Layout by Raion

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 15

Każdy człowiek jest jak Księżyc.
Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.”
Mark Twain

Ecila stała przed dziesięciopiętrowym budynkiem, znajdującym się w centrum miasta. To właśnie tu mieszkał jej ojciec. Dziewczyna poprawiła ramiączko plecaka i wystukała kod. Przeciągły sygnał dał znać, że drzwi są już otwarte. Kiedy tylko przez nie przeszła, na korytarzu automatycznie zapaliły się światła. Nastolatka podeszła do windy i wcisnęła guzik. Cyfry tuż pod przyciskiem malały, zatrzymując się dłużej na piątce, a następnie ponownie zaczęły spadać.
— Mówiłam ci, żebyś nie zapomniał wziąć komórki, ale ty oczywiście... — Ciemnowłosa kobieta w eleganckim kostiumie nagle przerwała besztanie niskiego szatyna, który nerwowo upychał do teczki jakieś dokumenty.
Siedemnastolatka uśmiechnęła się do mijającej ją pary i weszła do windy. Nacisnęła przycisk z numerem szóstym i spokojnie czekała aż maszyna ruszy.
— Ecila — usłyszała cichy głos.
Dziewczyna natychmiast odwróciła głowę i zobaczyła w lustrze dobrze znaną postać z burzą jasnych loków.
— Alice? Udało ci się... — zaczęła zaskoczona brunetka, ale nagle blondynka znikła i Ecila znów widziała w zwierciadle tylko siebie. — A jednak jeszcze nie...
Winda zatrzymała się, a kobiecy głos oznajmił: Piętro szóste. Nastolatka jeszcze raz zerknęła za siebie, a następnie skierowała się do drzwi oznaczonych numerem szesnastym. Nacisnęła dzwonek i czekała aż tata jej otworzy. Nie trwało to długo. Po chwili oczekiwania dziewczyna zobaczyła uśmiechniętą twarz ojca.
— Alice, jesteś. Wejdź, proszę. Zmieniłaś kolor włosów?
— Cześć, tato. Tak, byłam ostatnio u fryzjera — Uśmiechnęła się nastolatka.
— Cieszę się, że jesteś. Idź do siebie, zostaw rzeczy i przebierz się, bo niedługo zabieram cię na obiad. Dobrze?
— Jasne.
Ecila weszła do dużej, przestronnej sypialni. Trzy ściany w pokoju były błękitne, a czwarta, przy łóżku, przedstawiała wschód słońca nad morzem. U sufitu wisiał żyrandol w kształcie kuli, wykonany z białych piórek. Wszystkie meble w pomieszczeniu były zrobione z jasnobrązowego drewna, a na biurku czekał nowy komputer.
Nastolatka przeszła po miękkim, kremowym dywanie w stronę łóżka, posłanego lawendową pościelą. Postawiła na nim swój plecak i zaczęła się rozpakowywać. Nie miała pojęcia do jakiej restauracji chce zabrać ją ojciec, więc postanowiła założyć jasną bluzkę i czerwoną spódnice. Stój, dzięki któremu nigdzie specjalnie nie będzie się wyróżniać.
Kiedy była już gotowa, poszła do salonu, licząc na to, że Thomas będzie tam na nią czekał. I nie myliła się. Ojciec siedział na brązowej sofie i wpatrywał się w wielki, plazmowy telewizor. Widząc córkę wyłączył odbiornik i położył pilot na szklanym stoliku.
— Już?
— Tak, możemy iść — zakomunikowała Ecila, z zadowoleniem zauważając, że jej tata ubrany jest w ciemne jeansy i białą koszulę w granatowe paski, a to oznaczało, że nie udają się do żadnego nadzwyczaj ekskluzywnego lokalu.
Jak się wkrótce okazało, miejscem przyszłego obiadu była niewielka, meksykańska restauracyjka, niedaleko centrum. Knajpka pełna kolorów i miłej obsługi.
Nastolatka usiadła na jednym z barwnych krzeseł i zaczęła przeglądać menu.
— Co słychać w domu? — zapytał Thomas.
— W porządku, ale... Właściwie to martwię się o mamę. Jest jakaś zdenerwowana.
— No ja się jej nie dziwię. Ta twoja kłótnia z córką Amber... Co się stało, Alice?
— Już o tym rozmawialiśmy. Mała różnica zdań. Sytuacja opanowana, nie musisz się martwić.
— No dobrze, ale czy to chodziło o mnie i o Amber?
Ecila odłożyła menu i spojrzała na ojca.
