Layout by Raion

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 2

 „Chcę ci coś opowiedzieć,
Ale brakuje słów,
Żeby wyrazić to co czuję. (…)
Jak mam ci o tym opowiedzieć?”
Dżem „Chcę ci coś opowiedzieć”


Alice wróciła do domu w całkiem dobrym nastroju. Miała przeczucie, że klasówkę z biologii napisała bardzo dobrze, w szkole zjadła, o dziwo, smaczny obiad, a do tego udało jej się omijać Victorię z daleka. Jednak to nie były jedyne powody jej zadowolenia. Dziś miała iść udzielić korepetycji z matematyki dwunastolatkowi z sąsiedztwa, a przy okazji całkiem możliwe było, że zobaczy się z jego starszym bratem – Matthew.
To właśnie on stanowił główny powód radości Alice. Był przykładem chłopaka jakiego chciałaby mieć. Miły, troskliwy, przystojny, a przede wszystkim z pasją. Alice dowiedziała się, że Matthew nie tylko gra w zespole na gitarze, ale i pisze teksty piosenek. Co prawda nigdy nie miała okazji widzieć jego występu, ale raz przypadkiem słyszała jak grał na gitarze.
Nastolatka z uśmiechem wbiegła po schodach na piętro i otworzyła drzwi swojego pokoju. Rzeczą, która najbardziej rzuciła jej się w oczy, było niepościelone łóżko i pozostawiona na nim niebieska piżama. Szybko posprzątała i udała się w stronę biurka, zostawiając obok niego torbę z książkami. Następnie podeszła do dużej szafy z lustrem i zaczęła szukać w niej czegoś wygodnego, a zarazem ładnego do przebrania. Znalazła jasnoniebieskie biodrówki, czerwony top i czarny sweterek. Przebrała się w to, a szkolne ubranie staranie złożyła i umieściła w szafie.
Kiedy spojrzała na zegarek, stojący na stoliku nocnym, dochodziła szesnasta. Najwyższa pora iść.
Rodzina Warmth mieszkała, zaledwie trzy domy dalej i z pewnością należała do najlepszych jakie Alice kiedykolwiek widziała. I wcale nie chodziło tu o ich pozycję społeczną, ale o relacje między ich członkami. Byli oni po prostu szczęśliwą rodziną. A przynajmniej tak uważała nastolatka.
Kiedy Alice przechodziła przez furtkę zauważyła nowy plomb kwiatów. Najwyraźniej pani Warmth postanowiła jednak posadzić hortensje, o których mówiła jej dwa tygodnie temu. Zresztą nie tylko one zdobiły podwórko. Przed domem rosło mnóstwo drzew i kolorowych kwiatów.
Dziewczyna dostrzegła jasnowłosą kobietę w bladoróżowej sukience, siedzącą na ławce pod jabłonią. Czytała książkę, a gdy tylko usłyszała dźwięk otwieranej furtki, podniosła głowę i uśmiechnęła się na widok Alice.
— Dzień dobry — powiedziała dziewczyna.
Pani Laura Warmth odpowiedziała jej tym samym i dodała:
— Chris jest w domu i czeka na ciebie. Za dwa dni ma klasówkę z matematyki i mam nadzieje, że uda ci się go jakoś na nią przygotować.
— Postaram się.
— Wiem, skarbie. Ale obie wiemy też, że Chris to ciężki przypadek, jeśli chodzi o naukę.
Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęły się do siebie.
— W kuchni są ciastka, ale nie dawaj ich od razu Christopherowi, bo zamiast cię słuchać zajmie się jedzeniem.
Alice pokiwała głową i ruszyła w stronę drzwi.
Dom państwa Warmth był duży, ale nie można było go zaliczyć do willi. Posiadał on parter i piętro oraz przybudowany garaż. Od zewnątrz miał jasnożółty kolor z obramowaniami okien w barwie pomarańczy.
