Layout by Raion

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 24

 „Życie to taki dziwny prezent,
na początku się je przecenia
sądzi, że dostało się życie wieczne.
Potem się go nie docenia,
uważa się, że jest do chrzanu,
za krótkie, chciałoby się je niemal odrzucić.
W końcu kojarzy się, że to nie był prezent,
ale jedynie pożyczka.
I próbuje się na nie zasłużyć.”
E.E Schmitt „Oskar i pani Róża”

Schodząc po schodach Ecila słyszała narastającą muzykę i głosy imprezowiczów. Wciąż była oszołomiona tym niespodziewanym spotkaniem z Alice, ale jednocześnie zastanawiała się co powinna zrobić w nowej sytuacji.
Po pierwsze, doprowadzić ten wieczór do szczęśliwego końca pomyślała. A po drugie... zająć się Jamesem.
Nagle zatrzymała się raptownie. W ostatniej chwili przypomniała sobie o wymyślonej wcześniej wymówce na tak długi brak jej obecności. Sięgnęła do swojego ucha i zdjęła mały, srebrny kolczyk.
Już miała wejść do salonu, gdy wpadła na nią Rose. Wyglądała na wściekłą. Włosy były potargane, twarz czerwona, a w ciemnych oczach kryło się coś na kształt szaleństwa. Dziewczyna odepchnęła Ecilę i bez żadnego słowa opuściła dom Roberta tak szybko jakby ktoś ją gonił.
Po niej z salonu wyłonił się Colin, ledwo wymijając Ecilę. Przypominał chmurę gradową i to taką z błyskawicami. On też pobiegł do drzwi i zamknął je za sobą z takim trzaskiem, że siedemnastolatka przestraszyła się, iż zaraz wypadną razem z futryną.
Kiedy znalazła się już w salonie każdy był zwrócony w jej stronę. Musiała wyglądać na naprawdę zaszokowaną, bo wszyscy wybuchli śmiechem, a John powiedział rozbawiony:
Wiem, że to wygląda groźnie, ale uwierz mi, najdalej jutro się pogodzą.
Oboje mają ogniste temperamenty dodała Emma i posłała swojemu chłopakowi spojrzenie, którego znaczenia Ecila wolałaby się nie domyślać.
Nastolatka pokiwała w zamyśleniu głową, rozglądając się za Matthew. Po spotkaniu z Alice nie była pewna co ma z nim zrobić. Przeklinając w duchu dzisiejszy dzień, usiadła na sofie, nawet nie spostrzegając, kto znajduje się obok.
Gdzieś ty się podziewała, piękna? Zdążyłem się już stęsknić odezwał się Lucas, próbując objąć dziewczynę.
Jasne było, że jest pod znacznym wpływem alkoholu. Było to widać, słychać i czuć. Zgubił gdzieś gumkę, więc większość twarzy przysłoniły mu włosy. Wzrok miał mętny, a minę głupkowatą, zwłaszcza gdy się uśmiechał.
Ecila westchnęła ciężko i rzuciła błagalne spojrzenie Matthew.
Myślę, że powinieneś się przespać, kolego powiedział Matt do Lucasa.
Sorry stary, ale muszę dotrzymać towarzystwa pięknej dziewczynie wymamrotał, prostując się dumnie.
Matthew pokręcił głową z rozbawieniem.
No to gdzie się podziewałaś? Bo chyba nie ukrywałaś się przede mną, co? dopytywał się Lucas z pijackim uporem.
Ależ skąd odezwała się, a jednocześnie starała odsunąć od chłopaka choć odrobinkę. Właściwie to zgubiłam kolczyk i nie mogłam go znaleźć. Wciąż nie mogę. Może jest gdzieś tutaj.
Ecila zrobiła dobrze wystudiowaną minę niewiniątka, chociaż czuła „zgubę” wbijającą jej się we wnętrze dłoni, gdy mocniej zacisnęła pięść. Do tego rozejrzała się po pokoju bezradnie, jakby szukając pomocy.
Tak jak sądziła Lucas zerwał się z sofy (co prawda dosyć chwiejnie) i zrobił najbardziej poważną minę na jaką było go stać w zaistniałej sytuacji.
— Oczywiście, każdy prawdziwy dżen... dżentel... nieważnie... powinien pomóc damie!
Kiedy Lucas dokładnie przeczesywał każdy cal podłogi pod stolikiem, Ecila zerknęła na Matta.
— Myślisz, że się znajdzie? To prezent od mamy. Na początku myślałam, że zapodziałam go gdzieś w łazience, ale chyba jednak musi być gdzieś tu, w salonie.
— Spokojnie, znajdzie się — zapewnił i sam też zabrał się do poszukiwań.
Właściwie to po chwili połowa imprezowiczów szukała „zaginionego” kolczyka. Judy kręciła się przy kominku, Oscar przetrząsał fotele, Felix na czworakach przemierzał odległość między telewizorem a komodą. A Matthew... Ecila prawie zderzyła się z nim głową, kiedy oboje pochylali się, by zajrzeć za sofę. Matt roześmiał się, a dziewczyna skorzystała z okazji i upuściła kolczyk.
— No dobra, ty tam sprawdź — powiedziała.
Chwila ciszy i...
— Chyba coś widzę. Czekaj... Mam go.
W dłoni Matthew trzymał srebrny kolczyk, taki sam jaki Ecila miała w swoim prawym uchu.
— Udało ci się. Jest! Ludzie, jest! — zawołała Ecila, a wtedy wszyscy spojrzeli na nią i na biżuterię w jej ręce.
— Mówiłem, że się znajdzie. — Wyglądał na dumnego.
No i miałeś rację. Dziękuję powiedziała dziewczyna, a następnie szybko uścisnęła Matta i pocałowała w policzek.
W pierwszej chwili był zaskoczony, ale później uśmiechnął się lekko, choć wydawał się odrobinę zawstydzony. Odchrząknął i mruknął:
Nie ma sprawy.
Ecila patrzyła jak rozgląda się po salonie, jakby w obawie, że ktoś zobaczył to podziękowanie. Nie trzeba było być wielkim geniuszem, by zgadnąć, że szukał właśnie Roberta. Niepokój ścisnął żołądek nastolatki. Domyślała się co zaraz może usłyszeć i nie przeliczyła się.
Hmm... Chyba poszukam Roberta i nagadam mu, że słaby z niego gospodarz skoro na tak długo znika powiedział Matthew żartobliwym tonem, ale Ecila wyczuła, że wcale nie jest mu do śmiechu.
Może ci pomogę? Odwdzięczę się. Znalezienie Roberta nie powinno być tak trudne jak mojego kolczyka. W końcu jest zdecydowanie większy.
Ecila naprawdę bardzo się pilnowała, żeby jej głos zabrzmiał swobodnie i nie zdradzał narastającej w niej paniki. Matt wyglądał na zamyślonego i chyba w ogóle jej nie słyszał.
Matthew?
Co? Coś mówiłaś?
Pomogę ci szukać Roberta.
Nie trzeba, naprawdę.
Brzmiał jakby chciał ją spławić, a Ecila zaczęła się zastanawiać czy spodziewa się on zastać Roberta naćpanego i to dlatego nie chce, by ona z nim szła. Możliwe, że wcale tak bardzo nie wierzył w wielką przemianę swojego chłopaka.
Ale to żaden problem upierała się.
No... dobra. Sprawdź kuchnię, a ja idę na górę.
Ecila doskonale wiedziała, że w kuchni nie znajdzie Roberta, ale mimo to skierowała się właśnie tam. Matthew podejrzewał, że dzieje się coś złego i ewidentnie nie chciał świadków, którzy dowiedzieliby się o tym wraz z nim. No cóż, miał pecha.
Dziewczyna ledwo zajrzała do kuchni, a za chwilę wbiegała już po schodach.
Robert, jesteś tam? Otwórz! Matt dobijał się do drzwi sypialni na końcu korytarza.
Serce Ecili zabiło szybciej, a z nerwów pociły jej się dłonie.
Torebka — przypomniała sobie. — Została w salonie. A w niej rękawiczki. Muszę się ich pozbyć. Muszę.
Mimo narastającego wewnętrznego napięcia, przeszła przez korytarz spokojnym krokiem, a jedyną oznaką niepokoju mogły być jej sztywne ramiona i zaciśnięta szczęka.
Nie ma go w kuchni powiedziała.
Wiem warknął Matt, szarpiąc za klamkę.
Te drzwi wyglądają na zamknięte. Jesteś pewien, że Robert tam jest? Po co miały się zamykać, a na dodatek nie odpowiada. Może...
Cicho! Te drzwi SĄ zamknięte i on jest właśnie TAM!
Ecila zamilkła, widząc zdenerwowanie chłopaka, który sprawiał wrażenie obłąkanego. Walił do drzwi i próbował je otworzyć, a nawet kopnął dwa razy. Nic nie skutkowało. W końcu opadł na kolana, pochylił się i zamarł.
Świeci się tam mała lampka i widzę klucz na podłodze tuż po drugiej stronie drzwi wymamrotał sam do siebie. A to znaczy... Poczekaj chwilę, zaraz wracam.
I zerwał się na równe nogi, a następnie pobiegł w kierunku schodów. Myśli Ecili wciąż krążyły wokół torebki i lateksowych rękawiczek. Gorączkowo zastanawiała się jak szybko wyplątać się z całej sytuacji. Na początku chciała się wymknąć niepostrzeżenie i wrócić do domu, ale wtedy nie wiedziałaby co stanie się z Robertem, a przede wszystkim z Matthew. Była rozdarta. Instynkt samozachowawczy podpowiadał jej, żeby uciekała, ale upór i chora ciekawość mówiły, że powinna zostać. Na razie wygrywała druga strona.
Matt wrócił szybko, trzymając w dłoniach klucz, taki sam jaki znajdował się po drugiej stronie drzwi. Włożył go do zamka i przekręcił z cichym zgrzytem. Odetchnął głęboko. Nacisnął klamkę. Ustąpiła i drzwi się otworzyły. Przekroczył próg.
Ecila nie poszła za nim. W głowie miała mętlik.
Matthew musiał tu często przychodzić, skoro wiedział, gdzie znaleźć zapasowy klucz do pokoju Roberta... A właśnie, co z chłopakiem..? Zatarłam wszystkie ślady...? Coś mnie zdradzi...? Wymyślić wymówkę i uciec...? A może zostać..? Iść za Mattem...? Co z torebką...? Nikt jej nie ruszał...? Co robić? Co robić?
Odgłos obcasów towarzyszył Ecili, gdy w końcu zdecydowała się wejść do sypialni Roberta. Rozejrzała się. Wszystko było tak jak zostawiła. Zapalona lampka na biurku, resztki proszku, zakładka do książek, buteleczka na nocnej szafce.
Wyjątkiem był tu tylko Matthew. Pochylał się nad nieprzytomnym brunetem. Wziął do ręki strzykawkę i przez chwilę patrzył na nią ze wstrętem, a następnie odłożył na szafkę przy łóżku.
Robert! zawołał, potrząsając chłopakiem. Robert! Robert, słyszysz mnie?
Nic. Cisza.
Ecila przyglądała się cieniu jaki rzucał na ścianę Matt. Kiedy przykładał dłoń do czoła Roberta, a później sprawdzał puls, wyglądało jakby jakiś zły, ciemny duch sięgał po swoją ofiarę. Jednak Matthew nie był złym duchem. Chociaż w tej chwili był blady jak prześcieradło. Był... przerażony. Dziewczyna widziała to w jego oczach, gdy na nią spojrzał.
Co... zaczęła, ale Matt już uciskał klatkę piersiową Roberta, robiąc mu masaż serca.
Nagle Ecila poczuła, że w pokoju robi się zimno. Nie miała pojęcia skąd to uczucie. Przecież zdawała sobie sprawę z konsekwencji swojego czynu. Wiedziała, że to co robi może źle się skończyć dla Roberta. Wiedziała, ale i tak to zrobiła, jakby chciała, żeby to się źle skończyło. Ona nigdy nie przejmowała się takimi błahostkami jak jakiś tam ledwo znany chłopak. Liczył się cel. A więc skąd... I wtedy zrozumiała, dotarło do niej jak zawsze z opóźnieniem, że te nieznane uczucie, które ją obezwładniało pochodzi od Alice. To ona zawsze była tą dobrą.
Matt coś krzyczał. Nie rozumiała jego słów, bo myśli wciąż zaprzątała jej Alice i jej emocje. Potrząsnęła głową. Musiała się w końcu ruszyć. Skupić się.
Wezwij pomoc! Wezwij karetkę do jasnej cholery. Rusz się, ty idiotko!
Oprócz wrzasków Matthew, Ecila usłyszała kroki na korytarzu, a później czyjś zdumiony okrzyk. Znaleźli ich. Odwróciła się. W progu stali Oscar, Felix i Judy. Cała trójka przez trzydzieści sześć sekund, a przynajmniej tak wynikało z obliczeń siedemnastolatki, przypominała figury woskowe, ale już w czterdziestej ósmej sekundzie Judy miała w rękach komórkę. To właśnie ona zadzwoniła po pogotowie.
Znalezienie nieprzytomnego Roberta definitywnie zakończyło imprezę. Większość tłoczyła się na piętrze zaszokowana całą sytuacją. Tylko nieliczni zachowali zimną krew i trzeźwość umysłu, mimo wypitego alkoholu. To właśnie John posprzątał zużyte puszki po piwie, butelkę po koniaku oraz szklanki. W salonie zostały niewinne przekąski i napoje. Mia natomiast stała w oknie w kuchni i wypatrywała nadjeżdżającej pomocy.
Muszę odetchnąć świeżym powietrzem, a przy okazji sprawdzę co z tą karetką —powiedziała Ecila, zanim wyszła z domu Roberta.
Noc była pogodna. Sąsiedzi spali, co nikogo nie powinno dziwić, bo zegar prawdopodobnie niedługo miał wybić trzecią. Mimo wszystko dziewczyna rozejrzała się po ulicy i ściskając w rękach torebkę, przemknęła się do kosza na śmieci, znajdującego się dwa domy dalej. Pozbyła się ostatnich dowodów łączących ją z tym co przytrafiło się Robertowi i szybko wróciła do znajomych. Ledwo zamknęła frontowe drzwi, a usłyszała głos Mii:
Przyjechali!
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ratownicy medyczni zabrali Roberta do karetki i reanimowali go. Zaraz zjawiła się też policja. Matt krzyczał. Chciał, by zabrano jego chłopaka jak najszybciej do szpitala, ale sanitariusz powiedział, że już za późno. Policjanci dopytywali się co tu się stało. Emma płakała, a Mia próbowała ją uspokoić. Judy wpatrywała się tępo w czubki swoich butów, zasłaniając tym samym twarz włosami. Możliwe, że też płakała. Felix był przy Matthew, starając się do niego dotrzeć. Zajmował miejsce, które wcześniej wyznaczyła sobie Ecila. Jeszcze niedawno to ona miała zamiar pocieszać Matta. Funkcjonariusze policji rozmawiali z Oskarem, kiedy John starał się doprowadzić do porządku swojego brata bliźniaka. Lucasowi zrobiło się strasznie niedobrze i wymiotował w łazience. Ecila nie była pewna czy to przez wiadomość o Robercie czy w końcu żołądek zbuntował mu się z winy alkoholu.
Ona sama stała na środku korytarza, obserwując otaczający ją chaos. Była spokojna. Pozbyła się dowodów i nie musiała pocieszać Matta, bo Alice wcale go nie chciała. Była opanowana i spokojna nawet, gdy policjanci oznajmili, że muszą ich wszystkich zabrać na komisariat w celu złożenia wyjaśnień. Nie czuła się niczemu winna i tak w razie czego będzie się zachowywać.
***
Atmosfera w samochodzie była napięta. Ecila wpatrywała się w szybę, która wymagała czyszczenia. Milczała. Ciszę zakłócało tylko mruczenie silnika. Zacisnęła usta. Do jej uszu dobiegło ciężkie westchnienie. Zerknęła na kierowcę, siedzącego z boku.
Thomas miał na sobie jeansy, białą koszulę i marynarkę od tego eleganckiego, granatowego garnituru, w którym miał iść na kolację z Amber. Wyglądał na zdenerwowanego, ale i zmęczonego.
Wyjaśnisz mi, dlaczego musiałem odebrać cię z komisariatu?
Dziewczyna wyczuła, że ojciec resztkami sił powstrzymuje się od krzyku. Zdradzały go mocno zaciśnięte dłonie na kierownicy.
Mówiłam już, że to nie moja wina.
No tak, mówiłaś. Jednak to nie zmienia faktu, że ciebie i twoich znajomych zgarnęła policja. Wszyscy byliście pod wpływem alkoholu, a jeden chłopak zaćpał się na śmierć! Z każdym kolejnym słowem podnosił głos.
A skąd miałam wiedzieć, że tak to się skończy?! wybuchła Ecila.
Tylko mi tu nie wrzeszcz. Miałaś iść na koncert, miałaś napisać wiadomość. No i dostałem wiadomość. Z policji! denerwował się Tom. Co się z tobą dzieje, Alice? Ja rozumiem, że jesteś młoda, dorastasz, chcesz się bawić, ale coś takiego? Skąd mieliście narkotyki?
Nie mieliśmy, to tylko Robert...
No oczywiście, po co ja się głupio pytam. Tylko Robert.
Ecila zacisnęła pięści, uparcie wpatrując się w szybę. Robiło się coraz jaśniej. Nastawał dzień.
Mam tego dość, Alice. Miałem nadzieję, że jesteś rozsądniejsza. A ty zadajesz się z jakimiś ćpunami.
Nie zadaję...
Oczywiście, tam tylko ten cały Robert brał.
A tak, żebyś wiedział!
Skręcili. Byli już blisko domu.
Myślisz, że jestem dzieckiem? Piliście alkohol i...
Nic nie brałam przerwała mu.
Jak mam ci wierzyć? zapytał.
Ich spojrzenia się spotkały. Prawdziwa Alice odziedziczyła kolor tęczówek po ojcu, no może miała odrobinę jaśniejsze, ale oczy Ecili były ciemne jak burzowe chmury. Czy patrząc w nie ojciec Alice uwierzy?
Mówię prawdę. Przyznaję się, wypiłam trochę alkoholu, ale nic więcej nie brałam.
Thomas odwrócił wzrok, ponownie skupiając się na drodze. Westchnął. Znowu.
Tato...
Cisza. Wjechali do podziemnego parkingu. Mężczyzna zaparkował samochód na swoim miejscu i wysiadł. Oparł się o drzwi auta. Ecila także wysiadła i podeszła do ojca.
Kiedy dostałem telefon z policji przeraziłem się, że coś ci się stało wyznał szeptem, który rozniósł się po parkingu.
Nic mi nie jest.
Wiem powiedział i podniósł wzrok na stojącą przed nim córkę. Ale się martwiłem. Wciąż się o ciebie martwię.
Niepotrzebnie. Nic mi nie jest. Jestem bezpieczna.
Ale mogłaś skończyć jak ten chłopak.
Ecila spuściła wzrok. Chyba pierwszy raz nie wiedziała co powiedzieć. Thomas już się nie wściekał, nawet nie złościł. On się martwił i kochał Alice. A Ecila zawsze miała problemy z tymi uczuciami. Dobrymi uczuciami.
Jak się czujesz?
Dziewczyna znów wyczuła w jego głosie troskę. Wzruszyła ramionami.
W porządku.
Dobrze znałaś tego chłopaka? Policjant mówił, że to w jego domu odbywała się cała zabawa.
Był kolegą Matta, mojego sąsiada. Roberta jak i resztę poznałam dzisiaj. Zaprosił nas do siebie. Wydawał się miły. Impreza też była dobra, do czasu aż...
Zamilkła, a następnie poczuła, że znalazła się w ojcowskich ramionach. Wdychała zapach wody po goleniu i proszku do prania. To było interesujące przeżycie. Doświadczanie miłości, współczucia i bezpieczeństwa nie było czymś zwyczajnym dla Ecili. Dla Alice może i tak, ale nie dla Ecili. I nagle zesztywniała. Alice. Była tak blisko, wyczuwała emocje blondynki. Nie tylko je wyczuwała, ale i je przejmowała. To dlatego tak dobrze się czuła. Alice była bliżej niż kiedykolwiek. Zaniepokojona tym odkryciem odsunęła się od Thomasa.
Jestem zmęczona. To była długa noc. Możemy się położyć?
Tom przyjrzał się uważnie córce i pokiwał głową. Ruszyli do windy. Jednak kiedy już w niej byli, mężczyzna odezwał się:
Wiesz, że należy ci się kara?
Głowa Ecili poderwała się do góry.
Co?
Oddaj komórkę, Alice.
Ale... Jak mam się kontaktować z mamą?
Jane wraca już jutro.
Powiesz jej?
Jeśli nie oddasz mi telefonu w tej chwili to na pewno. A tak... zastanowię się.
Dziewczyna przez chwilę rozważała czy opłaca spierać się dalej, ale zrezygnowała. Jak na jeden raz i tak nieźle namieszała. Ledwo wywinęła się policji, chociaż nie miała pewności czy znów jej nie wezwą, jeśli odkryją, że coś nie pasuje w zeznaniach. Liczyła jednak na to, że potraktują ten cały incydent z Robertem jako głupotę nastolatka i przestrogę dla reszty.
Proszę wymamrotała, podając ojcu komórkę, którą wyjęła z torebki.
***
Niedzielna pogoda była piękna. Bezchmurne niebo, słońce, lekki wietrzyk. Po prostu cudowne, czerwcowe popołudnie. Jednak Ruby uważała inaczej. Nastolatka przemierzała plac, ściskając w dłoni gałązkę magnolii. Żwir chrzęszczał pod butami przy każdym jej kroku. Szła szybko, zawzięcie się przy tym wpatrując w jakiś punkt przed sobą. W końcu się zatrzymała i spuściła głowę.
Emily Hamster
Ukochana żona i matka
Zmarła 25 czerwca 2001 roku
w wieku 35 lat
Pozostanie na zawsze w naszych sercach
Dziewczyna przez dłuższą chwilę wpatrywała się w napis na marmurowej płycie, a później przyklękła i obok bukietu białych róż położyła swoją gałązkę. Zastygła w bezruchu.
Na cmentarzu nie było prawie żadnej żywej duszy. Tylko Ruby i jakaś para staruszków, siedząca na ławeczce przy grobie po drugiej stronie placu.
Nie wiedziała, ile czasu tak tkwiła, patrząc w dal. Ale w pewnym momencie wydawało jej się, że słyszy głos mamy.
Wiesz, że od twojego taty zawsze dostawałam białe róże? Przynosił je na każdą naszą rocznicę. I z czasem było ich coraz więcej. Mówił, że są piękniejsze niż czerwone i bardziej do mnie pasują. Białe różne to symbol prawdziwej, czystej miłości. Mój kochany. Zawsze uważałam, że jest strasznym romantykiem tylko nie chce się do tego przyznać. Pamiętaj córeczko, twój tata to niezwykły i bardzo wrażliwy człowiek. Tylko uparcie nie chce tego pokazać. Wrażliwi ludzie boją się zranienia, ale kiedy się kogoś kocha, to nawet pomimo maski można zobaczyć prawdziwą twarz tej osoby. Twoją maskę też ktoś kiedyś zdejmie, Ruby i zobaczy najpiękniejszą, najcudowniejszą dziewczynę pod słońcem, a wtedy rozkwitniesz jak róża.
Mylisz się, mamo. Nikt nigdy nie zdejmie ze mnie żadnej maski. Nikt nigdy mnie nie pokocha tak jak tata ciebie.
Powiew wiatru rozwiał włosy Ruby i sprawił, że zadrżała. Przypomniała sobie ostatnie dni. Było z nią coraz gorzej. Stany podgorączkowe, zmęczenie, osłabienie, zawroty głowy, drobne siniaki, które starała się ukrywać, a wczoraj doszło krwawienie z dziąseł.
Boję się, mamo zaczęła szeptać zdławionym głosem. Bałam się tego dnia od dawna. Bałam się, że mi też coś takiego się przytrafi. Ale nic nie mogę na to poradzić. Nie potrafię walczyć, tak jak ty walczyłaś. Tak dzielnie temu wszystkiemu stawiłaś czoła, ale ja tak nie umiem. Nie chcę do szpitala. Boję się, że jak raz tam trafię, to nigdy z niego nie wyjdę. Boję się bólu, leczenia, czekania. A najbardziej boję się o tatę. To będzie dla niego powtórka z rozrywki. On się załamie, mamusiu. Patrzenie na mnie, kiedy ja... Co ja mam robić? Co ja mam robić, mamo?!
Ruby ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Była bezradna, zupełnie sama w tym wszystkim. Nikomu nie mówiła o wizycie u lekarza i badaniach. A chciała porozmawiać. Chciała się wyżalić Alice i Ann, ale one nie miały dla niej czasu. W poniedziałek się spotkamy – tak powiedziały. Ale w poniedziałek będzie już za późno. Ona miała tak mało czasu, a każda upływająca minuta wydawała się jej straszną. Dziewczyna bez przyszłości, oto kim była. Los zawsze śmiał się jej w twarz, sprawiedliwość omijała szerokim łukiem, a szczęście nawet nie znało drogi do jej domu.
Ruby? usłyszała.
Drgnęła na dźwięk męskiego głosu. Szybko otarła policzki i odwróciła się.
Zaledwie kilka kroków od niej stał wysoki brunet ze zniczem w ręku. Jego brązowe oczy były pełne ciepła, a włosy mieniły się w słońcu. W długich, ciemnych jeansach i czarnej koszulce powinno być mu gorąco, ale nie wyglądało, żeby tak było. Początkowe zaskoczenie na jego twarzy zmieniło się w zatroskanie, kiedy tylko zobaczył zaczerwienione oczy dziewczyny.
Tak powinien wyglądać anioł śmierci, gdy w końcu po mnie przyjdzie pomyślała Ruby, a za chwilę spłonęła rumieńcem, uzmysławiając sobie jak głupi to pomysł.
James. Nie spodziewałam się tu ciebie.
Ja mogę powiedzieć dokładnie to samo odezwał się chłopak i zerknął na tablicę za dziewczyną.
Natychmiast się zorientowała na co patrzy i sama odwróciła głowę.
To twoja... Nie wiedziałem wymamrotał zakłopotany. Ann nic mi nie mówiła.
Nie szkodzi. Nie spodziewałam się, że będziesz wiedział.
Przykro mi, Ruby.
Mnie też.
James pokiwał smutno głową i wskazał na znicz, trzymany w dłoni.
Ja postanowiłem odwiedzić babcię.
Tak, Ann mówiła, że wasza babcia... jest tutaj.
Tak?
Tak. Pozdrów Annabellę.
Pozdrowię. Do zobaczenia, Ruby.
Jasne.
Dziewczyna minęła Jamesa i zrobiła kilka kroków przed siebie, kiedy nagle poczuła, że musi, ale to musi, się odwrócić.
Młody mężczyzna stał tam gdzie przedtem i patrzył prosto na nią. Pewnie obserwował jak odchodzi. Tak jak na tych wszystkich romantycznych filmach.
W pewnej chwili Ruby nawet chciała zrobić coś szalonego. Szalonego według niej. Chciała krzyknąć: James, kocham cię! W końcu co miała do stracenia.
James! zawołała.
Patrzyła na niego w milczeniu, próbując zapamiętać jak wygląda. Ciemne włosy opadające na czoło, brązowe, łagodne oczy, przystojna twarz. Coś ścisnęło ją w żołądku.
Pewnie szybko się nie spotkamy zaczęła ale życzę ci wszystkiego dobrego. Żegnaj, James.
Nastolatka odwróciła się i zaczęła powoli odchodzić. Nie spieszyła się wcale. Była dziwnie spokojna, jakby pogodzona z tym co miało nadejść.
Naprawdę taką scenę mogliby kiedyś nagrać i puścić w filmie pomyślała.
— Hej, Ruby! Wyjeżdżasz na wakacje?!
— Tak, wyjeżdżam! — odkrzyknęła, nawet się nie odwracając.
Kiedy dziewczyna zerknęła na parę staruszków wydawało jej się, że spojrzeli na nią z oburzeniem, a kobieta powiedziała nawet do swojego męża:
— Co za niewychowana młodzież. Krzyki na cmentarzu. Kto to widział?!
Jednak Ruby nie przejęła się tym komentarzem. Uśmiechnęła się do mijanej pary i przeszła przez bramę.
Wróciła do domu. Był pusty. Ojciec zniknął jak to miał w zwyczaju. Rankiem odwiedzał grób swojej zmarłej żony, a później jechał do małego, myśliwskiego domku w środku lasu. Mówił, że to mu pomaga. Chodzenie cały dzień wśród drzew i staranie się, aby nie myśleć o Emily. Jednak Ruby przypuszczała, że to właśnie tam jej tata myśli o niej najbardziej. Ten jeden dzień w czerwcu był ich koszmarem. Mężczyzna odcinał się od wszelkiej cywilizacji, a jego córka musiała sobie radzić z tym sama. Nie narzekała. Nie raz w rocznicę śmierci jej mamy bywały z nią przyjaciółki, które próbowały odciągnąć ją od wspominania o przykrych wydarzeniach. Tylko że każdy ma swoje problemy. One też je miały i dzisiaj spędzały czas osobno. Ruby chyba była im nawet za to wdzięczna. Dzięki temu mogła podjąć bardzo trudną decyzję i miała możliwość jej zrealizowania.
Dziewczyna podeszła do swojego schludnie zaścielonego łóżka i usiadła na nim. Przez chwilę wpatrywała się w stojącą obok szafkę nocną, ale w końcu ją otworzyła. Ze środka wyjęła pudełko tabletek uspokajających o działaniu także nasennym. Kiedyś musiała je brać, by móc przespać całą noc bez niechcianej pobudki. Tak, po śmierci mamy męczyły ją koszmary. Doktor przypisał jej lekarstwo, ale prosił, by przyjmowała je jak najrzadziej, jeśli tego naprawdę potrzebowała. Teraz nadeszła taka chwila.
Ruby zostawiła opakowanie i zeszła do kuchni po szklankę wody. Po powrocie sięgnęła po tabletki. Odkręciła nakrętkę i wpatrywała się w białe proszki. Było ich całkiem sporo. Z pół pudełka. Miała już zacząć je brać, kiedy się zawahała. Powinna po sobie coś zostawić. Z szuflady wyciągnęła wyniki badań oraz kartkę i długopis.
Przepraszam, tato.
Przepraszam za wszystko. To nie Twoja wina, tylko moja. To ja nie dałam rady, a nie Ty. Nie chciałam Cię martwić i obarczać tym wszystkim. Nie chciałam, żebyś patrzył na to jak się męczę. Chciałam, aby to było jak najbardziej bezbolesne. Wiem, że to nie do końca możliwe. Mam białaczkę, tato. Od dawna baliśmy się, że coś podobnego może się stać, ale do tej pory nie chciałam w to wierzyć. Nie chciałam w to uwierzyć nawet, gdy trzymałam w ręku wyniki badań lekarskich. Życie jest niesprawiedliwe. Proszę Cię, żebyś się nie obwiniał, bo nie masz ku temu powodów. Zawsze wiedziałam, że chcesz dobrze. Wiedz, że jesteś wspaniałym tatą i nigdy nie przestanę Cię kochać. To co zrobiłam, to moja decyzja. Nie chcę umierać w szpitalu, wśród obcych ludzi, zmęczona walką o życie. Chciałam wybrać to jak odejdę. Teraz mogę spotkać się z mamą. Ona się mną zaopiekuje. Obie będziemy nad Tobą czuwać. Kocham Cię, tatusiu.
Twoja Ruby
Dziewczyna odłożyła list i wyjęła z szuflady komórkę. Przez chwilę jej się przyglądała. Wybrała numer Alice. Nie była pewna po co dzwoni. Może chciała tylko usłyszeć głos przyjaciółki, a może chciała wszystko jej powiedzieć i liczyła na to, że ona krzyknie: Nie rób głupstw. Wszystko będzie dobrze. Jednak Alice nie odbierała, więc Ruby zrezygnowała z dzwonienia. Wrzuciła telefon z powrotem do szuflady i znów sięgnęła po tabletki. Zawahała się na ułamek sekundy, ale później zamknęła oczy. Łykała jedną pigułkę za drugą, popijając wodą. Pod powiekami czuła zbierające się łzy.
Niektórzy mówią, że samobójstwo jest tchórzostwem. Łatwiej przecież zrezygnować z życia i nie mierzyć się z problemami. Ale czy te same osoby kiedyś zastanawiały się, jakiej trzeba odwagi, by spojrzeć w oczy śmierci, którą się samemu wybrało? Wiedzieć, że zaraz przyjdzie, że za chwilę się umrze? Wbrew ich przekonaniom to nie tak prosto zrobić ten ostateczny krok. Ludzie w końcu też mają jakiś instynkt samozachowawczy, który włącza się w razie niebezpieczeństwa.
Do tej pory Ruby także sądziła, że odebranie sobie życia nie jest takie trudne. Myliła się. Dłonie drżały jej coraz bardziej, a umysł krzyczał: Zabijesz się! Panika powoli narastała, ale dziewczyna starała się z nią walczyć. Powtarzała sobie, że to będzie bezbolesne, zapadnie w sen i już się nie obudzi. W końcu to był jej świadomy wybór, lepszy od szpitala.
Tyle że życie to nie film, a Ruby nie miała odgrywać roli Śpiącej Królewny. Śmierć to ostateczność i nie zawsze bywa przyjemna. Ruby powoli się o tym przekonywała. Kiedy ułożyła się wygodnie na łóżku i zamknęła oczy, upragniony sen nie nadchodził. Za to czuła się nieswojo. Zaczęło się od dziwnego gorzkawego posmaku w ustach. Następnie pojawił się lekki bólu głowy i zawroty przy nawet najmniejszej próbie poruszenia się. Później przyszedł ból brzucha i nudności. Dziewczyna okryła się szczelniej kołdrą i skuliła w kłębek. Było jej coraz bardziej niedobrze. Chciała się napić jeszcze trochę wody, ale szklanka była pusta, a ona nie sądziła, żeby dała radę dojść do kuchni albo chociaż do łazienki. Bała się, że zemdleje w trakcie tej drogi. Oblizała więc tylko spierzchnięte wargi i czekała.
Z czasem nie było lepiej. Głowa i brzuch zaczynały ją boleć coraz bardziej. Wydawało jej się też, że ma gorączkę. Spojrzała na zdjęcie uśmiechniętej mamy i zaczynała rozumieć jaką głupotę popełniła. Żałowała. Wtuliła twarz w poduszkę. Strach ścisnął jej gardło i wkrótce miała problemy z oddychaniem. Starała się łapać jak najwięcej powietrza. Przez myśl przemknęło jej, że powinna zadzwonić po pogotowie. Podniosła się ostrożnie i nagle pokój zaczął wirować. Ruby czuła jak żółć podchodzi jej do gardła. O mało co nie zwymiotowała. Gdy kładła się z powrotem na plecy brakowało jej tchu.
Umrę. Naprawdę umrę — Te myśli krążyły w jej umyśle.
Po policzkach zaczęły spływać łzy. Była przerażona i teraz jak nigdy wcześniej chciała żyć. Jednak kolejny bolesny skurcz żołądka mówił, że jest już za późno. Miała nadzieję na szybką i łatwą śmierć. Liczyła, że zaśnie spokojnie i się nie obudzi. Ogromnie się pomyliła.
W desperacji spróbowała jeszcze raz wstać, nie zważając na nic. Udało się. Nogi miała jak z waty, ręce trzęsły się, a pokój wirował niczym karuzela. Dobrze, że komórka znajdowała się w szufladzie niedaleko łóżka. Zrobiła zaledwie krok i upadła na kolana. Czuła jak wszystko w środku niej się skręca. Organizm walczył z lekami. Z wysiłkiem wyjęła komórkę. Ledwo widziała na oczy i praktycznie nie była w stanie wybrać odpowiedniego numeru. Dłonie zrobiły się śliskie od potu i telefon wypadł na podłogę. Klapka odpadła i urządzenie się wyłączyło.
To koniec.
Wstrząsnęły nią torsje. W ustach pozostał nieprzyjemny smak, a w powietrzu uniósł się charakterystyczny zapach wymiocin. Nagle poczuła ból w klatce piersiowej, przed oczami jej pociemniało i upadła. Upragniona ciemność nadeszła. 

9 komentarzy:

  1. Ojej, niezwykle smutny i przygnębiający był ten rozdział.
    Śmierć Roberta mną dogłębnie wstrząsnęła, bo przecież na nią nie zasłużył... Ale oburzyła mnie postawa Ecili - jak można być tak zimnym i bezuczuciowym?! Czy ona zdaje sobie w ogóle sprawę, że przez jej głupotę UMARŁ niewinny człowiek?! To nie jest już żadna gra, to potworne, wręcz makabryczne przedstawienie, nikomu w dodatku niepotrzebne. A najgorsze jest to, że jeśli okaże się, że Ecila maczała palce w śmierci chłopaka, to niewinna Alice będzie pokutować za jej przewinienia.
    To takie przykre być odtrąconym, gdy najbardziej potrzebuje się wsparcia przyjaciół. Ruby nie powinna ukrywać przed ojcem choroby (a tak przy okazji, to czy ona jest pełnoletnia, że mogła odebrać te wyniki sama i nikt nie poinformował jej ojca o białaczce? Pytam, bo nie pamiętam ;___;) ani tym bardziej posuwać się do tak desperackiego czynu. I czy mnie się tylko wydaje, czy James zainteresował się dziewczyną? Taka szkoda, że postanowiła się targnąć na własne życie... Głęboko wierzę, że ktoś ją znajdzie i nie dojdzie do kolejnej tragedii.
    Czekam na następny rozdział z ogromną niecierpliwością.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru bronić Ecili. Jest zupełnie zimna i egoistyczna, ale w końcu czego można się spodziewać po złej stronie Alice? Ecila robi dokładnie to do czego Alice nie byłaby zdolna.
      Ruby nie do końca była taka odtrącona. Po prostu jej przyjaciółki nie miały pojęcia jak bardzo Ruby potrzebuje ich w tej chwili. Możliwe, że gdyby wiedziały to postąpiłyby inaczej (chociaż po Ecili zbyt wiele bym się nie spodziewała). Niemniej jednak ta samotność była jednym z czynników, które wpłynęły na to, co zrobiła. Ruby przez dłuższy czas bała się przyznać sama przed sobą, że może być poważnie chora, a co dopiero mówić o tym ojcu, dla którego jest praktycznie wszystkim. A tak poza tym to Ruby jest pełnoletnia.
      Myślę, że James chciał być po prostu miły dla nieśmiałej koleżanki swojej młodszej siostry.
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Muszę przyznać, ze z rozdziału na rozdział piszesz lepiej. Znacznie poprawił Ci się styl, sposob opisywania uczuc, budowania napięcia. A pomysł nadal pozostaje naprawdę dobry. Miło widzieć, zd Alice wpływa jednak na Ecilie, choć szkoda, zd zdołała sie przebić dopiero w tak okropnych okolicznościach... Ecilia jest potworna! Zdołała jakoś zwyciężyć Alice i juz nie czuje żadnych wyrzutów sumienia! Kurczę w jakimś sensie chcialabym, Aby ktoś sie domyślił, ze to ona zabiła chłopaka, bo Ecilia musi otrzymać karę, ale z drugiej strony co to znaczyłoby dla Alice??! Ale nie można tak tego zostawić... Och, pewnie łatwo bedzie niestety uwierzyć, ze chłopak przedawkował, ale mam nadzieje, zd jednak ktoś bedzie węszył... Ruby... Nie dość, ze tak jak Alice kocha Jamesa, to jeszcze ma białaczke... Nie chce widzieć rozpaczy ojca, ale dlaczego miałby mniej cierpieć po jej samobojstutwie, na pewno bedzie sie obwiniał... Mogę w jakimś sensie zrozumieć Ruby, ale kurczę, koniec końców widać, zd nie chciała umierać i mam ogromna nadzieje, ze jednak przeżyje... To za dużo tragedii... Ale swietnie opisałaś te powolna agonię, tak obrazowo, tak dokładnie... Naprawdę fragment o ruby to wręcz majstersztyk emocjonalny. Dziewczyna zasługuje na choć trochę szczęścia i tak sobie myśle, ze jakby przeżyła, to byłoby naprawdę molo, jakby James sie nią bardziej zainteresował... Jeśli chodzi o ojca Alice to wreszcie wykazał sie jakimś zdecydowaniem, dobrze ze zabrał jej Komorke, może znajdzie cos podejrzanego... Z niecierpliwoscią czekam na ciąg dalszy, Condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Alice ma wpływ na Ecilę, chociaż Ecila zażarcie z tym walczy. A jeśli chodzi o Roberta, to Ecila dobrze sobie wszystko obmyśliła i zrobiła praktycznie wszystko, by oddalić od siebie jakiekolwiek podejrzenia. W końcu najłatwiej uwierzyć, że chłopak sam przedawkował. Wydaje mi się, że nawet Matt mimo całej swojej miłości mógł mieć wątpliwości, co do chęci poprawy Roberta, zwłaszcza że to nie były jego pierwsze próby zerwania z nałogiem.
      Ruby ostatnio była bardzo zagubiona i samotna, a przede wszystkim przerażona. A do tego choroba mamy, która też miała raka i cierpienie jej ojca w tamtym czasie mocno wryły się w jej pamięć. Ruby nie chciała powolniej śmierci w szpitalu i nie chciała, by jej tata na to patrzył, dlatego wybrała samobójstwo. Oczywiście, że tata Ruby będzie rozpaczał po stracie córki, ale Ruby miała jakąś naiwną nadzieję, że taka jej szybka i niespodziewana (przynajmniej dla ojca) śmierć będzie lepsza dla nich obojga, bo nie będzie wiązała się z oczekiwaniem na śmierć. Jak dla mnie najbardziej dramatyczne w tym wszystkim jest to, że Ruby wcale nie myślała o tym, że może jednak wyzdrowieć.
      Owszem, Thomas wykazał się zdecydowaniem i zabrał Ecili komórkę, ale to uniemożliwiło Ruby próbę kontaktu z przyjaciółką. Możliwe, że gdyby Ecila odebrała telefon, a Ruby powiedziała jej o chorobie to próba samobójcza nie miałaby miejsca. Chociaż tak naprawdę nie wiadomo czy Ecila zdołałaby pomóc Ruby.
      Dziękuję za tak miła słowa. Ten rozdział jest chyba najsmutniejszym i najbardziej dramatycznym jakie napisałam, ale o dziwo, pisało mi się go bardzo dobrze. Chyba dlatego, że tak długo go planowałam, a do tego opisanie samobójstwa Ruby było ciekawym wyzwaniem.

      Usuń
  3. Mam wrażenie, że ostatnio czytam same smutne rozdziały. Ale szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się, że wątek Roberta skończy się w tak tragiczny sposób. Przyjmowałam do wiadomości różne nieprzyjemne konsekwencje zachowania Ecili, ale na pewno nie śmierć chłopaka. Tak się zastanawiam, czy policja odkryje, co tak naprawdę zaszło, czy całe zajście zostanie podsumowane jedynie jako przedawkowanie i Ecili wszystko ujdzie na sucho.
    Straszne w tej całej sytuacji jest też to, że to Alice będzie miała po wszystkim wyrzuty sumienia i pewnie będzie obwiniać się za całe zajście, podczas, gdy dla Ecili to już nieistotna przeszłość i czas zająć się innym "problemem".
    Spodziewałam się, że w przypadku Ruby może dojść do jakiejś tragedii, ale nie sądziłam, że dziewczyna naprawdę będzie chora i w ostateczności postanowi popełnić samobójstwo.
    Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak ojciec Ruby ją znajduje i czyta list. Na pewno się załamie i będzie wypominać sobie, że niczego nie zauważył wcześniej ani nie było go w domu, gdy stało się najgorsze.
    Czasem wydaje mi się, że gdyby Ecila nie zastąpiła Alice, to Ruby żyłaby nadal i znalazła w sobie siłę, by walczyć z chorobą, bo przyjaciółka na pewno by ją wsparła i pomogła w trudnych chwilach. Aż się boję, czy w kolejnych rozdziałach nie okaże się, że coś złego stało się także z Annabellą.
    Błędy, które rzuciły mi się w oczy:
    Zerknęła na kierowce, siedzącego z boku. - kierowcę
    A właśnie, co z chłopakiem?...- ...? -> ta sama kolejność znaków interpunkcyjnych też w pozostałych zdaniach
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytelniczka marnotrawna powróciła, jak widać w dobrym momencie! Wybacz, że tak bardzo zaniedbałam twoje opowiadanie, ale trochę w ogóle na część blogów, ale teraz jestem i już będę.Niezwykle podoba mi się cytat, świetnie go dopasowałaś. W tym rozdziale panuje niepodzielna władczyni, Śmierć. Ta miss Wykidajło, jak śpiewała Osiecka. Przyznam szczerze, że powyżej zawarłaś tutaj dosyć oryginalne rozważana na temat samobójstwa. Czy to rzeczywiście tchórzostwo? Nie byłabym, aż taka okrutna w ocenie. Czasami to po prostu rozpaczliwe wołanie o W literaturze spotkałam się z przypadkiem opisanym w mojej ulubionej książce, iż o samobójstwie myślał pięciolatek. Więc takie myśli mogą dopaść każdego niezależnie od wieku, stanu zdrowia itd. Bywa i tak, że młodzi zdrowi ludzie z jakiegoś bliżej nieznanego powodu wybierają to wyjście. Niestety, obecnie nie ma możliwości odwrócić tego procesu. Być może w przyszłości wynajdą jakiś cudowny środek Jednak póki co pozostajemy istotami śmiertelnymi. Zagadam się z moim poprzedniczkami Ecila pozostawiła za sobą wiele zniszczeń, a było tak pięknie na początku. Szczególną uwagę zwróciłam na wątek Ruby. To bardzo dziwny zbieg okoliczności, bo sama też mam w planach opublikować alternatywną wersję do czegoś co napisałam wcześniej i będzie to miało związek z białaczką. Kiedy opublikuję to Cię poinformuję.Może to swoista telepatia, że obie pomyślałyśmy o tym samym? Lubię smutną tematykę, więc zaryzykuję. U mnie będzie jeszcze dramatyczniej, bo cała sprawa dotyczy dziecka. Jestem ciekawa z kolei twojej reakcji, Alicjo A. Ty zrobiłaś wstrząsające wrażenie na mnie, zapewniam. Jedynym pocieszeniem jest myśl, że po śmierci trafiamy do krainy, gdzie nic nas nie boli. Pozdrawiam i chylę czoła. Mocny akord, nie ma co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Wybacz pewien chaos na początku pewne błedy na samym początku chodzi mi o nieskasowane zdania, ale piszę na tablecie, więc nie wszystko się usunęło.

      Usuń
  5. Naprawdę zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem i to pod różnymi względami.
    Po pierwsze, to nie wiedziałam, że tak bardzo mogę wczuć się w rolę bohaterów. Uśmierciłaś dwóch bohaterów (chociaż mam nadzieję, że Ruby... no może jednak) w jednym rozdziale!
    Rozumiem Ecilę, w końcu ona działa według planu, ale czy akurat do tego chciała doprowadzić? W końcu Robert niczemu nie zawinił, tylko jedynie miłością do osoby, która niby była obiektem zainteresowań Alicji. Mam nadzieję, że Matt dowie się o tym i jakoś poradzi. Tylko niech nie doprowadzi do kolejnej śmierci... :-) Cóż, to tylko moje teorie.
    Po drugie zaskoczył mnie twój sposób pisania, bo jest coraz lepszy! Od samego początku mi się podobał, bo, naprawdę, nie ma tu czego zarzucić. A lubię wypominać nieścisłości, serio. :-)
    Po trzecie nie spodziewałam się, że wrzucisz w to tyle wątków. Ruby i jej choroba, Ann i ciąża, Robert, Matt, Amber, Vic, Thomas, Alicja i Ecila! No tego jest duuużo i mam nadzieję, że wszystko się rozwiąże.
    Czekam na dalszą notkę, ale pewnie będę cichym czytelnikiem jak do tej pory, więc odezwę się, jak mnie coś naprawdę zaskoczy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... jak się przekonałam uśmiercanie bohaterów jest całkiem ciekawym zajęciem i cieszę się, że potrafię Was jeszcze czymś zaskoczyć :) A to czy Ruby naprawdę umarła wkrótce się okaże.
      Chyba jesteś jedyną osobą, która otwarcie nie potępia Ecili i stara się ją zrozumieć. Ecila na swój własny (niekoniecznie moralny) sposób dba o interes swój i jak jej się wydaje Alice.
      Natomiast mnogość wątków wynika głównie z tego, że nie chciałam pokazać głównego bohatera zawieszonego w próżni. Alice/Ecila ma rodzinę i znajomych, którzy są nieodłączną częścią jej życia, mają swoje problemy oraz odgrywają ważną rolę w życiu nie tylko głównej bohaterki, ale i innych postaci.
      Dziękuję za wszystkie miłe słowa i znak, że czytasz moje opowiadanie. Kolejny rozdział pojawi się już całkiem niedługo, prawdopodobnie w weekend. No i mam nadzieję, że jeszcze czymś Cię zaskoczę ;)

      Usuń

Obserwatorzy