawało mi się, że jestem twoją przyjaciółką.
— Jesteś — westchnęła Annabella.
— Więc?
— Widziałam się z Benem. Przyszedł do mnie, kiedy czekałam na autobus i chciał, żebym mu pomogła.
— W czym? — zapytała Ecila, ale podejrzewała, o co może chodzić.
Ann rozplotła ręce i oparła się o chłodną umywalkę.
— Ma jakieś problemy z kasą. Chce, żebym pomogła mu w handlu narkotykami. Nie zgodziłam się, ale on nalega. Chce się ze mną jutro spotkać.
— Jak to? — zapytała głupio siedemnastolatka.
— No normalnie. Powiedział, że chce się ze mną jutro spotkać o siedemnastej i że będę wiedziała gdzie, a jak nie przyjdę to on przyjdzie do mnie.
— Co to za miejsce?
— Chodzi o opuszczona fabrykę nad rzeką.
— Chyba nie chcę wiedzieć, dlaczego to wasze miejsce — mruknęła Ecila, krzywo się uśmiechając.
— Nie wiem o czym myślisz, ale to na pewno nie dlatego — odparła Ann.
— No dobra — zaczęła siedemnastolatka, siadając na parapecie. — Zamierzasz się z nim spotkać?
— Nie. Nie chcę i nie mogę. Już obiecałam, że pomogę bratu. James chyba chce przeprowadzić mały remont swojego mieszkania i jedziemy do sklepu po farby. Tylko boję się, że Ben nie odpuści.
— A ja myślę, że da sobie w końcu spokój. Dotrze do niego, że nie chcesz mu pomóc — powiedziała Ecila, ale tak naprawdę miała już własne plany dotyczące Benjamina.
— Może masz rację.
Annabella wcale nie wyglądała na przekonaną, ale chyba wolała już nie rozmawiać o swoim byłym.
— Wracajmy na lekcje.
— A mnie się wydaje, że Ben nie jest twoim jedynym problemem.
— Nie wiem o czym mówisz — rzekła Ann, ostrożnie pochylając się, by podnieść swoją torbę.
— Od jakiegoś czasu jesteś dziwna i źle się czujesz.
— Nie zaczynaj. Już się tego nasłuchałam od Ruby — zdenerwowała się osiemnastolatka i zaraz zasłoniła sobie usta dłonią.
— Znowu ci niedobrze?
Pokręciła głową z zamkniętymi oczami.
— To po prostu... musiałam... Och, daj mi spokój, Alice!
Ecila zmrużyła oczy i przez chwilę w milczeniu przypatrywała się przyjaciółce, a później roześmiała się.
— Mam nadzieję, że nie jesteś w ciąży. Jestem za młoda na ciocię.
Annabella zbladła, a jej oczy stały się większe.
— Daj spokój. Tylko żartowałam.
Nagle zapadła nieprzyjemna, pełna napięcia cisza. Ann trzymała dłoń na brzuchu, a siedemnastolatka przyglądała jej się z otwartymi ustami. Żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć. Ecila czuła się podwójnie zaskoczona, wyczuwając szok Alice.
— Anna — wyszeptała, posługując się zdrobnieniem jakiego kiedyś używała blondynka w stosunku do swojej przyjaciółki. — Powiedz coś.
— Co?
— Czy ty... jesteś w ciąży? To dlatego tak się ostatnio zachowywałaś? No i te mdłości.
— Nie bądź śmieszna — odezwała się Ann, a jej głos się załamał.
— O mój... Ty naprawdę jesteś w ciąży.
Nagle ciemne oczy Annabelli zaszkliły się, a z jej ust wydobył się cichy jęk.
— Byłam u ginekologa. To prawie ósmy tydzień. Ja nie wiem jak to się mogło stać.
Ann przykucnęła, opierając się tyłem głowy o umywalkę. Ukryła twarz w dłoniach i ku przerażeniu Ecili zaczęła płakać.