Kiedy Alice weszła na ganek i miała już sięgnąć do klamki, drzwi się otworzyły i staną w nich wysoki, szczupły, niebieskooki chłopak z lekko rozczochranymi blond włosami. W ręku trzymał futerał na gitarę, którym o mało co nie uderzył dziewczyny.
— Alice? Przepraszam cię bardzo. Nie wiedziałem, że stoisz pod drzwiami.
— Właśnie miałam wchodzić — wymamrotała nastolatka.
— A tak, proszę, proszę, wejdź — mówił Matthew i przesunął się na bok, przytrzymując drzwi.
Zakłopotana Alice przekroczyła próg i zerknęła na chłopaka. Ten posłał jej jeszcze jedno przepraszające spojrzenie i zamknął drzwi.
Dobry nastrój siedemnastolatki uległ małemu pogorszeniu. Alice westchnęła i pokręciła głową nad swoją własną głupotą. Właściwie na nic lepszego niż takie mijanie się z nim nie mogła liczyć. Udzielała Christopherowi korepetycji od czterech miesięcy, a rozmowy z Matthew mogła policzyć na palcach jednej ręki. Alice zdecydowała się nawet powiedzieć o nim Annabelli, ale jedyną radą od niej było: zdobądź się na odwagę i zaproś go gdzieś. Problem w tym, że Alice tej odwagi ciągle brakowało.
Dziewczyna była tak zamyślona, że nawet nie zorientowała się, kiedy nogi zaniosły ją prosto pod drzwi pokoju Christophera.
Chyba powinnam sobie odpuścić tą całą sprawę z Matthew — pomyślała Alice, pukając do drzwi.
Kiedy nikt jej nie odpowiedział, zawołała:
— Chris?! To ja, Alice. Jesteś tam? Mogę wejść?
Nic. Dziewczyna uchyliła drzwi i zajrzała do środka.
Jak się okazało Christopher Warmth siedział przed komputerem ze słuchawkami na uszach i był w zupełnie innym świecie.
Alice podeszła do pulchnego blondyna, ubranego w czarną koszulkę z zespołem baseballowym i delikatne zdjęła mu słuchawki. Chłopak drgnął zaskoczony i spojrzał na nastolatkę.
— Al? Co ty robisz? Właśnie wygrywałem! Daj mi chwilę.
— Oboje dobrze wiemy, że ta chwila będzie trwała co najmniej pół godziny, a ty masz za dwa dni klasówkę z matematyki.
— No weź. Tylko chwilę. Skończę rundę — przekonywał dwunastolatek.
— Daję ci dziesięć minut i ani sekundy dłużej — zastrzegła Alice, siadając na łóżku i wymownie wskazując na ścienny zegar w kształcie statku kosmicznego.
— Dobra — wymamrotał Christopher, wkładając z powrotem słuchawki.
Dziewczyna pokręciła głową i bezwiednie zaczęła wodzić wzrokiem po pokoju, który z pewnością urządzała pani Laura, a próbował go zmodyfikować sam dwunastolatek.
Zielone ściany pokrywały plakaty drużyny baseballowej i ręcznie wykonany rysunek jakiegoś robota. Do tego półkę nad biurkiem zdobyły maleńkie żołnierzyki. Alice nie zauważyła nigdzie żadnych książek. Była za to wysoka szafka wypełniona po brzegi różnego rodzaju płytami.
— Co za patałachy! Nawet nie potrafią grać — złościł się Christopher, zdejmując słuchawki i rzucając je na biurko.
Alice spojrzała na zegarek. Chłopakowi zostały jeszcze dwie minuty, ale najwyraźniej skończył już grać, bo spod byka zerknął na dziewczynę i wyjął z biurka książkę od matematyki.
— Co macie?
— Równania i nierówności — powiedział Christopher, a później usiadł na łóżku i otworzył książkę na odpowiednim dziale.
Siedemnastolatka cierpliwie tłumaczyła chłopcu temat po temacie, robiła z nim zadania i pokazywała jak może rozwiązać jakieś równanie. Po godzinie nauki Christopher wyraźnie zaczął się nudzić.
— Mam już dość — powiedział. — Możemy to dokończyć jutro? Zaraz ma przyjść Ethan. Ma nową grę.
— Zostały nam jeszcze cztery tematy. Myślę, że powinniśmy...
— Daj spokój Al. Jutro to dokończymy. Zobacz, ile dzisiaj zadań rozwiązałem — przekonywał, pokazując dziewczynie cztery zapisane strony.
Kiedy Alice otwierała usta, by wyrazić swoje zdanie, drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich pani Warmth z talerzem ciasteczek.
— Przyniosłam coś dla was. Zrobicie sobie małą przerwę?
Kobieta nie czekając na odpowiedź, podeszła bliżej i postawiła talerz na stoliku nocnym. Christopher w tym momencie całkiem zapomniał o matematyce i pochwycił smakołyk. Ciastka wyglądały i pachniały znakomicie, więc Alice z chęcią się jednym poczęstowała.
— Jak idzie wam nauka? — zapytała pani Laura, siadając w fotelu przy biurku.
— Dobrze. Większość już przerobiliśmy — powiedziała nastolatka.
— Cieszę się. — Uśmiechnęła się kobieta i zwróciła się do syna — Mam nadzieję Chris, że dostaniesz dobrą ocenę. Nie chcę słuchać znów narzekań nauczycielki, że nie przykładasz się do nauki.
— Będzie dobrze, mamo.
Kobieta pokręciła z politowaniem głową i podeszła do chłopca.
— To zjedzcie i ucz się dalej — powiedziała i potargała jasne włosy Christophera.
Chłopak uchylił się i wymruczał, żeby tak więcej nie robiła. Kiedy pani Warmth miała już wyjść z pokoju, dwunastolatek zawołał za nią:
— Zaraz ma przyjść Ethan. Może Al przyjdzie jutro?
Te słowa sprawiły, że pani Laura zatrzymała się i spojrzała na swoje dziecko.
— Chris, nauka powinna być dla ciebie ważniejsza. A w ogóle pytałeś się Alice czy może jutro do nas przyjść?
— Al? — Christopher zwrócił się do dziewczyny z pytającym i zarazem błagającym spojrzeniem.
Alice spojrzała najpierw na chłopca, a później na jego matkę i w końcu powiedziała:
— Właściwie mogłabym przyjść jutro na godzinkę.
— Super! Jesteś wielka Al!
Zarówno pani Warmth jak i sama Alice roześmiały się z radości dwunastolatka.
Dziesięć minut później panna Hidden stała już w holu przed drzwiami frontowymi z pieniędzmi za godzinne korepetycje. I jak zwykle z jej szczęściem o mały włos nie została staranowana przez wbiegającego do domu chłopaka. Ledwo minęła rudego chudzielca z mnóstwem piegów na twarzy. Jego zielone oczy na chwilę rozszerzyły się z zaskoczenia i o mało co nie wypuścił z ręki pudełka z płytą. Szybko wymamrotał przeprosiny i ruszył korytarzem w stronę schodów.
Dziewczyna westchnęła tylko, żałując że więcej chłopaków wpada na nią niż z nią rozmawia.
***
Alice siedziała w swoim pokoju i czytała lekturę, którą mieli omawiać za cztery dni. Dochodziła właśnie dwudziesta pierwsza, a jej mamy jeszcze nie było. Dziewczyna odłożyła książkę na biurko i podeszła do okna.
Na dworze było ciemno. Świeciły się tylko uliczne latarnie. Od czasu do czasu przejechał też jakiś samochód czy przemknął przechodzień. Dom Hiddenów znajdował się na przedmieściach i to w dodatku w dobrej dzielnicy, więc zazwyczaj nie działo się tu nic nadzwyczajnego. Spokojni sąsiedzi siedzieli wieczorami w domach, jedli kolację, usypiali dzieci, oglądali filmy, czytali lub pracowali, zamknięci w swoich gabinetach.
Alice pomyślała, że ją też czeka taka przyszłość. Praca, dom, dzieci. Z jednej strony szczęście, a z drugiej rutyna.
Nagle w pokoju rozbrzmiał dźwięk telefonu. Siedemnastolatka oderwała wzrok od okna, podeszła do torby, leżącej na łóżku i wyjęła z niej komórkę. Na wyświetlaczu migał napis Ann. Dziewczyna nacisnęła zielony przycisk i przywitała się z przyjaciółką.
— Nie uwierzysz, co ci powiem! — W słuchawce usłyszała głos Annabelli.
— No mów, co się stało.
— W sobotę w klubie „Tropicana” będzie grał zespół Matthew. Idziemy?
— Skąd to wszystko wiesz?
— Rozmawiałam z ich perkusistą, Felixem. To jak?
— Sama nie wiem — wymamrotała Alice, zastanawiając się jednocześnie jak ma przekonać mamę, by ją puściła.
— Nad czym tu myśleć? To świetna okazja, żeby spotkać Matthew i przy okazji zobaczyć jak gra. Występ zaczyna się o dwudziestej.
— Chciałabym pójść, ale z moją mamą wcale nie jet tak łatwo. Nie zgodzi się. Wiesz jaki ma stosunek do chłopaków.
— Oj, to wymyśl coś — przekonywała Annabella.
— Nie znoszę kłamać, a zresztą ona zaraz się zorientuje i zacznie się gadanie.
— Jak chcesz. Ale masz czas do soboty. Może ci się uda.
Alice westchnęła i po chwili dziewczyny się pożegnały. Szczerze mówiąc, nastolatka wcale nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki. Była beznadziejną aktorką. Udawanie i kłamanie nie było dla niej.
Siedemnastolatka usłyszała trzaśnięcie drzwiami, które oznaczało, że jej rodzicielka właśnie wróciła do domu. Kiedy znalazła się już na dole, mama dziewczyny właśnie zdejmowała buty.
— Długo cię dzisiaj trzymali — odezwała się Alice.
— Uprzedzałam, że później wrócę. Dałaś sobie radę?
— Tak. Zrobiłam naleśniki, chcesz?
Kobieta z uśmiechem popatrzyła na córkę, a później pokręciła głową.
— Jeśli możesz, to zrób mi herbaty. Ja pójdę do salonu. Muszę się położyć.
— Okey. Chcesz czarną czy malinową?
— Czarną.
Mama Alice poszła do salonu, a dziewczyna udała się do kuchni.
Pomieszczenie było przestronne i nowocześnie urządzone. Wszystko w kolorach bieli i czerni z metalowymi elementami. Jednak nastolatka uważała, że jest tu trochę za chłodno, zbyt... czysto, perfekcyjnie. Ale jej mamie się podobało. Alice, żeby chociaż trochę ożywić tą sterylną przestrzeń, ustawiła na oknie doniczkę z małym drzewkiem cytrynowym. Zawsze, gdy wchodziła do kuchni patrzyła najpierw na nie. Tak było i tym razem. Widząc je uśmiechnęła się, podeszła do jednej z szafek i wyjęła z niej granatowy kubek w drobne kwiatki, który kiedyś podarowała mamie, a później otworzyła inną szafkę. W środku obok puszki z kawą, paczki cukru i pudełka z herbatą malinową, znalazła to czego szukała. Z opakowania wyciągnęła torebkę czarnej herbaty i włożyła do kubka. Odstawiła go i nastawiła czajnik z wodą, jednocześnie zastanawiając się nad tym, czy uda jej się przekonać mamę, by ta puściła ją na koncert.
Jane Fox-Hidden wstała z obitej jasną skórą kanapy i podeszła do komody. Na niej stały dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało starszą parę, a drugie małą blondynkę o zadartym nosku i dużych niebieskich oczach. Uśmiechała się do aparatu. Parą z fotografii byli rodzice Jane, a dziewczynką Alice.
Kobieta przykucnęła i odsunęła szufladę na samym dole komody. W niej mieściły się wszystkie wspomnienia. Zarówno te dobre jak i złe. Jane wzięła jeden album i usiadła na znajdującym się w pobliżu fotelu. Otworzyła zbiór fotografii na przypadkowej stronie i przez chwilę wpatrywała się w zdjęcie dwójki młodych ludzi. Jednym z nich była ona. A drugim...
Jane wstała, odkładając album na komodę i znów pochyliła się nad dolną szufladą. Sięgnęła głębiej, znalazła korkociąg i butelkę. Wino. Tego jej było trzeba. Sprawnie pozbyła się korka i upiła łyk czerwonej substancji. Kilka sekund później butelka znalazła się tuż obok albumu, a kobieta podeszła do dużej szafki, w której trzymała kryształowe i porcelanowe naczynia. Wybrała sobie jeden z kieliszków i wróciła do butelki.
Nalała do kieliszka wina i usiadła z powrotem na fotelu, trzymając na kolanach album. Teraz mogła do woli przyglądać się przystojnemu mężczyźnie ze zdjęcia. Fotografia była co prawda czarno-biała, ale oczyma wyobraźni, Jane widziała ciemne włosy i niebieskie oczy chłopaka. Obejmował on w pasie niespełna dwudziestoletnią dziewczynę i wyglądał na zadowolonego. Oboje wyglądali na zadowolonych.
Kiedy to było?
Jane upiła duży łyk wina i gdy znów spojrzała na twarz mężczyzny, ogarnęła ją złość.
Cholerny dupek — pomyślała.
Zatrzasnęła album i przechyliła kieliszek, wlewając płyn do gardła. Po opróżnieniu nalała sobie jeszcze jedną porcję wina. Nie wypiła jej jednak od razu. Najpierw odłożyła zdjęcia na miejsce, a później usadowiła się wygodnie na kanapie.
Alice właśnie kończyła przygotowywać herbatę. Dosypała jeszcze łyżeczkę cukru, wymieszała i koniec. Ostrożnie niosąc kubek, kierowała się w stronę salonu.
— Wiem, że trwało to trochę długo — zaczęła mówić, podchodząc powoli do kanapy — ale nasz elektryczny czajnik chyba się psuje. Musiałam zagotować wodę w tym starym. Chyba będzie trzeba... mamo? Mamo?!
W tej chwili dziewczyna zobaczyła swoją rodzicielkę śpiącą z pustym kieliszkiem w ręku. Alice postawiła kubek na szklanym stoliku, stojącym przed kanapą i podniosła z podłogi w połowie pustą butelkę czerwonego wina.
— No to cudownie — zironizowała nastolatka, wyciągając z komody brązowo-biały koc, którym przykryła mamę.
Tej nocy sen nadszedł wyjątkowo szybko. Alice nawet nie zorientowała się, kiedy jej oczy się zamknęły i zasnęła.
— Alice. Alice? Alice!
Dziewczyna podniosła się powoli i rozejrzała po pokoju. Słabe światło księżyca wpadało przez okno, oświetlając szafę. Siedemnastolatka wstała z łóżka i podeszła do miejsca skąd dochodziło wołanie.
W lustrze, znajdującym się na drzwiach szafy, widać było dziewczynę z czarnymi lokami w równie czarnym ubraniu. Siedziała po turecku, a za nią nie było kompletnie nic. Ciemność. Najlepiej widać było jej jasną twarz, mały zadarty nos i duże, granatowe oczy. Alice natychmiast poznała, że to Ecila.
— Nie wyglądasz na zbyt zadowoloną moim widokiem — odezwała się postać ze zwierciadła.
— Czemu tym razem mnie wołałaś?
— Stęskniłam się — zaśmiała się Ecila. — A tak naprawdę to nudzi mi się i chciałam z kimś pogadać, a że mogę to robić tylko z tobą...
Alice wydawało się, że dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Mama miała chyba ciężki dzień — powiedziała Ecila, niby obojętnym głosem.
— Wiesz o tym? No jasne, że tak.
— Wiem tyle, ile ty.
— Czasami wydaje mi się, że znacznie więcej — powiedziała Alice.
Dziewczyna w lustrze uśmiechnęła się tylko i zagadnęła:
— Wiem też o koncercie. Idziemy?
— Mama mnie nie puści.
— Nie rozmawiałaś z nią. Zresztą zawsze można coś wymyślić.
— Mówisz tak jak Ann, a ja nie znoszę kłamać. Nawet nie umiem.
— Pomogę ci — zaoferowała Ecila. — Wystarczy powiedzieć, że idziesz na noc do Ruby. Mama ją lubi. Pozwoli ci.
— A jak zadzwoni do Ruby? Myślisz, że ona będzie potrafiła okłamać moją mamę? A co, jeśli odbierze pan Hamster?
— Jeśli nie pójdziesz na koncert to nie zobaczysz Matthew, a przecież chcesz go zobaczyć. Czy to nie jest warte takiego małego kłamstewka? Daj spokój Alice. Nie bądź tchórzem. Kto nie ryzykuje ten nic nie ma — przekonywała Ecila.
— No, nie wiem. Jakby się coś wydało to mama strasznie się wkurzy.
— Ale z ciebie optymistka.
— Zastanowię się jeszcze nad tym wszystkim — powiedziała Alice z wahaniem w głosie.
Jej rozmówczyni roześmiała się na te słowa.
— Naprawdę beznadziejnie kłamiesz. Wiem, że i tak nigdzie nie pójdziesz. Ale rób jak chcesz. Tylko, żebyś później tego nie żałowała — powiedziała Ecila, a później wstała i znikła.

— Do zobaczenia wkrótce. — To były ostatnie słowa jakie usłyszała od niej Alice tej nocy.  




Ten rozdział jest trochę dłuższy niż poprzedni (6,5 strony). Pojawili się kolejni bohaterowie i Ecila. Przyznam szczerze, że nie miałam za wiele czasu na sprawdzenie tego tekstu, więc jeśli pojawiły się jakieś rażące błędy to można je śmiało wypisać. Nie obrażę się, wręcz przeciwnie. 
Dziękuję wszystkim za komentarze i wszelkie uwagi. 

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czytając rozdział drugi, zachwyciłam się opisami ;) Mimo że zdarzyły się błędy interpunkcyjne, to bardzo dobrze skonstruowałaś zdania i mogłam sobie wszystko wyobrazić ;>
      Jednak nie za bardzo jestem pewna, czy w jakieś dziesięć minut da się wypić całą butelkę wina. Przy tym jeszcze mama Alice oglądała zdjęcia, co też chwilę trwało. Nie wiem, czy można to uznać za błąd, ale... No to mi po prostu nie pasuje.
      Odnoszę wrażenie, że Ecila ma zamiar... hm, jakby to ująć w słowa... przeprowadzić Alice na złą stronę. Czy coś. I być może jej się to uda. Nie mam pomysłu, co mogłoby się dalej stać, ale kiedy fabuła się, że tak powiem, określi, to zacznę snuć domysły ;D
      Coś czuję, że Matt i Alice mogą być razem. A ten rudzielec, który potrącił dziewczynę, też pewnie wniesie coś do fabuły. Przynajmniej taką mam nadzieję.
      I Alice pewnie pójdzie na ten koncert, bo nie wspominałabyś o tym, gdyby nie miał on znaczenia w dalszej akcji, prawda? ;)
      No cóż, pozostaje mi jedynie życzyć Ci weny i wytrwałości.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że podobały Ci się opisy. Często mam z nimi problem, bo najpierw wszystko sobie wyobrażę, a później nie zawsze potrafię to odpowiednio przedstawić.
      A jeśli chodzi o wino, to mama Alice nie wypiła całej butelki tylko pół, a poza tym parzenie herbaty trochę się przeciągnęło, zepsuty czajnik i te sprawy :)
      Ecila. Hmm... mogę powiedzieć tylko, tyle że namiesza w życiu Alice.
      Relacje pomiędzy Matthew a Alice będą jednym z ważniejszych wątków, ale czy będą razem to się okaże później.
      Ten rudzielec to Ethan, kolega Chrisa i na razie nie wiążę z nim wielkich planów, ale może się on jeszcze gdzieś pojawić.
      W sprawie koncertu milczę jak grób. No dobra, zdradzę, tylko że pójście lub niepójście Alice rozstrzygnie się w następnym rozdziale.
      Dziękuję za życzenia i komentarz :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Masz talent do opisów! Świetnie Ci wychodzą! Też bardzo lubię tę część pracy nad opowiadaniem. W prost nie znoszę, kiedy nie można sobie wyobrazić bohaterów. Nie ma opisów pogody, otoczenia to są bardzo ważne elementy składowe każdej historii. Rozdział bardzo mi się podobał. Opisy sytuacji z korepetycjami u Chrisa wyszły Ci niezwykle naturalne. Oj, najwyraźniej nasza biedna Al się zakochała! Matt, to bardzo interesujący chłopak. Tylko tacy kolesie zwykle są niedostępni, bardziej niż bogowie na Olimpie. Całość ładna, spójna, ciekawa. Nic dodać, nic ująć, jeśli trafiły się błędy są one nieznaczne. U mnie kolejny epizod wojennej miniaturki, dopiero pod koniec stycznia. Może na początku lutego. Mam teraz pilne sprawy rodzinnie i w domu jestem bardzo późno. Dziękuję za komentarz przy okazji się zapoznam. Wczoraj miałam, zaledwie tyle czasu, aby poprawić błędy w tekście liczę, iż mimo pewnych niedostatków przekonałam Cię do mojego bloga, co zaowocuje tym, że zostaniesz moją kolejną Czytelniczką. Pozdrawiam i czekam na kontynuację tej historii....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Staram się wszystko jak najlepiej opisać. Różnie to wychodzi, ale cieszę się, że tym razem mi się udało.
      Owszem, Matt podoba się Alice. Tylko pytanie czy z wzajemnością. Ten wątek będzie się powoli rozwijał i wszystko z czasem się wyjaśni.
      A jeśli chodzi o Twoje opowiadanie, to zaciekawiłaś mnie i oczywiście będę je dalej czytała. A błędy czy inne niedociągnięcia zawsze można poprawić. Trening czyni mistrza :)

      Usuń
  3. Uwielbiam Twoje opisy, zresztą jak każdy tutaj najwyraźniej.
    Masz problemy z przecinkami i powtórzeniami, ale przymkniemy oko, co nie? ;]
    Nadal nic nie wiem o Ecili, oprócz tego, jak wygląda. Na pewno będzie próbowała przeciągać Alice na złą stronę. Matthew mnie jakoś nie interesuje, powiem szczerze. Nadal jestem zaintrygowana tą Ecilą. Boże, gdyby jej tu nie było, to pewnie ominęłabym tą stronę.
    Dobra, to kończę i czekam na kolejny rozdział, oczywiście. Zapraszam również do siebie, bo coś ostatnio opublikowałam? XD

    Pozdrawiam i życzę weny. ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. " Sprawnie pozbyła się korka i ubiła łyk czerwonej substancji." - upiła
    Jeszcze wcześniej chyba jedną literówkę widziałam, ale nie jestem w stanie jej przytoczyć, bo pierwszą część czytałam wczoraj :)
    O, Matthew! Ja mam słabość do tego imienia! Zwłaszcza, że oznacza "Mateusza", a z takowymi miałam już do czynienia i za każdym razem byli bardzo, że tak powiem, przystojni ;D
    Tak czy siak, mówiąc o rozdziale... O, właśnie czytając drugą część zastanawiałam się, kiedy pojawi się Ecila. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam wzmiankę o niej. A więc Alice dalej ją widuje, nie będzie to dla niej niespodzianka, gdy dziewczyna się pojawi. Swoją drogą jest to dość dziwne. Dlaczego Alice nic z tym nie robi? Gdybym ja widziała swój jakiś cień jakby w lustrze, robiący coś zupełnie innego, aniżeli ja, z pewnością inaczej bym reagowała. po jakimś czasie zaczęłabym się zastanawiać, co się ze mną dzieje i udała do jakiegoś psychologa, jeśli nie psychiatry, bo to nie jest normalne. W końcu zazwyczaj ludzie nie przeprowadzają rozmów ze swoimi nie do końca sobowtórami, będącymi (nie)odbiciem w lustrze. Dziwię się także, iż matka dziewczyny nic nie zauważyła. Przecież to troszkę niemożliwe, aby tak długo udało jej się to utrzymywać w tajemnicy. Ale może kobieta jest za bardzo zajęta sobą i nie widzi problemów córki, nie wiem.
    Tak czy inaczej czuję, że kroi nam się jakaś większa akcja. Coś się pewnie wydarzy na tym koncercie, bo Alice na pewno na niego pójdzie (I hope so :D). Mam nadzieję, że Matty okaże się troszkę inną osobą, niż ta, za którą go ma dziewczyna. Oczywiście w całkowicie pozytywnym znaczeniu! Ale to zobaczymy z dalszych części ;)

    Rozdział mi się podobał. i tak dalej uważam, że mimo tych 6-ciu stro, jak dla mnie to za mało, ale to już mój problem. Może muszę wolniej czytać :D Zresztą zawsze uważałam, że dobrego zawsze za mało :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyłapanie literówki, zaraz to poprawię. Może znajdę też tą drugą, o której mówiłaś.
      Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która uwielbia imię: Matthew :)
      Ecila. Alice widzi ją w lustrze, ale tylko wtedy, gdy śpi. Krótko mówiąc, Eclia jej się śni. Ale w którymś rozdziale, Alice zastanawia się przez chwilę nad normalnością swoich rozmów ze swoim (nie)odbiciem w lustrze.
      O koncercie i Matthew nie powiem absolutnie nic. Wszystko się okaże później.
      W porównaniu z Twoimi rozdziałami to mój wydaje się krótki, wiem i ubolewam nad tym. Jedynym pocieszeniem może to, że na nowy rozdział nie trzeba czekać zbyt długo.

      Usuń
  5. Bardzo przyjemny rozdział, podobał mi się bardziej niż poprzedni.
    Ciekawie zapowiada się sprawa z koncertem. Wydaje mi się, że Alice znajdzie jakiś sposób i uda jej się na niego wyrwać, szczególnie, że w zespole gra Matthew. Gdy czytam, odnoszę wrażenie, że Alice to przyjemna, miła, pomocna i ułożona dziewczyna, z którą nie ma problemów wychowawczych. Tak mi się wydaje, że gdyby spróbowała porozmawiać z mamą i opowiedziała o koncercie, na którym przecież będą jej znajomi i gra brat chłopaka, któremu daje korepetycje, to kobieta na jakiś warunkach zgodziłaby się puścić córkę.
    Co do Matthew, to zastanawiam się, jakim w rzeczywistości jest chłopakiem. Skoro Alice nigdy z nim nie rozmawiała i zna go jedynie z widzenia, to może okazać się każdym typem człowieka, a to intrygujące.
    I jeszcze sprawa z Ecilą (kiedyś pewnie poprzekręcam literki w imieniu, bo ciągle automatycznie czytam to zupełnie inaczej) coś mi mówi, że w przyszłości może mieć zły wpływ na Alice, szczególnie że już stara się przeciągnąć dziewczynę na "złą stronę" i nakłonić do rzeczy, których nie dość, że nigdy nie robiła, to na dodatek mogą źle wpłynąć na kontakty z mamą czy rówieśnikami.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy