„Jeśli człowiek
ma czas zastanowić się
nad podjęciem decyzji,
najczęściej rezygnuje.
Żeby podjąć pewne
kroki,
potrzeba wielkiej
odwagi.”
Paulo Coelho
Alice siedziała w klasie
na lekcji historii i skrzętnie notowała każde słowo wypowiedziane
przez nauczycielkę. Zresztą nie tylko ona. Każda uczennica w
milczeniu wszystko zapisywała, bojąc się nawet podnieść wzrok
znad kartki.
Takie właśnie emocje
wywoływała Sophia Sharp. Kobieta liczyła sobie około trzydziestu
sześciu lat i była jedną z wielu wymagających profesorek w
szkole. Zawsze była poważna i chyba nigdy nikt nie widział jej
uśmiechu. Nie znosiła kłamstwa, ale za to uwielbiała robić
niezapowiedzianie kartkówki i odpytywać uczennice, sprowadzając je
tym samym na skraj załamania nerwowego.
— Proszę teraz spojrzeć
na mapę — powiedziała i dziewczęta natychmiast zrobiły to, co
poleciła.
Wysoka, szczupła szatynka
z kręconymi do ramion włosami opuściła miejsce przy biurku i
podeszła do mapy. Poprawiła elegancki żakiet, a jej brązowe oczy
zaczęły wędrować po klasie, szukając ofiary. Szybko ją znalazła
w postaci przerażonej brunetki, siedzącej na drugiej ławce w
środkowym rzędzie.
— Może panna MacCartney
wskaże nam bitwy, które odbyły się w Oklahomie podczas wojny
secesyjnej.
Oczy pozostałych uczennic
przez chwilę skierowały się prosto na wytypowaną nieszczęśnicę,
która wstała i niepewnym krokiem podeszła do mapy.
Kiedy pani Sharp zajęła
się przepytywaniem, Alice usłyszała z tyłu ciche chrząknięcie.
Odwróciła się nieznacznie i zobaczyła, że Annabella przesuwa w
jej stronę małą, złożoną karteczkę. Dziewczyna sięgnęła po
nią i natychmiast odwróciła się z powrotem do tablicy. Ruby
popatrzyła na Alice z niedowierzaniem, ale trwało to tylko kilka
sekund.
Panna Hidden spojrzała na
zegarek, wiszący na ścianie nad tablicą. Do przerwy zostało
jeszcze jakieś piętnaście minut, a ciekawość nie dawała jej
spokoju.
Co Ann mogła jej
napisać? Co było na tyle ważne, że nie mogła z tym poczekać do
dzwonka? — zastanawiała się dziewczyna.
Niektórzy mówią, że
ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale w tym wypadku Alice
nie posłuchała tych mądrości i ostrożnie, sprawdzając czy
nauczycielka się jej nie przygląda, rozłożyła karteczkę.
Załatwiłam
nam darmowe wejściówki. To najlepsza okazja do spotkania z Matthew.
Musisz iść! To jak?
I to tyle? Z tym Ann nie
mogła poczekać?
Ruby szturchnęła Alice i
dziewczyna natychmiast podniosła na nią wzrok. Okazało się, że
przy ich ławce stoi pani Sharp.
— A czymże to się
panienka Hidden zajmuje?
Alice wstała i mocniej
zacisnęła pięść, w której ukryła liścik. Poczuła, że
wszyscy na nią patrzą. Ale to było nic w porównaniu ze wzrokiem
nauczycielki.
— Niczym specjalnym,
proszę pani.
— Właśnie widzę.
Zamiast słuchać i uczyć się to panienka zajmuje się, jak to
określiła, niczym specjalnym — powiedziała profesorka i dodała,
wyciągając dłoń. — Proszę oddać mi tę karteczkę. Chętnie
dowiem się, co za korespondencje panna tu urządza.
Alice otworzyła usta, żeby
zaprotestować, powiedzieć, że nie ma żadnej karteczki, ale w
końcu się poddała. To by tylko pogorszyło jej sytuację. Z
zarumienionymi policzkami i szybko bijącym sercem, oddała liścik.
Sophia Sharp wzięła od
uczennicy kawałek papieru i szybko rzuciła okiem na jego treść.
— Zdaje mi się, że to
pismo panny Rose. Zgadza się panienka ze mną? — Pytanie to było
skierowane do Annabelli, która także podniosła się z krzesła i
patrząc prosto w oczy nauczycielki potwierdziła.
