„Precz
z moich oczu! – posłucham od razu;
Precz z mego serca! – i serce posłucha;
Precz z mej pamięci! – nie tego rozkazu,
Moja i twoja pamięć nie posłucha.”
Precz z mego serca! – i serce posłucha;
Precz z mej pamięci! – nie tego rozkazu,
Moja i twoja pamięć nie posłucha.”
A. Mickiewicz
Jane chodziła zdenerwowana
po mieszkaniu. Kursowała między kuchnią a salonem i martwiła się,
bo Alice powinna wrócić już jakieś dwie godziny temu. A do tej
pory nie dała żadnego znaku życia, co jej się nigdy nie zdarzało.
Oczywiście kobieta próbowała się do niej dodzwonić, ale
nastolatka nie odbierała. Zdesperowana matka zostawiła na jej
poczcie chyba ze trzy wiadomości. Skontaktowała się nawet z Ruby.
To co usłyszała od przyjaciółki córki, tylko spotęgowało jej
niepokój. Dowiedziała się bowiem, że Alice jak zwykle wsiadła do
autobusu i pojechała do domu. Tylko, że wcale do domu nie dotarła.
W głowie Jane pojawiły
się przerażające wizje. Od potrącenia przez samochód aż do
porwania. Kobieta drżącymi palcami wystukała ponownie numer córki.
Był sygnał. Czekała, modląc się w duchu, by tym razem Alice
podniosła słuchawkę.
Niestety, nie mogę
odebrać. Zostaw wiadomość, a na pewno oddzwonię. — Usłyszała
dziewczęcy głos, a po nim charakterystyczny dźwięk, który
oznajmiał, że można nagrać to, co chciało się przekazać.
Jane rozłączyła się i
schowała komórkę do kieszeni swoich jasnych spodni. Spojrzała
przez okno z nadzieją, że zobaczy Alice przechodzącą przez
furtkę. Niestety, nic z tego. Kobieta szybkim krokiem wyszła z
kuchni i skierowała się do salonu, do barku. Przejrzała wszystkie
znajdujące się tam alkohole i wybrała koniak. Z postanowieniem, że
musi się uspokoić i pomyśleć, usiadła na kanapie z pełną
szklaneczką złocistego trunku.
Po kilku łykach, kobieta
stwierdziła, że ten sposób działa i zaczęła się powoli
rozluźniać. Co prawda wciąż niepokoiła się o córkę, ale
przynajmniej teraz ręce Jane przestały drżeć, a w jej głowie
pojawiła się myśl, że może Alice spotkała po drodze kogoś
znajomego i się zagadała. Tylko, kto to mógłby być? Jane upiła
znów trochę koniaku i zamyśliła się.
Było zimno i padał
deszcz, a na dodatek dziewczyna spóźniła się na autobus. Co się
dzieje?! Dzień, ledwo się zaczął, a już można było zaliczyć
go do beznadziejnych.
Jane szła szybkim
krokiem przed siebie. Nasunęła na głowę kaptur kurtki i
obliczyła, że jeśli utrzyma takie tempo, to dotrze do szkoły
akurat na ważny egzmin z matematyki. Bo gdyby nie on, to nastolatka
wróciłaby się do domu i już tam została.
Nagle usłyszała dźwięk
klaksonu, odwróciła głowę w stronę jezdni i zobaczyła szarego
volkswagena, który jechał powoli, blisko chodnika.
Dziewczyna zmrużyła
oczy i spróbowała rozpoznać kierowce. Niestety, ale przez ten
deszcz nie było to za bardzo możliwe. W końcu Jane zatrzymała się
i to samo zrobiło auto. Szyba odsunęła się i nastolatka
rozpoznała dwóch chłopaków.
Jeden z nich był
blondynem, miał szczupłą, owalną twarz i duże niebieskie oczy.
Jane znała go. Nazywał się Victor Hidden i chodził z nią na
matematykę, fizykę, chemię oraz geografię. Rozmawiała z nim
kilka razy i zawsze sprawiał wrażenie sympatycznego.
Drugim chłopakiem, a
zarazem kierowcą był Thomas, brat Victora. Mimo tego, że między
nimi był tylko rok różnicy, to i tak Tom wyglądał na znacznie
starszego. Możliwe, że była to kwestia kwadratowej szczęki, którą
zdobił dwudniowy zarost albo dużego wzrostu i szerokich ramion.
Jane widywała starszego z braci nie raz na szkolnych korytarzach,
ale nie miała okazji poznać go osobiście.
— Paskudna pogoda, co?
— odezwał się Thomas.
Jego głos był niski i
sprawił, że serce Jane zabiło odrobinę szybciej, a nogi zupełnie
bezwiednie zaprowadziły ją w stronę samochodu.
— Niestety, ale za
pięknie to dzisiaj nie jest — odpowiedziała dziewczyna,
zastanawiając się nad celem tych pogaduszek.
Thomas uśmiechnął się
lekko i zerknął na brata, który wychylił się, by móc lepiej
widzieć Jane.
— Jak chcesz to możemy
cię podwieźć — zaproponował Victor. — Sprawdzian z matmy to
ważna rzecz, no nie?
Nastolatka roześmiała
się, bo wiedziała, że chłopak nie przepada za tym przedmiotem.
— To jak, jedziesz z
nami teraz do szkoły czy zamierzasz iść pieszo i później
pojechać z zapaleniem płuc do szpitala?
Dziewczyna przyjrzała
się twarzy Thomasa i dostrzegła, że mimo poważnej miny jego
niebieskie oczy błyszczą wesoło. Chłopak potarł skroń dłonią,
co zwróciło uwagę Jane na małą bliznę nad prawym łukiem
brwiowym, która tylko dodawała mu uroku i nutki tajemniczości.
Ciekawe, co mu się
stało — zastanawiała się nastolatka.
— No, Jane. Szybka
decyzja.
— Niegrzecznie byłoby
odmówić, no nie? A zresztą, kto lubi moknąć?
Chłopcy przyjęli z
zadowoleniem słowa dziewczyny i po chwili nastolatka siedziała już
w samochodzie.
Kto by pomyślał, że
właśnie to wydarzenie zapoczątkowało moją znajomość z Tomem, a
później tę całą farsę. Nasze pożal się Boże, małżeństwo —
pomyślała Jane, przechylając do końca szklankę z koniakiem.
— Właśnie! —
krzyknęła kobieta, zrywając się na równe nogi.
Odstawiła na stolik puste
naczynie i wyciągnęła komórkę. Już dawno nie dzwoniła do
byłego męża. Kiedyś chciała nawet usunąć numer jego telefonu,
ale w końcu zdecydowała się go zostawić w razie czego. Przez
chwilę wahała się, ale w końcu nacisnęła zieloną słuchawkę.
Thomas odebrał po trzech sygnałach.
— Jane? — zdziwił się.
— Co się stało?
— Nie ma u ciebie Alice?
— Nie. A czemu miałaby...
Chwila. Nie wróciła do domu i nie wiesz, gdzie jest?
— No... Nie ma jej od
dwóch godzin i nie odbiera komórki. Martwię się o nią.
— Spokojnie. Może mówiła
ci, że ma się z kimś spotkać, a ty...
— Zapomniałam o tym?! —
weszła mu w słowo. — Nie zapomniałabym. Alice nic mi nie mówiła.
Nie ma jej od ponad dwóch godzin, a ty nawet...
— To nie moja wina, że
nie masz pojęcia, gdzie podziewa się nasza córka. Dzwoniłaś do
jej przyjaciółek?
— Dzwoniłam do Ruby. Ona
nic nie wie. Widziała ją wsiadającą do autobusu.
— A Annabella? —
zapytał Thomas, a kiedy Jane milczała dodał — Wiesz, że one się
przyjaźnią czy chcesz tego czy nie.
— Nie mam do niej numeru.
A z Charlotte nie chcę rozmawiać.
— Dobra, ja zadzwonię.
Kobieta zacisnęła mocniej
dłoń na komórce.
Znowu się pokłócili.
Jane miała już dość zachowania męża. Jego ciągłych kłamstw,
wymówek i zdrad, do których to niby się nie dopuścił. Po
kolejnej ostrej wymianie zdań, Thomas trzasnął drzwiami, mówiąc,
że wróci nad ranem.
Kobieta była załamana.
Dobrze, że Alice została u dziadków i niczego nie słyszała. Jane
chwyciła torebkę i klucze. Ona też nie miała zamiaru siedzieć w
domu. Jeździła po mieście przez godzinę, starając się uspokoić
i nie myśleć o Tomie. W końcu, jednak zdecydowała się pojechać
do najlepszej przyjaciółki i opowiedzieć jej o dzisiejszej kłótni.
Teraz to ona jedna mogła podtrzymać ją na duchu.
Kiedy Jane zadzwoniła
do drzwi musiało już być około dwudziestej drugiej. Kobieta miała
nadzieję, że nie obudziła niechcący córki Charlotte –
Annabelli, a jej przyjaciółka nie kładzie się jeszcze spać.
Jeffrey, pewnie był w pracy, więc Jane liczyła na to, że będą
one mogły spokojnie porozmawiać.
Kobieta przycisnęła
guzik dzwonka jeszcze raz i poczekała. Światło w salonie paliło
się, więc Charlotte powinna usłyszeć, że ktoś dobija się do
drzwi. I rzeczywiście. Po chwili otworzyła jej wysoka, ciemnowłosa
kobieta w czerwonym szlafroczku.
— Przepraszam, że
przychodzę tak późno, ale muszę z kimś pogadać. Znowu
pokłóciłam się z Tomem i już nie wiem, co robić.
— Jane... ja teraz za
bardzo nie mogę ci pomóc i nawet nie wiem jak ci pomóc. —
Charlotte wydawała się poddenerwowana.
— Ale co się stało?
I wtedy wszystko się
wydało. Rozległ się huk, jakby coś spadło na podłogę i się
rozbiło. Charlotte cofnęła się i spojrzała za siebie, a Jane
przeszła przez próg i zobaczyła, że ktoś wymyka się z salonu. A
właściwie nie ktoś, tylko Thomas. Jedną ręką podtrzymywał
rozpięte spodnie, a w drugiej trzymał koszulę.
— Co tu się dzieje? —
zapytała Jane, patrząc to na przyjaciółkę to na męża.
Oboje oni wyglądali na
przestraszonych i chyba nie wiedzieli co powiedzieć.
Kobieta do tej pory
pamiętała jak się, wtedy czuła. Zdradzona, wściekła,
zaskoczona. Była prawie w stu procentach pewna, że Thomas ją
zdradza, ale Charlotte? Tego nie spodziewała się po najlepszej
przyjaciółce. Nie czekała na wyjaśnienia tylko trzasnęła
drzwiami, wychodząc.
— Czy ty w ogóle
mnie słuchasz? — zapytał zirytowany Thomas.
Jane rzeczywiście go nie
słuchała. Przed chwilą wydawało jej się, że ktoś wszedł do
domu.
— Poczekaj. Chyba coś
słyszałam. Może to Alice.
— Dobra, zobacz i oddzwoń
do mnie. Jeśli to nie ona, to zadzwonię do Charlotte. A jeśli i to
nie pomoże, to przyjadę i wspólnie zastanowimy się, co dalej.
— W porządku —
powiedziała Jane i rozłączyła się.
Kobieta szybkim krokiem
opuściła salon. Ulżyło jej, kiedy tylko zobaczyła postać Alice,
idącą w stronę schodów.
Nastolatka nie zauważyła
matki. Szła ze spuszczoną głową, mając nadzieję, że przemknie
niezauważenie do swojego pokoju i tam będzie mogła doprowadzić
się do normalnego staniu.
— Wreszcie jesteś.
Wiesz, która godzina? Już dawno powinnaś być w domu. — W głosie
Jane pobrzmiewały nuty irytacji i zdenerwowania.
Alice zatrzymała się
gwałtownie. Odszukała wzrokiem swoją rodzicielkę, która stała
w drzwiach salonu z surową miną i rękami skrzyżowanymi na piersi.
— Przepraszam.
Zapomniałam zadzwonić.
— Za to ja do ciebie
dzwoniłam, ale nie odbierałaś.
Dziewczyna zaczęła
grzebać w torbie, mówiąc:
— Miałam wyciszony
telefon i nie słyszałam.
W końcu wyjęła komórkę
i rzeczywiście. Na wyświetlaczu widniało jedenaście nieodebranych
połączeń od mamy, trzy od Ruby i do tego cztery sms-y, informujące
o nagraniach na pocztę.
— Zupełnie straciłam
poczucie czasu. Przepraszam.
— Może zamiast ciągle
przepraszać powiedziałabyś mi, gdzie byłaś? — zapytała Jane,
nie spuszczając córki z oka.
Co prawda kobieta cieszyła
się, że nastolatka cała i zdrowa wróciła do domu, ale nie
zamierzała jej odpuścić. W końcu jakieś wyjaśnienia jej się
należą.
Alice westchnęła,
niepewnie podnosząc głowę do góry.
— Płakałaś? Co ci się
stało, Alice?
Poza surowej rodzicielki
znikła, kiedy tylko Jane zobaczyła zaczerwienione oczy córki i
lekko rozmazany tusz. Kobieta natychmiast podeszła do dziewczyny i
odgarnęła kosmyki włosów z czoła.
— Ktoś cię skrzywdził?
— Nie — odpowiedziała
Alice, kręcą przy tym głową.
— To co się stało? —
zapytała łagodnie Jane, nie pozwalając córce odwrócić wzroku.
— Po drodze do domu
zobaczyłam rannego psa — zaczęła nastolatka, a po chwili
skłamała — To dlatego płakałam, myślałam, że nie żyje.
Jane nie była pewna czy
Alice mówi prawdę. Opowieść o psie była dziwna, ale kobieta
dobrze znała córkę i wiedziała, że dziewczyna raczej, by sobie
tego nie wymyśliła. Wiedziała też, że Alice jest bardzo wrażliwą
osobą i płacz na widok skrzywdzonego zwierzęcia byłby możliwy.
— I co z tym psiakiem?
— Żyje, ale to nie był
jakiś tam pies. Tylko Tajfun.
— Tajfun? — Kobieta
skądś kojarzyła to imię.
— To pies państwa
Warmth. Znasz przecież panią Laurę.
Teraz Jane sobie
przypomniała. Laurę Warmth poznała jakiś czas temu i uważała ją
za bardzo ciepłą i sympatyczną kobietę.
— Czy to nie jej synowi
udzielasz korepetycji?
— Dokładnie —
potwierdziła Alice, ciesząc się, że mama zaczyna kojarzyć
rodzinę, o której dziewczyna mówi. — Chrisowi, temu młodszemu.
— Młodszemu?
— No tak, bo jest jeszcze
starszy, Matt. Wysoki, szczupły, rozczochrane blond włosy,
niebieskie oczy. Ma dziewiętnaście lat. I to z nim pojechałam do
weterynarza.
Ostanie zdanie sprawiło,
że Jane z powrotem przybrała surowy wyraz twarzy. Kobieta
przypomniała sobie, że widziała syna Warmth jakiś tydzień temu w
galerii razem z innym chłopakiem. Obaj byli bardzo zadowoleni i
trzymali się za ręce.
— Uważaj Alice, ten cały
Matt, to nie chłopak dla ciebie.
— Ale ja wcale go nie
chce — powiedziała zmieszana nastolatka, czując, że na jej
policzkach pojawiają się rumieńce.
— No dobrze, już dobrze.
Tylko cię ostrzegam. Nie chcę żebyś później cierpiała, bo
któryś cię oszukał. To... co? Pewnie jesteś głodna.
— No, trochę. Ale
najpierw chyba pójdę do łazienki. Musze się odświeżyć.
Jane uśmiechnęła się do
córki.
— To idź, a ja podgrzeję
obiad.
Alice ruszyła na górę,
przeskakując po do schodki, a kiedy zamknęła drzwi łazienki
odetchnęła z ulgą.
W lustrze przywitała ją
znajoma twarz. Znajoma tylko w nie najlepszym stanie. Dziewczyna
sięgnęła po grzebień i spróbowała doprowadzić włosy do
porządku. Później pozbyła się resztek tuszu i przemyła
dokładnie twarz wodą. Czuła się odrobinę lepiej. Lżej. Ten
dzień nie należał do udanych, ale za chwilę nadejdzie drugi, inny
i być może lepszy.
Ten rozdział jest trochę inny niż poprzednie. Postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy i pokazać Wam, co dzieje się w głowie Jane. Chciałam, żebyście dowiedziały się, co takiego wydarzyło się w jej życiu, bo to wpłynęło i będzie wpływać na jej zachowanie. Retrospekcje w tym rozdziale nie są jedynymi. Mam zamiar przedstawić Wam jeszcze kilka fragmentów z przeszłości matki Alice.
A jeśli tęsknicie za Ecilą, to możliwe, że pojawi się w następnym rozdziale. Pewności w 100% nie mam, bo rozdział dopiero zaczęłam pisać i zobaczę, co z tego wyjdzie.
Pierwsza <3
OdpowiedzUsuńSzybka jak błyskawica :)
UsuńOch jejku, rozdzialik taki króciutki... Nawet moje są dłuższe ;p
UsuńA jednak Jane to tyran. Kurczę, poważnie. Dziewczyna ma już siedemnaście lat, a mimo to traktuje się ją jak dziecko. Nic dziwnego, że zachowuje się momentami jak mała dziewczynka, która boi się mamy. Sama jestem młodsza od Alice, a jednak nikt nie robił mi wyrzutów, gdy wróciłam nieco później niż zwykle ze szkoły. A dziewczyna jest przecież prawie pełnoletnia, a mamusia oczywiście prawie odeszła od zmysłów.
Dziwna jest, i tyle.
Trzeba było policję wezwać -,-
No i strasznie mi szkoda Alice, bo Matt jednak jest tym gejem. Chyba. Mam nadzieję, że jakoś to naprostujesz, bo... Och, no tak być nie może! Matthew gejem? ;o Nie żebym była nietolerancyjna, ale takich rzeczy głównym bohaterkom się nie robi, noooo.
No i brakuje mi Ecili. Niech odbicie wreszcie zrobi coś naprawdę strasznego, bo do tej pory kończyło się tylko na zwykłych docinkach... Chcę czegoś więcej! Nie wiem, niech będzie taką Blood Mary, o. Albo niech ucieknie z tego lustra, "wejdzie" w Alice i niech zrobi w jej ciele coś złego. Bo tak na razie to tylko stoi sobie w lustrze i próbuje być na siłę wredna.
Szkoda mi Jane, nawet bardzo. Biedaczka, taka zdrada ze strony przyjaciółki... Mąż jak mąż, ale przecież Charlotte miała męża, małą córkę... i była najlepszą przyjaciółką Jane. Ugh, oboje udusiłabym, gdybym tylko mogła...
Oho, przez Ciebie mam sadystyczne zapędy! Zdemoralizowałaś ciocię Elif, no gratuluję XD
Dobra, kończę się pastwić nad tekstem ;D Dzisiaj mi się podobało, ale zobaczymy, co stanie się w siódemce (powoli doganiasz mnie z rozdziałami na "Anielskich" ;p Tylko że Ty piszesz jakieś dwa miesiące albo coś koło tego, a ja "Anielskie" mam od września, więc...).
Pozdrawiam ;)
Oj tam, oj tam. Mamusia wcale nie jest takim tyranem. Gdyby Alice zadzwoniła do niej albo chociaż odebrała telefon to by się tak kobieta nie zamartwiała. A jeszcze ją Ruby nastraszyła, bo powiedziała, że Alice nic jej nie mówiła i że normalnie do domu pojechała. A wiesz, Huston to duże miasto, pełne przestępców, więc mamusia zaczęła się martwić. Jednak przyznaję, jest trochę przewrażliwiona, ale Alice w końcu to jej jedyna córka.
UsuńMój komentarz do: " Matthew gejem? ;o Nie żebym była nietolerancyjna, ale takich rzeczy głównym bohaterkom się nie robi, noooo."- Życie bywa okrutne.
Wiem, Ecila na razie jest dosyć spokojna i tylko dogryza Alice, ale w końcu zaszaleje. Tylko proszę o cierpliwość.
Ha! Jednak Jane mimo, że tyranka to wzbudza litość. Jeśli poznasz jeszcze jej inne wspomnienia to dowiesz się dlaczego ona ciągle tak się zamartwia o Alice.
I ja tu nikogo nie demoralizuję. Wypraszam sobie. Ja tylko obudziłam w Tobie wewnętrzną bestię. Może Ty też masz alter ego jak Alice?
Może i doganiam, ale ty sobie radzisz z dwoma blogami, a ja na razie zawiesiłam "Strażniczkę", bo jakoś zapał straciłam.
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.
Druga.. Ech... Jak ty to robisz? :P Świetny rozdział, no i czekam na nn!
OdpowiedzUsuńCzyżbym u panny Alicji zdobyła zaszczytne trzecie miejsce? Ojej nie wierzę,
OdpowiedzUsuńRzeczywiście masz talent. Cieszy mnie, że w tym rozdziale pokazałaś, jaka jest Jane. Matka zawsze najlepiej wyczuje, kiedy z jej dzieckiem dzieje się coś niedobrego chyba, że jest wstrętną czarownicą rodem z Kopciuszka. Tak, Alice nie umie kłamać. Może i martwiła się o Tajfuna, ale to nie był jedyny powód do rozpaczy. Czyż istnieje coś gorszego, niż to, że wymarzony chłopak okazuje się gejem? Pewnie tak, ale nie dla zakochanej po uszy nastolatki. Pozostaje mi teraz czekać, aż na scenę wkroczy Ecila i namiesza. U mnie obiecane opowiadanie, taki spóźniony prezent na Walentynki opublikowałam dzisiaj o świtaniu... Dlatego tak wcześnie przybywam z komentarzem. W wolnej chwili zapraszam do lektury.
Gratulacje. Trzecie to jeszcze podium :)
UsuńTak, Alice nie potrafi kłamać, a jej mama zna ją bardzo dobrze.
A Ecila powinna się wkrótce pojawić, ale porządnie namiesza dopiero później.
Króciutki rozdział, no ale narzekać nie będę.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że przedstawiłaś to wszystko z "perspektywy" Jane (chodzi mi o to, że głównie o nią tutaj chodziło). Jane mi się trochę nie podoba, ale cóż, to pewnie będzie jakaś "główna" bohaterka.
Chyba już nic nie dodam, jakoś weny komentarzowej nie mam < jeżeli coś takiego istnieje. XD
PS: u mnie też pojawiła się nowa notka, więc mam cichą nadzieję, że wpadniesz.
Pozdrawiam i czekam na rozdział - już - 7!
Alice nie zawsze musi być tą główną bohaterką, chociaż i tak rozdział kręci się wokół niej. A Jane jest jedną z ważniejszych postaci, w końcu to matka Alice.
UsuńDziękuję za komentarz. Na Twój blog wpadnę jutro.
Ha, no widzisz? Tak mnie wczoraj wieczorem tuż przed spaniem tchnęło, żeby wejść do Ciebie na telefonie i oto jestem. Dziękuję bardzo za spełnienie prośby. Od razu mi się lepiej czytało ;)
OdpowiedzUsuńTen rozdział mi się naprawdę podobał. Może i nie był pełen mrożących krew w żyłach akcji, lecz myślę, że jest on dobry, ponieważ znalazło się w nim dużo retrospekcji. Ich używanie jest zabiegiem, który, obok kilku innych, bardzo sobie cenię. Dlatego też, jeśli tylko będziesz je miała u siebie, to z pewnością będę zadowolona! Nawet, jeśli mi napiszesz o tym, jak bardzo mucha źle zniosła pacnięcie klapką kilka dni wcześniej ;D
Ze smutkiem zauważyłam, że jest znacznie więcej dialogów, aniżeli opisów, ale to nic. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale mi to wynagrodzisz, co? :D Tak czy inaczej chyba w tym właśnie one są dobrze dobrane, ponieważ tutaj poznajemy matkę dziewczyny. Chyba z samych jej słów i reakcji można doskonale się domyślić, że coś jej nie pasuje.
Nie sądziłam jednak, że jej mąż zdradził ją z matką Annabelli! Alice o tym nie wie, prawda? Jane jej nic nie mówiła? Bo tak troszkę dziwnie przyjaźnić się z kimś, kogo matka po części przyczyniła się do odejścia męża? A może właśnie wie, ale jest na tyle wrażliwa i dobra, że oddala te myśli od siebie i po prostu dalej zadaje się z dziewczyną, jakby nic się nigdy nie wydarzyło? Hmm... ciekawi mnie ten wątek. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś o nim napiszesz ;)
Wykonanie retrospekcji bardzo mi się podobało. Było nie tylko dokładne opisowo, lecz i w pewnym stopniu nacechowane emocjonalnie. Czuć było tak jakoś, że kobieta przykładała sporą wagę do sytuacji, w których brał udział jej mąż. Mimo że wszystkie mi się podobały, to jednak bardziej chyba ta, w której Jane dowiaduje się, że jej mąż zdradza ją z najlepszą przyjaciółką. Tak. Niezaprzeczalnie najlepsza! Oby takich więcej :D
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz bardzo dziękuję! ^^
O kurcze, ale długi komentarz :)
UsuńJa na telefonie nie czytam blogów, a na swój nawet nie zaglądam, więc nie wiedziałam, że może się go źle czytać. Ale już poprawiłam i cieszę się, że teraz jest dobrze.
Wiem, znów dialogi przeważyły. Chyba moje postacie mają za dużo do powiedzenia:) Próbuję nad tym pracować, ale różnie to wychodzi.
Mąż Jane święty nie jest, oj nie. I matka Alice wiele z nim przeszła i to głównie dlatego, ale nie tylko, próbuje bronić córkę przed zawodem ze strony mężczyzn.
A Alice nie wie, kto dokładnie przyczynił się do rozwodu jej rodziców i dlatego nie do końca rozumie niechęci mamy do Annabelli. Ale jeszcze poruszę tę sprawę, Kiedyś.
Cieszę się, że retrospekcje Ci się podobały. Sama lubię takie zabiegi i jak już pisałam na górze jeszcze kilka się pojawi.
Tak, Jane przykłada sporą wagę to wydarzeń z przeszłości, które dotyczyły jej związku z Thomasem. A te dwie retrospekcje pokazują tak jakby początek i koniec ich znajomości.
zacznę może trochę głupio, ale okropnie się cieszę, że wybranek Alice jest gejem :P to jest strasznie oryginalne, a ostatnio coraz trudniej znaleźć na blogach coś takiego. naprawdę. masz wielkiego, wielkiego plusa! ale wracając do sedna.
OdpowiedzUsuńrozdział spokojny, ale przyjemny. wbrew pozorom takie też są potrzebne w opowiadaniu ^^
Matka Alice przeżyła w życiu ciężkie chwile i dlatego nie dziwię się tego, jaki jest jej stosunek do córki. wiadomo, że często przesadza, a nawet więcej niż przesadza. Przyznam, że po niektórych scenach zastanawiam się czy za jej opiekuńczością nie stoi coś więcej.
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział.
No i jeszcze jedna sprawa. trochę mi głupio, ale Twoje opowiadanie natchnęło mnie do stworzenia szablonu dla Ciebie. Tutaj masz podgląd: http://s6.ifotos.pl/img/podgldpng_ehwpsra.png
a tutaj ściągasz plik: http://hostuje.net/file.php?id=db7b519b8d4ddbc4d06402cf915396f8
masz szablon z zaczarowanych więc nie powinnaś mieć kłopotu ze wstawieniem, ale jakby co to pisz! a jak Ci się nie spodoba, to też się nie pogniewam :D
Po pierwsze dziękuję za szablon. Nie spodziewałam się, że kogokolwiek natchnę do czegoś takiego. A Twoja praca jest świetna. Piękny, przejrzysty i od razu wylądował na blogu.
UsuńCieszę się, że moje pomysły Ci się podobają. A mama Alice taka już jest. Przesadza, ale ma to głównie związek z tym co ona sama kiedyś doświadczyła. Ale to wszystko będę się starała powoli pokazać.
Jeszcze raz dziękuję za szablon i komentarz.
Rozdział bardzo przyjemny, chociaż nie spodziewałam się, że w całości zostanie poświęcony matce Alice. Ale dzięki temu można było lepiej poznać kobietę.
OdpowiedzUsuńTo przykre, co spotkało Jane, szczególnie że w jednej chwili straciła zarówno męża jak i przyjaciółkę. To bydlak, że zrobił coś takiego. Aż ma się ochotę mu łeb ukręcić. I żal mi Jane, że po tym wszystkim nadal jest samotna i ma skłonności do alkoholu.
Jednakże sądzę, że właśnie stąd wzięło się to przewrażliwienie względem córki. Wydaje mi się, że próbuje ją uchronić przed wszystkimi nieszczęściami świata i dlatego trzyma ją krótko przy sobie, zapominając, że to niemal dorosła nastolatka, która niebawem będzie musiała radzić sobie w życiu samodzielnie. Szkoda, że Alice nie potrafi spokojnie porozmawiać z matką na ten temat, a grzecznie podporządkowuje się jej "rozkazom", bo w przyszłości może się to dla dziewczyny źle skończyć i już wiecznie będzie uległa wobec matki.
Zakładam też, że Alice nie wie, kim była kochanka jej ojca, bo ciężko mi wyobrazić sobie, by wtedy traktowała Annabelle jak najlepszą przyjaciółkę i nie czuła do nie urazy jako że to jej matka przyczyniła się do rozpadu małżeństwa rodziców Alice. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek się dowie, jak było naprawdę.
No i śliczny szablon :)
Pozdrawiam serdecznie :)