— Nie będę ukrywała, że na początku nie za bardzo podobał mi się wasz... związek, ale nic nie poradzę na to, że zakochałeś się właśnie w niej. Jeśli naprawdę kochasz Amber to będę musiała to zaakceptować.
Tom mruknął coś niezrozumiałego i szybko zmienił temat.
— Wybrałaś już coś, na co masz ochotę?
Brunetka zmarszczyła brwi i z powrotem spojrzała na listę dań.
— Eee... chyba tak. Zjem burrito z grillowanym kurczakiem i ryżem, a na deser suflet czekoladowy.
— Świetnie — powiedział mężczyzna i zawołał jedną z kelnerek.
— Witam, państwa. Rozumiem, że mogę już przyjąć zamówienie — odezwała się młoda kobieta, ubrana w kolorowe ponczo.
— Tak, tak. Poprosimy burrito z grillowanym kurczakiem i ryżem, fajitas z ryżem i kurczakiem oraz dwa razy suflet czekoladowy.
Ciemnowłosa kelnerka szybko zanotowała to, co mówił Thomas, a później posłała mu wyjątkowo miły uśmiech, na który mężczyzna ochoczo odpowiedział.
Czy mi się wydaje czy wy ze sobą flirtujecie? zapytała zniesmaczona Ecila, zaraz po tym jak dziewczyna z obsługi znikła z pola widzenia. Jak na gust siedemnastolatki miała jakieś dwadzieścia pięć lat i zbyt dużą ilość makijażu.
Nie bądź niemądra, Alice skarcił ją ojciec, ale nastolatka i tak wiedziała swoje.
Często tu przychodzisz?
Czasem. To bardzo miłe miejsce.
I wyjątkowo atrakcyjna obsługa, no nie?
Alice.
Mam tylko nadzieję, że w obecności Amber nie szczerzysz się do wszystkich napotkanych kobiet, bo inaczej...
Możesz przestać, Alice? zdenerwował się Tom.
Okey, okey. Już nic nie mówię.
To dobrze, bo nie chciałbym, żebyśmy się teraz pokłócili o jakieś głupoty.
A właśnie zaczęła dziewczyna Nie rozmawiałeś może ostatnio z mamą?
Ostatnio? zastanawiał się brunet. No... Zadzwoniłem do niej, żeby powiedzieć o naszym weekendzie. A co?
Ecila przez chwilę przyglądała się ojcu w milczeniu. Wydawało jej się, że jest odrobinę zdenerwowany.
I nie pokłóciliście się?
Mężczyzna potarł skroń, a następnie machinalnie poprawił wazonik z kwiatami.
Nie nazwałbym tego kłótnią. To raczej... różnica zdań.
Mama nie chciała, żebym dzisiaj do ciebie przyjechała?
Nie, nie. To właściwie ma związek z twoją przyszłością.
Czyli?
Studia. Zastanawiałaś się już, gdzie i na jakim kierunku chcesz się uczyć?
Ale to przecież za rok.
No tak, ale powinnaś już mieć jakieś plany. Interesuje cię jakiś konkretny kierunek?
Ecila otwierała już usta, by odpowiedzieć, ale pojawiła się kelnerka z zamówieniem.
Dla pani burrito czy fajitas?
— Burrito — odpowiedziała nastolatka i obserwowała jak młoda kobieta stawia przed nią odpowiedni talerz, a następnie odwraca się z uśmiechem do Thomasa.
— Czyli fajitas jest dla pana. Proszę. Mam nadzieję, że będzie smakowało. Gdyby coś... proszę zawołać.
— Dziękuję — powiedział Tom, ale tym razem nie poświęcając atrakcyjnej pani z obsługi zbyt wiele uwagi.
Siedemnastolatka z zadowoleniem przyglądała się gasnącemu uśmiechowi na twarzy kelnerki, która dosyć szybko odeszła od ich stolika.
— No to, co z tymi studiami? — wrócił do tematu ojciec.
— Chciałabym pójść na medycynę, ale jeszcze nie zdecydowałam konkretnie jakie uniwersytety wziąć pod uwagę.
Thomas pokiwał ze zrozumieniem głową i zapytał:
— Mama chciałaby, żebyś poszła na ekonomię lub prawo.
Coś o tym mówiła... A więc o to się pokłóciliście?
Właściwie to nie do końca.
— To powiedz mi wreszcie, o co chodzi — zdenerwowała się Ecila, która miała już dość ciągłego domyślania się.
— W porządku. Chodzi o to, że w sierpniu zamierzam przenieść się do Nowego Jorku i mogłabyś tam chodzić do Uniwersytetu Columbia. Myślę, że nie miałabyś większych problemów z dostaniem się tam. Tylko...
— Musiałabym się przeprowadzić do Nowego Jorku — dokończyła zaskoczona brunetka. Wcześniej nic nie mówiłeś, że się tam przeprowadzasz.
— Niedawno dostałem taką propozycję. A jeśli chodzi o ciebie, to masz jeszcze czas, by przemyśleć moją propozycję — powiedział Tom i zabrał się za jedzenie.
Nastolatka po chwili poszła jego śladem, ale w głowie wciąż słyszała słowa ojca. On chciał, by z nim zamieszkała, poszła na wymarzony kierunek i na co najmniej na kilka lat wyjechała z rodzinnego Houston. Mogłaby się, choć trochę usamodzielnić i uwolnić od nadopiekuńczej matki. Nowe miasto, nowi znajomi, nowe możliwości. To byłoby coś.
Ecila nawet się nie zorientowała, kiedy dostała, a nawet skończyła swój deser. Była zbyt pochłonięta myślami o Nowym Jorku.
Tylko czy Alice chciałaby wyprowadzić się z Teksasu?
— Nic nie mówisz. Wszystko jest w porządku? — zapytał Thomas, odsuwając talerz.
— Wszystko dobrze, po prostu myślę o twojej propozycji.
Mężczyzna uśmiechnął się do córki.
— Bardzo chciałbym, żebyś ze mną zamieszkała, ale jeśli masz inne plany to zrozumiem.
— Wiem i dziękuję. Czasem... czasem właśnie tego mi brakuje u mamy. Chciałbym, żeby zrozumiała i zaakceptowała to, że ja nieraz chcę czegoś innego niż ona.
— Jane potrafi być bardzo upartą kobietą. W jej świecie wszystko musi się zgadzać. Dwa plus dwa ma się równać cztery i koniec, kropka. Zawsze, nawet w deszczu, kiedy się poznaliśmy, sprawiała wrażenie cholernie zdeterminowanej. Ona musi czuć się potrzebna, ważna, doceniona... Ona... Ona chce cię chronić, Alice i choć to czasem może być absurdalne to... Jane potrafi kochać, walczyć, ale czasem przegrywa i to ją niszczy.
Ecila z zainteresowaniem przyglądała się ojcu, który mówiąc o byłej żonie, wpatrywał się w jakiś daleki punkt. Dziewczyna zastanawiała się, jakie wspomnienia krążą mu po głowie.
— Mama nieraz płakała, kiedy nie wracałeś do domu na noc.
Tom popatrzył niewidzącym wzrokiem na córkę.
— Wiem.
— Często się kłóciliście.
— To prawda.
— Czemu?
Brunet odchrząknął, otrząsając się z chwilowej zadumy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— Życie — odpowiedział, a zaraz dodał. — Chodźmy stąd.
Kiedy po zapłaceniu rachunku zmierzali do wyjścia, Thomas nagle się zatrzymał i niespodziewanie odezwał do wchodzącej osoby.
— A niech mnie, April Allen. Nie widzieliśmy się z dziesięć lat.
— Nie do wiary, Thomas Hidden — Uśmiechnęła się niewysoka kobieta, wyglądająca na trzydzieści kilka lat. — Nic się nie zmieniłeś.
Ecila uważnie obserwowała nowo przybyłą. Krótkie, jasne włosy, niebieskie oczy, okrągła twarz, miły uśmiech... Nastolatce wydawało jej się, że już gdzieś ją widziała.
— A to przypadkiem nie jest twoja córka? — zapytała April, poprawiając dyskretnie ułożenie błękitnej sukienki.
— Nie tak znowu przypadkiem — powiedziała brunetka. — Jestem Alice, a pani to...?
— Znajoma twojego taty ze studiów. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale...
— Była pani na pogrzebie mojego dziadka i nie tylko. Pamiętam. Wszystko pamiętam.
Blondynka zrobiła zakłopotaną minę i szybko spojrzała na Thomasa.
— Co u Jane?
— Wszystko w porządku — odpowiedział mężczyzna.
— Odkąd się rozwiedli prawie wcale się nie kłócą — zaśmiała się sarkastycznie Ecila.
— Alice — Ręka Toma spoczęła na ramieniu nastolatki.
— Jak chcecie to sobie pogadajcie, a ja pójdę do samochodu.
Ojciec bez słowa wręczył dziewczynie kluczyki, a ta szybko wyszła z restauracji.
Niezbyt duży parking zastawiony był samochodami. Siedemnastolatka rozglądała się w poszukiwaniu odpowiedniego auta, gdy nagle jej uwagę przyciągnęło dwóch chłopaków.
Jeden z nich miał burzę kręconych, brązowych włosów i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Drugi, natomiast był brunetem o wyjątkowo dbałej fryzurze i najwyraźniej marzł nawet w słonecznie dni, na co wskazywała granatowa bluza.
Ecili wydawało się, że kojarzy tę dwójkę i wiedziona ciekawością, podchodziła do nich, kryjąc się przy tym za pojazdami.
Chłopak w bluzie rozejrzał się po placu i nałożył na głowę kaptur, a następnie szybkim krokiem poszedł za szatynem, który właśnie znikał za dużą furgonetką.
Nastolatka poszła ich śladem i kiedy była już na tyle blisko, by usłyszeć ich rozmowę, przykucnęła przy tylnym kole terenowego samochodu. Była prawie pewna, że to Ben i Robert. Tylko skąd oni się znają?
— Mówiłem ci, że masz dać mi spokój.
— Myślisz, że można tak po prostu odejść? — Ten głos siedemnastolatka dosyć szybko rozpoznała. To był Ben, były chłopak Annabelli.
— Skończyłem z tym.
— Co ty pierdolisz?! — krzyknął Benjamin, ale zaraz odezwał się znacznie ciszej. — Ty potrzebujesz mnie, a ja potrzebuję ciebie. Brak mi kasy, a kończy mi się czas.
— Już nie biorę. Idę na leczenie — zapewniał Robert.
— Gówno prawda. Widzę, że nie bierzesz. Łapy ci się trzęsą, ale długo tak nie pociągniesz. Wrócisz do mnie.
— Nie, nie, nie... Nie mogę...
— Posłuchaj mnie. Przestań trząść portkami i wracaj. Tym razem mam dla ciebie specjalną propozycję. To prawdziwa okazja. Nie pożałujesz.
— Nie chcę. Muszę z tym skończyć, bo inaczej Matt...
— Wiesz co ci powiem? Gówno mnie obchodzi ten twój przydupas, ale wiem jedno, wrócisz i będziesz mnie błagał na kolanach, żebym dał ci, choć jedna działkę.
Ecila z chęcią podsłuchałby jeszcze więcej, ale nagle usłyszała łomot i dźwięk alarmu, który włączył się w samochodzie. Nastolatka skuliła się i przeczekała aż chłopcy pędem uciekną z miejsca zdarzenia, a następnie to ona jak najszybciej mogła oddaliła się w drugą stronę parkingu.
— Gdzie ty się podziewałaś? — zapytał Thomas. — Przychodzę, a ciebie nie ma.
— Przepraszam, nie mogłam znaleźć samochodu — skłamała dziewczyna, na co ojciec tylko pokręcił głową.
— Nie rozumiem co się z tobą dzieje. Stajesz się opryskliwa i dziwne rozkojarzona.
Brunetka westchnęła cicho i oderwała wzrok od szyby.
— Przepraszam.
— Co cię ugryzło?
Może to, że zdradzałeś mamę z April? Tak, teraz już wszystko kojarzę, kochany tatusiu.
— Sama nie wiem. Ostatnio chodzę trochę poddenerwowana.
— To może jest coś, co poprawi ci humor? — zapytał Tom, siląc się na uśmiech.
— A co może poprawić humor prawie każdej kobiecie?
— No co?
— Zakupy — zaśmiała się Ecila, która dostrzegła szansę na małe wykorzystanie swojego ojca.
— Chcesz jechać do galerii? — upewnił się mężczyzna, przybierając zbolałą minę.
— Tak. Było mi nie dawać wolnej ręki.
— No, tak. Czasami bywam zupełnie bezmyślny — powiedział Tom z udawaną rozpaczą.
— Czasami tak — roześmiała się brunetka.
Galeria handlowa była wielkim budynkiem pełnym sklepów, restauracji i ludzi, którzy z uśmiechem na ustach zostawiali mnóstwo pieniędzy w kasach, tylko po to by kupić kolejną, ich zdaniem niezbędną, rzecz. A Ecila miała zamiar za chwilę dołączyć do tych szczęśliwych nabywców. Jednak na jej drodze stanęła osoba z listy opatrzonej tytułem: Wróg.
— Tom. Jak się cieszę, że cię widzę — zaszczebiotała jasnowłosa kobieta.
Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego — pomyślała siedemnastolatka.
— Amber. Co ty tu robisz?
— Zakupy, głuptasie — zaśmiała się blondynka, a potem podeszła do mężczyzny, by go pocałować, ale ten mruknął coś niezrozumiale i cmoknął ją w policzek.
Nastolatka uśmiechnęła się na ten widok.
— Nie sądziłem, że cię tu spotkamy.
— No wiesz... byłam niedawno w solarium, ale pomyślałam, że wpadnę tu i kupię kilka rzeczy.
Brunetka spojrzała na dwie wypchane torby i z ironicznym uśmiechem przyglądała się, jak Amber próbuje je wcisnąć Thomasowi.
— Dziękuję, że je potrzymasz. Miałam wzywać taksówkę, ale to może poczekać. Może dotrzymam wam towarzystwa? Przyprowadziłeś Alice na zakupy? Czego, kochana potrzebujesz?
Najlepiej jakieś trutki na szczury takie jak ty.
— Sukienki i nowych butów.
— Och, to świetnie. Uwierz mi, aniołku, jesteś w dobrych rękach. Znam się na modzie jak nikt inny.
Ecila popatrzyła na obcisłe legginsy w panterkę, czerwoną bluzkę z głębokim dekoltem, czerwone szpilki na platformie i czerwoną torebkę, a następnie przeniosła spojrzenie na twarz kobiety.
Boże, broń Ameryki przed takimi kosmitami.
— Nie wątpię, że pani się zna, ale nie chciałabym niepotrzebnie zawracać głowy.
— Jaka pani, mów mi Amber. No i to żaden problem. Uwielbiam zakupy.
Tylko że ja nie znoszę ciebie.
Nastolatka uśmiechnęła się z przymusem i popatrzyła na ojca, który nie wyglądał na zadowolonego tym niespodziewanym spotkaniem.
— Wiecie co — zaczęła dziewczyna, marząc tylko o tym, żeby pozbyć się towarzystwa blondynki — może po prostu posiedzicie sobie w kawiarni, napijecie kawy, pogadacie, a ja pójdę na zakupy. Co ty na to, tato?
— Eee... no...
— Świetny pomysł — ucieszyła się kobieta. — Skoro mówisz, że sobie poradzisz to nie ma potrzeby się wtrącać, prawda kochanie?
Thomas z uśmiechem objął ramieniem Amber i odpowiedział:
— Jasne, skoro tak chcecie.
Jeszcze, zanim Ecila udała się w rajd po sklepach, dostała od swojego ojca całkiem ładną sumkę pieniędzy i odprowadziła parę ze szczerym uśmiechem na ustach.
Kolorowe wystawy zachęcały do wstąpienia i kupienia ubrań, biżuterii, butów, perfum. Ludzie szybkim krokiem przemierzali hale, nie poświęcając zbyt wiele uwagi na nic innego niż poszukiwanie okazji na wydanie swoich pensji. Matki odciągały rozwrzeszczane pociechy od sklepów z zabawkami. Obcokrajowcy poruszali się w niewielkich grupach, rozmawiając między sobą w ojczystym języku. Biznesmeni, nawet w czasie lunchu, nie odrywali uszu od słuchawek telefonów lub palców od klawiatur. W centrum handlowym aż wrzało. Pośpiech, stres...
Ludzie pędzili przed siebie, co chwilę zerkając na zegarek, obliczali czy mogą sobie pozwolić na zajrzenie do kolejnego sklepu. Młodzież była odrobinę spokojniejsza. Był weekend, mieli czas. Roześmiane dziewczyny z radością przymierzały kolejne ubrania, choć wiedziały, że pewnie żadnych z nich nie kupią. Pewni siebie chłopcy robili zakłady, który z nich będzie miał odwagę podejść do najładniejszej i wyciągnąć numer telefonu albo czy zdoła kupić piwo, by wypić je w jakimś zaułku. Galeria była miejscem ich spotkań. Swoistym rytuałem.
A wśród tego tłumu była Ecila. Zaglądała do kolejnych sklepów i wybierała coś godnego uwagi. Szukała, przymierzała, odkładała. W końcu po dwugodzinnym chodzeniu, znalazła prostą, czarną sukienkę, sięgającą połowy uda z rękawem trzy czwarte i dekoltem w łódkę, który w ładny sposób eksponował ramiona. Po kolejnej czterdziestominutowej przechadzce kupiła eleganckie, czarne szpilki. Zostało jej jeszcze sporo pieniędzy, ale dobrze się złożyło, bo już wiedziała, na co mogą się przydać.
Tatę i Amber nie trudno było znaleźć. Siedzieli w kawiarni niedaleko głównego wejścia. Thomas na widok córki uśmiechnął się z zadowoleniem, a Amber pomachała do dziewczyny, zachęcając ją, by podeszła.
— I jak się udały zakupy? — zapytała kobieta.
— Świetnie.
— Już myślałem, że się gdzieś zgubiłaś.
— Spokojnie, tato, złego diabli nie biorą — zaśmiała się Ecila.
— Mówiłam, że niedługo wróci.
— No i wróciłam. Możemy już wracać? Jestem trochę zmęczona.
Tom wyjął z portfela banknot i położył go na stoliku, a następnie wstał. W ślad za nim poszła Amber.
— Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z naszego spotkania — powiedziała blondynka.
— Ja też się cieszę — mruknął mężczyzna i pozwolił się pocałować.
Brunetka, siedząc już w samochodzie zastanawiała się nad dzisiejszym zachowaniem ojca. Najpierw podrywał kelnerkę, później był zachwycony z zobaczenia się z April, a na koniec wydawał się zakłopotany spotkaniem Amber. Ecila nie za bardzo wiedziała, czy to ostatnie było wynikiem jej obecności. Prawdopodobnie tak. W końcu, który mężczyzna czułby się swobodnie ze swoją nową dziewczyną, wiedząc że córka ich obserwuje?
— Wszystko gra?
— Tak, wszystko okey.
— To dobrze. Mam nadzieję, że nie jesteś zła za Amber. Nie miałem pojęcia, że ją spotkamy.
— Nic się nie stało. Pewnie zanudziłbyś się na śmierć na zakupach ze mną, a tak, pogadałeś sobie ze swoją dziewczyną.
Thomas zerknął na Alice z niedowierzaniem.
— Naprawdę zaakceptowałaś Amber?
— No wiesz... Nie mam zamiaru stawać na drodze do waszego szczęścia. Zresztą powinnam się przyzwyczajać. Ty znalazłeś sobie nową dziewczyną, a mama pewnie niedługo znajdzie sobie nowego chłopaka.
Mężczyzna zatrzymał się na światłach i ponownie spojrzał na córkę.
— Jane?
— No a czemu nie? Myślisz, że kobieta przed czterdziestką nie może?
— Nie, nie. Może, ale nie wydawało mi się, żeby kogoś szukała.
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że rozmawiacie ze sobą na takie tematy — zaśmiała się nastolatka.
— No nie, nie...
— A poza tym mama ma jeszcze czas, a prawdziwa miłość przychodzi niespodziewanie.
— Prawdziwa miłość? — zapytał Tom, ruszając.
— No wiesz... ta wielka, jedyna, do końca życia.
— Uważasz, że taka istnieje?
— A ty tak nie uważasz?
— To nie jest takie proste.
Ecila przyjrzała się ojcu. Chciała mu zadać wiele pytań. Dlaczego ożenił się z jej mamą? Dlaczego ją zdradził? Czy naprawdę ją kochał? Dlaczego dopuścił do rozwodu? Dlaczego jest z Amber? Dlaczego nie wierzy w prawdziwą miłość? Chciała go o to zapytać, ale wiedziała, że nie da jej jasnej odpowiedzi, bo one należą do części jego tajemnicy, którą najwyraźniej nie chce się z nią podzielić.
— Jesteś głodna?
— Może trochę — odparła dziewczyna, wysiadając z samochodu.
— To chodźmy, zrobimy na kolacje naleśniki. Co ty na to?
— Świetnie, ale ty smażysz.
Thomas roześmiał się i zaprosił córkę do windy.
Ledwie weszli do kuchni, a ze spodni mężczyzny odezwała się komórka.
— Słucham?A to ty... Co? Ale teraz?... Nie, nie mogę. Znajdź kogoś innego... Posłuchaj... No rozumiem, ale.... Dobrze. Kiedy dokładnie? Cholera jasna, dobra... Nie dziękuj, bo i tak cię zabiję. Taa... Cześć.
Brunetka przyglądała się, jak ojciec chowa telefon i przez chwilę waha się, ale w końcu na nią spogląda.
— Nici z naleśników?
— Przepraszam, aniołku — mówi Tom i przytula córkę. — Dzwonił do mnie kolega z pracy. Nagła sprawa. Musze jechać.
— To nic — powiedziała Ecila. — Posiedzę sobie albo... może się spotkam z przyjaciółką.
— Jaką przyjaciółką?
— Z... Ann.
— Córką Charlotte?
— Tak, z nią.
— Świetnie. Dzwoń do niej, zaproś ją do nas. Masz wolny wieczór to się spotkajcie. Lepsze to niż siedzenie samemu — ucieszył się Thomas, który zaczynał mieć już wyrzuty sumienia, dlatego że zostawia córkę.
— Dobrze. To idę do siebie. Zadzwonię. A ty, kiedy wrócisz?
— Późno.
— W porządku.
Ecila pobiegła do swojego pokoju i dokładnie zamknęła drzwi. Wygrzebała z torebki telefon i wykręciła numer przyjaciółki.
— Ann? Hej.
— No cześć. Co jest, Alice?
— Jesteś w domu?
— Tak, a co?
— Nie masz ochoty iść na miasto?
— Dziś?
— Nie, w poniedziałek. Ann! Ogarnij się. Jest sobota. Możemy iść do klubu Jamesa.
— No, nie wiem. Nie najlepiej się dzisiaj czułam.
— Czułaś? Czas przeszły?
— No tak, ale musiałabym przekonać mamę.
— Dla ciebie to chyba nie problem.
— No, nie. Dobra, możemy iść.
— Świetnie. To za półtorej godziny pod klubem Jamesa.
— W porządku. Do zobaczenia. 

4 komentarze:

  1. Tak bym chciała, aby Jane i Thomas się znowu zeszli, no ale nie wiem, co nam zgotujesz i pozostaje tylko czekać. ;) Ogólnie tak wolno toczy się akcja, a ja jestem taaka ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń!
    Zastanawiam się, jak Ecila wykorzysta informacje o Benie i Robercie. W tym rozdziale nic nie zdradziłaś na ten temat, a szkoda.
    No i jestem ciekawa, kiedy Alice uda się skontaktować z Ecilą. Cóż, Ecilę nawet polubiłam, bo nie jest aż taka straszna. Zjadliwa, o!
    Zabrakło mi Jane, ale przecież nie zawsze ona musi być w rozdziałach. No i czemu nie ma sprawy z Mattem? On też rzadko się pojawia, a jest dość znaczącą postacią, bo w końcu Alice ma go na liście swoich marzeń (nono, ale to 'zabrzmiało' ;)).
    Co do błędów, to gdzieniegdzie zdarzyła Ci się literówka, no i problemy z dialogami. Wytykać nie chcę. ^^
    Czekam na szesnastkę!
    Pozdrówki! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, nareszcie nowość u Ciebie, kochaniutka! Ne powiem spotkanie Thomasa z córką przebiegło w bardzo urozmaiconej atmosferze, powiedzmy Nawet Ecila w tym rozdziale już nie jest taka nieznośna. Prawdę mówiąc chwilami można, nawet zapomnieć, że doszło do owej niepokojącej zamiany pomiędzy dziewczętami. czyżby złe alter ego zaczynało, hmm... łagodnieć? Nie, przecież lampart nigdy nie zgubi cętek,to oczywiste. pozostaje jedynie czekać na nowy wybuch diabelskiego charakteru brunetki. Ciekawostką jest zachowanie jej ojca. gdzieś z tyłu głowy błysła mi myśl, że pomiędzy nim, a Amber trwa kryzys. Najpierw podrywał tę kelnerkę, potem spotkał dawną koleżankę i na koniec nie był zachwycony widokiem kochanki w centrum handlowym, co się zatem stało? Wyjazd do Nowego Jorku może być bardzo wygodnym pretekstem, by zerwać wszelkie niewygodne więzi, prawda? Co za tym idzie sojusz z Wiktorią niekoniecznie będzie potrzebny. No i ostatni problem jakimś siódmym zmysłem przeczuwam kłopoty Ann. Nastolatka źle się, a mój doświadczony nos podpowiada mi pewne oczywiste rozwiązanie tych kłopotów zdrowotnych. Jednakże dla kogoś, kto jest związany z narkomanem to nie byłaby chyba najszczęśliwsza wiadomość. Zabrzmiało to dość tajemniczo, lecz na razie nie zdradzę, o czym pomyślałam. w końcu są to, zaledwie moje przeczucia i raczej się nie sprawdzą. Cóż, czas pokaże, czy mam rację. o tyle treści. Natomiast doradzałabym Ci, Alicjo oczyścić zakładkę SPAM, żeby nie pogubić się w starych powiadomieniach. nowy szablon bardzo pasuje do obecnego klimatu Twojego opowiadania. Ostatnio stale mam mało czasu, dlatego korzystam z okazji, aby zostawić ten komentarz u Ciebie i nie mieć większych zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie chyba równie mocno jak Ecilę ciekawi przebieg rozmowy Jane i Thomasa. No bo, kurczę, musieli podjąć jakiś wątek, który tak wpłynął na kobietę. A nie sądzę, by aż tak przejęła się studiowaniem w Nowym Jorku, bo w końcu jeszcze zostało trochę czasu na podjęcie decyzji i nic nie jest przesądzone. Jane zawsze może próbować nakłonić córkę, by wybrała uczelnię bliżej domu. Chociaż ja na miejscu dziewczyny wolałabym wyjechać i spełniać własne marzenia. A tak swoją drogą, to zastanawiam się, jak na wiadomość o wyjeździe ojca zareagowałaby Alice.