— Skoro wszystko się
zgadza to może panienki będą tak łaskawe i wyjdą z klasy? Jestem
pewna, że zechcecie dokończyć tę konwersację na zewnątrz.
Przyjaciółki dobrze
wiedziały co oznaczają te słowa. Zostały po prosty wyrzucone za
drzwi. Szybko zebrały swoje rzeczy i pod czujnym okiem profesorki
opuściły salę, mamrocząc ciche „przepraszamy” i „do
widzenia”.
Na korytarzu Alice
spojrzała ze złością na koleżankę.
— Nie mogłaś poczekać
do dzwonka i mi powiedzieć?
— Ty też nie musiałaś
jej czytać teraz. Zresztą — powiedziała Annabella, machając
lekceważąco ręką. — Sharp się pozłości, a my mamy dłuższą
przerwę.
— Taaak — zakpiła
Alice. — Gorzej będzie tylko jak zapyta nas na następnej lekcji z
tego, co teraz omawia.
— Przecież Ruby została
— zbagatelizowała całą sprawę Annabella. — A kto jak kto, ale
ona robi najlepsze notatki.
I co w takiej sytuacji
miała zrobić Alice? Pokręciła tylko głową i ruszyła pustym
korytarzem razem z przyjaciółką.
— To jak z koncertem?
Gadałaś z mamą? — zagadnęła Annabella, siadając na ławce pod
biologiczną klasą.
Alice zajęła miejsce obok
niej i przez chwilę w milczeniu przyglądała się jak jej
towarzyszka wyjmuje z czarnej torby kanapkę.
— Jeszcze nie, ale już
teraz znam odpowiedź.
— Przestań. Dlaczego
miałaby się nie zgodzić? Powiesz, że idziesz do Ruby na noc i
tyle.
— A jak do niej zadzwoni?
— To powiedz Ruby, żeby
cię kryła. W razie czego może powiedzieć, że jesteś w łazience
czy coś.
— No nie wiem — wahała
się Alice.
— Zastanów się dobrze,
ale to okazja. Nie dość, że zobaczysz się z Matthew to jeszcze
wejdziemy za darmo — powiedziała Annabella i odgryzła kawałek
kanapki.
— A właśnie! Jak ci się
udało załatwić darmowe wejściówki?
Dziewczyna przeżuła i
odpowiedziała z uśmiechem:
— Ma się te znajomości.
— I nic więcej nie
powiesz?
— A czy to ważne jak?
Pogadałam z kim trzeba. Ważne, że mamy jak wejść.
— Kurcze, fajnie byłoby
pójść — rozmarzyła się Alice, a później dodała — Pomyślę
jeszcze i może uda mi się coś z tym zrobić. Może pójdę.
W tej chwili zadzwonił
dzwonek i tłumy uczennic zaczęły zapełniać korytarz. Do dwójki
dziewczyn dołączyła Ruby, która wyglądała na niezbyt
zadowoloną.
— Jak historia? Pirania
jeszcze długo się wściekała? — zapytała Annabella, chowając
do torby pudełko na kanapki.
— Powiedziała tylko, że
nieuważanie na lekcji może mieć bardzo negatywne skutki w
przyszłości.
— No to świetnie —
odezwała się Alice, przeklinając w myślach to, że otworzyła ten
głupi liścik. — Jak nic na następnej lekcji zrobi kartkówkę.
— No to mamy ciut
przerąbane — westchnęła Annabella, a za chwilę zapytała. —
Ruby? Pożyczysz notatki?
Panna Hamster pokręciła
głową w geście politowania i bezradności, ale sięgnęła do
torby po zeszyt, który podała przyjaciółce.
— Tylko nie zapomnij mi
go jutro oddać.
— Spokojnie, nie zapomnę.
A tobie Alice, prześlę zdjęcia notatek.
***
Mimo kłopotów w jakie
Alice wpakowała się razem z Annabellą na historii, dziewczyna
musiała przyznać, że dzień wcale nie był najgorszy. Dostała
bardzo dobrą ocenę z klasówki z biologii i postanowiła nawet
porozmawiać z mamą o „nocowaniu u Ruby”. Przyjaciółka po
długich przekonywaniach Annabelli zgodziła się kryć Alice. Teraz
wszystko zależało od Jane Fox-Hidden.
