Layout by Raion

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 6

Precz z moich oczu! – posłucham od razu;
Precz z mego serca! – i serce posłucha;
Precz z mej pamięci! – nie tego rozkazu,
Moja i twoja pamięć nie posłucha.”
A. Mickiewicz

Jane chodziła zdenerwowana po mieszkaniu. Kursowała między kuchnią a salonem i martwiła się, bo Alice powinna wrócić już jakieś dwie godziny temu. A do tej pory nie dała żadnego znaku życia, co jej się nigdy nie zdarzało. Oczywiście kobieta próbowała się do niej dodzwonić, ale nastolatka nie odbierała. Zdesperowana matka zostawiła na jej poczcie chyba ze trzy wiadomości. Skontaktowała się nawet z Ruby. To co usłyszała od przyjaciółki córki, tylko spotęgowało jej niepokój. Dowiedziała się bowiem, że Alice jak zwykle wsiadła do autobusu i pojechała do domu. Tylko, że wcale do domu nie dotarła.
W głowie Jane pojawiły się przerażające wizje. Od potrącenia przez samochód aż do porwania. Kobieta drżącymi palcami wystukała ponownie numer córki. Był sygnał. Czekała, modląc się w duchu, by tym razem Alice podniosła słuchawkę.
Niestety, nie mogę odebrać. Zostaw wiadomość, a na pewno oddzwonię. — Usłyszała dziewczęcy głos, a po nim charakterystyczny dźwięk, który oznajmiał, że można nagrać to, co chciało się przekazać.
Jane rozłączyła się i schowała komórkę do kieszeni swoich jasnych spodni. Spojrzała przez okno z nadzieją, że zobaczy Alice przechodzącą przez furtkę. Niestety, nic z tego. Kobieta szybkim krokiem wyszła z kuchni i skierowała się do salonu, do barku. Przejrzała wszystkie znajdujące się tam alkohole i wybrała koniak. Z postanowieniem, że musi się uspokoić i pomyśleć, usiadła na kanapie z pełną szklaneczką złocistego trunku.
Po kilku łykach, kobieta stwierdziła, że ten sposób działa i zaczęła się powoli rozluźniać. Co prawda wciąż niepokoiła się o córkę, ale przynajmniej teraz ręce Jane przestały drżeć, a w jej głowie pojawiła się myśl, że może Alice spotkała po drodze kogoś znajomego i się zagadała. Tylko, kto to mógłby być? Jane upiła znów trochę koniaku i zamyśliła się.
Było zimno i padał deszcz, a na dodatek dziewczyna spóźniła się na autobus. Co się dzieje?! Dzień, ledwo się zaczął, a już można było zaliczyć go do beznadziejnych.
Jane szła szybkim krokiem przed siebie. Nasunęła na głowę kaptur kurtki i obliczyła, że jeśli utrzyma takie tempo, to dotrze do szkoły akurat na ważny egzmin z matematyki. Bo gdyby nie on, to nastolatka wróciłaby się do domu i już tam została.
Nagle usłyszała dźwięk klaksonu, odwróciła głowę w stronę jezdni i zobaczyła szarego volkswagena, który jechał powoli, blisko chodnika.
Dziewczyna zmrużyła oczy i spróbowała rozpoznać kierowce. Niestety, ale przez ten deszcz nie było to za bardzo możliwe. W końcu Jane zatrzymała się i to samo zrobiło auto. Szyba odsunęła się i nastolatka rozpoznała dwóch chłopaków.
Jeden z nich był blondynem, miał szczupłą, owalną twarz i duże niebieskie oczy. Jane znała go. Nazywał się Victor Hidden i chodził z nią na matematykę, fizykę, chemię oraz geografię. Rozmawiała z nim kilka razy i zawsze sprawiał wrażenie sympatycznego.
