Layout by Raion

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 23

Bywają takie dni i noce, które zmieniają wszystko.
Bywają takie rozmowy (...),
które są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat.
Nie możemy ich przewidzieć.
Nie możemy się na nie przygotować.
Czyhają na nas gdzieś, zapisane w łańcuchy pozornych przypadków,
nieuchronne jak świt po ciemności.”
Anna Onichimowska „Hera moja miłość”

Blood Mary – tak głosił wielki, krwawy napis nad drzwiami klubu. Po obu stronach wejścia stał jeden ochroniarz w czarnym, eleganckim garniturze i przyglądał się groźnie otoczeniu.
Ecila głucha na krzyki oburzenia innych, przepchała się na początek kolejki i pokazała mężczyźnie imienny bilet dla VIP-a. Dobrze zbudowany strażnik łypnął na nią ciemnymi oczami i powiedział:
Dokumenty proszę.
Dziewczyna zacisnęła usta, ale nie tracąc spokoju i pewności siebie pokazała ochroniarzowi podrobiony dokument tożsamości. Miała nadzieję, że ten znajomy Ann jest naprawdę dobry w tym co robi i nie wyrzuciła pieniędzy w błoto.
Mężczyzna spojrzał na kawałek plastiku, a później popatrzył na Ecilę.
Wpuść mnie do cholery pomyślała, wpatrując się intensywnie w oczy strażnika.
Może pani wejść. Życzę udanej zabawy.
Dziękuję odpowiedziała uprzejmie Ecila, czując opuszczające ją napięcie.
Do sali prowadził czerwony dywan, który skutecznie tłumił stukot obcasów. Później dziewczyna minęła oszklone drzwi i znalazła się w wielkiej, klimatyzowanej sali. Parkiet był czarny, a ściany „pochlapano” czerwoną farbą, która miała imitować rozbryźniętą krew. Po drugiej stronie pomieszczenia mieściła się spora scena, gdzie rozkładano już sprzęt. Ludzie kręcili się przy barze i zajmowali sobie miejsca na czerwono-czarnych kanapach. Z głośników rozstawionych po całej sali wydobywała się typowo klubowa muzyka.
Ecila ruszyła do baru, co chwilę znajdując się w świetle czerwonych reflektorów. Spokojnie poczekała aż podejdzie do niej przystojny barman w czarnej koszulce z czerwonym napisem: Blood Mary i zapyta o zamówienie.
Czego pani sobie życzy?
Dziewczyna posłała mu filuterny uśmiech.
A co pan poleca?
Białe zęby barmana błysnęły w uśmiechu, kiedy pochylił się nad ladą. Widać lubił flirtować z klientkami.
Zależny co pani lubi? Może nasze popularne Blood Mary?
Ecila przyjrzała się brązowym włosom barmana, jego przystojnej twarzy i zielonym, oczom, które wprost śmiały się do niej szelmowsko.
Naprawdę zasługuję na coś tak pospolitego jak Blood Mary? zapytała, unosząc brwi do góry.
Chłopak wyglądał na zbitego z tropu, ale tylko przez chwilę. Zaraz uśmiechnął się rozbrajająco i odparł:
— W porządku. Taka dziewczyna zasługuje na coś ekstra.
Ecila pochyliła się nad ladą, tak jak barman i powiedziała:
— No to pokaż na co cię stać.
Rozbawienie błysnęło w męskich oczach, kiedy brunetka puściła mu oczko, rzucając jednocześnie wyzwanie.
Nastolatka przypatrywała się pracy barmana, który pieczołowicie wybierał różne alkohole, co chwilę zerkając na nią z tajemniczym uśmieszkiem. Czuła się jak ryba w wodzie, zajmując czyjąś uwagę. Po chwili chłopak zbliżył się do niej i postawił na ladę trzy, wypełnione kieliszki – jeden do martini, a dwa do wódki oraz wręczył Ecili słomkę.
— Specjalny drink dla specjalnej dziewczyny. Płonące Lamborghini — powiedział i zaraz podpalił substancję w większym kieliszku. — Na trzy. Ja wlewam alkohol z tych dwóch mniejszych kieliszków, a ty pijesz przez słomkę. Pijesz bez względu na to, co się dzieje i na jeden raz. Rozumiesz?
Ecila pokiwała z entuzjazmem głową i wetknęła słomkę do kieliszka z podpalonym alkoholem. Była podekscytowana. Wyczekująco spojrzała na barmana.
— Raz... Dwa... Trzy!
Zawartość małych kieliszków znalazła się w większym, a Ecila zaczęła pić, mając przed oczami tańczący, błękitny płomień. Kiedy trunek się skończył, ogień prawie wygasł, a nastolatka uśmiechnęła się szeroko.
— I jak? Zdałem?
— Niewątpliwie — zaśmiała się Ecila. — Masz piekielne zdolności.
— Cała przyjemność po mojej stronie. Gdybyś szukała czegoś ognistego wiesz gdzie mnie znaleźć. A teraz niestety muszę obsłużyć resztę klientów. Mam jednak nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
— Kto wie... — mruknęła z kuszącym uśmiechem.
Ecila oddaliła się od baru, rozglądając przy okazji po sali w poszukiwaniu znajomej czupryny jasnych włosów. Matthew znalazła dosyć szybko. Stał przy drzwiach z napisem „Dla personelu” i z kimś rozmawiał.
Towarzyszący mu ciemnowłosy chłopak był szczupły i wysoki. Miał na sobie lawendową koszulę z podwiniętymi rękawami i jasne, markowe spodnie. Jedną dłoń trzymał na ramieniu Matta i coś do niego mówił. Ostatecznie cofnął się, a Matthew z uśmiechem zniknął za drzwiami.
Starając się nie spuszczać wzroku z bruneta, Ecila zamówiła piwo imbirowe, a następnie skierowała się w stronę stolika, przy którym usiadł potencjalny Robert. Gdy nastolatek uniósł głowę, dziewczyna ujrzała przystojną twarz o delikatnych rysach, pełnych ustach i przeszywająco niebieskich oczach, w których gościło zdziwienie.
Można?
Chłopak wyglądał na zmieszanego i niezdecydowanego, ale ostatecznie zrobił miejsce Ecili.
Znasz może kapelę, która tu gra? zapytała, wciąż uważnie przyglądając się brunetowi, co chyba go peszyło. Mógł myśleć, że go podrywa.
Tak. Znam cały zespół. Są świetni.
Ja znam tylko ich gitarzystę.
Którego, bo jest ich trzech?
Matta.
To musi być Robert zawyrokowała Ecila, kiedy jej towarzysz nagle zbladł. Jednak powinna się upewnić.
Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam. Nazywam się Alice.
Robert powiedział, delikatnie ściekając kobiecą dłoń.
Ecila uśmiechnęła się radośnie, po czym wzięła łyk piwa. Zastanawiała się jak rozegrać tę partię. Powinna zdradzić, że wie kim jest Robert i co go łączy z Matthew? Chłopak był, co prawda, odrobinę zdenerwowany, ale nie zareagował na jej imię, co mogło oznaczać, że nic o niej nie wie.
Długo znasz się z Mattem? zapytał.
Tym razem to on jej się uważnie przyglądał. Możliwe, że jednak coś wiedział.
Mieszkam w sąsiedztwie. Udzielam czasem korepetycji jemu młodszemu bratu. W sumie to nie znamy się aż tak dobrze, ale kiedy byłam ostatnio u niego powiedział, że ma wolną wejściówkę na koncert jego zespołu. Nigdy nie widziałam jak grają, więc przyszłam z ciekawości.
Prosta i prawie szczera odpowiedź chyba usatysfakcjonowała Roberta, bo odrobinę się rozluźnił.
A ty, jak ci się udało poznać cały zespół? Znacie się ze szkoły?
Nie do końca. Przyszedłem po prostu na przesłuchanie. Potrzebowali kogoś, kto gra na klawiszach. Nie wybrali mnie w końcu, ale mimo wszystko zostałem ich fanem.
Ecila zauważyła, że wypowiadając ostatnie słowo trochę podśmiewa się sam z siebie.
Nagle zrobiło się małe zamieszanie. Światła na sali zgasły, a na scenie zaczęli pojawiać się członkowie zespołu. Teraz cała uwaga skupiona była tylko na nich. Mieli na sobie ciemne koszulki z nazwą kapeli. Ecila szybko zauważyła jasnowłosego Matthew dzierżącego w rękach gitarę elektryczną. Pojawił się także Felix, obecna miłość Ann, który usiadł na miejscu perkusisty, pozdrawiając przy okazji publiczność pałeczkami. Obok Matta stanął chłopak z ciemnymi, sięgającymi ramion włosami. On także miał gitarę elektryczną. Za nim uśmiechał się prawdopodobnie jego brat bliźniak. Obaj mieli podobne rysy twarzy, budowę ciała i zielone oczy. Z tym, że ten drugi spiął włosy w kucyk i używał gitary basowej. Ostatni na scenę wszedł klawiszowiec. Ruda czupryna błysnęła w świetle reflektorów, gdy zrobił iście dworski ukłon.
Ecila zerknęła na Roberta, który posłał jej uśmiech i powiedział:
Colin lubi teatralne gesty.
Całkiem niezła drużyna mruknęła.
Poczekaj aż posłuchasz jak grają.
Robert się nie mylił. Zespół Matta grał fantastycznie. Ich piosenki z rockowym brzmieniem porwały publiczność. Długowłosy gitarzysta miał mocny głos i równie dużo siły, by skakać po scenie bez większej zadyszki. Ludzie szybko wyklaskiwali rytm i śpiewali refreny ich utworów. Teksty były zrozumiałe i prawdziwe, a muzyka szybko wpadała w ucho. Rudowłosy Colin szalał przy klawiszach, a Felix z zapałem kiwał głową przy prawie każdym uderzeniu pałeczkami. Nawet Matthew wyglądał jakby znalazł się w swoim żywiole. Przy jednej z piosenek wykonał niezły kawałek solo, na co wielu zareagowało oklaskami. Robert był jednym z nich, a Ecila zaczęła się zastanawiać czy Matt zauważył ich siedzących przy jednym stoliku. Byli blisko sceny, ale chłopcy wyglądali na tak pochłoniętych muzyką, że mogło mu to umknąć.
Zespół grał prawie godzinę i gdy byli już przy prawdopodobnie ostatnim utworze, wzrok Matthew powędrował prosto w stronę Ecili i Roberta. Szok i zakłopotanie przemknęły przez twarz blondyna, a jego palce wykonały nie ten akord co trzeba. Prawdopodobnie niewielu się zorientowało, ale wokalista zerknął na niego zdezorientowany, na co Matt tylko potrząsnął głową i zmusił się do uśmiechu. Resztę utworu zagrał bezbłędnie, starając się nie patrzeć na stolik swojego chłopaka.
Kiedy koncert dobiegł końca, a wykonawcy zeszli ze sceny, Ecila gorączkowo zastanawiała się co dalej powinna zrobić. Torebka z ukrytymi narkotykami wydawała się parzyć ją w ręce. Jakim cudem miała nakłonić Roberta do zażycia heroiny i tym samym zdyskredytowania go w oczach Matthew? Przychodząc tu miała nadzieję, że okazja sama się nadarzy, ale teraz już nie była tego taka pewna. Możliwe, że po koncercie Robert opuści klub, a ona zostanie z niczym. Udając, że poprawia fryzurę otarła krople potu z czoła i z uśmiechem obróciła się w stronę chłopaka.
I co myślisz o zespole?
Są lepsi niż myślałam zaśmiała się, choć wcale nie było jej do śmiechu.
O! Tu jesteś zawołał czyjś damski głos.
Ecila zobaczyła rudą dziewczynę z szarymi oczami, ubraną w dużą, męską koszulkę, taką samą jaką mieli członkowie zespołu. Obok niej stał niebieskooki szatyn w zwykłej, bawełnianej, granatowej bluzce.
A tak, cześć odezwał się Robert, wstając. Właśnie miałem was szukać.
Szybko uściskał rudowłosą i skinął na chłopaka.
Widzieliście gdzieś Emmę i Mię? zapytał.
Pewnie gdzieś tu się kręcą padła odpowiedź od szatyna, który zaraz spojrzał na Ecilę. A to kto?
Robert zerknął w bok i zmieszał się odrobinę. Ecila jednak uśmiechnęła się wesoło i przedstawiła.
Alice. Koleżanka Matta.
Judy.
Oscar.
Spójrzcie, widzę Emmę i Mię powiedziała Judy i pomachała ręką. Są z nimi chłopcy.
Ecila poczuła dreszcz niepokoju. Im więcej ludzi tym mniej sposobności, by dostać się do Roberta. Chociaż... Równie dobrze mogłaby mu tylko podrzucić te narkotyki. Ale jak? W głowie miała prawdziwy mętlik. A tymczasem pojawiła się reszta znajomych Matta z nim samym na czele.
Cześć powiedziała, chyba zbyt nerwowo jak na nią.
Matthew przyjrzał się jej uważnie, a następnie zerknął na Roberta. Wyglądał na niespokojnego.
Ciekawe dlaczego?
Byliście naprawdę świetni pochwaliła ich, a później odezwała się cicho, tak by tylko Matt ją usłyszał. Spokojnie. Byłam grzeczna i nie nagabywałam Roberta zbyt mocno.
Ecila szybko dowiedziała się kim są pozostali obecni. Długowłosy wokalista i gitarzysta zarazem nazywał się John, a jego brat bliźniak – Lucas. Emma i Mia, o które pytała wcześniej Judy, były siostrami. Obie ładne blondynki. Z tym, że Emma była wyższa i miała brązowe oczy, a jej chłopakiem był John. Zielonooka Mia natomiast była starsza, chociaż wcale nie wyglądała. Szybko też się okazało, że Colin jest o rok młodszym bratem Judy, a Oscar to starszy brat Felixa. Wszyscy wydawali się bardzo sympatyczni, ale Ecila musiała przyznać, że z trudem pamiętała ich imiona.
Wreszcie was znalazłam powiedziała niziutka brunetka, a po chwili pocałowała Colina i uśmiechnęła się do reszty. Wyszło bombowo.
Jej czarne jak węgiel oczy szybko odnalazły nieznajomą.
Jestem Alice.
Rose odezwała się, wyciągając dłoń, by zaraz energicznie potrząsnąć ręką Ecili.
Gdy już wszyscy się poznali chłopcy połączyli dwa stoliki, aby cała dwunastka mogła razem świętować sukces zespołu. Szef klubu był tak zadowolony z koncertu, że postawił kapeli i im znajomym po piwie.
Ecila, która utknęła pomiędzy Matthew a Judy, upiła duży łyk złocistego płynu, wciąż gorączkowo zastanawiając się co robić. Felix, siedzący dokładnie naprzeciwko niej, uśmiechnął się i zapytał:
Co z Ann? Dlaczego nie przyszła?
Nie rozmawiałeś z nią?
Nie odbiera mruknął, wyraźnie niezadowolony.
Pokłóciliście się?
Nie i dlatego się dziwię.
Ostatnio źle się czuła i nie miała najlepszego humoru powiedziała wymijająco Ecila.
Atmosfera przy stole rozluźniała się jeszcze bardziej, ale za to niepokój brunetki rósł. Matthew aktualnie wesoło rozmawiał z Oskarem i jego bratem, a Robert dyskutował o czymś z Colinem, na kolanach którego siedziała Rose.
Ecila obrzuciła postać Roberta szybkim spojrzeniem, myśląc tylko o tym jak podrzucić mu narkotyki tak, by nikt tego nie zauważył. Nagle drgnęła spostrzegając, że ktoś siada obok niej. Tym kimś był Lucas. Jako jedyny członek zespołu był wolny i teraz wyglądał na zainteresowanym bliższym zapoznaniem się z Ecilą. Dziewczyna jęknęła w duchu. Jeszcze tego jej brakowało. Chłopaka, któremu wpadnie w oko i będzie zabiegał o jej uwagę.
Lucas wyraźnie nie był świadom jej niechęci, bo uśmiechnął się i zagadnął o muzyce oraz koncercie. Ecila starała się z nim rozmawiać i jednocześnie myśleć o swoim zadaniu, ale powoli cała sytuacja zaczynała ją denerwować.
Była już prawie bliska załamania się i wycofania z planowanej akcji. Wstała nawet z zamiarem pożegnania się, a następnie wrócenia do domu. To była całkowita klęska. Robert wciąż otoczony był przez któregoś ze znajomych, a w większości przez Matthew, tak że Ecila nic nie mogła zrobić. Złość i zawód krążyły w jej umyśle niczym jad w żyłach.
— Daj spokój, jeszcze wcześnie. Nie idź — powtarzał Lucas.
Ecila zacisnęła usta. Miała ochotę na niego nawrzeszczeć. Może wtedy odczepiłby się raz na zawsze.
— Kiedy ja naprawdę powinnam...
Nagle z pufy poderwał się Robert, wcześniej rozmawiający z Johnem i oznajmił głośno:
Moja kochana bando, mam wolną chatę, więc co powiecie na przeniesienie imprezy do mnie?
Ecila rozejrzała się dookoła. Wszyscy wydawali się być zachwyceni tym pomysłem. Uśmiechali się i pokrzykiwali radośnie, że „świetnie się składa” oraz „będzie super zabawa”.
Widzisz? Nie idź jeszcze. Szykuje się niezła impreza.
Ecila niby to opornie, ale dała się w końcu przekonać namowom Lucasa. Chociaż z zupełnie innego powodu niż podejrzewał chłopak. Sądziła, że w domu Roberta będzie jej łatwiej odciągnąć go na bok i zaproponować działkę albo w ostateczności podrzucić mu narkotyki. Uśmiechnęła się do nieświadomego jej planów Lucka.
Może ten wieczór nie będzie aż taki zły pomyślała.
Wkrótce okazało się, że dwanaście osób to zbyt wiele nawet jak na bus Johna, zwłaszcza, że sporo miejsca zajmowały także instrumenty. Ostatecznie musieli się podzielić. Ecila, ku jej zadowoleniu, została z Matthew i Robertem oraz Emmą, Judy i Felixem. Natomiast Mia zabrała do swojego auta Colina, jego dziewczynę Rose, Oscara, a także Lucasa, który na szczęście Ecili nie zmieścił się do busa.
Zarówno John jak i Mia wypili po piwne, ale stwierdzili, że mogą zaryzykować i poprowadzą. Do domu Roberta podobno było niedaleko i każdy liczył na to, że uda im się ominąć patrole policji.
Ecila w sumie nie miałaby nic przeciwko temu, by zatrzymali Mię. Nie to, że źle życzyła dziewczynie, ale to przynajmniej zatrzymałoby Lucasa na jakiś czas z dala od niej samej.
Nic takiego nie miało jednak miejsca. Podróż była krótka i przebiegła bardzo spokojnie, tak że cała grupa w niedługim czasie znalazła się w salonie rodziców Roberta.
Pomieszczenie było duże i przestronne, ale nawet tutaj dwunastka osób miała trudność ze znalezieniem miejsca siedzącego. Większość po prostu ulokowała się wygodnie na puszystym, kremowym dywanie. Inni rozsiedli się na sofie i dwóch fotelach o barwie cynamonu.
Ecila zajęła podłokietnik sofy tak, że miała obok siebie Matta. Postanowiła skorzystać z okazji i zamienić z nim choćby kilka słów.
Cieszę się, że mnie zaprosiłeś na koncert. Nie miałam pojęcia, że gracie aż tak dobrze.
Matthew zerknął na dziewczynę.
Staramy się. Dobrze, że ci się podobało.
Nie tylko mnie się podobało. Cała publiczność szalała.
Matt uśmiechnął się. Było widać, że jest mu miło, a Ecili ulżyło, bo wcześniej sprawiał wrażenie zakłopotanego jej obecnością.
Nagle w drzwiach salonu stanął Robert, dźwigający zgrzewkę piwa. Wiele zadowolonych twarzy zwróciło się w jego stronę.
Widzę, że nieźle się przygotowałeś zaśmiał się Colin, który siedział na dywanie, opierając plecy o bok sofy. Tuż przy nim siedziała jego dziewczyna.
Chyba spodziewałeś się gości zawtórował mu John.
Rodzice zrobili sobie rocznicowy, weekendowy wypad do jakiegoś hotelu, więc jak tu nie skorzystać odezwał się Robert i zaczął rozdawać piwo chętnym.
A chętnych nie brakowało. Szybko okazało się, że to nie była jedyna zgrzewka piw i chłopak był naprawdę dobrze zaopatrzony. Kiedy piwa przestały wystarczać, Robert wyciągnął z barku dobrej jakości koniak. Zrobiło się wesoło. Włączono kino domowe, znaleziono stację muzyczną i rozpoczęła się zabawa przy najnowszych hitach.
Mia wpadła na pomysł zgadywania piosenek, a reszta przystała na to ochoczo. Zasłonięto więc ekran telewizora jakąś narzutą i zaczęto przekrzykiwać się, podając tytuły utworów. Z czasem było coraz zabawniej, bo imprezowicze wymyślali jak najgłupsze nazwy, nie przejmując się, że takie piosenki nie istniały.
Ecila obserwowała wszystko, siedząc na sofie ze stopami opartymi o elegancko rzeźbiony stolik. Lucas, który jeszcze niedawno próbował ją podrywać, teraz wykonywał dziki taniec razem z Judy. Jej długie, rude włosy zawirowały w powietrzu, kiedy chłopak obrócił ją, a następnie podniósł i posadził na komodzie. W pobliżu Emma i Mia urządziły sobie bitwę na poduszki. Jedna z nich przeleciała przez pokój i uderzyła w głowę Johna, rozmawiającego z Oscarem i Felixem.
Em, jak to się traktuje swojego chłopaka? zawołał do młodszej z sióstr, a za chwilę wstał z dywanu i zaczął gonić śmiejącą się dziewczynę.
Colin i Rose, którzy chyba byli z tego samego rocznika co Ecila, oderwali się na chwilę od siebie, by spojrzeć na biegającą po salonie parę. Szybko jednak wrócili do swoich zajęć.
Ecila podniosła do ust szklaneczkę z koniakiem i niechętnie zerknęła w bok. Matthew i Robert siedzieli bardzo blisko siebie. Obaj pochyleni, rozmawiali o czymś cicho, zupełnie pochłonięci własnym towarzystwem. Dziewczyna ponownie wypiła łyk alkoholu i zamknęła oczy, przechylając głowę do tyłu.
Wiedziała, że nie może się upić, choć w tej chwili niczego innego nie pragnęła. Para zakochanych gołąbków ciągle nie odrywała od siebie oczu. To było tak jakby przykleili się do siebie jakimś super klejem. Ecila westchnęła cicho, zmęczona dzisiejszym dniem.
Koszmar pomyślała. Prawdziwy koszmar. Już nawet Thomasa i Amber łatwiej znieść.
Najgorsze chyba dla Ecili było to, że chłopcy tak po prostu żyli razem w swoim świecie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nie obcałowywali się, nie obściskiwali. Siedzieli, patrzyli, rozmawiali i byli blisko. Czasem lekko dotykając dłoni, ramienia czy włosów drugiej osoby. W porównaniu z nimi zajmujących dywan Colina i Rose można by było uznać za aktorów porno.
Śpiąca? zapytał Lucas, przysiadając na podłokietniku, po prawej stronie Ecili.
Dziewczyna powoli uniosła powieki, błagając by postać obok była tylko pomyłką jej zmysłów. Niestety nie była.
Zielone oczy chłopaka lśniły podejrzanie, kiedy z zadowoloną miną przyglądał się nastolatce. Długie, ciemne włosy wymknęły się z kucyka i teraz okalały jego czerwoną od alkoholu oraz tańca twarz.
Zmęczona mruknęła Ecila.
Nie dziwię się. Super impreza, no nie?
Nie pomyślała.
Jasne. Jest nieźle odpowiedziała na głos.
Słuchaj, gdybyś jeszcze kiedyś chciała wpaść na nasz koncert, to mógłbym załatwić ci wejściówki.
Naprawdę? zapytała obojętnie Ecila, bawiąc się szklanką.
Jasne. Razem z Jo staramy się teraz załatwić koncert w nowym, super modnym klubie. Rozmawialiśmy nawet już...
Dziewczyna przestała słuchać, bo zauważyła, że Robert odrobinie chwiejnie wstaje z sofy.
Przyniosę jakieś przekąski oznajmił i zaraz ruszył już całkiem raźno w kierunku kuchni.
Przepraszam na chwilę mruknęła Ecila, przerywając Lucasowi w połowie zdania, którego sensu i tak nie rozumiała.
Szybko podniosła się i podążyła za Robertem. Obecnie zajmował się wykładaniem chipsów do plastikowej miski. Jednak słysząc czyjeś kroki, odwrócił się.
A to ty powiedział, zgniatając pustą paczkę, by następnie wrzucić ją do kosza pod zlewem.
Ecila rozejrzała się po pomieszczeniu. Było tam przytulne i schludne. Kuchnia pełna ciepłych kolorów i jasnych szafek. Duża lodówka w rogu i wyspa na środku, a przy niej cztery krzesła z wysokimi oparciami.
Chciałabym z tobą porozmawiać.
O czym? zapytał, sięgając po szklankę i opakowanie paluszków.
Mam sprawę. Chodzi o Bena.
Nie rozumiem.
Robert widocznie nie skojarzył nowo poznanej dziewczyny i wspomnianego Bena z człowiekiem sprzedającym narkotyki, bo nie zareagował w żaden sposób. Dalej, całkiem spokojnie przekładał słone paluszki do szklanki.
Chcesz mi powiedzieć, że nie znasz żadnego chłopaka o imieniu Ben? Wysoki, brązowe, kręcone włosy, niebieskie oczy...
Zareagował już przy kręconych włosach. Znieruchomiał nagle z uniesioną dłonią, a później bardzo powoli ją opuścił.
Nie znam nikogo takiego powiedział, ale Ecila wyczuła fałsz w jego głosie.
Ale on zna ciebie.
To musiał mnie z kimś pomylić. Oboje musieliście.
Nerwowym szarpnięciem otworzył szafkę pod zlewem i wrzucił do śmieci opakowanie po paluszkach. Przez chwilę nie odwracał się w stronę Ecili, a kiedy już to zrobił, wyglądał na złego.
Czego chcesz, co?
Porozmawiać przyznała spokojnie.
Robert przeczesał palcami swoją idealną fryzurą, a później potrząsnął głową.
Nie ma o czym.
Owszem, jest upierała się Ecila, która w międzyczasie zdążyła znaleźć się już na środku kuchni, tuż obok wyspy.
Nie mam już z nim nic wspólnego. To się skończyło.
Nie łatwo się tak po prostu wycofać.
Chłopak spojrzał na Ecilę poważnie.
Nie wiem w co ty się wplątałaś, ale radzę ci odczepić się ode mnie, a samej uciekać jak najszybciej od Bena i jego znajomych.
Robert chwycił miskę z chipsami oraz szklankę paluszków i ruszył do wyjścia. Jednak nastolatka nie pozwoliła mu wyjść. Złapała go za ramię i powiedziała cicho z groźbą w głosie:
Jesteś sympatycznym gościem i nie chcę psuć ci życia, ale zobowiązałam się do czegoś, więc zrobię wszystko, co będę musiała. Wszystko.
Podkreślając ostatnie słowo poczuła, że Robert zesztywniał. Musiał zrozumieć, że Matthew mieście się w wyrazie „wszystko”.
Wystarczy, że pogadamy, tak? zapytał naiwnie.
Tak. Chcę tylko pogadać skłamała i zaraz dodała. Zanieś przekąski do salonu, posiedź tam chwilę, a później powiedz Mattowi, że musisz zadzwonić do rodziców i zapewnić ich, że wszystko u ciebie dobrze. Albo jeśli chcesz wymyśl inny, bardziej przekonujący pretekst, by pójść samemu na górę do swojego pokoju, żebyśmy mogli spokojnie pogadać.
Niech ci będzie odparł z rezygnacją.
Gdzie dokładnie znajduje się twój pokój?
Na samym końcu korytarza.
Świetnie. Idź.
Robert wyszedł, a Ecila odczekała chwilę i też wróciła do salonu. Jej namolny adorator przysypiał na fotelu ze spuszczoną głową, cicho pochrapując. Za to drugi fotel zajmowała całująca się para – John i Emma. Brunetka odszukała wzrokiem Matthew. Śmiał się prawdopodobnie z jakiegoś dowcipu opowiedzianego przez Judy albo Mię. Natomiast Felix kręcił się przy oknie i zawzięcie do kogoś wydzwaniał. Jego starszy brat – Oscar wyjawił Ecili, że próbuje skontaktować się z Ann. Jak na razie bezskutecznie. Największą niespodzianką byli za to Colin i Rose. Ci sami, którzy wcześniej nie potrafili odkleić od siebie rąk, teraz kłócili się zaciekle.
Jaka fanka?! O czym ty do mnie mówisz? denerwowała się Rose, wściekle gestykulując.
Daj spokój, to tylko jakaś głupia dziewczyna. Po co ja ci o tym mówiłem.
Ha! Teraz twierdzisz, że lepiej mnie było oszukiwać?!
Gadasz głupoty i jak zwykle się czepiasz powiedział zdenerwowany Colin, cały czerwony z emocji, ale pewnie i od alkoholu, płynącego w żyłach.
Ja?! Ja?! Ja się czepiam? piekliła się. Wielki mi artysta! Za kogo ty się uważasz? Za kolejnego Brada Pitta?!
Ecila podeszła do stolika i nalała do szklanki resztki koniaku. Wypiła błyskawicznie, starając się nie słuchać wyrzutów zakochanej pary. W międzyczasie obserwowała Roberta. Zrobił to, co mu poleciła. Spędził chwilę z Mattem, a później wyszedł z salonu, nawet nie patrząc w jej stronę.
Kiedy Ecila już miała wstać, pomachała do niej Judy.
Chodź do nas! zawołała.
Brunetka sięgnęła po torebkę, którą wcześniej upchała za sofą i powiedziała:
Muszę do łazienki.
Rudowłosa uśmiechnęła się, pokiwała głową, że rozumie, a później zwróciła się do Matthew i Mii.
Ecila podążyła schodami na górę, a później korytarzem do ostatnich drzwi, znajdujących się na piętrze. Zatrzymała się i chwilę pogrzebała w torebce, a później uchyliła drzwi, by zajrzeć do środka.
Robert siedział na schludnie posłanym łóżku, zapatrzony w okno. Na dworze świeciły się tylko nieliczne latarnie i księżyc, będący prawie w pełni. Nie było żadnych gwiazd. A raczej nie było ich widać.
Cichy stukot obcasów rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy Ecila podeszła do obracanego fotela, stojącego przy uporządkowanym biurku. Zapaliła małą lampkę, która napełniła pokój ciepłym blaskiem. Jak się szybko okazało wszystko w tej sypialni było absurdalnie uporządkowane. Zero kurzu na meblach, brudnych ubrań upchanych w kącie, niepotrzebnych stosów papierów, świadczących, że mieszka tu jakiś nastolatek. Była za to półka wypełniona po brzegi książkami i płytami. Plakat zespołu muzycznego na ścianie, a w rogu znajdował się keyboard i błyszczący saksofon na stojaku.
Chciałaś rozmawiać, więc mów odezwał się Robert, nie odwracając wzroku od okna.
Ecila stała przez chwilę w milczeniu, nasłuchując odgłosów z dołu. Muzyka, krzyki, śmiech. Zdecydowanie dobrze się bawili, dlatego miała nadzieję, że nikt nie będzie ich szukał przynajmniej w najbliższym czasie.
Przez moment zastanawiała się jak ubrać w słowa to, co chciała przekazać Robertowi. Tak niecierpliwie wyczekiwała tej chwili, kiedy będzie mogła zepchnąć go na samo dno, że przez ułamek sekundy bała się, iż nie podoła temu zadaniu. Jednak szybko się otrząsnęła. Wiedziała kim jest i co potrafi. A niepokój, który czuła mógł pochodzić tylko od Alice.
Ben przysłał mnie tu z pewną propozycją.
Tak? zapytał Robert całkiem obojętnie.
Ecila spięła się, ale nie chciała niczego po sobie pokazać. Tak jak i Robert.
Chodzi o sprzedaż towaru. Ben potrzebuje pewnej pomocy, a my jesteśmy w stanie wiele zyskać.
My? Chłopak odwrócił się w stronę Ecili. Prawie cię nie znam. Dlaczego miałbym cokolwiek z tobą robić?
Możemy przechytrzyć Bena. Sprzedawać towar za wyższą stawkę i nic mu o tym nie mówić. A sam Ben zapewniał, że chętnie podzieli się z nami ekstra działkami.
Mówiąc, Ecila pochyliła się w stronę Roberta. Cała jej postawa emanowała pewnością siebie i jakąś dziwną mocą. Granatowe oczy błyszczały z emocji, wpatrując się w oczy bruneta.
Możemy zatrzymywać dla siebie najlepszy towar, a dzieciakom sprzedawać jakieś badziewie. Nikt się nie dowie. Próbowałeś kiedyś naprawdę dobrej heroiny? Nie jakiegoś syfu, ale czyściutkiej heroiny?
Była przekonująca. Z całą pewnością taka była, bo Robert jak zaczarowany słuchał jej słów. A na wspomnienie o heroinie zrobił tęskną minę.
Od jak dawna nie brał? zastanawiała się Ecila, nie wierząc, by mógł się powstrzymywać zbyt długo. Musi brać, chociaż trochę, kiedy nikt nie widzi.
Mam ze sobą trochę mówiła dalej, czarując głosem i obietnicami. Chcesz?
Silna, a raczej słaba, wola opuściła Roberta, kiedy jego zdradzieckie usta ułożyły się w krótkie słowo „tak”.
Ecila przeniosła swój wzrok na torebkę, ściskaną w dłoni i szybko odnalazła to, czego tak rozpaczliwie zdawał się pragnąć chłopak. Jednak, gdy straciła z nim kontakt wzrokowy, zdążył się otrząsnąć z otumanienia jakie w nim wywołała.
Nie mogę powiedział. Nie mogę. Nie teraz, kiedy Matt...
Kusząca torebeczka z białym proszkiem zawisła mu przed oczami. Wydawała się być równie przekonująca jak wzrok i słowa Ecili.
Wiem, że chcesz wymruczała. Tylko ten jeden raz. Jeśli ci się nie spodoba, to już więcej jej nie weźmiesz. Nikt się nie dowie. Nie bój się.
Nie mogę opierał się Robert słabym głosem, a po chwili zamknął oczy.
Oczywiście, że możesz.
Proszę cię... Wyjdź. Błagam.
Tyle że dziewczyna nie zamierzała nigdzie wychodzić. Czuła, że jest już blisko wygranej.
Jeśli wyjdę będziesz tego żałował. Matt nie rozumie cię tak doskonale jak byś chciał. Chce cię zmieniać na siłę.
On mnie kocha. Chce dla mnie dobrze.
Ale ty cierpisz i on na to pozwala. No dalej, Rob. Należy ci się chwila zapomnienia. Weź działkę. Nikt się nie dowie. Zadbam o to. Prawie szeptała mu te słowa do ucha.
Myślisz... Myślisz, że powinienem?
O tak, to przecież nic takiego. Odprężysz się, odpoczniesz. Nikt się nie zorientuje. Zostaniesz tu na chwilę, a ja powiem, że byłeś zmęczony i się zdrzemnąłeś. Uwierzą, bądź spokojny.
Robert otworzył oczy i z desperacją odszukał wzrokiem torebkę z heroiną, która wciąż znajdowała się w dłoni Ecili. Patrzył na nią w milczeniu, bijąc się z myślami.
Nie mamy zbyt wiele czasu. Po prostu to zrób powiedziała perswazyjnym tonem, a następnie wysypała biały proszek na blat.
Przebiegła wzrokiem po biurku i wzięła do ręki książkę. Wyjęła z niej zakładkę i za jej pomocą uformowała równiutkie dwa paski narkotyku, gotowego do wciągnięcia.
Mina chłopaka zdradzała, że cierpi, a Ecila miała już dosyć tego przedstawienia. Starała się ukryć złość, ale wtedy do głowy wpadł jej kolejny pomysł.
Chcesz czy nie? zapytała, twardo wpatrując się w niezdecydowanego Roberta.
Jęknął, nic nie mówiąc.
Nie to nie.
Ręka brunetki poruszyła się błyskawicznie i zakładka do książek zgarnęła odrobinę heroiny za blat biurka, prosto na panele podłogowe. Jak się spodziewała reakcja była natychmiastowa.
Co ty wyprawisz?! krzyknął nastolatek i prawie rzucił się w kierunku Ecili.
Jeśli nie chcesz ich ty, to nikt nie będzie ich miał.
Nie możesz marnować towaru powiedział, a jego twarz się zmieniła.
Dziewczyna poczuła uścisk w żołądku. Zdecydował. Pytanie tylko, co zdecydował.
Robert wyjął z kieszeni dolara i zwinął go w rulonik, a następnie gestem kazał się odsunąć Ecili. Pochylił się nad blatem i wciągnął wszystko, co na nim było. Westchnął głośno, powolnym krokiem ruszając do łóżka. Położył się.
Jak się czujesz? zapytała siedemnastolatka, po pięciu minutach uważnej obserwacji Roba.
Kolejne westchnienie.
Doskonale.
Wyglądał na zupełnie spokojnego. Oddychał głęboko i powoli, a do tego wpatrywał się w sufit z lekkim uśmiechem.
Ecila podeszła do niego, ale nie zareagował. Spojrzała na jeszcze chłopięcą twarz. Źrenice wyraźnie się zmniejszyły, a tęczówki były chyba bardziej niebieskie niż wcześniej. Chociaż ogólnie wzrok miał zamglony. Zerknęła na drzwi.
Nikt się do nich nie dobijał. Nikt ich nie szukał. Wszyscy musieli dobrze bawić się na dole, włącznie z Matthew.
Dziewczyna odetchnęła i pochyliła się nad swoją torebką. Początkowo ręce odrobinę jej drżały, kiedy wyciągnęła buteleczkę płynnej heroiny i rozpakowywała strzykawkę.
Co ty najlepszego wyprawiasz? pytał jakiś głos w jej głowie, ale zignorowała go.
Kiedy strzykawka była pełna, Ecila podeszła do Roberta. Miał już podwinięte rękawy i leżał nieruchomo, co ułatwiało sprawę. Pochyliła się nad nim, przykładając czubek igły do dobrze widocznej żyły na zgięciu jego łokcia. To zwróciło uwagę chłopaka.
Co ty robisz? zapytał sennie, próbując się podnieść.
Cii... Leż spokojnie. Odpoczywaj. Wszystko dobrze powiedziała Ecila, łagodnie popychając go z powrotem na łóżko.
Głowa Roberta opadła i zamknął oczy, ale zaraz je otworzył, gdy igła wbiła mu się w ciało, a nowa porcja narkotyku dostała do żył.
Ecila nacisnęła tłok strzykawki dużo szybciej niż normalnie powinna. Usłyszała cichy jęk. Znów napełniła strzykawkę i dźgnęła, celując w te samo miejsce. Robert zażywał już narkotyki wcześniej, więc nie wiedziała dokładnie jaka ilość heroiny go powali. Widocznie tyle, ile mu już zaaplikowała zdecydowanie wystarczyło, bo oddychał naprawdę płytko i nie było z nim żadnego kontaktu.
Czując dreszcz, przebiegający wzdłuż pleców, wcisnęła w dłoń chłopaka strzykawkę, tak by wyglądało jakby sam sobie wszystko podał. Na szafce nocnej odstawiała prawie pustą buteleczkę i zerknęła jeszcze na biurko. Widać na nim było śladowe ilości białego proszku, a obok leżał na wpół rozwinięty rulonik z dolara i zakładka do książki.
Wycofała się z pokoju, dokładnie omiatając wzrokiem pomieszczenie, sprawdzając czy aby o czymś nie zapomniała. Ostatnią rzeczą jaką zrobiła zanim oddaliła się od sypialni Roberta było zamknięcie za sobą drzwi, a później wsunięcie klucza przez szparę pod nimi.
Kiedy w końcu dotarła do łazienki zdjęła lateksowe rękawiczki, które nałożyła przed wejściem do sypialni Roberta, jednocześnie zastanawiając się jak to się stało, że chłopak nie zwrócił na nie uwagi. Odpowiedź była tylko jedna: pochłonęły go ważniejsze sprawy. Niepotrzebny jej już kawałek lateksu wrzuciła do torebki, a później odetchnęła głęboko i spojrzała z uśmiechem w lustro. Wytarła ciemne smugi pod oczami i z aprobatą zerknęła na idealny koczek, z którego nie wysunął się nawet kosmyk.
Gdy stała tak zadowolona z siebie, obraz w lustrze uległ zmianie. Eclia odruchowo uniosła dłoń do góry jakby chciała zasłonić sobie usta, a wtedy ktoś złapał ją za nadgarstek i szarpnął. Zaparła się wolną ręką o umywalkę.
Puszczaj mnie wysyczała do jasnowłosego odbicia.
Nie ma mowy. Nie po tym co zrobiłaś powiedziała Alice i pociągnęła Ecilę tym razem używając swoich obu dłoni.
Bruneta szarpnęła się do tyłu z nadzwyczajną siłą tak, że głowa Alice zawisła nad umywalką po drugiej stronie lustra.
O nie, najpierw to ty musisz wrócić, zanim jeszcze bardziej namieszasz mruknęła blondynka i tym razem to twarz Ecili zetknęła się z powierzchnią chłodnego lustra, które w tej sytuacji przypominało raczej taflę wody.
Obie dziewczyny walczyły ze sobą. Alice próbowała przeciągnąć Eclię z powrotem do siebie, a Ecila chciała jak najszybciej uwolnić się od mocnego i zdecydowanego uścisku Alice. W końcu brunetka zrobiła coś, co chyba zaskoczyło je obie. Wbiła się zębami w rękę jasnowłosej tak, że ta zaszokowana puściła ją. Każda z nich upadła do tyłu z okrzykiem.
Ecila, pocierając obite o kafelki pośladki, wstała i ostrożnie spojrzała w lustro. Alice wyglądała na zdruzgotaną, ale przede wszystkim wściekłą.
Przesadziłaś powiedziała, oskarżycielsko wyciągając palec w kierunku swojego alter ego.
Nie sądzę odparła, dumnie unosząc brodę.
Z gardła Alice wydobył się wrzask frustracji.
Chciałaś, żebym zdobyła Matthew i go zdobędę. Za wszelką cenę.
Nie w taki sposób warknęła blondynka, wprost gotując się ze złości.
Czemu tak ci to przeszkadza? Przecież wcale nie znałaś Roberta? Kim on dla ciebie jest? No kim? Przeszkodą!
Alice przez chwilę mierzyła Ecilę nienawistnym spojrzeniem aż w końcu ukryła twarz w dłoniach. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Była kompletnie bezsilna.
Dlaczego jesteś taka okropna?
Żeby zdobyć coś czego naprawdę się bardzo chce czasem trzeba być okropnym powiedziała to w taki sposób jakby tłumaczyła dziecku rzecz zupełnie oczywistą.
A co jeśli to nie jest coś czego naprawdę, ale to naprawdę bardzo chcę? Co jeśli się pomyliłam? zapytała Alice drżącym głosem ze łzami w oczach.
Ecila była beznadziejną pocieszycielką co wielokrotnie udowodniła. Spojrzała na zatroskane oblicze, tak podobne do jej samego i odrzekła:
Więc czego tak naprawdę chcesz, Alice?
Przez twarz dziewczyny przebiegło zakłopotanie, a później strach, jakby bała się wypowiedzieć swoje największe pragnienie na głos. Jednak Ecila zdawała się czytać w jej myślach lub po prostu zorientowała się w najskrytszych marzeniach Alice o wiele wcześniej niż ona. Granatowe oczy zalśniły, a blondynka pokręciła szybko głową, bezgłośnie powtarzając jedno słowo: nie.
James wyszeptała Ecila, po czym wyszła szybko z łazienki, nie oglądając się wstecz. 

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam dosyć szybko z zapartym tchem.
    A to zołza! Jak ona śmiała zrobić coś takiego Robertowi?! Przy okazji zraniła też Matta. Ecila przesadziła, bo tu nawet nie chodzi o zdobycie chłopaka, ale o to, że przecież mogła zabić Roberta. Nie miała pojęcia, ile narkotyku jest on w stanie przyjąć, by nie zagroziło to jego zdrowiu. No i przy okazji złamała serce Matta, który głęboko wierzył w przemianę przyjaciela.
    Najgorsze jest to, że i tak wszystko poszło na marne. Ecila popełniła ogromny błąd, by po chwili uświadomić sobie, że był on... niepotrzebny. Gdyby wcześniej zastanowiła się nad tym, co robi, nie doszłoby do tragedii. A Alice woli jednak Jamesa... Może to i dobrze, ale z drugiej trony nie można od tak zostawić sprawy Matta i Roberta, bo Ecila właśnie prawdopodobnie zniszczyła im życie, a także ich relację.
    Mam nadzieję, że to jeszcze da się jakoś odkręcić, że może Alice uwolni się i postara się choć trochę naprawić szkody, jakie wyrządziła jej "druga strona"... Bo Ecila zgotowała wszystkim dookoła piekło, a przecież wszyscy uważają, że to właśnie wina biednej Alice, która w rzeczywistości jest zamknięta po drugiej stronie lustra.
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ecila nie ma skrupułów jeśli chodzi o osiąganie własnych celów. Z tym się zgadzam. Jest po prostu całkowitym przeciwieństwem Alice i idzie po trupach. Z drugiej strony chciała zdobyć Matta, bo to obiecała Alice, gdy zawierały umowę. To w końcu właśnie Alice upierała się, że Matt jej się podoba.
      Co będzie z Robertem i Matthew? Dowiesz się już w następnym rozdziale.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. No tak, w sumie i niezdecydowanie Alice okazało się na swój sposób zgubne.
      Na wątek Matta i Roberta czekam z ogromną niecierpliwością :)

      Usuń
  2. Jeden z najlepszych rozdziałów. Trzymał w napięciu od początku do końca. Wiadomo było, ze elicia namiesza,tylko nie wiadomo było kiedy i jak. Tak sobie pomyslałam, ze przedstawiłaś paczkę niezłych znajomych j trochę szkoda, ze Alice jest uwięziona po drugiej stronie lustra. W tym poście Ecilia po raz pierwszy od dawna miała lroblem, by wprowadzić swoje chore pomysłu w życie. Ale jednak jej sie udało. Tylko ze kompletnie niepotrzebnie... Ale nawet jakby alicd kochała do nieprzytomności Matta, to coś takiego w głowie się nie mieści ina pewno by czegoś takiego nie zrobiła. W końcu wprost poweidzIala, ze to Jamss jej sie podoba, ale nie wiem, czy dobrze,ze Ecilia to od niej usłyszała.. Juz boje skę konsekwencji... Ale cieszę sie, ze prawdziwa alice wreszcie sie pojawiła! Potrzebowała mocnego bodźca, ale było tk prawdziwe wejście smoka. Może następnym razem uda jej się zamienić z powrotem miejscami? Byliby naprawdę dobrze.... Z niecierpliwoscią czekam na cd:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział tak Ci się podobał. Planowałam go od dawna i trochę bałam się, że nie będę potrafiła przedstawiać tego tak jak to sobie wyobrażam.
      Tak, prawdziwa Alice nie posunęłaby się do czegoś takiego, by zdobyć jakiegokolwiek chłopaka. To do niej nie pasuje, ale do Ecili już tak. Alice nie wyjawiła Ecili, że tak naprawdę zależy jej na Jamesie, bo chyba obawiała się do czego tym razem posunie się Ecila. Jednak ona i tak wiedziała.
      Mocny kopniak zawsze się przyda, jeśli chodzi o Alice. Ona ma dobre serce, ale czasem bywa niezdecydowana i pozwala sobą kierować. Ale teraz miarka się przebrała.
      Dzięki za komentarz. Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. No i pewnie słusznie się bała, bo jak teraz Ecilia się zabierze za biednergo Jamesa...t o się aż chłopak może odkocahć... albo będzie jedyną osobą, która zauważy że coś jest nie tak! o, to by się tutaj przydało, nie sądzisz? zapomniałam się wtedy podpisać, ale to ja, Condawiramurs ;p
      zapraszam do mnie na świeżo dodany rozdział :)

      Usuń
  3. Najbardziej zaskoczyła mnie końcówka tego rozdziału. Nie sądziłam, że Alice, gdy jest zamknięta po drugiej stronie lustra, jest w stanie zrobić coś takiego. Tak się zastanawiam, czy przy większym wysiłku byłaby w stanie całkowicie się uwolnić. Czy wtedy w rzeczywistym świecie istniały by obie dziewczyny? A może umowa, jaką zawarła z Ecilą był jakiś kruczek, który nie pozwoli jej się całkiem uwolnić, gdyż ktoś musi znajdować się po tamtej stronie lustra?
    Jednak odkąd okazało się, że Matt spotyka się z chłopakiem, byłam pewna, że Alice w końcu da sobie z nim spokój i zainteresuje się kimś innym (szczególnie że James to fajny chłopak ^^). Szkoda tylko, że uświadomiła to sobie tak późno, gdy największa tragedia już się wydarzyła. Ciekawa też jestem, co z tą wiedzą zrobi Ecila.
    Na to, co Ecila zrobiła z Robertem brak mi słów. Żal mi Roberta i szkoda, że nie miał tak silnej woli, by odmówić dziewczynie, bo prawdopodobnie teraz jego życie całkiem się zawali i kto wie, czy sam z siebie nie wróci do nałogu, chcąc w ten sposób poradzić sobie z tym, co się stało. Mam tylko nadzieję, że Ecila nie przegięła z dawką i Robert wyjdzie z tego cało.
    Chociaż bardzo bym chciała, nie potrafię sobie wyobrazić, by jego związek z Mattem to przetrwał, szczególnie że Ecila upozorowała to w taki sposób. Zresztą nie sądzę, by Matt uwierzył w to, że "Alice" miała skądś narkotyki i siłą zmusiła Roberta do ich zażycia. A wyglądali na taką szczęśliwą i dobraną parę...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że i Alice była zaskoczona swoimi umiejętnościami. Do tej pory raczej trudno było jej nawet skontaktować się z Ecilą i ukazać w lustrze, a tu coś takiego. Jednak jak widać silne emocje potrafią zmotywować. Czy dziewczyny mogłyby żyć obie w jednym świecie? Nie jestem pewna, ale chyba żadna z nich wolałaby tego nie wypróbowywać. Jedna Alice to dużo, a dwie? Obie wiedziały, że to wywołałoby zbyt wiele komplikacji. Dlatego Alice najpierw wolała wciągnąć Ecilę do siebie. Z tym, że Ecila tak łatwo się nie poddaje.
      Robert nie miał zbyt wielkich szans w starciu z Ecilą. To nie jest zwykła dziewczyna. Ona naprawdę ma ogromny dar (który wynika także z tego kim naprawdę jest) przekonywania i doskonale potrafi manipulować ludźmi. A ci którzy mają słabą wolę lub są podatni na sugestie zwyczajnie ulegają Ecili.
      Dalsze wydarzenia związane z Mattem i Robertem wyjaśnią się już w następnym rozdziale, który już prawie kończę pisać i pojawi się w weekend.

      Usuń

Obserwatorzy