„Chcę ci coś
opowiedzieć,
Ale brakuje słów,
Żeby wyrazić to co czuję. (…)
Jak mam ci o tym opowiedzieć?”
Ale brakuje słów,
Żeby wyrazić to co czuję. (…)
Jak mam ci o tym opowiedzieć?”
Dżem
„Chcę ci coś opowiedzieć”
Alice wróciła do domu w
całkiem dobrym nastroju. Miała przeczucie, że klasówkę z
biologii napisała bardzo dobrze, w szkole zjadła, o dziwo, smaczny
obiad, a do tego udało jej się omijać Victorię z daleka. Jednak
to nie były jedyne powody jej zadowolenia. Dziś miała iść
udzielić korepetycji z matematyki dwunastolatkowi z sąsiedztwa, a
przy okazji całkiem możliwe było, że zobaczy się z jego starszym
bratem – Matthew.
To właśnie on stanowił
główny powód radości Alice. Był przykładem chłopaka jakiego
chciałaby mieć. Miły, troskliwy, przystojny, a przede wszystkim z
pasją. Alice dowiedziała się, że Matthew nie tylko gra w zespole
na gitarze, ale i pisze teksty piosenek. Co prawda nigdy nie miała
okazji widzieć jego występu, ale raz przypadkiem słyszała jak
grał na gitarze.
Nastolatka z uśmiechem
wbiegła po schodach na piętro i otworzyła drzwi swojego pokoju.
Rzeczą, która najbardziej rzuciła jej się w oczy, było
niepościelone łóżko i pozostawiona na nim niebieska piżama.
Szybko posprzątała i udała się w stronę biurka, zostawiając
obok niego torbę z książkami. Następnie podeszła do dużej szafy
z lustrem i zaczęła szukać w niej czegoś wygodnego, a zarazem
ładnego do przebrania. Znalazła jasnoniebieskie biodrówki,
czerwony top i czarny sweterek. Przebrała się w to, a szkolne
ubranie staranie złożyła i umieściła w szafie.
Kiedy spojrzała na
zegarek, stojący na stoliku nocnym, dochodziła szesnasta. Najwyższa
pora iść.
Rodzina Warmth mieszkała,
zaledwie trzy domy dalej i z pewnością należała do najlepszych
jakie Alice kiedykolwiek widziała. I wcale nie chodziło tu o ich
pozycję społeczną, ale o relacje między ich członkami. Byli oni
po prostu szczęśliwą rodziną. A przynajmniej tak uważała
nastolatka.
Kiedy Alice przechodziła
przez furtkę zauważyła nowy plomb kwiatów. Najwyraźniej pani
Warmth postanowiła jednak posadzić hortensje, o których mówiła
jej dwa tygodnie temu. Zresztą nie tylko one zdobiły podwórko.
Przed domem rosło mnóstwo drzew i kolorowych kwiatów.
Dziewczyna dostrzegła
jasnowłosą kobietę w bladoróżowej sukience, siedzącą na ławce
pod jabłonią. Czytała książkę, a gdy tylko usłyszała dźwięk
otwieranej furtki, podniosła głowę i uśmiechnęła się na widok
Alice.
— Dzień dobry —
powiedziała dziewczyna.
Pani Laura Warmth
odpowiedziała jej tym samym i dodała:
— Chris jest w domu i
czeka na ciebie. Za dwa dni ma klasówkę z matematyki i mam
nadzieje, że uda ci się go jakoś na nią przygotować.
— Postaram się.
— Wiem, skarbie. Ale obie
wiemy też, że Chris to ciężki przypadek, jeśli chodzi o naukę.
Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęły się do siebie.
— W kuchni są ciastka,
ale nie dawaj ich od razu Christopherowi, bo zamiast cię słuchać
zajmie się jedzeniem.
Alice pokiwała głową i
ruszyła w stronę drzwi.
Dom państwa Warmth był
duży, ale nie można było go zaliczyć do willi. Posiadał on
parter i piętro oraz przybudowany garaż. Od zewnątrz miał
jasnożółty kolor z obramowaniami okien w barwie pomarańczy.