Mama nastolatki wróciła
trochę wcześniej, tak jak obiecała i kiedy wybiła siedemnasta
drzwi frontowe otworzyły się.
— Cześć córciu. Jesteś
głodna?
— Nie bardzo. Obiad
jadłam w szkole.
— To dobrze. Odpocznę
sobie teraz, a później zrobię nam kolację. Pewnie będzie gotowa
na dziewiętnastą. Co powiesz na naleśniki?
— Pycha — powiedziała
z uśmiechem Alice, jednocześnie zastanawiając się czy z rozmową
o sobotnim wypadzie do „przyjaciółki” powinna poczekać do
kolacji.
Jane zdjęła buty i
ruszyła w stronę schodów. Miała ochotę położyć się,
najlepiej z kieliszkiem czerwonego wina w ręku.
Dziewczyna widząc, że
mama jest zmęczona obiecała sobie w duchu, że porozmawia z nią
trochę później. A teraz udała się do swojego pokoju. Miała
jeszcze odrobić zadanie z matematyki i przepisać notatkę z
historii. Annabella, tak jak obiecała wysłała jej zdjęcie zeszytu
Ruby.
Alice usiadła przy biurku
i zamiast otworzyć książkę, zapatrzyła się w widok za oknem.
Jej uwagę przykuł blondyn, przebiegający przez ulicę z futerałem
na gitarę. To był Matthew. Dziewczyna pochyliła się nad biurkiem
i prawie przycisnęła nos do szyby. Wyostrzyła wzrok.
Chyba rozmawiał przez
telefon. Nagle się rozłączył i pomachał do wysokiego szatyna.
Alice prawie natychmiast rozpoznała w nim Felixa – przyjaciela
Matthew i perkusistę w ich zespole. Chłopcy przywitali się, a
później ruszyli chodnikiem i powoli zniknęli z pola widzenia
Alice.
— Pójdę na koncert,
przekonam mamę i pójdę — wymamrotała sama do siebie i z
niechęcią otworzyła książkę.
***
Kiedy Alice weszła do
kuchni, dochodziła dziewiętnasta. Dziewczyna spojrzała na drzewko
cytrusowe, a później na mamę, która kończyła przygotowywać
kolację.
— Zaraz wszystko będzie
gotowe — powiedziała Jane, umiejętnie podrzucając naleśnika.
Alice bez słowa usiadła
przy białym, perfekcyjnie czystym stole. Zresztą nawet, kiedy jej
mama coś gotowała, to nie było mowy o bałaganie. Dziewczynę
zawsze dziwiło to jakim cudem jej rodzicielka jest w stanie utrzymać
nieskazitelny porządek, gdziekolwiek się znajduje i cokolwiek robi.
Alice, sama lubiła ład i czystość, sprzątała dosyć często,
ale jej mama miała chyba obsesję na tym punkcie.
Jane postawiła talerz z
naleśnikami na stole, a sama zajęła się zmyciem patelni.
— W lodówce masz dżem
jabłkowy i truskawkowy. Weź który chcesz.
Alice stała, ale oprócz
dżemu wzięła jeszcze czysty talerz i widelec. Kiedy smarowała
naleśnika, pomyślała, że to najwyższy czas na rozmowę.
— Mamo?
— Tak? — zapytała
kobieta, odwracając się w stronę córki.
— Tak sobie myślałam...
Ostatnio sporo się uczę i nigdzie nie wychodzę, a ty pewnie
będziesz pracowała w sobotę do późna... — Alice nagle
przerwała, szukając sposobu w jaki mogłaby przedstawić sytuację
matce.
— Wiem, że mam dużo
pracy i mało spędzamy ze sobą czasu, dlatego pomyślałam o
pewniej niespodziance. Mam dwa bilety na musical w sobotę.
Specjalnie wrócę wcześniej. Przed musicalem możemy iść na
kolację do restauracji. Do tej włoskiej, którą tak lubisz. Co ty
na to? Poszłybyśmy sobie razem. Dawno nigdzie nie wychodziłyśmy.
Alice przywołała na
twarzy uśmiech, chociaż wolałaby krzyczeć. Nie spodziewała się
czegoś takiego. I co teraz miała zrobić?
— To świetnie —
powiedziała, siląc się na entuzjazm. — A jaki musical?
— Upiór w operze. Jestem
pewna, że ci się spodoba. Ale... ale nie wyglądasz na zadowoloną.
