„Bywają
takie dni i noce, które zmieniają wszystko.
Bywają
takie rozmowy (...),
które
są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat.
Nie
możemy ich przewidzieć.
Nie
możemy się na nie przygotować.
Czyhają
na nas gdzieś, zapisane w łańcuchy pozornych przypadków,
nieuchronne
jak świt po ciemności.”
Anna
Onichimowska „Hera moja miłość”
Blood Mary – tak głosił wielki,
krwawy napis nad drzwiami klubu. Po obu stronach wejścia stał jeden
ochroniarz w czarnym, eleganckim garniturze i przyglądał się
groźnie otoczeniu.
Ecila głucha na krzyki oburzenia
innych, przepchała się na początek kolejki i pokazała mężczyźnie
imienny bilet dla VIP-a. Dobrze zbudowany strażnik łypnął na nią
ciemnymi oczami i powiedział:
—
Dokumenty proszę.
Dziewczyna zacisnęła usta, ale nie
tracąc spokoju i pewności siebie pokazała ochroniarzowi podrobiony
dokument tożsamości. Miała nadzieję, że ten znajomy Ann jest
naprawdę dobry w tym co robi i nie wyrzuciła pieniędzy w błoto.
Mężczyzna spojrzał na kawałek
plastiku, a później popatrzył na Ecilę.
Wpuść mnie do cholery —
pomyślała, wpatrując się intensywnie w oczy strażnika.
—
Może pani wejść. Życzę udanej zabawy.
—
Dziękuję — odpowiedziała
uprzejmie Ecila, czując opuszczające ją napięcie.
Do sali prowadził czerwony dywan, który
skutecznie tłumił stukot obcasów. Później dziewczyna minęła
oszklone drzwi i znalazła się w wielkiej, klimatyzowanej sali.
Parkiet był czarny, a ściany „pochlapano” czerwoną farbą,
która miała imitować rozbryźniętą krew. Po drugiej stronie
pomieszczenia mieściła się spora scena, gdzie rozkładano już
sprzęt. Ludzie kręcili się przy barze i zajmowali sobie miejsca na
czerwono-czarnych kanapach. Z głośników rozstawionych po całej
sali wydobywała się typowo klubowa muzyka.
Ecila ruszyła do baru, co chwilę
znajdując się w świetle czerwonych reflektorów. Spokojnie
poczekała aż podejdzie do niej przystojny barman w czarnej koszulce
z czerwonym napisem: Blood Mary i zapyta o zamówienie.
—
Czego pani sobie życzy?
Dziewczyna posłała mu filuterny
uśmiech.
— A
co pan poleca?
Białe zęby barmana błysnęły w
uśmiechu, kiedy pochylił się nad ladą. Widać lubił flirtować z
klientkami.
—
Zależny co pani lubi? Może nasze popularne Blood Mary?
Ecila przyjrzała się brązowym włosom
barmana, jego przystojnej twarzy i zielonym, oczom, które wprost
śmiały się do niej szelmowsko.
—
Naprawdę zasługuję na coś tak pospolitego jak Blood Mary? —
zapytała, unosząc brwi do góry.
Chłopak
wyglądał na zbitego z tropu, ale tylko przez chwilę. Zaraz
uśmiechnął się rozbrajająco i odparł:
— W porządku. Taka dziewczyna
zasługuje na coś ekstra.
Ecila pochyliła się nad ladą, tak jak
barman i powiedziała:
— No to pokaż na co cię stać.
Rozbawienie błysnęło w męskich
oczach, kiedy brunetka puściła mu oczko, rzucając jednocześnie
wyzwanie.
Nastolatka przypatrywała się pracy
barmana, który pieczołowicie wybierał różne alkohole, co chwilę
zerkając na nią z tajemniczym uśmieszkiem. Czuła się jak ryba w
wodzie, zajmując czyjąś uwagę. Po chwili chłopak zbliżył się
do niej i postawił na ladę trzy, wypełnione kieliszki – jeden do
martini, a dwa do wódki oraz wręczył Ecili słomkę.
— Specjalny drink dla specjalnej
dziewczyny. Płonące Lamborghini — powiedział i zaraz podpalił
substancję w większym kieliszku. — Na trzy. Ja wlewam alkohol z
tych dwóch mniejszych kieliszków, a ty pijesz przez słomkę.
Pijesz bez względu na to, co się dzieje i na jeden raz. Rozumiesz?
Ecila pokiwała z entuzjazmem głową i
wetknęła słomkę do kieliszka z podpalonym alkoholem. Była
podekscytowana. Wyczekująco spojrzała na barmana.
— Raz... Dwa... Trzy!
Zawartość małych kieliszków znalazła
się w większym, a Ecila zaczęła pić, mając przed oczami
tańczący, błękitny płomień. Kiedy trunek się skończył, ogień
prawie wygasł, a nastolatka uśmiechnęła się szeroko.
— I jak? Zdałem?
— Niewątpliwie — zaśmiała się
Ecila. — Masz piekielne zdolności.
— Cała przyjemność po mojej
stronie. Gdybyś szukała czegoś ognistego wiesz gdzie mnie znaleźć.
A teraz niestety muszę obsłużyć resztę klientów. Mam jednak
nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
— Kto wie... — mruknęła z kuszącym
uśmiechem.
Ecila oddaliła się od baru,
rozglądając przy okazji po sali w poszukiwaniu znajomej czupryny
jasnych włosów. Matthew znalazła dosyć szybko. Stał przy
drzwiach z napisem „Dla personelu” i z kimś rozmawiał.
Towarzyszący mu ciemnowłosy chłopak
był szczupły i wysoki. Miał na sobie lawendową koszulę z
podwiniętymi rękawami i jasne, markowe spodnie. Jedną dłoń
trzymał na ramieniu Matta i coś do niego mówił. Ostatecznie
cofnął się, a Matthew z uśmiechem zniknął za drzwiami.
Starając się nie spuszczać wzroku z
bruneta, Ecila zamówiła piwo imbirowe, a następnie skierowała się
w stronę stolika, przy którym usiadł potencjalny Robert. Gdy
nastolatek uniósł głowę, dziewczyna ujrzała przystojną twarz o
delikatnych rysach, pełnych ustach i przeszywająco niebieskich
oczach, w których gościło zdziwienie.
—
Można?
Chłopak wyglądał na zmieszanego i
niezdecydowanego, ale ostatecznie zrobił miejsce Ecili.
—
Znasz może kapelę, która tu gra? —
zapytała, wciąż uważnie przyglądając się brunetowi, co chyba
go peszyło. Mógł myśleć, że go podrywa.
—
Tak. Znam cały zespół. Są świetni.
—
Ja znam tylko ich gitarzystę.
—
Którego, bo jest ich trzech?
—
Matta.
To musi być Robert —
zawyrokowała Ecila, kiedy jej towarzysz nagle zbladł. Jednak
powinna się upewnić.
—
Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam. Nazywam się Alice.
—
Robert — powiedział, delikatnie
ściekając kobiecą dłoń.
Ecila uśmiechnęła się radośnie, po
czym wzięła łyk piwa. Zastanawiała się jak rozegrać tę partię.
Powinna zdradzić, że wie kim jest Robert i co go łączy z Matthew?
Chłopak był, co prawda, odrobinę zdenerwowany, ale nie zareagował
na jej imię, co mogło oznaczać, że nic o niej nie wie.
—
Długo znasz się z Mattem? —
zapytał.
Tym razem to on jej się uważnie
przyglądał. Możliwe, że jednak coś wiedział.
—
Mieszkam w sąsiedztwie. Udzielam czasem korepetycji jemu młodszemu
bratu. W sumie to nie znamy się aż tak dobrze, ale kiedy byłam
ostatnio u niego powiedział, że ma wolną wejściówkę na koncert
jego zespołu. Nigdy nie widziałam jak grają, więc przyszłam z
ciekawości.
Prosta i prawie szczera odpowiedź chyba
usatysfakcjonowała Roberta, bo odrobinę się rozluźnił.
— A
ty, jak ci się udało poznać cały zespół? Znacie się ze szkoły?
—
Nie do końca. Przyszedłem po prostu na przesłuchanie. Potrzebowali
kogoś, kto gra na klawiszach. Nie wybrali mnie w końcu, ale mimo
wszystko zostałem ich fanem.
Ecila zauważyła, że wypowiadając
ostatnie słowo trochę podśmiewa się sam z siebie.
Nagle zrobiło się małe zamieszanie.
Światła na sali zgasły, a na scenie zaczęli pojawiać się
członkowie zespołu. Teraz cała uwaga skupiona była tylko na nich.
Mieli na sobie ciemne koszulki z nazwą kapeli. Ecila szybko
zauważyła jasnowłosego Matthew dzierżącego w rękach gitarę
elektryczną. Pojawił się także Felix, obecna miłość Ann, który
usiadł na miejscu perkusisty, pozdrawiając przy okazji publiczność
pałeczkami. Obok Matta stanął chłopak z ciemnymi, sięgającymi
ramion włosami. On także miał gitarę elektryczną. Za nim
uśmiechał się prawdopodobnie jego brat bliźniak. Obaj mieli
podobne rysy twarzy, budowę ciała i zielone oczy. Z tym, że ten
drugi spiął włosy w kucyk i używał gitary basowej. Ostatni na
scenę wszedł klawiszowiec. Ruda czupryna błysnęła w świetle
reflektorów, gdy zrobił iście dworski ukłon.
Ecila zerknęła na Roberta, który
posłał jej uśmiech i powiedział:
—
Colin lubi teatralne gesty.
—
Całkiem niezła drużyna —
mruknęła.
—
Poczekaj aż posłuchasz jak grają.
Robert się nie mylił. Zespół Matta
grał fantastycznie. Ich piosenki z rockowym brzmieniem porwały
publiczność. Długowłosy gitarzysta miał mocny głos i równie
dużo siły, by skakać po scenie bez większej zadyszki. Ludzie
szybko wyklaskiwali rytm i śpiewali refreny ich utworów. Teksty
były zrozumiałe i prawdziwe, a muzyka szybko wpadała w ucho.
Rudowłosy Colin szalał przy klawiszach, a Felix z zapałem kiwał
głową przy prawie każdym uderzeniu pałeczkami. Nawet Matthew
wyglądał jakby znalazł się w swoim żywiole. Przy jednej z
piosenek wykonał niezły kawałek solo, na co wielu zareagowało
oklaskami. Robert był jednym z nich, a Ecila zaczęła się
zastanawiać czy Matt zauważył ich siedzących przy jednym stoliku.
Byli blisko sceny, ale chłopcy wyglądali na tak pochłoniętych
muzyką, że mogło mu to umknąć.
Zespół grał prawie godzinę i gdy
byli już przy prawdopodobnie ostatnim utworze, wzrok Matthew
powędrował prosto w stronę Ecili i Roberta. Szok i zakłopotanie
przemknęły przez twarz blondyna, a jego palce wykonały nie ten
akord co trzeba. Prawdopodobnie niewielu się zorientowało, ale
wokalista zerknął na niego zdezorientowany, na co Matt tylko
potrząsnął głową i zmusił się do uśmiechu. Resztę utworu
zagrał bezbłędnie, starając się nie patrzeć na stolik swojego
chłopaka.
Kiedy koncert dobiegł końca, a
wykonawcy zeszli ze sceny, Ecila gorączkowo zastanawiała się co
dalej powinna zrobić. Torebka z ukrytymi narkotykami wydawała się
parzyć ją w ręce. Jakim cudem miała nakłonić Roberta do zażycia
heroiny i tym samym zdyskredytowania go w oczach Matthew? Przychodząc
tu miała nadzieję, że okazja sama się nadarzy, ale teraz już nie
była tego taka pewna. Możliwe, że po koncercie Robert opuści
klub, a ona zostanie z niczym. Udając, że poprawia fryzurę otarła
krople potu z czoła i z uśmiechem obróciła się w stronę
chłopaka.
— I
co myślisz o zespole?
—
Są lepsi niż myślałam —
zaśmiała się, choć wcale nie było jej do śmiechu.
—
O! Tu jesteś — zawołał czyjś
damski głos.
Ecila zobaczyła rudą dziewczynę z
szarymi oczami, ubraną w dużą, męską koszulkę, taką samą jaką
mieli członkowie zespołu. Obok niej stał niebieskooki szatyn w
zwykłej, bawełnianej, granatowej bluzce.
— A
tak, cześć — odezwał się
Robert, wstając. — Właśnie
miałem was szukać.
Szybko uściskał rudowłosą i skinął
na chłopaka.
—
Widzieliście gdzieś Emmę i Mię? —
zapytał.
—
Pewnie gdzieś tu się kręcą —
padła odpowiedź od szatyna, który zaraz spojrzał na Ecilę. —
A to kto?
Robert zerknął w bok i zmieszał się
odrobinę. Ecila jednak uśmiechnęła się wesoło i przedstawiła.
—
Alice. Koleżanka Matta.
—
Judy.
—
Oscar.
—
Spójrzcie, widzę Emmę i Mię —
powiedziała Judy i pomachała ręką. —
Są z nimi chłopcy.
Ecila poczuła dreszcz niepokoju. Im
więcej ludzi tym mniej sposobności, by dostać się do Roberta.
Chociaż... Równie dobrze mogłaby mu tylko podrzucić te narkotyki.
Ale jak? W głowie miała prawdziwy mętlik. A tymczasem pojawiła
się reszta znajomych Matta z nim samym na czele.
—
Cześć — powiedziała, chyba
zbyt nerwowo jak na nią.
Matthew przyjrzał się jej uważnie, a
następnie zerknął na Roberta. Wyglądał na niespokojnego.
Ciekawe dlaczego?
—
Byliście naprawdę świetni —
pochwaliła ich, a później odezwała się cicho, tak by tylko Matt
ją usłyszał. — Spokojnie.
Byłam grzeczna i nie nagabywałam Roberta zbyt mocno.
Ecila szybko dowiedziała się kim są
pozostali obecni. Długowłosy wokalista i gitarzysta zarazem nazywał
się John, a jego brat bliźniak – Lucas. Emma i Mia, o które
pytała wcześniej Judy, były siostrami. Obie ładne blondynki. Z
tym, że Emma była wyższa i miała brązowe oczy, a jej chłopakiem
był John. Zielonooka Mia natomiast była starsza, chociaż wcale nie
wyglądała. Szybko też się okazało, że Colin jest o rok młodszym
bratem Judy, a Oscar to starszy brat Felixa. Wszyscy wydawali się
bardzo sympatyczni, ale Ecila musiała przyznać, że z trudem
pamiętała ich imiona.
—
Wreszcie was znalazłam —
powiedziała niziutka brunetka, a po chwili pocałowała Colina i
uśmiechnęła się do reszty. —
Wyszło bombowo.
Jej czarne jak węgiel oczy szybko
odnalazły nieznajomą.
—
Jestem Alice.
—
Rose — odezwała się,
wyciągając dłoń, by zaraz energicznie potrząsnąć ręką Ecili.
Gdy już wszyscy się poznali chłopcy
połączyli dwa stoliki, aby cała dwunastka mogła razem świętować
sukces zespołu. Szef klubu był tak zadowolony z koncertu, że
postawił kapeli i im znajomym po piwie.
Ecila, która utknęła pomiędzy
Matthew a Judy, upiła duży łyk złocistego płynu, wciąż
gorączkowo zastanawiając się co robić. Felix, siedzący dokładnie
naprzeciwko niej, uśmiechnął się i zapytał:
—
Co z Ann? Dlaczego nie przyszła?
—
Nie rozmawiałeś z nią?
—
Nie odbiera — mruknął,
wyraźnie niezadowolony.
—
Pokłóciliście się?
—
Nie i dlatego się dziwię.
—
Ostatnio źle się czuła i nie miała najlepszego humoru —
powiedziała wymijająco Ecila.
Atmosfera przy stole rozluźniała się
jeszcze bardziej, ale za to niepokój brunetki rósł. Matthew
aktualnie wesoło rozmawiał z Oskarem i jego bratem, a Robert
dyskutował o czymś z Colinem, na kolanach którego siedziała Rose.
Ecila obrzuciła postać Roberta szybkim
spojrzeniem, myśląc tylko o tym jak podrzucić mu narkotyki tak, by
nikt tego nie zauważył. Nagle drgnęła spostrzegając, że ktoś
siada obok niej. Tym kimś był Lucas. Jako jedyny członek zespołu
był wolny i teraz wyglądał na zainteresowanym bliższym
zapoznaniem się z Ecilą. Dziewczyna jęknęła w duchu. Jeszcze
tego jej brakowało. Chłopaka, któremu wpadnie w oko i będzie
zabiegał o jej uwagę.
Lucas wyraźnie nie był świadom jej
niechęci, bo uśmiechnął się i zagadnął o muzyce oraz
koncercie. Ecila starała się z nim rozmawiać i jednocześnie
myśleć o swoim zadaniu, ale powoli cała sytuacja zaczynała ją
denerwować.
Była już prawie bliska załamania się
i wycofania z planowanej akcji. Wstała nawet z zamiarem pożegnania
się, a następnie wrócenia do domu. To była całkowita klęska.
Robert wciąż otoczony był przez któregoś ze znajomych, a w
większości przez Matthew, tak że Ecila nic nie mogła zrobić.
Złość i zawód krążyły w jej umyśle niczym jad w żyłach.
— Daj
spokój, jeszcze wcześnie. Nie idź — powtarzał Lucas.
Ecila zacisnęła usta. Miała ochotę
na niego nawrzeszczeć. Może wtedy odczepiłby się raz na zawsze.
— Kiedy ja naprawdę powinnam...
Nagle z pufy poderwał się Robert,
wcześniej rozmawiający z Johnem i oznajmił głośno:
—
Moja kochana bando, mam wolną chatę, więc co powiecie na
przeniesienie imprezy do mnie?
Ecila rozejrzała się dookoła. Wszyscy
wydawali się być zachwyceni tym pomysłem. Uśmiechali się i
pokrzykiwali radośnie, że „świetnie się składa” oraz „będzie
super zabawa”.
—
Widzisz? Nie idź jeszcze. Szykuje się niezła impreza.
Ecila niby to opornie, ale dała się w
końcu przekonać namowom Lucasa. Chociaż z zupełnie innego powodu
niż podejrzewał chłopak. Sądziła, że w domu Roberta będzie jej
łatwiej odciągnąć go na bok i zaproponować działkę albo w
ostateczności podrzucić mu narkotyki. Uśmiechnęła się do
nieświadomego jej planów Lucka.
Może ten wieczór nie będzie aż
taki zły — pomyślała.
Wkrótce okazało się, że dwanaście
osób to zbyt wiele nawet jak na bus Johna, zwłaszcza, że sporo
miejsca zajmowały także instrumenty. Ostatecznie musieli się
podzielić. Ecila, ku jej zadowoleniu, została z Matthew i Robertem
oraz Emmą, Judy i Felixem. Natomiast Mia zabrała do swojego auta
Colina, jego dziewczynę Rose, Oscara, a także Lucasa, który na
szczęście Ecili nie zmieścił się do busa.
Zarówno John jak i Mia wypili po piwne,
ale stwierdzili, że mogą zaryzykować i poprowadzą. Do domu
Roberta podobno było niedaleko i każdy liczył na to, że uda im
się ominąć patrole policji.
Ecila w sumie nie miałaby nic przeciwko
temu, by zatrzymali Mię. Nie to, że źle życzyła dziewczynie, ale
to przynajmniej zatrzymałoby Lucasa na jakiś czas z dala od niej
samej.
Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Podróż była krótka i przebiegła bardzo spokojnie, tak że cała
grupa w niedługim czasie znalazła się w salonie rodziców Roberta.
Pomieszczenie było duże i przestronne,
ale nawet tutaj dwunastka osób miała trudność ze znalezieniem
miejsca siedzącego. Większość po prostu ulokowała się wygodnie
na puszystym, kremowym dywanie. Inni rozsiedli się na sofie i dwóch
fotelach o barwie cynamonu.
Ecila zajęła podłokietnik sofy tak,
że miała obok siebie Matta. Postanowiła skorzystać z okazji i
zamienić z nim choćby kilka słów.
—
Cieszę się, że mnie zaprosiłeś na koncert. Nie miałam pojęcia,
że gracie aż tak dobrze.
Matthew zerknął na dziewczynę.
—
Staramy się. Dobrze, że ci się podobało.
—
Nie tylko mnie się podobało. Cała publiczność szalała.
Matt uśmiechnął się. Było widać,
że jest mu miło, a Ecili ulżyło, bo wcześniej sprawiał wrażenie
zakłopotanego jej obecnością.
Nagle w drzwiach salonu stanął Robert,
dźwigający zgrzewkę piwa. Wiele zadowolonych twarzy zwróciło się
w jego stronę.
—
Widzę, że nieźle się przygotowałeś —
zaśmiał się Colin, który siedział na dywanie, opierając plecy o
bok sofy. Tuż przy nim siedziała jego dziewczyna.
—
Chyba spodziewałeś się gości —
zawtórował mu John.
—
Rodzice zrobili sobie rocznicowy, weekendowy wypad do jakiegoś
hotelu, więc jak tu nie skorzystać —
odezwał się Robert i zaczął rozdawać piwo chętnym.
A chętnych nie brakowało. Szybko
okazało się, że to nie była jedyna zgrzewka piw i chłopak był
naprawdę dobrze zaopatrzony. Kiedy piwa przestały wystarczać,
Robert wyciągnął z barku dobrej jakości koniak. Zrobiło się
wesoło. Włączono kino domowe, znaleziono stację muzyczną i
rozpoczęła się zabawa przy najnowszych hitach.
Mia wpadła na pomysł zgadywania
piosenek, a reszta przystała na to ochoczo. Zasłonięto więc ekran
telewizora jakąś narzutą i zaczęto przekrzykiwać się, podając
tytuły utworów. Z czasem było coraz zabawniej, bo imprezowicze
wymyślali jak najgłupsze nazwy, nie przejmując się, że takie
piosenki nie istniały.
Ecila obserwowała wszystko, siedząc na
sofie ze stopami opartymi o elegancko rzeźbiony stolik. Lucas, który
jeszcze niedawno próbował ją podrywać, teraz wykonywał dziki
taniec razem z Judy. Jej długie, rude włosy zawirowały w
powietrzu, kiedy chłopak obrócił ją, a następnie podniósł i
posadził na komodzie. W pobliżu Emma i Mia urządziły sobie bitwę
na poduszki. Jedna z nich przeleciała przez pokój i uderzyła w
głowę Johna, rozmawiającego z Oscarem i Felixem.
—
Em, jak to się traktuje swojego chłopaka? —
zawołał do młodszej z sióstr, a za chwilę wstał z dywanu i
zaczął gonić śmiejącą się dziewczynę.
Colin i Rose, którzy chyba byli z tego
samego rocznika co Ecila, oderwali się na chwilę od siebie, by
spojrzeć na biegającą po salonie parę. Szybko jednak wrócili do
swoich zajęć.
Ecila podniosła do ust szklaneczkę z
koniakiem i niechętnie zerknęła w bok. Matthew i Robert siedzieli
bardzo blisko siebie. Obaj pochyleni, rozmawiali o czymś cicho,
zupełnie pochłonięci własnym towarzystwem. Dziewczyna ponownie
wypiła łyk alkoholu i zamknęła oczy, przechylając głowę do
tyłu.
Wiedziała, że nie może się upić,
choć w tej chwili niczego innego nie pragnęła. Para zakochanych
gołąbków ciągle nie odrywała od siebie oczu. To było tak jakby
przykleili się do siebie jakimś super klejem. Ecila westchnęła
cicho, zmęczona dzisiejszym dniem.
Koszmar —
pomyślała. —
Prawdziwy koszmar. Już nawet Thomasa i Amber łatwiej znieść.
Najgorsze chyba dla Ecili było to, że
chłopcy tak po prostu żyli razem w swoim świecie, rozmawiając o
wszystkim i o niczym. Nie obcałowywali się, nie obściskiwali.
Siedzieli, patrzyli, rozmawiali i byli blisko. Czasem lekko dotykając
dłoni, ramienia czy włosów drugiej osoby. W porównaniu z nimi
zajmujących dywan Colina i Rose można by było uznać za aktorów
porno.
—
Śpiąca? — zapytał Lucas,
przysiadając na podłokietniku, po prawej stronie Ecili.
Dziewczyna powoli uniosła powieki,
błagając by postać obok była tylko pomyłką jej zmysłów.
Niestety nie była.
Zielone oczy chłopaka lśniły
podejrzanie, kiedy z zadowoloną miną przyglądał się nastolatce.
Długie, ciemne włosy wymknęły się z kucyka i teraz okalały jego
czerwoną od alkoholu oraz tańca twarz.
—
Zmęczona — mruknęła Ecila.
—
Nie dziwię się. Super impreza, no nie?
Nie —
pomyślała.
—
Jasne. Jest nieźle —
odpowiedziała na głos.
—
Słuchaj, gdybyś jeszcze kiedyś chciała wpaść na nasz koncert,
to mógłbym załatwić ci wejściówki.
—
Naprawdę? — zapytała obojętnie
Ecila, bawiąc się szklanką.
—
Jasne. Razem z Jo staramy się teraz załatwić koncert w nowym,
super modnym klubie. Rozmawialiśmy nawet już...
Dziewczyna przestała słuchać, bo
zauważyła, że Robert odrobinie chwiejnie wstaje z sofy.
—
Przyniosę jakieś przekąski —
oznajmił i zaraz ruszył już całkiem raźno w kierunku kuchni.
—
Przepraszam na chwilę —
mruknęła Ecila, przerywając Lucasowi w połowie zdania, którego
sensu i tak nie rozumiała.
Szybko podniosła się i podążyła za
Robertem. Obecnie zajmował się wykładaniem chipsów do plastikowej
miski. Jednak słysząc czyjeś kroki, odwrócił się.
— A
to ty — powiedział, zgniatając
pustą paczkę, by następnie wrzucić ją do kosza pod zlewem.
Ecila rozejrzała się po pomieszczeniu.
Było tam przytulne i schludne. Kuchnia pełna ciepłych kolorów i
jasnych szafek. Duża lodówka w rogu i wyspa na środku, a przy niej
cztery krzesła z wysokimi oparciami.
—
Chciałabym z tobą porozmawiać.
— O
czym? — zapytał, sięgając po
szklankę i opakowanie paluszków.
—
Mam sprawę. Chodzi o Bena.
—
Nie rozumiem.
Robert widocznie nie skojarzył nowo
poznanej dziewczyny i wspomnianego Bena z człowiekiem sprzedającym
narkotyki, bo nie zareagował w żaden sposób. Dalej, całkiem
spokojnie przekładał słone paluszki do szklanki.
—
Chcesz mi powiedzieć, że nie znasz żadnego chłopaka o imieniu
Ben? Wysoki, brązowe, kręcone włosy, niebieskie oczy...
Zareagował już przy kręconych
włosach. Znieruchomiał nagle z uniesioną dłonią, a później
bardzo powoli ją opuścił.
—
Nie znam nikogo takiego —
powiedział, ale Ecila wyczuła fałsz w jego głosie.
—
Ale on zna ciebie.
—
To musiał mnie z kimś pomylić. Oboje musieliście.
Nerwowym szarpnięciem otworzył szafkę
pod zlewem i wrzucił do śmieci opakowanie po paluszkach. Przez
chwilę nie odwracał się w stronę Ecili, a kiedy już to zrobił,
wyglądał na złego.
—
Czego chcesz, co?
—
Porozmawiać — przyznała
spokojnie.
Robert przeczesał palcami swoją
idealną fryzurą, a później potrząsnął głową.
—
Nie ma o czym.
—
Owszem, jest — upierała się
Ecila, która w międzyczasie zdążyła znaleźć się już na
środku kuchni, tuż obok wyspy.
—
Nie mam już z nim nic wspólnego. To się skończyło.
—
Nie łatwo się tak po prostu wycofać.
Chłopak spojrzał na Ecilę poważnie.
—
Nie wiem w co ty się wplątałaś, ale radzę ci odczepić się ode
mnie, a samej uciekać jak najszybciej od Bena i jego znajomych.
Robert chwycił miskę z chipsami oraz
szklankę paluszków i ruszył do wyjścia. Jednak nastolatka nie
pozwoliła mu wyjść. Złapała go za ramię i powiedziała cicho z
groźbą w głosie:
—
Jesteś sympatycznym gościem i nie chcę psuć ci życia, ale
zobowiązałam się do czegoś, więc zrobię wszystko, co będę
musiała. Wszystko.
Podkreślając ostatnie słowo poczuła,
że Robert zesztywniał. Musiał zrozumieć, że Matthew mieście się
w wyrazie „wszystko”.
—
Wystarczy, że pogadamy, tak? —
zapytał naiwnie.
—
Tak. Chcę tylko pogadać —
skłamała i zaraz dodała. —
Zanieś przekąski do salonu, posiedź tam chwilę, a później
powiedz Mattowi, że musisz zadzwonić do rodziców i zapewnić ich,
że wszystko u ciebie dobrze. Albo jeśli chcesz wymyśl inny,
bardziej przekonujący pretekst, by pójść samemu na górę do
swojego pokoju, żebyśmy mogli spokojnie pogadać.
—
Niech ci będzie — odparł z
rezygnacją.
—
Gdzie dokładnie znajduje się twój pokój?
—
Na samym końcu korytarza.
—
Świetnie. Idź.
Robert wyszedł, a Ecila odczekała
chwilę i też wróciła do salonu. Jej namolny adorator przysypiał
na fotelu ze spuszczoną głową, cicho pochrapując. Za to drugi
fotel zajmowała całująca się para – John i Emma. Brunetka
odszukała wzrokiem Matthew. Śmiał się prawdopodobnie z jakiegoś
dowcipu opowiedzianego przez Judy albo Mię. Natomiast Felix kręcił
się przy oknie i zawzięcie do kogoś wydzwaniał. Jego starszy brat
– Oscar wyjawił Ecili, że próbuje skontaktować się z Ann. Jak
na razie bezskutecznie. Największą niespodzianką byli za to Colin
i Rose. Ci sami, którzy wcześniej nie potrafili odkleić od siebie
rąk, teraz kłócili się zaciekle.
—
Jaka fanka?! O czym ty do mnie mówisz? —
denerwowała się Rose, wściekle gestykulując.
—
Daj spokój, to tylko jakaś głupia dziewczyna. Po co ja ci o tym
mówiłem.
—
Ha! Teraz twierdzisz, że lepiej mnie było oszukiwać?!
—
Gadasz głupoty i jak zwykle się czepiasz —
powiedział zdenerwowany Colin, cały czerwony z emocji, ale pewnie i
od alkoholu, płynącego w żyłach.
—
Ja?! Ja?! Ja się czepiam? —
piekliła się. — Wielki mi
artysta! Za kogo ty się uważasz? Za kolejnego Brada Pitta?!
Ecila podeszła do stolika i nalała do
szklanki resztki koniaku. Wypiła błyskawicznie, starając się nie
słuchać wyrzutów zakochanej pary. W międzyczasie obserwowała
Roberta. Zrobił to, co mu poleciła. Spędził chwilę z Mattem, a
później wyszedł z salonu, nawet nie patrząc w jej stronę.
Kiedy Ecila już miała wstać,
pomachała do niej Judy.
—
Chodź do nas! — zawołała.
Brunetka sięgnęła po torebkę, którą
wcześniej upchała za sofą i powiedziała:
—
Muszę do łazienki.
Rudowłosa uśmiechnęła się, pokiwała
głową, że rozumie, a później zwróciła się do Matthew i Mii.
Ecila podążyła schodami na górę, a
później korytarzem do ostatnich drzwi, znajdujących się na
piętrze. Zatrzymała się i chwilę pogrzebała w torebce, a później
uchyliła drzwi, by zajrzeć do środka.
Robert siedział na schludnie posłanym
łóżku, zapatrzony w okno. Na dworze świeciły się tylko
nieliczne latarnie i księżyc, będący prawie w pełni. Nie było
żadnych gwiazd. A raczej nie było ich widać.
Cichy stukot obcasów rozniósł się po
pomieszczeniu, kiedy Ecila podeszła do obracanego fotela, stojącego
przy uporządkowanym biurku. Zapaliła małą lampkę, która
napełniła pokój ciepłym blaskiem. Jak się szybko okazało
wszystko w tej sypialni było absurdalnie uporządkowane. Zero kurzu
na meblach, brudnych ubrań upchanych w kącie, niepotrzebnych stosów
papierów, świadczących, że mieszka tu jakiś nastolatek. Była za
to półka wypełniona po brzegi książkami i płytami. Plakat
zespołu muzycznego na ścianie, a w rogu znajdował się keyboard i
błyszczący saksofon na stojaku.
—
Chciałaś rozmawiać, więc mów —
odezwał się Robert, nie odwracając wzroku od okna.
Ecila stała przez chwilę w milczeniu,
nasłuchując odgłosów z dołu. Muzyka, krzyki, śmiech.
Zdecydowanie dobrze się bawili, dlatego miała nadzieję, że nikt
nie będzie ich szukał przynajmniej w najbliższym czasie.
Przez moment zastanawiała się jak
ubrać w słowa to, co chciała przekazać Robertowi. Tak
niecierpliwie wyczekiwała tej chwili, kiedy będzie mogła zepchnąć
go na samo dno, że przez ułamek sekundy bała się, iż nie podoła
temu zadaniu. Jednak szybko się otrząsnęła. Wiedziała kim jest i
co potrafi. A niepokój, który czuła mógł pochodzić tylko od
Alice.
—
Ben przysłał mnie tu z pewną propozycją.
—
Tak? — zapytał Robert całkiem
obojętnie.
Ecila spięła się, ale nie chciała
niczego po sobie pokazać. Tak jak i Robert.
—
Chodzi o sprzedaż towaru. Ben potrzebuje pewnej pomocy, a my
jesteśmy w stanie wiele zyskać.
—
My? — Chłopak odwrócił się w
stronę Ecili. — Prawie cię nie
znam. Dlaczego miałbym cokolwiek z tobą robić?
—
Możemy przechytrzyć Bena. Sprzedawać towar za wyższą stawkę i
nic mu o tym nie mówić. A sam Ben zapewniał, że chętnie podzieli
się z nami ekstra działkami.
Mówiąc, Ecila pochyliła się w stronę
Roberta. Cała jej postawa emanowała pewnością siebie i jakąś
dziwną mocą. Granatowe oczy błyszczały z emocji, wpatrując się
w oczy bruneta.
—
Możemy zatrzymywać dla siebie najlepszy towar, a dzieciakom
sprzedawać jakieś badziewie. Nikt się nie dowie. Próbowałeś
kiedyś naprawdę dobrej heroiny? Nie jakiegoś syfu, ale
czyściutkiej heroiny?
Była przekonująca. Z całą pewnością
taka była, bo Robert jak zaczarowany słuchał jej słów. A na
wspomnienie o heroinie zrobił tęskną minę.
Od jak dawna nie brał? —
zastanawiała się Ecila, nie wierząc, by mógł się powstrzymywać
zbyt długo. — Musi brać,
chociaż trochę, kiedy nikt nie widzi.
—
Mam ze sobą trochę — mówiła
dalej, czarując głosem i obietnicami. —
Chcesz?
Silna, a raczej słaba, wola opuściła
Roberta, kiedy jego zdradzieckie usta ułożyły się w krótkie
słowo „tak”.
Ecila przeniosła swój wzrok na
torebkę, ściskaną w dłoni i szybko odnalazła to, czego tak
rozpaczliwie zdawał się pragnąć chłopak. Jednak, gdy straciła z
nim kontakt wzrokowy, zdążył się otrząsnąć z otumanienia jakie
w nim wywołała.
—
Nie mogę — powiedział. —
Nie mogę. Nie teraz, kiedy Matt...
Kusząca torebeczka z białym proszkiem
zawisła mu przed oczami. Wydawała się być równie przekonująca
jak wzrok i słowa Ecili.
—
Wiem, że chcesz — wymruczała.
— Tylko ten jeden raz. Jeśli ci
się nie spodoba, to już więcej jej nie weźmiesz. Nikt się nie
dowie. Nie bój się.
—
Nie mogę — opierał się Robert
słabym głosem, a po chwili zamknął oczy.
—
Oczywiście, że możesz.
—
Proszę cię... Wyjdź. Błagam.
Tyle że dziewczyna nie zamierzała
nigdzie wychodzić. Czuła, że jest już blisko wygranej.
—
Jeśli wyjdę będziesz tego żałował. Matt nie rozumie cię tak
doskonale jak byś chciał. Chce cię zmieniać na siłę.
—
On mnie kocha. Chce dla mnie dobrze.
—
Ale ty cierpisz i on na to pozwala. No dalej, Rob. Należy ci się
chwila zapomnienia. Weź działkę. Nikt się nie dowie. Zadbam o to.
— Prawie szeptała mu te słowa
do ucha.
—
Myślisz... Myślisz, że powinienem?
— O
tak, to przecież nic takiego. Odprężysz się, odpoczniesz. Nikt
się nie zorientuje. Zostaniesz tu na chwilę, a ja powiem, że byłeś
zmęczony i się zdrzemnąłeś. Uwierzą, bądź spokojny.
Robert otworzył oczy i z desperacją
odszukał wzrokiem torebkę z heroiną, która wciąż znajdowała
się w dłoni Ecili. Patrzył na nią w milczeniu, bijąc się z
myślami.
—
Nie mamy zbyt wiele czasu. Po prostu to zrób —
powiedziała perswazyjnym tonem, a następnie wysypała biały
proszek na blat.
Przebiegła wzrokiem po biurku i wzięła
do ręki książkę. Wyjęła z niej zakładkę i za jej pomocą
uformowała równiutkie dwa paski narkotyku, gotowego do wciągnięcia.
Mina chłopaka zdradzała, że cierpi, a
Ecila miała już dosyć tego przedstawienia. Starała się ukryć
złość, ale wtedy do głowy wpadł jej kolejny pomysł.
—
Chcesz czy nie? — zapytała,
twardo wpatrując się w niezdecydowanego Roberta.
Jęknął, nic nie mówiąc.
—
Nie to nie.
Ręka brunetki poruszyła się
błyskawicznie i zakładka do książek zgarnęła odrobinę heroiny
za blat biurka, prosto na panele podłogowe. Jak się spodziewała
reakcja była natychmiastowa.
—
Co ty wyprawisz?! — krzyknął
nastolatek i prawie rzucił się w kierunku Ecili.
—
Jeśli nie chcesz ich ty, to nikt nie będzie ich miał.
—
Nie możesz marnować towaru —
powiedział, a jego twarz się zmieniła.
Dziewczyna poczuła uścisk w żołądku.
Zdecydował. Pytanie tylko, co zdecydował.
Robert wyjął z kieszeni dolara i
zwinął go w rulonik, a następnie gestem kazał się odsunąć
Ecili. Pochylił się nad blatem i wciągnął wszystko, co na nim
było. Westchnął głośno, powolnym krokiem ruszając do łóżka.
Położył się.
—
Jak się czujesz? — zapytała
siedemnastolatka, po pięciu minutach uważnej obserwacji Roba.
Kolejne westchnienie.
—
Doskonale.
Wyglądał na zupełnie spokojnego.
Oddychał głęboko i powoli, a do tego wpatrywał się w sufit z
lekkim uśmiechem.
Ecila podeszła do niego, ale nie
zareagował. Spojrzała na jeszcze chłopięcą twarz. Źrenice
wyraźnie się zmniejszyły, a tęczówki były chyba bardziej
niebieskie niż wcześniej. Chociaż ogólnie wzrok miał zamglony.
Zerknęła na drzwi.
Nikt się do nich nie dobijał. Nikt ich
nie szukał. Wszyscy musieli dobrze bawić się na dole, włącznie z
Matthew.
Dziewczyna odetchnęła i pochyliła się
nad swoją torebką. Początkowo ręce odrobinę jej drżały, kiedy
wyciągnęła buteleczkę płynnej heroiny i rozpakowywała
strzykawkę.
Co ty najlepszego wyprawiasz? —
pytał jakiś głos w jej głowie, ale zignorowała go.
Kiedy strzykawka była pełna, Ecila
podeszła do Roberta. Miał już podwinięte rękawy i leżał
nieruchomo, co ułatwiało sprawę. Pochyliła się nad nim,
przykładając czubek igły do dobrze widocznej żyły na zgięciu
jego łokcia. To zwróciło uwagę chłopaka.
—
Co ty robisz? — zapytał sennie,
próbując się podnieść.
—
Cii... Leż spokojnie. Odpoczywaj. Wszystko dobrze —
powiedziała Ecila, łagodnie popychając go z powrotem na łóżko.
Głowa Roberta opadła i zamknął oczy,
ale zaraz je otworzył, gdy igła wbiła mu się w ciało, a nowa
porcja narkotyku dostała do żył.
Ecila nacisnęła tłok strzykawki dużo
szybciej niż normalnie powinna. Usłyszała cichy jęk. Znów
napełniła strzykawkę i dźgnęła, celując w te samo miejsce.
Robert zażywał już narkotyki wcześniej, więc nie wiedziała
dokładnie jaka ilość heroiny go powali. Widocznie tyle, ile mu już
zaaplikowała zdecydowanie wystarczyło, bo oddychał naprawdę
płytko i nie było z nim żadnego kontaktu.
Czując dreszcz, przebiegający wzdłuż
pleców, wcisnęła w dłoń chłopaka strzykawkę, tak by wyglądało
jakby sam sobie wszystko podał. Na szafce nocnej odstawiała prawie
pustą buteleczkę i zerknęła jeszcze na biurko. Widać na nim było
śladowe ilości białego proszku, a obok leżał na wpół
rozwinięty rulonik z dolara i zakładka do książki.
Wycofała się z pokoju, dokładnie
omiatając wzrokiem pomieszczenie, sprawdzając czy aby o czymś nie
zapomniała. Ostatnią rzeczą jaką zrobiła zanim oddaliła się od
sypialni Roberta było zamknięcie za sobą drzwi, a później
wsunięcie klucza przez szparę pod nimi.
Kiedy w końcu dotarła do łazienki
zdjęła lateksowe rękawiczki, które nałożyła przed wejściem do
sypialni Roberta, jednocześnie zastanawiając się jak to się
stało, że chłopak nie zwrócił na nie uwagi. Odpowiedź była
tylko jedna: pochłonęły go ważniejsze sprawy. Niepotrzebny jej
już kawałek lateksu wrzuciła do torebki, a później odetchnęła
głęboko i spojrzała z uśmiechem w lustro. Wytarła ciemne smugi
pod oczami i z aprobatą zerknęła na idealny koczek, z którego nie
wysunął się nawet kosmyk.
Gdy stała tak zadowolona z siebie,
obraz w lustrze uległ zmianie. Eclia odruchowo uniosła dłoń do
góry jakby chciała zasłonić sobie usta, a wtedy ktoś złapał ją
za nadgarstek i szarpnął. Zaparła się wolną ręką o umywalkę.
—
Puszczaj mnie — wysyczała do
jasnowłosego odbicia.
—
Nie ma mowy. Nie po tym co zrobiłaś —
powiedziała Alice i pociągnęła Ecilę tym razem używając swoich
obu dłoni.
Bruneta szarpnęła się do tyłu z
nadzwyczajną siłą tak, że głowa Alice zawisła nad umywalką po
drugiej stronie lustra.
— O
nie, najpierw to ty musisz wrócić, zanim jeszcze bardziej
namieszasz — mruknęła
blondynka i tym razem to twarz Ecili zetknęła się z powierzchnią
chłodnego lustra, które w tej sytuacji przypominało raczej taflę
wody.
Obie dziewczyny walczyły ze sobą.
Alice próbowała przeciągnąć Eclię z powrotem do siebie, a Ecila
chciała jak najszybciej uwolnić się od mocnego i zdecydowanego
uścisku Alice. W końcu brunetka zrobiła coś, co chyba zaskoczyło
je obie. Wbiła się zębami w rękę jasnowłosej tak, że ta
zaszokowana puściła ją. Każda z nich upadła do tyłu z
okrzykiem.
Ecila, pocierając obite o kafelki
pośladki, wstała i ostrożnie spojrzała w lustro. Alice wyglądała
na zdruzgotaną, ale przede wszystkim wściekłą.
—
Przesadziłaś — powiedziała,
oskarżycielsko wyciągając palec w kierunku swojego alter ego.
—
Nie sądzę — odparła, dumnie
unosząc brodę.
Z gardła Alice wydobył się wrzask
frustracji.
—
Chciałaś, żebym zdobyła Matthew i go zdobędę. Za wszelką cenę.
—
Nie w taki sposób — warknęła
blondynka, wprost gotując się ze złości.
—
Czemu tak ci to przeszkadza? Przecież wcale nie znałaś Roberta?
Kim on dla ciebie jest? No kim? Przeszkodą!
Alice przez chwilę mierzyła Ecilę
nienawistnym spojrzeniem aż w końcu ukryła twarz w dłoniach.
Wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Była kompletnie
bezsilna.
—
Dlaczego jesteś taka okropna?
—
Żeby zdobyć coś czego naprawdę się bardzo chce czasem trzeba być
okropnym — powiedziała to w
taki sposób jakby tłumaczyła dziecku rzecz zupełnie oczywistą.
— A
co jeśli to nie jest coś czego naprawdę, ale to naprawdę bardzo
chcę? Co jeśli się pomyliłam? —
zapytała Alice drżącym głosem ze łzami w oczach.
Ecila była beznadziejną pocieszycielką
co wielokrotnie udowodniła. Spojrzała na zatroskane oblicze, tak
podobne do jej samego i odrzekła:
—
Więc czego tak naprawdę chcesz, Alice?
Przez twarz dziewczyny przebiegło
zakłopotanie, a później strach, jakby bała się wypowiedzieć
swoje największe pragnienie na głos. Jednak Ecila zdawała się
czytać w jej myślach lub po prostu zorientowała się w
najskrytszych marzeniach Alice o wiele wcześniej niż ona. Granatowe
oczy zalśniły, a blondynka pokręciła szybko głową, bezgłośnie
powtarzając jedno słowo: nie.
—
James — wyszeptała Ecila, po
czym wyszła szybko z łazienki, nie oglądając się wstecz.
Przeczytałam dosyć szybko z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńA to zołza! Jak ona śmiała zrobić coś takiego Robertowi?! Przy okazji zraniła też Matta. Ecila przesadziła, bo tu nawet nie chodzi o zdobycie chłopaka, ale o to, że przecież mogła zabić Roberta. Nie miała pojęcia, ile narkotyku jest on w stanie przyjąć, by nie zagroziło to jego zdrowiu. No i przy okazji złamała serce Matta, który głęboko wierzył w przemianę przyjaciela.
Najgorsze jest to, że i tak wszystko poszło na marne. Ecila popełniła ogromny błąd, by po chwili uświadomić sobie, że był on... niepotrzebny. Gdyby wcześniej zastanowiła się nad tym, co robi, nie doszłoby do tragedii. A Alice woli jednak Jamesa... Może to i dobrze, ale z drugiej trony nie można od tak zostawić sprawy Matta i Roberta, bo Ecila właśnie prawdopodobnie zniszczyła im życie, a także ich relację.
Mam nadzieję, że to jeszcze da się jakoś odkręcić, że może Alice uwolni się i postara się choć trochę naprawić szkody, jakie wyrządziła jej "druga strona"... Bo Ecila zgotowała wszystkim dookoła piekło, a przecież wszyscy uważają, że to właśnie wina biednej Alice, która w rzeczywistości jest zamknięta po drugiej stronie lustra.
Czekam niecierpliwie na następny rozdział i pozdrawiam :)
Ecila nie ma skrupułów jeśli chodzi o osiąganie własnych celów. Z tym się zgadzam. Jest po prostu całkowitym przeciwieństwem Alice i idzie po trupach. Z drugiej strony chciała zdobyć Matta, bo to obiecała Alice, gdy zawierały umowę. To w końcu właśnie Alice upierała się, że Matt jej się podoba.
UsuńCo będzie z Robertem i Matthew? Dowiesz się już w następnym rozdziale.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
No tak, w sumie i niezdecydowanie Alice okazało się na swój sposób zgubne.
UsuńNa wątek Matta i Roberta czekam z ogromną niecierpliwością :)
Jeden z najlepszych rozdziałów. Trzymał w napięciu od początku do końca. Wiadomo było, ze elicia namiesza,tylko nie wiadomo było kiedy i jak. Tak sobie pomyslałam, ze przedstawiłaś paczkę niezłych znajomych j trochę szkoda, ze Alice jest uwięziona po drugiej stronie lustra. W tym poście Ecilia po raz pierwszy od dawna miała lroblem, by wprowadzić swoje chore pomysłu w życie. Ale jednak jej sie udało. Tylko ze kompletnie niepotrzebnie... Ale nawet jakby alicd kochała do nieprzytomności Matta, to coś takiego w głowie się nie mieści ina pewno by czegoś takiego nie zrobiła. W końcu wprost poweidzIala, ze to Jamss jej sie podoba, ale nie wiem, czy dobrze,ze Ecilia to od niej usłyszała.. Juz boje skę konsekwencji... Ale cieszę sie, ze prawdziwa alice wreszcie sie pojawiła! Potrzebowała mocnego bodźca, ale było tk prawdziwe wejście smoka. Może następnym razem uda jej się zamienić z powrotem miejscami? Byliby naprawdę dobrze.... Z niecierpliwoscią czekam na cd:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział tak Ci się podobał. Planowałam go od dawna i trochę bałam się, że nie będę potrafiła przedstawiać tego tak jak to sobie wyobrażam.
UsuńTak, prawdziwa Alice nie posunęłaby się do czegoś takiego, by zdobyć jakiegokolwiek chłopaka. To do niej nie pasuje, ale do Ecili już tak. Alice nie wyjawiła Ecili, że tak naprawdę zależy jej na Jamesie, bo chyba obawiała się do czego tym razem posunie się Ecila. Jednak ona i tak wiedziała.
Mocny kopniak zawsze się przyda, jeśli chodzi o Alice. Ona ma dobre serce, ale czasem bywa niezdecydowana i pozwala sobą kierować. Ale teraz miarka się przebrała.
Dzięki za komentarz. Pozdrawiam :)
No i pewnie słusznie się bała, bo jak teraz Ecilia się zabierze za biednergo Jamesa...t o się aż chłopak może odkocahć... albo będzie jedyną osobą, która zauważy że coś jest nie tak! o, to by się tutaj przydało, nie sądzisz? zapomniałam się wtedy podpisać, ale to ja, Condawiramurs ;p
Usuńzapraszam do mnie na świeżo dodany rozdział :)
Najbardziej zaskoczyła mnie końcówka tego rozdziału. Nie sądziłam, że Alice, gdy jest zamknięta po drugiej stronie lustra, jest w stanie zrobić coś takiego. Tak się zastanawiam, czy przy większym wysiłku byłaby w stanie całkowicie się uwolnić. Czy wtedy w rzeczywistym świecie istniały by obie dziewczyny? A może umowa, jaką zawarła z Ecilą był jakiś kruczek, który nie pozwoli jej się całkiem uwolnić, gdyż ktoś musi znajdować się po tamtej stronie lustra?
OdpowiedzUsuńJednak odkąd okazało się, że Matt spotyka się z chłopakiem, byłam pewna, że Alice w końcu da sobie z nim spokój i zainteresuje się kimś innym (szczególnie że James to fajny chłopak ^^). Szkoda tylko, że uświadomiła to sobie tak późno, gdy największa tragedia już się wydarzyła. Ciekawa też jestem, co z tą wiedzą zrobi Ecila.
Na to, co Ecila zrobiła z Robertem brak mi słów. Żal mi Roberta i szkoda, że nie miał tak silnej woli, by odmówić dziewczynie, bo prawdopodobnie teraz jego życie całkiem się zawali i kto wie, czy sam z siebie nie wróci do nałogu, chcąc w ten sposób poradzić sobie z tym, co się stało. Mam tylko nadzieję, że Ecila nie przegięła z dawką i Robert wyjdzie z tego cało.
Chociaż bardzo bym chciała, nie potrafię sobie wyobrazić, by jego związek z Mattem to przetrwał, szczególnie że Ecila upozorowała to w taki sposób. Zresztą nie sądzę, by Matt uwierzył w to, że "Alice" miała skądś narkotyki i siłą zmusiła Roberta do ich zażycia. A wyglądali na taką szczęśliwą i dobraną parę...
Pozdrawiam serdecznie :)
Myślę, że i Alice była zaskoczona swoimi umiejętnościami. Do tej pory raczej trudno było jej nawet skontaktować się z Ecilą i ukazać w lustrze, a tu coś takiego. Jednak jak widać silne emocje potrafią zmotywować. Czy dziewczyny mogłyby żyć obie w jednym świecie? Nie jestem pewna, ale chyba żadna z nich wolałaby tego nie wypróbowywać. Jedna Alice to dużo, a dwie? Obie wiedziały, że to wywołałoby zbyt wiele komplikacji. Dlatego Alice najpierw wolała wciągnąć Ecilę do siebie. Z tym, że Ecila tak łatwo się nie poddaje.
UsuńRobert nie miał zbyt wielkich szans w starciu z Ecilą. To nie jest zwykła dziewczyna. Ona naprawdę ma ogromny dar (który wynika także z tego kim naprawdę jest) przekonywania i doskonale potrafi manipulować ludźmi. A ci którzy mają słabą wolę lub są podatni na sugestie zwyczajnie ulegają Ecili.
Dalsze wydarzenia związane z Mattem i Robertem wyjaśnią się już w następnym rozdziale, który już prawie kończę pisać i pojawi się w weekend.