Kiedy Alice weszła na
ganek i miała już sięgnąć do klamki, drzwi się otworzyły i
staną w nich wysoki, szczupły, niebieskooki chłopak z lekko
rozczochranymi blond włosami. W ręku trzymał futerał na gitarę,
którym o mało co nie uderzył dziewczyny.
— Alice? Przepraszam cię
bardzo. Nie wiedziałem, że stoisz pod drzwiami.
— Właśnie miałam
wchodzić — wymamrotała nastolatka.
— A tak, proszę, proszę,
wejdź — mówił Matthew i przesunął się na bok, przytrzymując
drzwi.
Zakłopotana Alice
przekroczyła próg i zerknęła na chłopaka. Ten posłał jej
jeszcze jedno przepraszające spojrzenie i zamknął drzwi.
Dobry nastrój
siedemnastolatki uległ małemu pogorszeniu. Alice westchnęła i
pokręciła głową nad swoją własną głupotą. Właściwie na nic
lepszego niż takie mijanie się z nim nie mogła liczyć. Udzielała
Christopherowi korepetycji od czterech miesięcy, a rozmowy z
Matthew mogła policzyć na palcach jednej ręki. Alice zdecydowała
się nawet powiedzieć o nim Annabelli, ale jedyną radą od niej
było: zdobądź się na odwagę i zaproś go gdzieś. Problem w tym,
że Alice tej odwagi ciągle brakowało.
Dziewczyna była tak
zamyślona, że nawet nie zorientowała się, kiedy nogi zaniosły ją
prosto pod drzwi pokoju Christophera.
Chyba powinnam sobie
odpuścić tą całą sprawę z Matthew — pomyślała Alice,
pukając do drzwi.
Kiedy nikt jej nie
odpowiedział, zawołała:
— Chris?! To ja, Alice.
Jesteś tam? Mogę wejść?
Nic. Dziewczyna uchyliła
drzwi i zajrzała do środka.
Jak się okazało
Christopher Warmth siedział przed komputerem ze słuchawkami na
uszach i był w zupełnie innym świecie.
Alice podeszła do
pulchnego blondyna, ubranego w czarną koszulkę z zespołem
baseballowym i delikatne zdjęła mu słuchawki. Chłopak drgnął
zaskoczony i spojrzał na nastolatkę.
— Al? Co ty robisz?
Właśnie wygrywałem! Daj mi chwilę.
— Oboje dobrze wiemy, że
ta chwila będzie trwała co najmniej pół godziny, a ty masz za dwa
dni klasówkę z matematyki.
— No weź. Tylko chwilę.
Skończę rundę — przekonywał dwunastolatek.
— Daję ci dziesięć
minut i ani sekundy dłużej — zastrzegła Alice, siadając na
łóżku i wymownie wskazując na ścienny zegar w kształcie statku
kosmicznego.
— Dobra — wymamrotał
Christopher, wkładając z powrotem słuchawki.
Dziewczyna pokręciła
głową i bezwiednie zaczęła wodzić wzrokiem po pokoju, który z
pewnością urządzała pani Laura, a próbował go zmodyfikować sam
dwunastolatek.
Zielone ściany pokrywały
plakaty drużyny baseballowej i ręcznie wykonany rysunek jakiegoś
robota. Do tego półkę nad biurkiem zdobyły maleńkie żołnierzyki.
Alice nie zauważyła nigdzie żadnych książek. Była za to wysoka
szafka wypełniona po brzegi różnego rodzaju płytami.
— Co za patałachy! Nawet
nie potrafią grać — złościł się Christopher, zdejmując
słuchawki i rzucając je na biurko.
Alice spojrzała na
zegarek. Chłopakowi zostały jeszcze dwie minuty, ale najwyraźniej
skończył już grać, bo spod byka zerknął na dziewczynę i wyjął
z biurka książkę od matematyki.
— Co macie?
— Równania i nierówności
— powiedział Christopher, a później usiadł na łóżku i
otworzył książkę na odpowiednim dziale.
Siedemnastolatka cierpliwie
tłumaczyła chłopcu temat po temacie, robiła z nim zadania i
pokazywała jak może rozwiązać jakieś równanie. Po godzinie
nauki Christopher wyraźnie zaczął się nudzić.
— Mam już dość —
powiedział. — Możemy to dokończyć jutro? Zaraz ma przyjść
Ethan. Ma nową grę.
— Zostały nam jeszcze
cztery tematy. Myślę, że powinniśmy...
— Daj spokój Al. Jutro
to dokończymy. Zobacz, ile dzisiaj zadań rozwiązałem —
przekonywał, pokazując dziewczynie cztery zapisane strony.
Kiedy Alice otwierała
usta, by wyrazić swoje zdanie, drzwi do pokoju otworzyły się i
stanęła w nich pani Warmth z talerzem ciasteczek.
— Przyniosłam coś dla
was. Zrobicie sobie małą przerwę?
Kobieta nie czekając na
odpowiedź, podeszła bliżej i postawiła talerz na stoliku nocnym.
Christopher w tym momencie całkiem zapomniał o matematyce i
pochwycił smakołyk. Ciastka wyglądały i pachniały znakomicie,
więc Alice z chęcią się jednym poczęstowała.
— Jak idzie wam nauka? —
zapytała pani Laura, siadając w fotelu przy biurku.
— Dobrze. Większość
już przerobiliśmy — powiedziała nastolatka.
— Cieszę się. —
Uśmiechnęła się kobieta i zwróciła się do syna — Mam
nadzieję Chris, że dostaniesz dobrą ocenę. Nie chcę słuchać
znów narzekań nauczycielki, że nie przykładasz się do nauki.
— Będzie dobrze, mamo.
Kobieta pokręciła z
politowaniem głową i podeszła do chłopca.
— To zjedzcie i ucz się
dalej — powiedziała i potargała jasne włosy Christophera.
Chłopak uchylił się i
wymruczał, żeby tak więcej nie robiła. Kiedy pani Warmth miała
już wyjść z pokoju, dwunastolatek zawołał za nią:
— Zaraz ma przyjść
Ethan. Może Al przyjdzie jutro?
Te słowa sprawiły, że
pani Laura zatrzymała się i spojrzała na swoje dziecko.
— Chris, nauka powinna
być dla ciebie ważniejsza. A w ogóle pytałeś się Alice czy może
jutro do nas przyjść?
— Al? — Christopher
zwrócił się do dziewczyny z pytającym i zarazem błagającym
spojrzeniem.
Alice spojrzała najpierw
na chłopca, a później na jego matkę i w końcu powiedziała:
— Właściwie mogłabym
przyjść jutro na godzinkę.
— Super! Jesteś wielka
Al!
Zarówno pani Warmth jak i
sama Alice roześmiały się z radości dwunastolatka.
Dziesięć minut później
panna Hidden stała już w holu przed drzwiami frontowymi z
pieniędzmi za godzinne korepetycje. I jak zwykle z jej szczęściem
o mały włos nie została staranowana przez wbiegającego do domu
chłopaka. Ledwo minęła rudego chudzielca z mnóstwem piegów na
twarzy. Jego zielone oczy na chwilę rozszerzyły się z zaskoczenia
i o mało co nie wypuścił z ręki pudełka z płytą. Szybko
wymamrotał przeprosiny i ruszył korytarzem w stronę schodów.
Dziewczyna westchnęła
tylko, żałując że więcej chłopaków wpada na nią niż z nią
rozmawia.
***
Alice siedziała w swoim
pokoju i czytała lekturę, którą mieli omawiać za cztery dni.
Dochodziła właśnie dwudziesta pierwsza, a jej mamy jeszcze nie
było. Dziewczyna odłożyła książkę na biurko i podeszła do
okna.
Na dworze było ciemno.
Świeciły się tylko uliczne latarnie. Od czasu do czasu przejechał
też jakiś samochód czy przemknął przechodzień. Dom Hiddenów
znajdował się na przedmieściach i to w dodatku w dobrej dzielnicy,
więc zazwyczaj nie działo się tu nic nadzwyczajnego. Spokojni
sąsiedzi siedzieli wieczorami w domach, jedli kolację, usypiali
dzieci, oglądali filmy, czytali lub pracowali, zamknięci w swoich
gabinetach.
Alice pomyślała, że ją
też czeka taka przyszłość. Praca, dom, dzieci. Z jednej strony
szczęście, a z drugiej rutyna.
Nagle w pokoju rozbrzmiał
dźwięk telefonu. Siedemnastolatka oderwała wzrok od okna, podeszła
do torby, leżącej na łóżku i wyjęła z niej komórkę. Na
wyświetlaczu migał napis Ann. Dziewczyna
nacisnęła zielony przycisk i przywitała się z przyjaciółką.
—
Nie uwierzysz, co ci powiem! — W słuchawce usłyszała głos
Annabelli.
— No mów, co się stało.
— W sobotę w klubie
„Tropicana” będzie grał zespół Matthew. Idziemy?
— Skąd to wszystko
wiesz?
— Rozmawiałam z ich
perkusistą, Felixem. To jak?
— Sama nie wiem —
wymamrotała Alice, zastanawiając się jednocześnie jak ma
przekonać mamę, by ją puściła.
— Nad czym tu myśleć?
To świetna okazja, żeby spotkać Matthew i przy okazji zobaczyć
jak gra. Występ zaczyna się o dwudziestej.
— Chciałabym pójść,
ale z moją mamą wcale nie jet tak łatwo. Nie zgodzi się. Wiesz
jaki ma stosunek do chłopaków.
— Oj, to wymyśl coś —
przekonywała Annabella.
— Nie znoszę kłamać, a
zresztą ona zaraz się zorientuje i zacznie się gadanie.
— Jak chcesz. Ale masz
czas do soboty. Może ci się uda.
Alice westchnęła i po
chwili dziewczyny się pożegnały. Szczerze mówiąc, nastolatka
wcale nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki. Była beznadziejną
aktorką. Udawanie i kłamanie nie było dla niej.
Siedemnastolatka usłyszała
trzaśnięcie drzwiami, które oznaczało, że jej rodzicielka
właśnie wróciła do domu. Kiedy znalazła się już na dole, mama
dziewczyny właśnie zdejmowała buty.
— Długo cię dzisiaj
trzymali — odezwała się Alice.
— Uprzedzałam, że
później wrócę. Dałaś sobie radę?
— Tak. Zrobiłam
naleśniki, chcesz?
Kobieta z uśmiechem
popatrzyła na córkę, a później pokręciła głową.
— Jeśli możesz, to zrób
mi herbaty. Ja pójdę do salonu. Muszę się położyć.
— Okey. Chcesz czarną
czy malinową?
— Czarną.
Mama Alice poszła do
salonu, a dziewczyna udała się do kuchni.
Pomieszczenie było
przestronne i nowocześnie urządzone. Wszystko w kolorach bieli i
czerni z metalowymi elementami. Jednak nastolatka uważała, że jest
tu trochę za chłodno, zbyt... czysto, perfekcyjnie. Ale jej mamie
się podobało. Alice, żeby chociaż trochę ożywić tą sterylną
przestrzeń, ustawiła na oknie doniczkę z małym drzewkiem
cytrynowym. Zawsze, gdy wchodziła do kuchni patrzyła najpierw na
nie. Tak było i tym razem. Widząc je uśmiechnęła się, podeszła
do jednej z szafek i wyjęła z niej granatowy kubek w drobne
kwiatki, który kiedyś podarowała mamie, a później otworzyła
inną szafkę. W środku obok puszki z kawą, paczki cukru i pudełka
z herbatą malinową, znalazła to czego szukała. Z opakowania
wyciągnęła torebkę czarnej herbaty i włożyła do kubka.
Odstawiła go i nastawiła czajnik z wodą, jednocześnie
zastanawiając się nad tym, czy uda jej się przekonać mamę, by ta
puściła ją na koncert.
Jane Fox-Hidden wstała z
obitej jasną skórą kanapy i podeszła do komody. Na niej stały
dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało starszą parę, a drugie małą
blondynkę o zadartym nosku i dużych niebieskich oczach. Uśmiechała
się do aparatu. Parą z fotografii byli rodzice Jane, a dziewczynką
Alice.
Kobieta przykucnęła i
odsunęła szufladę na samym dole komody. W niej mieściły się
wszystkie wspomnienia. Zarówno te dobre jak i złe. Jane wzięła
jeden album i usiadła na znajdującym się w pobliżu fotelu.
Otworzyła zbiór fotografii na przypadkowej stronie i przez chwilę
wpatrywała się w zdjęcie dwójki młodych ludzi. Jednym z nich
była ona. A drugim...
Jane wstała, odkładając
album na komodę i znów pochyliła się nad dolną szufladą.
Sięgnęła głębiej, znalazła korkociąg i butelkę. Wino. Tego
jej było trzeba. Sprawnie pozbyła się korka i upiła łyk
czerwonej substancji. Kilka sekund później butelka znalazła się
tuż obok albumu, a kobieta podeszła do dużej szafki, w której
trzymała kryształowe i porcelanowe naczynia. Wybrała sobie jeden
z kieliszków i wróciła do butelki.
Nalała do kieliszka wina i
usiadła z powrotem na fotelu, trzymając na kolanach album. Teraz
mogła do woli przyglądać się przystojnemu mężczyźnie ze
zdjęcia. Fotografia była co prawda czarno-biała, ale oczyma
wyobraźni, Jane widziała ciemne włosy i niebieskie oczy chłopaka.
Obejmował on w pasie niespełna dwudziestoletnią dziewczynę i
wyglądał na zadowolonego. Oboje wyglądali na zadowolonych.
Kiedy to było?
Jane upiła duży łyk wina
i gdy znów spojrzała na twarz mężczyzny, ogarnęła ją złość.
Cholerny dupek —
pomyślała.
Zatrzasnęła album i
przechyliła kieliszek, wlewając płyn do gardła. Po opróżnieniu
nalała sobie jeszcze jedną porcję wina. Nie wypiła jej jednak od
razu. Najpierw odłożyła zdjęcia na miejsce, a później usadowiła
się wygodnie na kanapie.
Alice właśnie kończyła
przygotowywać herbatę. Dosypała jeszcze łyżeczkę cukru,
wymieszała i koniec. Ostrożnie niosąc kubek, kierowała się w
stronę salonu.
— Wiem, że trwało to
trochę długo — zaczęła mówić, podchodząc powoli do kanapy —
ale nasz elektryczny czajnik chyba się psuje. Musiałam zagotować
wodę w tym starym. Chyba będzie trzeba... mamo? Mamo?!
W tej chwili dziewczyna
zobaczyła swoją rodzicielkę śpiącą z pustym kieliszkiem w ręku.
Alice postawiła kubek na szklanym stoliku, stojącym przed kanapą i
podniosła z podłogi w połowie pustą butelkę czerwonego wina.
— No to cudownie —
zironizowała nastolatka, wyciągając z komody brązowo-biały koc,
którym przykryła mamę.
Tej nocy sen nadszedł
wyjątkowo szybko. Alice nawet nie zorientowała się, kiedy jej oczy
się zamknęły i zasnęła.
— Alice. Alice? Alice!
Dziewczyna podniosła się
powoli i rozejrzała po pokoju. Słabe światło księżyca wpadało
przez okno, oświetlając szafę. Siedemnastolatka wstała z łóżka
i podeszła do miejsca skąd dochodziło wołanie.
W lustrze, znajdującym się
na drzwiach szafy, widać było dziewczynę z czarnymi lokami w
równie czarnym ubraniu. Siedziała po turecku, a za nią nie było
kompletnie nic. Ciemność. Najlepiej widać było jej jasną twarz,
mały zadarty nos i duże, granatowe oczy. Alice natychmiast poznała,
że to Ecila.
— Nie wyglądasz na zbyt
zadowoloną moim widokiem — odezwała się postać ze zwierciadła.
— Czemu tym razem mnie
wołałaś?
— Stęskniłam się —
zaśmiała się Ecila. — A tak naprawdę to nudzi mi się i
chciałam z kimś pogadać, a że mogę to robić tylko z tobą...
Alice wydawało się, że
dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Mama miała chyba
ciężki dzień — powiedziała Ecila, niby obojętnym głosem.
— Wiesz o tym? No jasne,
że tak.
— Wiem tyle, ile ty.
— Czasami wydaje mi się,
że znacznie więcej — powiedziała Alice.
Dziewczyna w lustrze
uśmiechnęła się tylko i zagadnęła:
— Wiem też o koncercie.
Idziemy?
— Mama mnie nie puści.
— Nie rozmawiałaś z
nią. Zresztą zawsze można coś wymyślić.
— Mówisz tak jak Ann, a
ja nie znoszę kłamać. Nawet nie umiem.
— Pomogę ci —
zaoferowała Ecila. — Wystarczy powiedzieć, że idziesz na noc do
Ruby. Mama ją lubi. Pozwoli ci.
— A jak zadzwoni do Ruby?
Myślisz, że ona będzie potrafiła okłamać moją mamę? A co,
jeśli odbierze pan Hamster?
— Jeśli nie pójdziesz
na koncert to nie zobaczysz Matthew, a przecież chcesz go zobaczyć.
Czy to nie jest warte takiego małego kłamstewka? Daj spokój Alice.
Nie bądź tchórzem. Kto nie ryzykuje ten nic nie ma —
przekonywała Ecila.
— No, nie wiem. Jakby się
coś wydało to mama strasznie się wkurzy.
— Ale z ciebie
optymistka.
— Zastanowię się
jeszcze nad tym wszystkim — powiedziała Alice z wahaniem w głosie.
Jej rozmówczyni roześmiała
się na te słowa.
— Naprawdę beznadziejnie
kłamiesz. Wiem, że i tak nigdzie nie pójdziesz. Ale rób jak
chcesz. Tylko, żebyś później tego nie żałowała — powiedziała
Ecila, a później wstała i znikła.
— Do zobaczenia wkrótce.
— To były ostatnie słowa jakie usłyszała od niej Alice tej
nocy.
Ten rozdział jest trochę dłuższy niż poprzedni (6,5 strony). Pojawili się kolejni bohaterowie i Ecila. Przyznam szczerze, że nie miałam za wiele czasu na sprawdzenie tego tekstu, więc jeśli pojawiły się jakieś rażące błędy to można je śmiało wypisać. Nie obrażę się, wręcz przeciwnie.
Dziękuję wszystkim za komentarze i wszelkie uwagi.
Pierwsza <2
OdpowiedzUsuńCzytając rozdział drugi, zachwyciłam się opisami ;) Mimo że zdarzyły się błędy interpunkcyjne, to bardzo dobrze skonstruowałaś zdania i mogłam sobie wszystko wyobrazić ;>
UsuńJednak nie za bardzo jestem pewna, czy w jakieś dziesięć minut da się wypić całą butelkę wina. Przy tym jeszcze mama Alice oglądała zdjęcia, co też chwilę trwało. Nie wiem, czy można to uznać za błąd, ale... No to mi po prostu nie pasuje.
Odnoszę wrażenie, że Ecila ma zamiar... hm, jakby to ująć w słowa... przeprowadzić Alice na złą stronę. Czy coś. I być może jej się to uda. Nie mam pomysłu, co mogłoby się dalej stać, ale kiedy fabuła się, że tak powiem, określi, to zacznę snuć domysły ;D
Coś czuję, że Matt i Alice mogą być razem. A ten rudzielec, który potrącił dziewczynę, też pewnie wniesie coś do fabuły. Przynajmniej taką mam nadzieję.
I Alice pewnie pójdzie na ten koncert, bo nie wspominałabyś o tym, gdyby nie miał on znaczenia w dalszej akcji, prawda? ;)
No cóż, pozostaje mi jedynie życzyć Ci weny i wytrwałości.
Pozdrawiam.
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że podobały Ci się opisy. Często mam z nimi problem, bo najpierw wszystko sobie wyobrażę, a później nie zawsze potrafię to odpowiednio przedstawić.
UsuńA jeśli chodzi o wino, to mama Alice nie wypiła całej butelki tylko pół, a poza tym parzenie herbaty trochę się przeciągnęło, zepsuty czajnik i te sprawy :)
Ecila. Hmm... mogę powiedzieć tylko, tyle że namiesza w życiu Alice.
Relacje pomiędzy Matthew a Alice będą jednym z ważniejszych wątków, ale czy będą razem to się okaże później.
Ten rudzielec to Ethan, kolega Chrisa i na razie nie wiążę z nim wielkich planów, ale może się on jeszcze gdzieś pojawić.
W sprawie koncertu milczę jak grób. No dobra, zdradzę, tylko że pójście lub niepójście Alice rozstrzygnie się w następnym rozdziale.
Dziękuję za życzenia i komentarz :)
Pozdrawiam.
Masz talent do opisów! Świetnie Ci wychodzą! Też bardzo lubię tę część pracy nad opowiadaniem. W prost nie znoszę, kiedy nie można sobie wyobrazić bohaterów. Nie ma opisów pogody, otoczenia to są bardzo ważne elementy składowe każdej historii. Rozdział bardzo mi się podobał. Opisy sytuacji z korepetycjami u Chrisa wyszły Ci niezwykle naturalne. Oj, najwyraźniej nasza biedna Al się zakochała! Matt, to bardzo interesujący chłopak. Tylko tacy kolesie zwykle są niedostępni, bardziej niż bogowie na Olimpie. Całość ładna, spójna, ciekawa. Nic dodać, nic ująć, jeśli trafiły się błędy są one nieznaczne. U mnie kolejny epizod wojennej miniaturki, dopiero pod koniec stycznia. Może na początku lutego. Mam teraz pilne sprawy rodzinnie i w domu jestem bardzo późno. Dziękuję za komentarz przy okazji się zapoznam. Wczoraj miałam, zaledwie tyle czasu, aby poprawić błędy w tekście liczę, iż mimo pewnych niedostatków przekonałam Cię do mojego bloga, co zaowocuje tym, że zostaniesz moją kolejną Czytelniczką. Pozdrawiam i czekam na kontynuację tej historii....
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję. Staram się wszystko jak najlepiej opisać. Różnie to wychodzi, ale cieszę się, że tym razem mi się udało.
UsuńOwszem, Matt podoba się Alice. Tylko pytanie czy z wzajemnością. Ten wątek będzie się powoli rozwijał i wszystko z czasem się wyjaśni.
A jeśli chodzi o Twoje opowiadanie, to zaciekawiłaś mnie i oczywiście będę je dalej czytała. A błędy czy inne niedociągnięcia zawsze można poprawić. Trening czyni mistrza :)
Uwielbiam Twoje opisy, zresztą jak każdy tutaj najwyraźniej.
OdpowiedzUsuńMasz problemy z przecinkami i powtórzeniami, ale przymkniemy oko, co nie? ;]
Nadal nic nie wiem o Ecili, oprócz tego, jak wygląda. Na pewno będzie próbowała przeciągać Alice na złą stronę. Matthew mnie jakoś nie interesuje, powiem szczerze. Nadal jestem zaintrygowana tą Ecilą. Boże, gdyby jej tu nie było, to pewnie ominęłabym tą stronę.
Dobra, to kończę i czekam na kolejny rozdział, oczywiście. Zapraszam również do siebie, bo coś ostatnio opublikowałam? XD
Pozdrawiam i życzę weny. ;]
" Sprawnie pozbyła się korka i ubiła łyk czerwonej substancji." - upiła
OdpowiedzUsuńJeszcze wcześniej chyba jedną literówkę widziałam, ale nie jestem w stanie jej przytoczyć, bo pierwszą część czytałam wczoraj :)
O, Matthew! Ja mam słabość do tego imienia! Zwłaszcza, że oznacza "Mateusza", a z takowymi miałam już do czynienia i za każdym razem byli bardzo, że tak powiem, przystojni ;D
Tak czy siak, mówiąc o rozdziale... O, właśnie czytając drugą część zastanawiałam się, kiedy pojawi się Ecila. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam wzmiankę o niej. A więc Alice dalej ją widuje, nie będzie to dla niej niespodzianka, gdy dziewczyna się pojawi. Swoją drogą jest to dość dziwne. Dlaczego Alice nic z tym nie robi? Gdybym ja widziała swój jakiś cień jakby w lustrze, robiący coś zupełnie innego, aniżeli ja, z pewnością inaczej bym reagowała. po jakimś czasie zaczęłabym się zastanawiać, co się ze mną dzieje i udała do jakiegoś psychologa, jeśli nie psychiatry, bo to nie jest normalne. W końcu zazwyczaj ludzie nie przeprowadzają rozmów ze swoimi nie do końca sobowtórami, będącymi (nie)odbiciem w lustrze. Dziwię się także, iż matka dziewczyny nic nie zauważyła. Przecież to troszkę niemożliwe, aby tak długo udało jej się to utrzymywać w tajemnicy. Ale może kobieta jest za bardzo zajęta sobą i nie widzi problemów córki, nie wiem.
Tak czy inaczej czuję, że kroi nam się jakaś większa akcja. Coś się pewnie wydarzy na tym koncercie, bo Alice na pewno na niego pójdzie (I hope so :D). Mam nadzieję, że Matty okaże się troszkę inną osobą, niż ta, za którą go ma dziewczyna. Oczywiście w całkowicie pozytywnym znaczeniu! Ale to zobaczymy z dalszych części ;)
Rozdział mi się podobał. i tak dalej uważam, że mimo tych 6-ciu stro, jak dla mnie to za mało, ale to już mój problem. Może muszę wolniej czytać :D Zresztą zawsze uważałam, że dobrego zawsze za mało :D
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za wyłapanie literówki, zaraz to poprawię. Może znajdę też tą drugą, o której mówiłaś.
UsuńWidzę, że nie jestem jedyną osobą, która uwielbia imię: Matthew :)
Ecila. Alice widzi ją w lustrze, ale tylko wtedy, gdy śpi. Krótko mówiąc, Eclia jej się śni. Ale w którymś rozdziale, Alice zastanawia się przez chwilę nad normalnością swoich rozmów ze swoim (nie)odbiciem w lustrze.
O koncercie i Matthew nie powiem absolutnie nic. Wszystko się okaże później.
W porównaniu z Twoimi rozdziałami to mój wydaje się krótki, wiem i ubolewam nad tym. Jedynym pocieszeniem może to, że na nowy rozdział nie trzeba czekać zbyt długo.
Bardzo przyjemny rozdział, podobał mi się bardziej niż poprzedni.
OdpowiedzUsuńCiekawie zapowiada się sprawa z koncertem. Wydaje mi się, że Alice znajdzie jakiś sposób i uda jej się na niego wyrwać, szczególnie, że w zespole gra Matthew. Gdy czytam, odnoszę wrażenie, że Alice to przyjemna, miła, pomocna i ułożona dziewczyna, z którą nie ma problemów wychowawczych. Tak mi się wydaje, że gdyby spróbowała porozmawiać z mamą i opowiedziała o koncercie, na którym przecież będą jej znajomi i gra brat chłopaka, któremu daje korepetycje, to kobieta na jakiś warunkach zgodziłaby się puścić córkę.
Co do Matthew, to zastanawiam się, jakim w rzeczywistości jest chłopakiem. Skoro Alice nigdy z nim nie rozmawiała i zna go jedynie z widzenia, to może okazać się każdym typem człowieka, a to intrygujące.
I jeszcze sprawa z Ecilą (kiedyś pewnie poprzekręcam literki w imieniu, bo ciągle automatycznie czytam to zupełnie inaczej) coś mi mówi, że w przyszłości może mieć zły wpływ na Alice, szczególnie że już stara się przeciągnąć dziewczynę na "złą stronę" i nakłonić do rzeczy, których nie dość, że nigdy nie robiła, to na dodatek mogą źle wpłynąć na kontakty z mamą czy rówieśnikami.
Pozdrawiam serdecznie :)