Do diabła — pomyślała siedemnastolatka. — I co ja mam teraz robić?
Współczucie i dobre rady nie leżały w naturze Ecili. A z tego co wiedziała, to Annabella naprawdę rzadko pozwalała sobie na łzy. Zazwyczaj chodziła uśmiechnięta, w dobrym nastroju, otoczona znajomymi. Rozklejanie się na zimnej podłodze w szkolnej łazience nie było do niej podobne.
— Spokojnie, Anna. Tylko spokojnie.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała zaczerwienionymi oczami na przyjaciółkę.
— I co ja mam teraz robić?
O ironio. O to samo przed chwilą w myślach pytała się Ecila.
— Spokojnie. Chwila. Musimy ustalić kilka faktów. Po pierwsze, kto wie o ciąży? Po drugie, kto jest ojcem? Domyślam się, że Felix. A po trzecie...
— Nie. Nie! Nie, Felix. My nigdy nie... No i nikt oprócz ciebie nie wie. Bałam się mówić rodzicom.
— No dobrze, dobrze. Skoro nie Felix, to kto? Ben?
— Ja nie wiem. Naprawdę nie wiem — mamrotała Ann, wyglądając coraz bardziej na obłąkaną.
— Musisz wiedzieć.
— Zrobiłam to tylko dwa razy i to z Benem, ale to było wcześniej. Było tak beznadziejnie, że... no a później się rozstaliśmy. Tylko, że tego wieczora coś się wydarzyło. Ja nie wszystko pamiętam.
— Czekaj, czekaj — zawołała Ecila, klękając tuż przy przyjaciółce. — Powiedz mi wszystko po kolei. O jaki wieczór chodzi?
— O wieczór mojego rozstania z Benem. Nie do końca nam się układało. Zresztą same wiecie. Ben chciał się spotkać i pogadać. Zaprosił mnie do siebie, ale ja wolałam rozmawiać w miejscu publicznym. Spotkaliśmy się w klubie.
— No wiem, mówiłaś nam.
— Ale tylko częściowo — zaczęła Annabella, a później szybko zaczęła wszystko opowiadać. — Rozmawialiśmy, piliśmy. Ben przekonywał, że mnie kocha i że handluje tylko czasem. Chciałam, żeby przestał, ale on mi mówił, że nie może po prostu odejść z interesu. Pamiętam, że poszedł do baru po piwo, a do mnie przysiadł się Felix. Nie znaliśmy się wtedy zbyt dobrze. Rozmawialiśmy, dopóki nie wrócił Ben. Był zazdrosny. Kazał Felixowi spadać, bo niby jestem jego dziewczyną. Kłóciliśmy się znowu. Ben bywa strasznie zazdrosny. No i wtedy powiedziałam mu, że mam dosyć. Zerwałam z nim. Poszłam sobie. Piłam przy barze. On jeszcze przylazł i coś gadał, ale nie pamiętam co. No i później już było coraz gorzej. Niby piłam, ale niemożliwe, że aż tak się schlałam. Wiem, że było mi niedobrze. Wszystko było rozmazane. Poszłam do łazienki. No, nie wiem... Pamiętam głos Bena i jego słowa. Mówił coś w stylu: jesteś moją dziewczyną, nie myśl, że tak cię zostawię. Przypominam sobie jeszcze jego czerwoną twarz. Nie wiem, czy to był sen czy co. Nie wiem, czy aż tak się upiłam, a może ktoś mi coś wrzucił. Nie mam pojęcia. Wiem, że znalazł mnie chłopak z obsługi. Leżałam w jednej z kabin w łazience w jakiejś dziwnej pozycji. Wszystko mnie bolało, było mi niedobrze. Czułam się strasznie. Zadzwoniłam po Jamesa, a on zabrał mnie do siebie. Całą noc mnie pilnował, a rano strasznie na mnie nawrzeszczał.
Ecila w ciszy słuchała opowieści przyjaciółki. Czuła wewnętrzne zaskoczenie i oburzenie Alice, że Ann tyle do tej pory przemilczała. Kiedy tylko dziewczyna skończyła mówić znów ukryła twarz w dłoniach, ale tym razem nie płakała.
— Jest mi tak strasznie wstyd — mruknęła.
— Myślisz, że to się wtedy stało? Wtedy zaszłaś w ciążę?
— Nie wiem, nie wiem, nic nie wiem.
Annabella podniosła głowę. Wyglądała jakby była na skraju szaleństwa.
— Boję się, Alice. Już nie wiem, co gorsze. Czy to, że upiłam się tak, że zrobiłam to w jakiejś zapyziałej łazience w klubie z jakimś obcym chłopakiem, czy może to, że jednak ojcem dziecka jest Ben.
— A może naprawdę ktoś ci coś dosypał? Jeśli to był gwałt, to powinnaś iść na policję.
Ann nagle wstała i popatrzyła na siedemnastolatkę z góry.
— I co mam im powiedzieć? Przecież ja nic nie wiem. Nic nie pamiętam. Nie mam żadnych dowodów. Nic. Boże, taki wstyd.
— To co chcesz zrobić? — zapytała Ecila, także wstając.
— Nie wiem. Niedługo wszystko wyjdzie na jaw. Rodzicie się wkurzą, James też. A co z Felixem? Nasz związek dopiero się zaczyna. Co będzie jak mnie zostawi?
— To będzie znaczyło, że jest idiotą.
Annabella uśmiechnęła się lekko, ale zaraz zmarkotniała.
— Alice, ja mam dopiero osiemnaście lat. Nie jestem gotowa, by być matką. Nie wyobrażam sobie tego. Nie poradzę sobie. Nie dam rady.
Ecila położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
— Jeśli nie chcesz tego dziecka to... no wiesz, zawsze możesz oddać je do adopcji albo...
— Albo co?
— Usunąć. Nikt się wtedy nie dowie.
Ann poczuła jak po plecach przebiega ją dreszcz. Odruchowo położyła dłoń na brzuchu.
— Miałabym zabić własne dziecko? — zapytała z niedowierzaniem.
— Sama mówiłaś, że nie widzisz się w roli matki.
— Ale... ale to dziecko... to człowiek. Ja nie mam prawa. Tak nie można.
Ecila już miała wzruszyć ramionami, ale w głowie usłyszała oburzony głos Alice:
Co ty wyprawiasz?!
— To twoja decyzja, Ann. Jeśli wolisz się męczyć przez...
Milcz. Nie powinnaś namawiać jej do tego.
— Naprawdę uważasz, że to rozwiąże wszystkie moje problemy?
Nie będzie dziecka, nie będzie problemów — pomyślała Ecila, ale powiedziała coś innego.
— Uważam, że najważniejsze jest to, czego ty chcesz. Jeśli masz zamiar babrać się w brudnych pieluchach to zatrzymaj bach... dziecko, ale jeśli nie to oddaj je albo usuń.
— Tak się nie robi — wymamrotała Annabella. — Nie mogłabym...
— No to po kłopocie. Skoro nie możesz pozbyć się dziecka to nie zostaje ci nic innego jak przyznać się do ciąży rodzicom, Jamesowi i Felixowi.
— Nie, nie mogę. Oni się załamią. Ja się załamię.
Ecila westchnęła ciężko. Była coraz bardziej poirytowana tą dziewczyną.
— To już nie wiem. Rób co chcesz.
— Nie pomożesz mi? — zapytała zrozpaczona Ann.
— A niby jak? Co ja mogę poradzić na to, że zaszłaś w ciążę? Przecież za ciebie nie urodzę tego dzieciaka.
— Przestań! — zdenerwowała się osiemnastolatka i ruszyła do wyjścia. — Nie powinnam ci o niczym mówić.
— I tak się niedługo każdy dowie! — krzyknęła za nią Ecila.
No i co narobiłaś?! — odezwał się zgryźliwy głos Alice. 

Obserwatorzy