Drugim chłopakiem, a zarazem kierowcą był Thomas, brat Victora. Mimo tego, że między nimi był tylko rok różnicy, to i tak Tom wyglądał na znacznie starszego. Możliwe, że była to kwestia kwadratowej szczęki, którą zdobił dwudniowy zarost albo dużego wzrostu i szerokich ramion. Jane widywała starszego z braci nie raz na szkolnych korytarzach, ale nie miała okazji poznać go osobiście.
— Paskudna pogoda, co? — odezwał się Thomas.
Jego głos był niski i sprawił, że serce Jane zabiło odrobinę szybciej, a nogi zupełnie bezwiednie zaprowadziły ją w stronę samochodu.
— Niestety, ale za pięknie to dzisiaj nie jest — odpowiedziała dziewczyna, zastanawiając się nad celem tych pogaduszek.
Thomas uśmiechnął się lekko i zerknął na brata, który wychylił się, by móc lepiej widzieć Jane.
— Jak chcesz to możemy cię podwieźć — zaproponował Victor. — Sprawdzian z matmy to ważna rzecz, no nie?
Nastolatka roześmiała się, bo wiedziała, że chłopak nie przepada za tym przedmiotem.
— To jak, jedziesz z nami teraz do szkoły czy zamierzasz iść pieszo i później pojechać z zapaleniem płuc do szpitala?
Dziewczyna przyjrzała się twarzy Thomasa i dostrzegła, że mimo poważnej miny jego niebieskie oczy błyszczą wesoło. Chłopak potarł skroń dłonią, co zwróciło uwagę Jane na małą bliznę nad prawym łukiem brwiowym, która tylko dodawała mu uroku i nutki tajemniczości.
Ciekawe, co mu się stało — zastanawiała się nastolatka.
— No, Jane. Szybka decyzja.
— Niegrzecznie byłoby odmówić, no nie? A zresztą, kto lubi moknąć?
Chłopcy przyjęli z zadowoleniem słowa dziewczyny i po chwili nastolatka siedziała już w samochodzie.
Kto by pomyślał, że właśnie to wydarzenie zapoczątkowało moją znajomość z Tomem, a później tę całą farsę. Nasze pożal się Boże, małżeństwo — pomyślała Jane, przechylając do końca szklankę z koniakiem.
— Właśnie! — krzyknęła kobieta, zrywając się na równe nogi.
Odstawiła na stolik puste naczynie i wyciągnęła komórkę. Już dawno nie dzwoniła do byłego męża. Kiedyś chciała nawet usunąć numer jego telefonu, ale w końcu zdecydowała się go zostawić w razie czego. Przez chwilę wahała się, ale w końcu nacisnęła zieloną słuchawkę. Thomas odebrał po trzech sygnałach.
— Jane? — zdziwił się. — Co się stało?
— Nie ma u ciebie Alice?
— Nie. A czemu miałaby... Chwila. Nie wróciła do domu i nie wiesz, gdzie jest?
— No... Nie ma jej od dwóch godzin i nie odbiera komórki. Martwię się o nią.
— Spokojnie. Może mówiła ci, że ma się z kimś spotkać, a ty...
— Zapomniałam o tym?! — weszła mu w słowo. — Nie zapomniałabym. Alice nic mi nie mówiła. Nie ma jej od ponad dwóch godzin, a ty nawet...
— To nie moja wina, że nie masz pojęcia, gdzie podziewa się nasza córka. Dzwoniłaś do jej przyjaciółek?
— Dzwoniłam do Ruby. Ona nic nie wie. Widziała ją wsiadającą do autobusu.
— A Annabella? — zapytał Thomas, a kiedy Jane milczała dodał — Wiesz, że one się przyjaźnią czy chcesz tego czy nie.
— Nie mam do niej numeru. A z Charlotte nie chcę rozmawiać.
— Dobra, ja zadzwonię.
Kobieta zacisnęła mocniej dłoń na komórce.
Znowu się pokłócili. Jane miała już dość zachowania męża. Jego ciągłych kłamstw, wymówek i zdrad, do których to niby się nie dopuścił. Po kolejnej ostrej wymianie zdań, Thomas trzasnął drzwiami, mówiąc, że wróci nad ranem.
Kobieta była załamana. Dobrze, że Alice została u dziadków i niczego nie słyszała. Jane chwyciła torebkę i klucze. Ona też nie miała zamiaru siedzieć w domu. Jeździła po mieście przez godzinę, starając się uspokoić i nie myśleć o Tomie. W końcu, jednak zdecydowała się pojechać do najlepszej przyjaciółki i opowiedzieć jej o dzisiejszej kłótni. Teraz to ona jedna mogła podtrzymać ją na duchu.
Kiedy Jane zadzwoniła do drzwi musiało już być około dwudziestej drugiej. Kobieta miała nadzieję, że nie obudziła niechcący córki Charlotte – Annabelli, a jej przyjaciółka nie kładzie się jeszcze spać. Jeffrey, pewnie był w pracy, więc Jane liczyła na to, że będą one mogły spokojnie porozmawiać.
Kobieta przycisnęła guzik dzwonka jeszcze raz i poczekała. Światło w salonie paliło się, więc Charlotte powinna usłyszeć, że ktoś dobija się do drzwi. I rzeczywiście. Po chwili otworzyła jej wysoka, ciemnowłosa kobieta w czerwonym szlafroczku.
— Przepraszam, że przychodzę tak późno, ale muszę z kimś pogadać. Znowu pokłóciłam się z Tomem i już nie wiem, co robić.
— Jane... ja teraz za bardzo nie mogę ci pomóc i nawet nie wiem jak ci pomóc. — Charlotte wydawała się poddenerwowana.
— Ale co się stało?
I wtedy wszystko się wydało. Rozległ się huk, jakby coś spadło na podłogę i się rozbiło. Charlotte cofnęła się i spojrzała za siebie, a Jane przeszła przez próg i zobaczyła, że ktoś wymyka się z salonu. A właściwie nie ktoś, tylko Thomas. Jedną ręką podtrzymywał rozpięte spodnie, a w drugiej trzymał koszulę.
— Co tu się dzieje? — zapytała Jane, patrząc to na przyjaciółkę to na męża.
Oboje oni wyglądali na przestraszonych i chyba nie wiedzieli co powiedzieć.
Kobieta do tej pory pamiętała jak się, wtedy czuła. Zdradzona, wściekła, zaskoczona. Była prawie w stu procentach pewna, że Thomas ją zdradza, ale Charlotte? Tego nie spodziewała się po najlepszej przyjaciółce. Nie czekała na wyjaśnienia tylko trzasnęła drzwiami, wychodząc.
— Czy ty w ogóle mnie słuchasz? — zapytał zirytowany Thomas.
Jane rzeczywiście go nie słuchała. Przed chwilą wydawało jej się, że ktoś wszedł do domu.
— Poczekaj. Chyba coś słyszałam. Może to Alice.
— Dobra, zobacz i oddzwoń do mnie. Jeśli to nie ona, to zadzwonię do Charlotte. A jeśli i to nie pomoże, to przyjadę i wspólnie zastanowimy się, co dalej.
— W porządku — powiedziała Jane i rozłączyła się.
Kobieta szybkim krokiem opuściła salon. Ulżyło jej, kiedy tylko zobaczyła postać Alice, idącą w stronę schodów.
Nastolatka nie zauważyła matki. Szła ze spuszczoną głową, mając nadzieję, że przemknie niezauważenie do swojego pokoju i tam będzie mogła doprowadzić się do normalnego staniu.
— Wreszcie jesteś. Wiesz, która godzina? Już dawno powinnaś być w domu. — W głosie Jane pobrzmiewały nuty irytacji i zdenerwowania.
Alice zatrzymała się gwałtownie. Odszukała wzrokiem swoją rodzicielkę, która stała w drzwiach salonu z surową miną i rękami skrzyżowanymi na piersi.
— Przepraszam. Zapomniałam zadzwonić.
— Za to ja do ciebie dzwoniłam, ale nie odbierałaś.
Dziewczyna zaczęła grzebać w torbie, mówiąc:
— Miałam wyciszony telefon i nie słyszałam.
W końcu wyjęła komórkę i rzeczywiście. Na wyświetlaczu widniało jedenaście nieodebranych połączeń od mamy, trzy od Ruby i do tego cztery sms-y, informujące o nagraniach na pocztę.
— Zupełnie straciłam poczucie czasu. Przepraszam.
— Może zamiast ciągle przepraszać powiedziałabyś mi, gdzie byłaś? — zapytała Jane, nie spuszczając córki z oka.
Co prawda kobieta cieszyła się, że nastolatka cała i zdrowa wróciła do domu, ale nie zamierzała jej odpuścić. W końcu jakieś wyjaśnienia jej się należą.
Alice westchnęła, niepewnie podnosząc głowę do góry.
— Płakałaś? Co ci się stało, Alice?
Poza surowej rodzicielki znikła, kiedy tylko Jane zobaczyła zaczerwienione oczy córki i lekko rozmazany tusz. Kobieta natychmiast podeszła do dziewczyny i odgarnęła kosmyki włosów z czoła.
— Ktoś cię skrzywdził?
— Nie — odpowiedziała Alice, kręcą przy tym głową.
— To co się stało? — zapytała łagodnie Jane, nie pozwalając córce odwrócić wzroku.
— Po drodze do domu zobaczyłam rannego psa — zaczęła nastolatka, a po chwili skłamała — To dlatego płakałam, myślałam, że nie żyje.
Jane nie była pewna czy Alice mówi prawdę. Opowieść o psie była dziwna, ale kobieta dobrze znała córkę i wiedziała, że dziewczyna raczej, by sobie tego nie wymyśliła. Wiedziała też, że Alice jest bardzo wrażliwą osobą i płacz na widok skrzywdzonego zwierzęcia byłby możliwy.
— I co z tym psiakiem?
— Żyje, ale to nie był jakiś tam pies. Tylko Tajfun.
— Tajfun? — Kobieta skądś kojarzyła to imię.
— To pies państwa Warmth. Znasz przecież panią Laurę.
Teraz Jane sobie przypomniała. Laurę Warmth poznała jakiś czas temu i uważała ją za bardzo ciepłą i sympatyczną kobietę.
— Czy to nie jej synowi udzielasz korepetycji?
— Dokładnie — potwierdziła Alice, ciesząc się, że mama zaczyna kojarzyć rodzinę, o której dziewczyna mówi. — Chrisowi, temu młodszemu.
— Młodszemu?
— No tak, bo jest jeszcze starszy, Matt. Wysoki, szczupły, rozczochrane blond włosy, niebieskie oczy. Ma dziewiętnaście lat. I to z nim pojechałam do weterynarza.
Ostanie zdanie sprawiło, że Jane z powrotem przybrała surowy wyraz twarzy. Kobieta przypomniała sobie, że widziała syna Warmth jakiś tydzień temu w galerii razem z innym chłopakiem. Obaj byli bardzo zadowoleni i trzymali się za ręce.
— Uważaj Alice, ten cały Matt, to nie chłopak dla ciebie.
— Ale ja wcale go nie chce — powiedziała zmieszana nastolatka, czując, że na jej policzkach pojawiają się rumieńce.
— No dobrze, już dobrze. Tylko cię ostrzegam. Nie chcę żebyś później cierpiała, bo któryś cię oszukał. To... co? Pewnie jesteś głodna.
— No, trochę. Ale najpierw chyba pójdę do łazienki. Musze się odświeżyć.
Jane uśmiechnęła się do córki.
— To idź, a ja podgrzeję obiad.
Alice ruszyła na górę, przeskakując po do schodki, a kiedy zamknęła drzwi łazienki odetchnęła z ulgą.
W lustrze przywitała ją znajoma twarz. Znajoma tylko w nie najlepszym stanie. Dziewczyna sięgnęła po grzebień i spróbowała doprowadzić włosy do porządku. Później pozbyła się resztek tuszu i przemyła dokładnie twarz wodą. Czuła się odrobinę lepiej. Lżej. Ten dzień nie należał do udanych, ale za chwilę nadejdzie drugi, inny i być może lepszy.




Ten rozdział jest trochę inny niż poprzednie. Postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy i pokazać Wam, co dzieje się w głowie Jane. Chciałam, żebyście dowiedziały się, co takiego wydarzyło się w jej życiu, bo to wpłynęło i będzie wpływać na jej zachowanie. Retrospekcje w tym rozdziale nie są jedynymi. Mam zamiar przedstawić Wam jeszcze kilka fragmentów z przeszłości matki Alice. 
A jeśli tęsknicie za Ecilą, to możliwe, że pojawi się w następnym rozdziale. Pewności w 100% nie mam, bo rozdział dopiero zaczęłam pisać i zobaczę, co z tego wyjdzie. 

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Szybka jak błyskawica :)

      Usuń
    2. Och jejku, rozdzialik taki króciutki... Nawet moje są dłuższe ;p

      A jednak Jane to tyran. Kurczę, poważnie. Dziewczyna ma już siedemnaście lat, a mimo to traktuje się ją jak dziecko. Nic dziwnego, że zachowuje się momentami jak mała dziewczynka, która boi się mamy. Sama jestem młodsza od Alice, a jednak nikt nie robił mi wyrzutów, gdy wróciłam nieco później niż zwykle ze szkoły. A dziewczyna jest przecież prawie pełnoletnia, a mamusia oczywiście prawie odeszła od zmysłów.
      Dziwna jest, i tyle.
      Trzeba było policję wezwać -,-
      No i strasznie mi szkoda Alice, bo Matt jednak jest tym gejem. Chyba. Mam nadzieję, że jakoś to naprostujesz, bo... Och, no tak być nie może! Matthew gejem? ;o Nie żebym była nietolerancyjna, ale takich rzeczy głównym bohaterkom się nie robi, noooo.
      No i brakuje mi Ecili. Niech odbicie wreszcie zrobi coś naprawdę strasznego, bo do tej pory kończyło się tylko na zwykłych docinkach... Chcę czegoś więcej! Nie wiem, niech będzie taką Blood Mary, o. Albo niech ucieknie z tego lustra, "wejdzie" w Alice i niech zrobi w jej ciele coś złego. Bo tak na razie to tylko stoi sobie w lustrze i próbuje być na siłę wredna.
      Szkoda mi Jane, nawet bardzo. Biedaczka, taka zdrada ze strony przyjaciółki... Mąż jak mąż, ale przecież Charlotte miała męża, małą córkę... i była najlepszą przyjaciółką Jane. Ugh, oboje udusiłabym, gdybym tylko mogła...
      Oho, przez Ciebie mam sadystyczne zapędy! Zdemoralizowałaś ciocię Elif, no gratuluję XD
      Dobra, kończę się pastwić nad tekstem ;D Dzisiaj mi się podobało, ale zobaczymy, co stanie się w siódemce (powoli doganiasz mnie z rozdziałami na "Anielskich" ;p Tylko że Ty piszesz jakieś dwa miesiące albo coś koło tego, a ja "Anielskie" mam od września, więc...).
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Oj tam, oj tam. Mamusia wcale nie jest takim tyranem. Gdyby Alice zadzwoniła do niej albo chociaż odebrała telefon to by się tak kobieta nie zamartwiała. A jeszcze ją Ruby nastraszyła, bo powiedziała, że Alice nic jej nie mówiła i że normalnie do domu pojechała. A wiesz, Huston to duże miasto, pełne przestępców, więc mamusia zaczęła się martwić. Jednak przyznaję, jest trochę przewrażliwiona, ale Alice w końcu to jej jedyna córka.
      Mój komentarz do: " Matthew gejem? ;o Nie żebym była nietolerancyjna, ale takich rzeczy głównym bohaterkom się nie robi, noooo."- Życie bywa okrutne.
      Wiem, Ecila na razie jest dosyć spokojna i tylko dogryza Alice, ale w końcu zaszaleje. Tylko proszę o cierpliwość.
      Ha! Jednak Jane mimo, że tyranka to wzbudza litość. Jeśli poznasz jeszcze jej inne wspomnienia to dowiesz się dlaczego ona ciągle tak się zamartwia o Alice.
      I ja tu nikogo nie demoralizuję. Wypraszam sobie. Ja tylko obudziłam w Tobie wewnętrzną bestię. Może Ty też masz alter ego jak Alice?
      Może i doganiam, ale ty sobie radzisz z dwoma blogami, a ja na razie zawiesiłam "Strażniczkę", bo jakoś zapał straciłam.
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Druga.. Ech... Jak ty to robisz? :P Świetny rozdział, no i czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżbym u panny Alicji zdobyła zaszczytne trzecie miejsce? Ojej nie wierzę,
    Rzeczywiście masz talent. Cieszy mnie, że w tym rozdziale pokazałaś, jaka jest Jane. Matka zawsze najlepiej wyczuje, kiedy z jej dzieckiem dzieje się coś niedobrego chyba, że jest wstrętną czarownicą rodem z Kopciuszka. Tak, Alice nie umie kłamać. Może i martwiła się o Tajfuna, ale to nie był jedyny powód do rozpaczy. Czyż istnieje coś gorszego, niż to, że wymarzony chłopak okazuje się gejem? Pewnie tak, ale nie dla zakochanej po uszy nastolatki. Pozostaje mi teraz czekać, aż na scenę wkroczy Ecila i namiesza. U mnie obiecane opowiadanie, taki spóźniony prezent na Walentynki opublikowałam dzisiaj o świtaniu... Dlatego tak wcześnie przybywam z komentarzem. W wolnej chwili zapraszam do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje. Trzecie to jeszcze podium :)
      Tak, Alice nie potrafi kłamać, a jej mama zna ją bardzo dobrze.
      A Ecila powinna się wkrótce pojawić, ale porządnie namiesza dopiero później.

      Usuń
  4. Króciutki rozdział, no ale narzekać nie będę.
    Podoba mi się to, że przedstawiłaś to wszystko z "perspektywy" Jane (chodzi mi o to, że głównie o nią tutaj chodziło). Jane mi się trochę nie podoba, ale cóż, to pewnie będzie jakaś "główna" bohaterka.
    Chyba już nic nie dodam, jakoś weny komentarzowej nie mam < jeżeli coś takiego istnieje. XD

    PS: u mnie też pojawiła się nowa notka, więc mam cichą nadzieję, że wpadniesz.

    Pozdrawiam i czekam na rozdział - już - 7!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice nie zawsze musi być tą główną bohaterką, chociaż i tak rozdział kręci się wokół niej. A Jane jest jedną z ważniejszych postaci, w końcu to matka Alice.
      Dziękuję za komentarz. Na Twój blog wpadnę jutro.

      Usuń
  5. Ha, no widzisz? Tak mnie wczoraj wieczorem tuż przed spaniem tchnęło, żeby wejść do Ciebie na telefonie i oto jestem. Dziękuję bardzo za spełnienie prośby. Od razu mi się lepiej czytało ;)
    Ten rozdział mi się naprawdę podobał. Może i nie był pełen mrożących krew w żyłach akcji, lecz myślę, że jest on dobry, ponieważ znalazło się w nim dużo retrospekcji. Ich używanie jest zabiegiem, który, obok kilku innych, bardzo sobie cenię. Dlatego też, jeśli tylko będziesz je miała u siebie, to z pewnością będę zadowolona! Nawet, jeśli mi napiszesz o tym, jak bardzo mucha źle zniosła pacnięcie klapką kilka dni wcześniej ;D
    Ze smutkiem zauważyłam, że jest znacznie więcej dialogów, aniżeli opisów, ale to nic. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale mi to wynagrodzisz, co? :D Tak czy inaczej chyba w tym właśnie one są dobrze dobrane, ponieważ tutaj poznajemy matkę dziewczyny. Chyba z samych jej słów i reakcji można doskonale się domyślić, że coś jej nie pasuje.
    Nie sądziłam jednak, że jej mąż zdradził ją z matką Annabelli! Alice o tym nie wie, prawda? Jane jej nic nie mówiła? Bo tak troszkę dziwnie przyjaźnić się z kimś, kogo matka po części przyczyniła się do odejścia męża? A może właśnie wie, ale jest na tyle wrażliwa i dobra, że oddala te myśli od siebie i po prostu dalej zadaje się z dziewczyną, jakby nic się nigdy nie wydarzyło? Hmm... ciekawi mnie ten wątek. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś o nim napiszesz ;)
    Wykonanie retrospekcji bardzo mi się podobało. Było nie tylko dokładne opisowo, lecz i w pewnym stopniu nacechowane emocjonalnie. Czuć było tak jakoś, że kobieta przykładała sporą wagę do sytuacji, w których brał udział jej mąż. Mimo że wszystkie mi się podobały, to jednak bardziej chyba ta, w której Jane dowiaduje się, że jej mąż zdradza ją z najlepszą przyjaciółką. Tak. Niezaprzeczalnie najlepsza! Oby takich więcej :D

    Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz bardzo dziękuję! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurcze, ale długi komentarz :)
      Ja na telefonie nie czytam blogów, a na swój nawet nie zaglądam, więc nie wiedziałam, że może się go źle czytać. Ale już poprawiłam i cieszę się, że teraz jest dobrze.
      Wiem, znów dialogi przeważyły. Chyba moje postacie mają za dużo do powiedzenia:) Próbuję nad tym pracować, ale różnie to wychodzi.
      Mąż Jane święty nie jest, oj nie. I matka Alice wiele z nim przeszła i to głównie dlatego, ale nie tylko, próbuje bronić córkę przed zawodem ze strony mężczyzn.
      A Alice nie wie, kto dokładnie przyczynił się do rozwodu jej rodziców i dlatego nie do końca rozumie niechęci mamy do Annabelli. Ale jeszcze poruszę tę sprawę, Kiedyś.
      Cieszę się, że retrospekcje Ci się podobały. Sama lubię takie zabiegi i jak już pisałam na górze jeszcze kilka się pojawi.
      Tak, Jane przykłada sporą wagę to wydarzeń z przeszłości, które dotyczyły jej związku z Thomasem. A te dwie retrospekcje pokazują tak jakby początek i koniec ich znajomości.

      Usuń
  6. zacznę może trochę głupio, ale okropnie się cieszę, że wybranek Alice jest gejem :P to jest strasznie oryginalne, a ostatnio coraz trudniej znaleźć na blogach coś takiego. naprawdę. masz wielkiego, wielkiego plusa! ale wracając do sedna.
    rozdział spokojny, ale przyjemny. wbrew pozorom takie też są potrzebne w opowiadaniu ^^
    Matka Alice przeżyła w życiu ciężkie chwile i dlatego nie dziwię się tego, jaki jest jej stosunek do córki. wiadomo, że często przesadza, a nawet więcej niż przesadza. Przyznam, że po niektórych scenach zastanawiam się czy za jej opiekuńczością nie stoi coś więcej.
    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział.
    No i jeszcze jedna sprawa. trochę mi głupio, ale Twoje opowiadanie natchnęło mnie do stworzenia szablonu dla Ciebie. Tutaj masz podgląd: http://s6.ifotos.pl/img/podgldpng_ehwpsra.png
    a tutaj ściągasz plik: http://hostuje.net/file.php?id=db7b519b8d4ddbc4d06402cf915396f8
    masz szablon z zaczarowanych więc nie powinnaś mieć kłopotu ze wstawieniem, ale jakby co to pisz! a jak Ci się nie spodoba, to też się nie pogniewam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dziękuję za szablon. Nie spodziewałam się, że kogokolwiek natchnę do czegoś takiego. A Twoja praca jest świetna. Piękny, przejrzysty i od razu wylądował na blogu.
      Cieszę się, że moje pomysły Ci się podobają. A mama Alice taka już jest. Przesadza, ale ma to głównie związek z tym co ona sama kiedyś doświadczyła. Ale to wszystko będę się starała powoli pokazać.
      Jeszcze raz dziękuję za szablon i komentarz.

      Usuń
  7. Rozdział bardzo przyjemny, chociaż nie spodziewałam się, że w całości zostanie poświęcony matce Alice. Ale dzięki temu można było lepiej poznać kobietę.
    To przykre, co spotkało Jane, szczególnie że w jednej chwili straciła zarówno męża jak i przyjaciółkę. To bydlak, że zrobił coś takiego. Aż ma się ochotę mu łeb ukręcić. I żal mi Jane, że po tym wszystkim nadal jest samotna i ma skłonności do alkoholu.
    Jednakże sądzę, że właśnie stąd wzięło się to przewrażliwienie względem córki. Wydaje mi się, że próbuje ją uchronić przed wszystkimi nieszczęściami świata i dlatego trzyma ją krótko przy sobie, zapominając, że to niemal dorosła nastolatka, która niebawem będzie musiała radzić sobie w życiu samodzielnie. Szkoda, że Alice nie potrafi spokojnie porozmawiać z matką na ten temat, a grzecznie podporządkowuje się jej "rozkazom", bo w przyszłości może się to dla dziewczyny źle skończyć i już wiecznie będzie uległa wobec matki.
    Zakładam też, że Alice nie wie, kim była kochanka jej ojca, bo ciężko mi wyobrazić sobie, by wtedy traktowała Annabelle jak najlepszą przyjaciółkę i nie czuła do nie urazy jako że to jej matka przyczyniła się do rozpadu małżeństwa rodziców Alice. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek się dowie, jak było naprawdę.
    No i śliczny szablon :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy