„Zwycięzcami
w miłości są pokonani przez miłość.”
Stanisław Fornal
Niedziela ciągnęła się Ecili w
nieskończoność. Wcześniej wydawało jej się, że złość ojca
przeszła, ale jego humor wcale nie uległ poprawie. Za każdym
razem, kiedy byli w jednym pomieszczeniu łypał na córkę groźnie,
jakby spodziewał się kolejnego wyskoku. Jedynym plusem tej sytuacji
było to, że dobry nastrój nie dopisywał mu także w obecności
Amber. Chociaż ta nieustanie się do niego mizdrzyła. Ostatecznie,
a dokładniej po południu, dała sobie spokój i wyszła spotkać
się z przyjaciółką. Zanim jednak opuściła mieszkanie posłała
Ecili jadowite spojrzenie.
Jeśli chodzi o kochankę ojca, to Ecila
była z siebie zadowolona. Z tego co się zdążyła zorientować
poprzedni wieczór był katastrofą, a Amber spędziła go głównie
w łazience. Przez noc jednak dolegliwości ustąpiły, więc późnym
rankiem znów mogła męczyć każdego swoją obecnością.
Po milczącym obiedzie nastolatka
zamknęła się w swoim pokoju i zasiadła przed komputerem. Już
chciała przegrać ze swojej komórki na pendrive'a podsłuchaną
rozmowę Amber, kiedy przypomniała sobie, że Tom zabrał jej
telefon. Przeklęła w myślach. Wcześniej planowała podrzucić
ojcu kopertę z nagraniem i wyciągiem z konta Amber oraz wezwaniem
do zapłaty, żeby mógł się dowiedzieć o prawdziwych zamiarach
kobiety, ale jej plan spalił na panewce.
Zdenerwowanym krokiem przemierzyła
sypialnię, zastanawiając się co zrobić. Pierwszym co wpadło jej
do głowy było wykradzenie komórki. Tylko na chwilę, oczywiście.
Później szybko podrzuciłaby ją z powrotem. Jednak w mgnieniu oka
uzmysłowiła sobie, że to nie jest takie proste. Głównie dlatego,
że nie wiedziała, gdzie jej ojciec dokładnie ją schował, a
przeszukiwanie całego jego pokoju wydawało się niewykonalne,
zawłaszcza gdy był w mieszkaniu.
Niezadowolona usiała na łóżku i
podciągnęła kolana pod brodę. Jej czas, kiedy mogła najbardziej
namieszać w związku Thomasa i Amber, dobiegał końca. W
poniedziałek wracała Jane, a dziewczyna miała znów zamieszkać w
domu. Co prawda, mogła przestać się wtrącać i czekać aż romans
pomiędzy parą zakończy się sam, ale ambicje oraz upór Ecili
stanowiły poważną przeszkodę. Po prostu dziewczyna nie zamierzała
zostawiać tej sprawy niedokończonej, za bardzo zaangażowała się
w to „rozbijanie”.
Frustracja – uczucie, którego Ecila
wręcz nie znosiła, przepełniało ją i sprawiało, że nastolatka
robiła się coraz bardziej nerwowa.
W końcu wymaszerowała z pokoju, udając
się prosto do Thomasa. Zawsze istniała szansa, że udawana skrucha
i kajanie się może zmiękczyć ojcowskie serce.
Tom siedział na fotelu w swojej
sypialni i czytał książkę. Kiedy nastolatka przekroczyła próg,
podniósł na nią wzrok i uważnie jej się przyjrzał. Wyglądała
na smutną i odrobinę poddenerwowaną. Mięła w rękach rąbek
koszuli w kratę, rzucając mężczyźnie niespokojne spojrzenie.
— Wejdź, Alice i powiedz o co chodzi.
Ecila usiadła na brzegu schludnie
zaścielonego łóżka i utkwiła oczy we własnych butach, próbując
wyglądać na przygnębioną.
— Chodzi o to, że ja... — zaczęła,
podnosząc głowę, by popatrzeć na tatę. — Chciałam przeprosić.
Wiem, że zachowałam się nieodpowiedzialnie i bardzo cię
zmartwiłam. Jeszcze raz przepraszam.
Thomas odłożył książkę na stolik i
uśmiechnął się.
— Cieszę się, że zrozumiałaś.
Dziewczyna szybko uciekła wzrokiem, nie
mając za bardzo pojęcia jak zacząć temat tego nieszczęsnego,
zarekwirowanego telefonu. Usłyszała ciężkie westchnięcie.
— Przyszłaś nie tylko, żeby
przeprosić, prawda?
— No cóż...
Tom uniósł brwi, a jego usta
wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.
— Bardzo sprytnie moja droga córeczko.
Bardzo sprytnie.
— Tato — jęknęła, spoglądając
na ojca błagalnie.
— Nic z tego, Alice. Komórka zostaje
u mnie, przyjemniej do powrotu Jane, a później zastanowimy się co
z tobą zrobić.
Słysząc to, Ecila natychmiast zerwała
się z łóżka, porzucając rolę biednej, pokrzywdzonej
dziewczynki.
— Nie możesz! — krzyknęła. —
Obiecałeś, że nic nie powiesz mamie.
Thomas z pozornym spokojem przyglądał
się córce. Pozornym, bo Ecila szybko dostrzegła, czające się za
maską opanowania, zdenerwowanie.
— Nic ci nie obiecywałem.
Powiedziałem, że się zastanowię i zastanowiłem się. Jane
powinna poznać prawdę.
Nastolatka założyła ręce na piersi,
szykując się do walki słownej.
— Ta, jasne. Ciekawe odkąd robisz to,
co powinieneś w przypadku mamy. Myślisz, że nie wiem jak wyglądało
wasze małżeństwo? Myślisz, że nie słyszałam waszych kłótni?
Myślisz, że nie słyszałam jak trzaskałeś drzwiami i wybiegałeś
w nocy z domu, a mama płakała? Wszystko słyszałam!
— Nie masz pojęcia o czym mówisz —
powiedział Tom, powoli unosząc się z fotela.
Już nie był taki spokojny, a Ecila z
satysfakcją obserwowała jak policzki zabarwiają mu się rumieńcem
złości.
— Oczywiście, jestem przecież tylko
głupią smarkulą, która nic nie rozumie, tak?
— Alice...
— Nie! Nie mam zamiaru tego
wysłuchiwać. Nigdy ci tak naprawdę nie powiedziałam co o tobie
myślę, ale chyba najwyższa pora. Otóż, mój drogi tatusiu,
jesteś hipokrytą! Wściekasz się na mnie i karzesz za coś, co
twoim zdaniem było okropne i bezmyślne, a co z tobą? Odkąd to ty
jesteś taki święty, co? Dlaczego niby z mamą się rozwiedliście?
— To są sprawy dorosłych.
— Jestem wystarczająco dorosła! —
wykrzyczała. — I nie jestem ani ślepa ani głupia. Doskonale
wiem, że zdradzałeś mamę z kim popadnie! Ciekawa jestem...
— Nie waż się tak do mnie odzywać!
— przerwał jej zdenerwowany ojciec.
—... ile kobiet przeleciałeś zanim
się rozstaliście!
Zapadła cisza. Ecila czuła jakby
dostała gorączki. Oddychała ciężko, policzki jej płonęły, a
ręce same układały się w pięści. Natomiast Thomas zbladł. Stał
tylko i patrzył na córkę z zaciśniętymi wargami, powstrzymując
się od krzyku. Jego oczy przypominały lód. Minęła jedna minuta i
druga. Zegar w sypialni tykał głośno, ale Ecila słyszała tylko
szumiącą w głowie krew.
— Myślę, że powinnaś iść do
swojego pokoju, Alice — odezwał się chłodno Tom. — Idź,
uspokój się i radzę ci nigdzie dzisiaj nie wychodzić.
— Oczywiście, ty przecież najlepiej
wiesz jak trzeba się zachowywać — powiedziała dziewczyna, przez
zaciśnięte zęby.
Twarz mężczyzny stężała, a mięsień
na policzku zadrgał niebezpiecznie. Ecila ruszyła do wyjścia, ale
zatrzymała się z dłonią na klamce. Kierowana wrodzoną
złośliwością odwróciła się i powiedziała:
— Los bywa przewrotny, więc uważaj z
kim się wiążesz, tato, bo później możesz bardzo tego żałować.
Ecila trzasnęła drzwiami i po chwili
znów była w swoim pokoju. Gniew wciąż płynął w jej żyłach,
powoli stygnąc niczym lawa. Nie spodziewała się po sobie aż
takiego wybuchu. Nie planowała go. I właśnie dlatego była taka
zła. Zawsze panowała nad sobą. Postępowała zgodnie z wymyślonym
planem. Aż do teraz.
Uderzyła dłonią w blat biurka tak
mocno, że w oczach pojawiły się łzy. Ocierając je położyła
się na łóżku, zwinęła w kłębek i zapatrzyła na żyrandol w
kształcie kuli, wykonany z białych piórek. Postanowiła, że nie
ruszy się, dopóki czegoś nie wymyśli.
Wściekłość jaką jeszcze niedawno
czuła słabła aż w końcu całkiem minęła, ale uraza do Toma
została. Ecila podjęła decyzję o wycofaniu się z próby
rozdzielenia ojca i Amber, stwierdzając, że jeśli da się on
podejść kobiecie, to skutki tego będą dla niego najlepszą
nauczką. Już sobie wyobrażała minę Thomasa, gdy kochanka
poinformuje go o dziecku.
Ta wizja odrobinę poprawiła humor
dziewczyny, ale wtem usłyszała pukanie i w drzwiach pojawił się
nie kto inny jak jej ojciec.
— Muszę wyjść na godzinę do
kliniki — powiedział.
On także wyglądał już na całkiem
spokojnego, ale dystans w jego głosie sugerował, że dokładnie
pamięta każde słowo wypowiedziane przez córkę.
— W porządku.
— Nie wychodź z mieszkania.
— Jasne.
— Twój telefon zabieram ze sobą,
więc możesz przekopać całą moją sypialnię, a go nie
znajdziesz.
— Super, właśnie to chciałam
zrobić.
Tom zacisnął szczękę i zamknął za
sobą drzwi.
Ecila czekała. Nie miała wątpliwości,
że naprawdę zabrał ze sobą jej komórkę, ale to nie był już
problem. Thomas musi sobie sam poradzić z Amber. Nie zamierzała
jednak nic nie robić. Obecnie jej najważniejszym celem stał się
James.
James, chłopak na którym zależało
Alice. Podobno jej zależało. Starszy brat jej przyjaciółki,
kolega z dzieciństwa, pozornie nieosiągalny. Idealne zajęcie na
niedzielny wieczór.
Ecila uśmiechnęła się do siebie i po
upływie dziesięciu minut od wyjścia jej ojca z mieszkania, ona
także je opuściła. Dziewczyna szła szybkim krokiem, aby jak
najprędzej schronić się pod daszkiem przystanku autobusowego.
Zapowiadało się na burzę. Wiatr targał ciemne włosy Ecili, a po
chwili poczuła na twarzy zimne krople.
***
James siedział u siebie w salonie i
bawił się pilotem, szukając w telewizji jakiegoś ciekawego
programu. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Był zaskoczony, bo nie
spodziewał się żadnych gości. A jego zaskoczenie wzrosło, gdy
otworzył drzwi i zobaczył w nich Alice.
Stała u progu jego mieszkania ubrana w
jeansowe spodnie i mokrą, czerwoną koszulę w kratę. Ciemne włosy
przylepiły się jej do twarzy, a krople wody kapały na podłogę.
Na dworze musiała być niezła ulewa skoro dziewczyna tak wyglądała.
— Alice? Co ty tu robisz? Co się
stało?
— Mogę wejść? — zapytała,
zaciskając przy tym drobne dłonie na pasku torebki.
— Tak, jasne. Wchodź — powiedział
James, otwierając szerzej drzwi i wpuścił Alice do środka.
— Wczoraj stało się coś strasznego —
zaczęła nastolatka, idąc za chłopakiem, który prowadził ją do
salonu. — Byłam na koncercie takiego Matta, kolegi z mojego
sąsiedztwa, a później poszłam na imprezę do jego kolegi.
James zmarszczył brwi.
— Ktoś coś ci tam zrobił?
— Nie, nie. Ja po prostu... ja
widziałam... tam ten kolega Matta, Robert, to on robił
imprezę...on... my się bawiliśmy i... i Robert przedawkował
narkotyki. James, on nie żyje. Policja przesłuchiwała nas do rana.
Brunet patrzył jak Alice ociera wilgotną
twarz, a później odgarnia włosy z czoła. Nie do końca rozumiał,
co się działo. Jaka impreza? Jaki Matt? Jaki Robert? Jakie
narkotyki? Co z policją?
— James, ja nie wiem co robić. Tata
się wkurzył. A ja tylko chciałam się dobrze bawić, a... a tu
Robert nie żyje. Lekarze mu nie pomogli... James...
Chłopak nie mógł patrzyć jak
siedemnastolatka się rozkleja, a jedyne co przyszło mu do głowy, to
ją przytulić. I tak zrobił.
— Spokojnie, Alice. Już dobrze —
mówił, głaszcząc wilgotne włosy dziewczyny. —
Najważniejsze, że tobie nic nie jest.
Ecila skorzystała z okazji i uczepiła
się mocno Jamesa. Jak widać jej plan skutkował. W końcu jednak
oderwała się od chłopaka i wymruczała, udając zażenowanie:
— Jestem kompletnie mokra. Na dworze
strasznie pada.
— Jak chcesz to możesz skorzystać z
łazienki. W szafce znajdziesz czysty ręcznik i co tam sobie chcesz,
a ja przygotuję gorącą czekoladę. Przyda ci się.
Ecila uśmiechnęła się i pokiwała
głową.
Mieszkanie Jamesa było małe. Składało
się tylko z kuchni, salonu, sypani, łazienki i toalety. A z tego co
wiedziała Ecila, chłopak wprowadził się tu zaraz po ukończeniu
osiemnastu lat, gdy postanowił się uniezależnić i stać go było
tylko na niewielką kawalerkę. No i tu został.
Dziewczyna wkroczyła do łazienki
wyłożonej błękitnymi kafelkami. Znajdowała się tam kabina
prysznicowa, pralka, szafka, umywalka i lustro, czyli wszystko to, co
najpotrzebniejsze. Otworzyła szafkę i zobaczyła, że na wyższej
półce znajdują się przybory kąpielowe, maszynka, woda po
goleniu, jakieś perfumy, a na niższej ręczniki. Wyjęła jeden z
nich – żółty w zielone paski. Pozwoliła sobie też pożyczyć
szampon do włosów o miętowo-cytrynowym zapachu, mając nadzieję,
że James nie będzie miał nic przeciwko. Jej włosy zawsze
koszmarnie wyglądały po „deszczowym prysznicu”, a teraz
wyjątkowo zależało dziewczynie na dobrej prezencji. Miała zamiar
uwieść Jamesa, udowodniając tym samym Alice, że ta zdecydowanie
woli jego niż Matta, a on pragnie jej.
Kiedy umyła już głowę i dobrze
wytarła ją ręcznikiem, zajęła się swoją twarzą. Niechętnie
spojrzała w lustro, obawiając się, że zobaczy w nim znajomą
blondynkę. Jednak zamiast niej ujrzała brunetkę z rozmazanym
makijażem. Skrzywiła się na myśl, co o niej mógł pomyśleć jej
gospodarz, ale zaraz stwierdziła, że skoro ją przytulił i
pocieszał nie było najgorzej. A co najważniejsze nie przegonił z
mieszkania.
Jak się okazało wystarczyły woda i
mydło, by doprowadzić twarz do porządku. Z torebki wyjęła też niedużą kosmetyczkę i poprawiła makijaż. Użyła tylko trochę
pudru, tuszu do rzęs i balsamu o smaku wiśniowym, który nadał jej
ustom ładny, delikatny kolor.
Przez chwilę zastanawiała się co
zrobić z mokrym ubraniem. Nie sądziła, by dobrym pomysłem było
pojawienie się w salonie w samym ręczniku. Może i chciała
udowodnić, że podoba się Jamesowi, a on podoba się Alice, ale nie
w ten sposób. Rozwiązanie tego małego problemu szybko się
znalazło. Ecila zauważyła wiszący na wieszaku, niedaleko drzwi,
granatowy szlafrok. Założyła go, a swoje spodnie i bluzkę
zostawiła na kaloryferze, aby wyschły.
W czasie, gdy siedemnastolatka była w
łazience James zajmował się robieniem gorącej czekolady dla Alice
i kawy dla siebie. Kiedy wszystko było gotowe postawił na tacy dwa
kubki i ruszył do salonu. Nie zdążył jeszcze przekroczyć progu
pomieszczenia, a w oczy rzuciła mu się ciemnowłosa dziewczyna w
jego granatowym szlafroku, leżąca wygodnie na jego brązowej
kanapie i wpatrująca się w jego telewizor. Nagle oderwała wzrok od
ekranu i spojrzała prosto na niego. Jej twarz rozświetlił lekki
uśmiech, a stopa, którą wcześniej machała, znieruchomiała.
Obserwowała go, gdy szedł, a kiedy postawił tacę na stoliku przed
nią, opuściła nagie nogi na podłogę, robiąc mu miejsce obok
siebie.
— Proszę. — Podał Alice czerwony
kubek w białe kropki, a następnie usiadł tuż przy niej.
— Dzięki — odpowiedziała, wąchając
słodką woń czekolady. — Wciąż masz kubek ode mnie.
James zerknął na naczynie, które
trzymał w dłoniach. Dostał je od Alice dwa lata temu. Nie było to
nic wielkiego, ale lubił ten kubek z napisem: Mężczyźni też
mają uczucia. Głód i pragnienie na przykład.
— Nie
mam w zwyczaju wyrzucać prezentów.
— Przepraszam,
że tak ci się zwaliłam na głowę, ale nie wiedziałam co ze sobą
zrobić.
James uśmiechnął się ze zrozumieniem,
a dziewczyna upiła łyk czekolady. Wyglądała już odrobinę
lepiej.
— Mmm...
Pyszna.
— Do
usług —
zażartował i zajął się swoją kawą.
Przez chwilę oboje siedzieli w
milczeniu, zerkając co chwilę na siebie.
— Jak się czujesz?
Ecila wzruszyła ramionami. Nie bardzo
wiedziała co powiedzieć, a jednocześnie wcale nie chciała drążyć
tematu Roberta. Szczerze mówiąc, wspomniała o wczorajszej imprezie
tylko w ramach usprawiedliwienia dla swojego nagłego przybycia.
— Trochę mi lepiej. Nie chciałam
siedzieć w domu sama i się zamartwiać.
— Dobrze znałaś się z tym
chłopakiem, który...
— Niezbyt dobrze. Lepiej znałam jego
kolegę, Matta. Ale mimo wszystko, gdy widzisz na własne oczy śmierć
kogoś to... to jest straszne uczucie. No i jeszcze ci policjanci.
Dziewczyna ścisnęła mocniej kubek, nie
odrywając wzroku od gorącej czekolady. Dobrze zdawała sobie sprawę
z tego, że James ją obserwuje.
— Twojego taty nie ma w domu?
— Kiedy wychodziłam to go nie było —
odpowiedziała zgodnie z prawdą. — James?
— Co jest?
— Chciałabym cię o coś prosić.
Podniosła wzrok na chłopaka i posłała
mu błagalne spojrzenie. Spojrzenie, któremu trudno było odmówić.
— O co?
— Mogłabym u ciebie przenocować?
James przez chwilę wpatrywał się w
granatowe oczy dziewczyny, zastanawiając się czy wcześniej nie
były one błękitne.
Może to przez zmianę koloru włosów,
tak mi się wydaje —
pomyślał.
— Mogę
zostać?
— Oczywiście,
że możesz —
odparł szybko, gdy dotarło do niego ponowione pytanie. —
Nie mam zamiaru wypuszczać cię w deszcz.
Ecila uśmiechnęła się i upiła
kolejny łyk czekolady. Jej wzrok spoczął na telewizorze.
— Możemy
coś obejrzeć? Chętnie oderwałabym myśli od wszystkich zmartwień.
James odstawił swój kubek z kawą i
podszedł do szafki z telewizorem. Na dole znajdowała się półka
wypełniona płytami z filmami.
— Na
co masz ochotę? Na jakąś komedię?
Ecila także zostawiła kubek na stoliku
i podeszła do chłopaka. Usiadła obok niego na podłodze i zaczęła
przyglądać się tytułom filmów.
— Co
my tu mamy —
mruczał. —
„Głupi i Głupszy”, „Bruce Wszechmogący”, „Kevin sam w
domu”, „I kto to mówi”, „50 pierwszych randek”, „Czego
pragną...
— „Piękna
i Bestia”. Chcę to!
James popatrzył na dziewczynę
sceptycznie.
— Chcesz
oglądać bajkę?
— A
masz coś przeciwko? —
zapytała buntowniczo, krzyżując ręce na piersi. —
Przypominam ci tylko, że to ty masz to w swojej kolekcji filmów.
Chłopak wziął do ręki pudełko z
bajką i pomachał nim przed nosem nastolatki.
— Właściwe
to ta płyta należy do mojej uroczej, sześcioletniej kuzynki Grace.
— No
okey, ale to nie oznacza, że nie możemy obejrzeć „Pięknej i
Bestii” —
upierała się.
James uśmiechnął się złośliwie.
— Nie sądzisz, że jesteś za duża na
bajki?
— Nie — odparła Ecila i wyciągnęła
rękę po płytę, ale James schował ją za swoimi plecami.
Dziewczyna zacisnęła usta, słysząc
jak się wesoło śmieje. Z jednej strony uznała to za zabawne, a z
drugiej odebrała jako swoiste wyzwanie.
— A ty nie sądzisz, że jesteś za
duży, żeby się ze mną tak przekomarzać?
— Eee... Nie — powiedział i uniósł
pudełko wysoko nad głową. — Jeśli chcesz bajkę, to musisz mi
ją najpierw odebrać, ale ostrzegam, nie oddam jej bez walki.
Ecila popatrzyła na chłopaka
pobłażliwie, posyłając mu przy tym lekki uśmiech.
— Wcześniej nie wierzyłam, że faceci
później dorastają, ale ty skutecznie mnie do tego przekonałeś.
James znów się zaśmiał, machając
pudełkiem, najwyraźniej nie urażony dogryzaniem Ecili. Był zbyt
wysoki, by dziewczyna mogła po prostu sięgnąć po płytę, ale
szybko wymyśliła inny sposób. Postanowiła skorzystać z chwilowej
nieuwagi chłopaka i pociągnęła go na ziemię. Przygniotła do podłogi
całym swoim ciężarem i wyciągnęła dłoń po płytę. Już miała
ją w ręce, gdy nagle brunet zaczął ją łaskotać. Pisnęła i
natychmiast odsunęła się od niego. To było jak cofnięcie się w
przeszłość. Czuła jakby znów miała osiem lat i bawiła się z
Jamesem.
— To nie fair — oburzyła się,
odgarniając włosy z twarzy.
— Nie? A nie słyszałaś, że w
miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone?
Ecila uśmiechnęła się szeroko. Coraz
bardziej zaczynała podobać się jej ta zabawa. Kto wie, gdzie ich
zaprowadzi.
— Mam rozumieć, że wypowiadasz mi
wojnę?
W odpowiedzi James pomachał pudełkiem z
filmem. Jego oczy błyszczały wesoło.
— A dalej tego chcesz?
— Nie. Już nie.
Zaskoczyła go. Uniósł brwi do góry, a
następnie zbliżył się do półki z płytami.
— To co chcesz oglądać?
Ecila pochyliła się nad ramieniem
chłopaka. Jej ciemne włosy muskały twarz Jamesa. Ładnie pachniał.
— Hmm... może to — powiedziała.
— „Zamiana ciał”? — zapytał i
sięgnął po pudełko, a wtedy Ecila chwyciła płytę z bajką.
— Ha! — krzyknęła i odskoczyła jak
najdalej od Jamesa, jakby bała się, że ten zaraz rzuci się za nią
w pogoń.
— Oszukałaś mnie? — Nie mógł
uwierzyć.
— W miłości i na wojnie wszystkie
chwyty są dozwolone, pamiętasz?
Oboje zaczęli się śmiać. Chłopak
wyciągnął rękę.
— Daj, włączę film.
Ecila pokręciła głową, bo dostrzegła
w jego oczach podejrzany błysk. Chciał ją oszukać.
— Nie wierzę ci. Może to kolejna
sztuczka?
James zrobił zdziwioną minę i zaczął
powoli iść w kierunku nastolatki. On szedł do przodu, a ona się
cofała. Z boku musiało to wyglądać jak dziwaczny taniec.
— Nie zbliżaj się. Sama potrafię
obsługiwać się odtwarzaczem DVD.
— Ale myślę, że skoro to... — nie
dokończył, bo w tej chwili rzucił się w stronę dziewczyny, chcąc
zabrać jej płytę.
Ecila odskoczyła do tyłu, o mało co
nie przewracając się na stolik. Jednak James zdążył chwycić ją
za dłoń i pociągnął do siebie. Zachwiali się i zaraz upadli na podłogę.
Dziewczyna z zaskoczeniem stwierdziła, że leży na chłopaku, a jej
twarz znajduje się kilka cali od jego twarzy.
— Rzuciłeś się na mnie —
wykrztusiła, z trudem łapiąc powietrze.
— Ty rzuciłaś się na mnie wcześniej
i jeszcze mnie perfidnie oszukałaś — mruknął. — Masz coś na
swoje usprawiedliwienie?
Ecila uniosła się odrobinę do góry,
ale nie zeszła z Jamesa. Właściwie to odpowiadała jej ta
sytuacja. Uśmiechnęła się do bruneta i odparła:
— Niestety, nie mogę się wytłumaczyć,
ponieważ nie jestem teraz sobą.
— Chyba nie do końca rozumiem.
Roześmiała się, a jej oczy rozbłysły
wesoło.
— To cytat z „Alicji w Krainie
Czarów”.
— Aha, czyli dzisiaj jesteś Alicją w
Krainie Czarów — powiedział James, odgarniając z jej czoła
wilgotny kosmyk włosów. — A już zaczynałem myśleć, że
bohaterką „Zakochanej złośnicy” i próbujesz mnie zabić.
— A wolałbyś, żebym była zakochaną
złośnicą?
Na twarzy Jamesa wypełzł uśmiech.
Chyba nie tylko ona się dobrze bawiła. Ciekawe, bardzo ciekawe.
— No nie wiem, to mogłoby być groźne
— powiedział z poważną miną.
Ecila oparła się na łokciu, a drugą
ręką przeczesała włosy chłopaka. Po chwili jej dłoń znalazła
się na męskim policzku. Pod palcami czuła szorstkość zarostu.
Opuszkiem obrysowała kształt warg Jamesa, które rozchyliły się
lekko pod jej dotykiem. Poczuła ciepło jego oddechu.
— Sądzisz, że jestem groźna? —
wyszeptała Ecila, pochylając się nad nim, zaglądając prosto w
brązowe oczy.
Źrenice mu się rozszerzyły. Pachniał
miętą, cytryną, ale trochę i dymem papierosowym. Przez chwilę
zastanawiała się czy wyczuł on znajomy zapach szamponu, który
użyła bez jego wiedzy. Jej usta były coraz bliżej aż w końcu
zetknęły się z rozchylonymi wargami Jamesa. Smakował kawą.
To był delikatny pocałunek, zaledwie
muśnięcie, ale odebrał chłopakowi całe powietrze. Sam się
zdziwił, że to możliwe. Kiedy Alice uniosła głowę jej oczy
jaśniały. Były zaskakująco błękitne, zupełnie takie jak sprzed
lat. A może to była tylko iluzja?
— Jesteś... bardzo groźna —
powiedział zduszonym głosem.
Naprawdę brakowało mu tchu. To było
tak, jakby ta mała osóbka zabrała cały tlen albo w jakiś dziwny
sposób zakłóciła prace jego płuc.
Lub mózgu — pomyślał.
— Coś ty ze mną zrobiła?
Kilka długich kosmyków załaskotało go
po policzku i nosie, a ucho owiało ciepłe powietrze, gdy dziewczyna
wyszeptała:
— Zaczarowałam cię. W końcu jestem
Alicją w Krainie Czarów.
James zauważył, że przymknęła
powieki, a na jej jasnej skórze pojawił się lekki rumieniec.
Uśmiechała się słodko.
— To chyba nie fair — powiedział,
ale w jego głosie nie było słychać wyrzutu.
Ecila spojrzała w błyszczące oczy
Jamesa. Szczerze mówiąc, było jej jakoś dziwnie. Wewnątrz niej było
pełno skrajnych emocji. Alice szalała. Czuła podekscytowanie,
strach, zniecierpliwienie, niezdecydowanie, ale i coś jeszcze. Coś silnego. To wszystko było bardzo przytłaczające, zwłaszcza że
część tych uczuć należała do jej alter ego.
— W miłości i na wojnie wszystkie
chwyty są dozwolone — przypomniała.
James wziął głębszy oddech, wyraźnie
to poczuła. Oboje pożerali się wzrokiem, jakby nie widzieli się
od lat i przez koleje tysiąc mieli nie zobaczyć.
— To nadal wojna?
— Nie sądzę — mruknęła, chociaż
w jej wnętrzu toczyła się zażarta walka.
— Alice?
— Jestem tu — odpowiedziała, ale tym
razem już nie Ecila. To były słowa prawdziwiej Alice.
On uniósł głowę, a ona się
pochyliła. James oplótł jej plecy rękami, przyciskając mocniej
do siebie. Drobne dłonie dziewczyny znalazły się w jego włosach.
Niesamowicie miękkich, pachnących szamponem. Całowali się, a smak
ich pocałunków był słodko-gorzki, zupełnie jak aromat kawy i
czekolady, unoszący się w powietrzu. Ledwo słyszeli odgłosy
padającego deszczu oraz dźwięk grzmotu, który się rozległ za
oknem. Bicie ich serc było zdecydowanie głośniejsze niż burza
szalejąca na dworze.
Oderwali się od siebie, gdy zaczęło im
brakować tchu. Okazało się nagle, że dziewczyna leży na
podłodze, a James na lewym boku, lekko pochylając się w jej
stronę. Chyba żadne z nich nie miało pojęcia jak zmienili
pozycję.
Oboje zarumienieni, ciężko oddychając,
patrzyli na siebie w milczeniu. Błękitna koszula Jamesa była
wygnieciona, a szlafrok siedemnastolatki rozchylił się, by pokazać
jej dekolt i czarną koronkę biustonosza. Przez dłuższą chwilę
chłopak jak zaczarowany obserwował unoszącą się i opadającą
klatkę piersiową brunetki.
— Gapisz się na mnie — usłyszał i
zaraz spojrzał na zarumienioną twarz Alice.
— Tylko trochę — odpowiedział, a ta
roześmiała się.
Ecila z trudem odzyskała kontrolę nad
ciałem, starając się wepchnąć Alice w głębsze zakamarki
umysłu. To było jeszcze bardziej męczące i niepokojące niż ich
walka w łazience Roberta. Jednak nie zamierzała rezygnować z
rozpoczętej zabawy. Jej ręka powędrowała do guzików koszuli
Jamesa i zaczęła je rozpinać. Powoli, jeden po drugim.
— Co robisz? — zapytał zaciekawiony.
— Zgadnij — powiedziała, podnosząc
się szybko i cmokając chłopaka w usta.
James zanurzył nos we włosach
dziewczyny. Wodził nim po jej szyi, co raz składając mały
pocałunek na delikatnej skórze.
— Używałaś mojego szamponu —
wymruczał, całując brunetkę w zagłębieniu gardła.
— Brawo, Sherlocku — odezwała się
Ecila, czując zadziwiająco narastające ciepło i lekkie mrowienie
w miejscu pocałunku.
Jedna dłoń chłopaka zjechała po jej
szyi, dekolcie aż do koronki biustonosza. Opuszkami palców zaczął
wodzić po jej brzegach, a następnie z lekkim wahaniem sięgnął do
paska szlafroka. W tym czasie dziewczynie udało się rozprawić ze
wszystkimi guzikami koszuli, a jej dłoń mogła spocząć na sercu
Jamesa. Biło jak szalone. Zupełnie jak jej własne.
Nim się obejrzeli znów się całowali.
Coraz bardziej szaleńczo, namiętnie bez wstydu i zahamowań.
Ponownie oddechy stały się cięższe, ciała gorące, a serca
wybijały wspólny rytm. Wydawało im się, że czas nagle stanął w
miejscu, a Ziemia zaczęła obracać się w zupełnie inną stronę.
A może teraz to Słońce krążyło wokół ziemskiego globu?
— Co my robimy, Alice? — zapytał
James, wpatrując się w błękit oczu dziewczyny.
— Po prostu żyjemy — odpowiedziała
Alice, która w trakcie pocałunków znów przejęła ster. — I
podoba mi się to.
James roześmiał się i sprawnym ruchem
podniósł siedemnastolatkę, a ona objęła go mocno za szyję. Ich
usta połączyły się, skazując tym samym tę dwójkę na
zatracenie. Chłopak wzmocnił uścisk, jakby bał się, że upuści
tak cenny skarb. Ale ona nie miała zamiaru nigdzie się ruszać.
Złapała w garść materiał koszuli Jamesa i przyciągnęła się
jeszcze bliżej niego. Krew szumiała im w głowach, a świat dookoła
wydawał się zamazany jakby byli pijani. I byli. Ich słowa, dotyk,
muśnięcie warg. To wszystko było odurzające. Męska dłoń
zacisnęła się na udzie Alice, a ona wzięła drżący oddech.
Jednak chłopak nie pozwolił na zbyt długie przerwanie pocałunku.
Wydawało mu się, że jest im on teraz bardziej potrzebny niż tlen.
Część jego mózgu zarejestrowała, że popchnął drzwi nogą i
obecnie znajdują się w sypialni.
W środku było znacznie ciemniej niż w
salonie. Pokój rozjaśniała tylko smuga światła, dostająca się
przez otwarte drzwi i błysk pioruna, który raz po raz przecinał
nocne niebo.
Alice zorientowała się, gdzie jest
dopiero, gdy poczuła pod sobą miękkie posyłanie, pachnące
proszkiem do prania. Nie wiedziała czy to przez obecność Ecili,
ale czuła się wyjątkowo odważna i zdecydowana. Szybkim ruchem
pozbawiła Jamesa koszuli i przyciągnęła go bliżej siebie. Był
taki wspaniały i ciepły.
— Spokojnie, kochanie, spokojnie —
wyszeptał, ale w jego oczach był ten sam żar i pragnienie jakie
odczuwała dziewczyna.
Błyskawica przeszyła niebo i James
dostrzegł jasną skórę Alice, okrytą tylko bielizną. Nie miał
pojęcia jak mógł wcześniej uważać ją za dziecko. Właściwie
jeśli miał być ze sobą szczery, to już od jakiegoś czasu nie widział w
niej dziecka. Może i była przyjaciółką jego młodszej siostry,
ale nie wyglądała jak dziecko. Wyglądała... pięknie.
— Co powiedziałeś? — zapytała z
zaskoczonym uśmiechem.
W ciemności oczy Jamesa wydawały się
prawie czarne. Jednak, kiedy znów w pokoju pojaśniało, Alice
dostrzegła znajomy brąz. Wpatrywał się w nią z uśmiechem błąkającym się na ustach i z takim niesamowitym ciepłem, że
dziewczynie zaparło dech. Po raz pierwszy pomyślała, że może ma on szansę ją pokochać.
James nie miał pojęcia, co przed chwilą
powiedział głośno, ale zaraz słowa wypłynęły z ust bez jego
woli.
— Wyglądasz pięknie. Magicznie.
Pochylił się i objął jej twarz swoimi
dłońmi. Delikatnie, ostrożnie jakby trzymał w rękach coś
niezwykle cennego i kruchego. A później złożył na ustach Alice
słodki pocałunek, który sprawił, że dziewczyna mimowolnie
zamknęła oczy. I kolejny pocałunek na zarumienionych policzkach. I
kolejny na jej nosie. I kolejny na powiekach. I kolejny na czole.
James nie wyraził swoich uczuć słowami.
Nie wspomniał nic o miłości. Jedak Alice już nie potrzebowała
żadnych zapewnień. Znała go zbyt dobrze, by wiedzieć, że woli
działać niż mówić. Teraz była pewna, że on ją kocha, a ona
kocha jego. Nie Matta. Nie Lucasa. Nie żadnego innego chłopaka.
Tylko Jamesa. To zawsze był James.
Trochę szkoda, że nie zawarłaś w tym rozdziale wątku Ruby, ale pewnie chcesz nas jeszcze potrzymać trochę w niepewności :) Aj, niedobra :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: czytałam szybko i z zapartym tchem - może dlatego, że jestem fanką romansów (choć nie wiem, czy to po mnie widać :P)? A ten rozdział był przepełniony nastoletnimi uczuciami. Z jednej strony to słodkie, że James uświadomił sobie, że zależy mu na przyjaciółce młodszej siostry. Z drugiej jednak - to cały czas Ecila, która nie przejawia żadnych pozytywnych emocji, chociaż przebijała się gdzieś tam w środku Alice, kochająca i wrażliwa dziewczyna.
To naprawdę ciekawe: Ecila pod wpływem emocji traci nad sobą panowanie, pozwala Alice na coraz śmielsze kroki, nie jest w stanie z nią walczyć. A jednak mimo to wciąż udaje jej się kierować ciałem dziewczyny i raz popełniać wielkie błędy, a kiedy indziej uszczęśliwić kogoś (teraz chodzi mi o relację z Jamesem).
Ciekawe, jak rozwiniesz kolejne wątki, bo wplotłaś ich naprawdę sporo. Czekam na wyjaśnienie sprawy z Ruby i dalszą sytuację z Jamesem.
Pozdrawiam :)
No wiesz, czytałam już kilka twoich prac, w których było sporo elementów romansu, także to, że jesteś fanką tego gatunku wcale mnie nie dziwi ;)
UsuńOstatnie rozdziały były dosyć smutne, dlatego tym razem postawiłam na coś innego. Miało być słodko i romantycznie, tak by zarówno James i Alice odkryli ukryte w sobie uczucia :)
Ecila tak naprawdę wcale nie chciała uszczęśliwić Alice. Ona chciała uwieść Jamesa, by udowodnić swoje racje i pokazać swoją siłę oraz przewagę nad Alice. W końcu blondynka nigdy nie odważyłaby się na taki krok, a jeśli teraz zdobyła Jamesa to byłaby to zasługa Ecili.
Ecila jak już chyba każdy się przekonał ma po prostu wiele złych cech charakteru. Ona czerpie satysfakcję z chaosu, który sieje. Można powiedzieć, że żywi się złymi, negatywnymi uczuciami i to z nich czerpie siłę (wiem, brzmi to jak opis dementorów z "Harry'ego Pottera"). Za to dobre, pozytywne emocje są dla niej nienaturalne i dlatego traci nad sobą panowanie. Alice jest zbyt wrażliwa i dobra.
Właściwie wiele rzeczy wyjaśni się już w następnym rozdziale, który będzie moim zdaniem rozdziałem przełomowym.
!!!
OdpowiedzUsuńTym i wcześniejszym rozdziałem podbiłaś moje serducho!
Świetny rozdział:) po pierwsze brawa dla ojca dziewczyny, zd wreszcie suę jej postawił i zdecydował na wyjawienie matce prawdy o imprezie. Mam nadzieje ze bie zmieni zdania, Ecilia zasługuje na utarcie jej nosa... Tylko czemu Alice musi na tym cierpieć, ech :/. Co do Jamesa, spodziewałam suę, ze Ecilia szybko przejfzie do czynów, choć nie spodziewałam sie, ze aż tak gwałtownie :D No i on tez bie pozostawał dłużny.... Cos takiego musiało spowodować mocna reakcje Alice, dziwie sie,ze Ecilia o tym bie pomyslała, ale coz, pewnie pomyślała, tylko uznała, Żr i tak jest silniejsza... I chyba ba razie nadal jest, ale nam wrażenie , ze nieco mniej niz wczesniej i dobrze ... James zauważył zmianę barwy oczy dziewczyny, ale bardziej zaintrygowało mnie, iż rownież i ob miał rożny kolor tęczowej... Czyżby to nie był zwykły przypadek? Ale byłoby interesująco jakby James miał własne lustrzane alter ego, które przejęło jego ciało xd teraz to jestem zaintrygowana bardziej niz wczesniej, a wiec mam nadzieje, ze szybko dodasz nowość xd pozdawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że tak to się musiało skończyć. Prawdziwa Alice wreszcie powróciła. To znaczy, jak to ujęłaś przejęła stery podczas spotkania z Jamsem. Rzeczywiście, kiedy czytałam opisywane przez Ciebie wydarzenia też miałam bardzo silnie wrażenie, że Ecila jest czymś w rodzaju dementora takim pasożytem, wysysającym te dobre emocje, by pozostawić pustą skorupę. Błagam Cię, Alicjo nie uśmiercaj Ruby. Niech jej ojciec przyjdzie wcześniej do domu lub coś podobnego. Ciekawi mnie, jak to wszystko rozwiążesz na przykład kwestię ciąży Ann? Czekam na kolejny rozdział. Zapraszam też do mnie długo nie pisała, ale w ostatnich dniach września opublikuję, to opowiadanie, o którym Ci poprzednio wspomniałam. To tyle do zobaczenia niebawem.
OdpowiedzUsuń