Miałaś inne plany?
Alice pomyślała o Matthew
i Annabelli. Tak, ma inne plany. Tylko jak ma powiedzieć o tym
mamie? Zapracowana Jane Fox-Hidden chce spędzić czas z córką,
wcześniej wraca z pracy, załatwia bilety na musical, chce ją
zabrać do ulubionej restauracji, a co na to córka?
— Chciałam spotkać się
z An... Ruby, ale najwyżej spotkam się kiedy indziej.
—
Jesteś pewna?
—
Miałabym odpuścić sobie „Upiora w operze”?
W oczach Jane pojawił się
ślad podejrzenia, ale szybko zastąpiła go radość, gdy okazało
się, że spędzi z Alice sobotnie popołudnie i wieczór.
Dziewczyna, by nie musieć
się już uśmiechać, włożyła do ust duży kawałek naleśnika. Z
jednej strony smuciła się, że nie pójdzie na koncert, ale z
drugiej... słyszała, że ten musical jest fantastyczny, no i nie
zawiedzie mamy.
I jak się podobał rozdział? Wiem, że pewnie spodziewaliście się niego przebiegu wydarzeń. Jednak nie tylko Ecila chce namieszać w życiu Alice. A właśnie! Wasza i moja ulubienica pojawi się już w następnym rozdziale.
Pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńWitam ^^
UsuńPrzeczytałam błyskawicznie, bo rozdział długi nie był. Przeważały dialogi, ale to nic. Czasem trzeba zrobić taki "dialogowy" rozdział (moje stare historie to głownie dialogi i szczątkowe opisy), bo to z one najwięcej wnoszą do historii.
Były błędy interpunkcyjne, ale niespecjalnie raziły po oczach.
Zdziwiłam się, dlaczego Alice nie powiedziała mamie o koncercie. Przecież ma już siedemnaście, zaraz będzie pełnoletnia, więc dlaczego robi taki problem z powodu koncertu? A jej mama wcale nie wydaje mi się takim tyranem, na jakiego ją kreujesz. Ani razu nie widziałam czegoś, co mogłoby wskazywać, że Jane jest apodyktyczna.
Jednak rozwiązanie z "Upiorem..." z pewnością było zaskakujące, bo, szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy ^^.
W czytaniu przeszkadza mi trochę to "panna jakaś tam", bo jest to takie... pretensjonalne. Trochę nie pasuje mi do Twojego stylu narracji. No wiesz, gryzie mi się, bo czasami nie wiem, która postać ma jakie nazwisko, a tu widzę pannę Hamster i muszę się cofać do poprzednich rozdziałów, by przypomnieć sobie, która z koleżanek głównej bohaterki miała takie nazwisko. Sama rozumiesz, że to trochę męczące.
Rozdział mi się jednak podobał, ale brakowało mi Ecili. Lubię ją, mimo że to ta zła, ale mocne i wyraźne postacie są jak najbardziej okej.
Pozdrawiam i życzę weny :*
Nie wiem jak Ty to robisz, że zawsze jesteś pierwsza :)
OdpowiedzUsuńDlaczego Alice nie powiedziała mamie o koncercie? Szczerze, sama jej czasami nie rozumiem. Jednak spróbuję to jakoś wytłumaczyć. A odpowiedź na Twoje pytanie tkwi w charakterze dziewczyny. Po pierwsze, jest ona osobą, która chyba bardziej pragnie szczęścia innych niż swojego. Po drugie, jest ona święcie przekonana, że mama nie pozwoliłaby jej pójść na koncert, gdyby Alice jej najzwyczajniej w świecie o nim powiedziała. A po trzecie, nie potrafi ona walczyć o swoje zdanie. Kłótnie czy kłamstwa zupełnie do niej nie pasują.
A mama Alice wcale nie jest tyranem, tylko ma pewien uraz do płci przeciwnej, ale o tym jeszcze napiszę.
Cieszę się, że zaskoczyło Cię moje rozwiązanie :)
A z tymi "pannami" postaram się pohamować, bo rzeczywiście może to sprawić mały kłopot z "załapaniem", o którą z nich chodzi. Po prostu czasem nie chciałam powtarzać ich imion czy sława "dziewczyna". Ale obiecuję nad tym popracować.
A Ecila pojawi się już za tydzień.
Jestem!
OdpowiedzUsuńAlice, Alice... wciąż nie wykształciłam sobie o niej zdania. Jest taka jakaś bardzo delikatna, krucha. Pozwala, aby wszyscy za nią decydowali. Zdecydowanie nie jest to przedstawicielka mojego charakteru. Podejrzewam, że gdyby to mi nauczycielka kazała oddać karteczkę, to zaczęłabym się domagać własnych praw prywatności, mówiąc, że nie ma prawa czytać cudzej korespondencji. Dostałabym pewnie uwagę, poszła na dywanik do dyrektorki, ale ja zawsze strasznie lubiłam się kłócić z nauczycielami! Nawet z panią wicedyrektor od fizyki <3 Ona było moją ukochaną nauczycielką! ;p
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że matka dziewczyny nagle zachciała sobie z nią gdzieś wyjść. Czemu akurat teraz? Może dostała od kogoś jakieś doniesienia, że córka zamierza iśc na koncert? Kto wie, czy ktoś jej nie powiedział. może nauczycielka? Tak czy inaczej jestem troszkę rozgoryczona, bo miałam nadzieję, że jednak uda nam się iść na koncert, a nie na jakiś musical. Swoją drogą próbowałam obejrzeć film "Upiór w operze", ale tak jakoś mało mi się spodobał, nie mam takiej duszy, co by go akceptowała chyba :P
Anyway, mam nadzieję, że jednak wydarzy się coś, co spowoduje, że dziewczyna jedna uda się do Matthew. Aczkolwiek tak chyba jest lepiej. Dzięki wprowadzeniu matki opowiadanie nie jest przewidywalne. tak, jakby fatum wisiało nad bohaterką i próbowało zrobić wszystko, aby jej drogi mijały się z Mattem. Ale czy w takim razie dane by jej było dawać korepetycje jego bratu?
No, troszkę dziwne zrządzenie losu. Ale zobaczymy, co takiego jeszcze się przydarzy, bo jak na razie jest bardzo spokojnie. Może niedługo ktoś namiesza? ;)
Tak, Alice jest właśnie taka: delikatna, spokojna, uporządkowana. Ja też mam zupełnie inny charakter i nie raz muszę się powstrzymać, żeby nie napisać czegoś, co by do niej nie pasowało.
UsuńA pomysł mamy Alice z musicalem można uznać za przypadek. Żadnych doniesień nie było. Jane, wbrew mówieniu Alice o jej całej surowości, wcale nie jest taka zła i chciała spędzić z córką trochę czasu. Ale jeśli chodzi o fatum, to coś w tym jest. Mam jeszcze kilka pomysłów, które skomplikują życie Alice.
A spotkanie z Matthew będzie miało miejsce już niedługo.
A najbardziej namiesza oczywiście Ecila (ale to w przyszłości) i... fatum, bo to czego Alice dowie się w piątym rozdziale nie można inaczej nazwać.
Tak jak ci w szkole obiecałam, jestem.
OdpowiedzUsuńRozdział zaskakujący. Chociaż spodziewałam się, że coś wymyślisz, żeby uprzykrzyć życie Alice. Już ja cię znam! I szykujesz pewnie jeszcze nie jedną niespodziankę, o której dowiem się dopiero, kiedy opublikujesz nowy rozdział. Bo oczywiście nic wcześniej mi nie powiesz.
Nasza kochana Alutka czasami mnie irytuje. Tak, wiem, że ma taki charakter, ale czasem trochę zdrowego egoizmu nie zaszkodzi!
Czekam na Ecilę i Matta.
Buziaki :*
Kasia
Alice nie powinna nawet myśleć o kłamaniu, skoro już na samym początku się przejęzyczyła i sądzę, że w innej sytuacji jej mama by z łatwością to wyłapała i ostatecznie zmusiła córkę do wyznania prawdy. Jednakże jak już pisałam pod poprzednim rozdziałem, nie rozumiem tych podchodów i kłamstw. Jane to nie tyran i przy spokojnej, szczerej rozmowie na pewno zrozumiałaby córkę, szczególnie, że sama też była w jej wieku i wie, jak to jest być nastolatką.
OdpowiedzUsuńJednak nie spodziewałam się, że wszystko skomplikuje się w taki sposób. Dla Alice musiało to być ogromnym szokiem, gdy mama postanowiła właśnie na ten wieczór zabrać ją na "Upiora w operze". W tym wypadku nie sądzę, aby zrezygnowała z planów Jane. Chyba że się mylę, ale wtedy musiałby się stać coś wyjątkowo zaskakującego i niebywałego.
Pozdrawiam serdecznie :)
Wiem, że na razie ciężko jest zrozumieć czemu Alice ciągle twierdzi, że mama nie pozwoliłaby jej iść na koncert. Jednak obiecuję, że w przyszłych rozdziałach postaram się to wyjaśnić.
UsuńTe komplikacje to jeszcze nic. Jestem w trakcie pisania rozdziału, który jeszcze bardziej skompiluje życie Alice.
Szanowna Alicjo!
OdpowiedzUsuńCóż, mogę powiedzieć? Ta opowieść coraz bardziej mnie wciąga! Jesteś fenomenalna w tworzeniu losów Al. Podobał mi się przebieg zdarzeń, jeśli chodzi o kontakt na miejscu bohaterki dokonałabym podobnego wyboru. Wiesz to młoda dziewczyna. Niejeden koncert jeszcze przed nią, a czasu spędzonego z matką nigdy dosyć. Potem można co najwyżej żałować, że gdy rodzice chcieli poświęcić nam czas stękaliśmy. Zresztą klub, to nie jest odpowiednie miejsce na rozmowę z chłopakiem o uczuciach. Matt zapewne znajdze jakiś sposób na ponowny kontakt z Alice. Teraz sporawa, o której chciałam napisać już wcześniej, ale zapomniałam. Masz jakiś błąd na blogu. Czego on dotyczy? Nieprawidłowego wyświetlania się godziny/daty. Na przykład teraz jest 20: 23, a zerknij sobie potem na mój komentarz i zobacz o której Ci go Blogger opublikuje? U mnie pod tym względem jest w porządku, chociaż nie wiem, czy nie wynika to z różnicy czasu u Ciebie? To w sumie jedyna dziwna rzecz, którą zauważyłam u na tym blogu. Nie ma jakoś szczególnie rażących błędów, choć zauważyłam dwa moment, gdzie dałabym poprawki takie kosmetyczne. Wysoka, szczupła szatynka z kręconymi włosami, sięgającymi do ramion opuściła miejsce przy biurku i podeszła do mapy. " Według mnie tak lepiej brzmi. I drugi moment. "— To jak z koncertem? Gadałaś z mamą? — zagadnęła Annabella, siadając na ławce pod biologiczną klasą. " Wydaje mi się, iż w szkołach w innych krajach, zwłaszcza w liceach są, raczej pracownie poszczególnych przedmiotów, niż klasy. To poprzednie określenie pasuje bardziej do podstawówki i pierwszaków. Jak sama, więc widzisz nie są to jakieś rażące, bijące po oczach wpadki. Ot, doradzałabym zmiany, lecz z dopiskiem: NIEOBOWIĄZKOWO! Z takich niuansów ciekawią mnie też relację Alice z jej tatą, czy wspomnisz coś, na ten temat? Pozdrawiania dla Autorki...
Dziękuję za komentarz i uwagi. Cieszę się, że moje pomysły Ci się podobają :)
UsuńTo z godziną już poprawiłam. A jeśli chodzi o klasy/sale lekcyjne/pracownie to dla mnie synonim jednego i tego samego pomieszczenie. Ale może rzeczywiście pracownia brzmi... poważniej :)
A o relacjach Alice z tatą mam zamiar w przyszłości napisać.
Super rozdział już czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńPonieważ twoje opowiadanie jest zachwycające to jeśli będziesz miała czas to wpadnij do mnie i przeczytaj co ja wymyśliłam, ponieważ bardzo zależy mi na twojej opinii...
Prosiłabym również abyś informowała mnie o nowych rozdziałach na moim blogu <3
http://givemelovemw.blogspot.com/
Nigdy nie umiem komentować postów, no ale zawsze coś tam naskrobie.
OdpowiedzUsuńNie było mnie zaledwie dwa tygodnie, a tu już rozdział 3 i 4. (Za chwilkę lecę czytać następny rozdzialik).
Cały post opiera się głównie na tym koncercie Matthewa. Co on, jakiś Bóg? Nie ma Ecili, będę płakać! ;c Chociaż,hm, bardziej intryguje mnie sama Alice.
No i czemu Alice nie powiedziała matce o koncercie? Może ją sumienie ugryzło?
Okej, idę czytać dalej, to może sobie sama odpowiem na pytanka. ;)