    I mam wrażenie, że nawet Thomas powoli ma dość Amber, na co wskazuje ich sztywne zachowanie w centrum handlowym. Cóż, nie sądzę, by z taką kobietą ktokolwiek był w stanie wytrzymać. Ona sobą nic nie reprezentuje.
    Podsłuchana na parkingu rozmowa Bena i Roberta także intrygująca. Zastanawiam się, czy Ann wiedziała o problemach narkotykowych swojego byłego. A może nawet sama jakoś w tym siedzi? Ciekawe, jak Ecila wykorzysta tą wiedzę, bo wątpię, by machnęła na to ręką i zajęła się czymś innym.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, że znów z takim opóźnieniem, ale naprawdę mam jakieś urwanie głowy teraz!
    Ecila... Wiesz, szczerze mówiąc to lubię ją coraz bardziej! Może i jest tą złą stroną drogiej Alice, ale czuję, że z nią będzie znacznie więcej zabawy. Ciągle chce gdzieś wychodzić, nie pozwala sobie mówić, co ma robić, chodzi własnymi ścieżkami i poradzi sobie w życiu, bez pomocy matki, która - oczywiście - chce dla niej zupełnie czego innego, aniżeli Ecila. Podoba mi się to, że ona robi się taka rozluźniona. Nie jest, że tak powiem, drętwa, jak Alice. Da się z nią zabawić i w ogóle. Ann musi się temu dziwić, bo przecież to dwie skrajnie różne osoby, ale z drugiej strony pewnie się cieszy, że Alice sama proponuje jakieś wyjścia. Miło czasem opuścić nudny dom w towarzystwie własnej przyjaciółki, prawda? Myślę, że Ecila w tym momencie bardzo wpasowuje się w gust Ann. A co do Roberta - jeśli dobrze zrozumiałam, to to ten, który jest z Mattem, tak? Dobrze o nim świadczy, że dla chłopaka chce rzucić to świństwo :D Ale niekoniecznie dobrze, że Ecila go zauważyła, bo teraz może to wykorzystać przeciwko niemu i powiedzieć wszystko Mattowi, a ten z pewnością nie będzie tak wyrozumiały. Zwłaszcza, że chyba sam zaczyna coś czuć do dziewczyny...
    Thomas wydaje mi się takim starym prykiem, tatusiem playboyem, który rzuca się na wszystko, co się porusza. Tu jakieś uśmieszki i nie wiadomo co z kelnerką, a potem znowu spotyka kobietę, z którą odważył się zdradzić matkę Alice. Na jego miejscu byłoby mi głupio w takiej sytuacji, a ta kobieta po słowach Ecili, że Thomas jest po rozwodzie, powinna spalić się ze wstydu, naprawdę. Niestety, ludzie zazwyczaj nie wiedzą, czym tenże wstyd jest...
    I przyszła Amber. Od razu widać, że Ecila coś knuje. Była dla niej zbyt potulna i miła. Thomas, gdyby znał własną córkę, wcale by jej nie uwierzył, że rzekomo ją zaakceptowała, lecz zacząłby się jednak martwić. Ale co on może wiedzieć o Alice, a tym bardziej Ecilii, prawda? ;)
    Nie sądzę jednak, aby fakt, że Alice może chciec wybrać jakieś inne studia, rzeczywiście był powodem ku temu, aby Jane zachowywała się w taki sposób. Wydaje mi się, że kobieta bardziej przeżywa to, że Thomas zamierza wyjechać do Nowego Jorku. W końcu wtedy zapewne już całkowicie straci nadzieję na odzyskanie go, a wydaje mi się, że jej dalej na nim bardzo zależy. Ha, wydaje mi się... Ja jestem tego pewna. Więc zapewne to właśnie to sprawia, że kobieta popada w depresję. I w tym rozdziale, kiedy Thomas rozmawiał z Ecilą o jej matce, zachowywał się tajemniczo. Jakby sam także nie do końca zapomniał o Jane. Jakby gdzieś tam głęboko w środku także ją kochał dalej, mimo tego, co im się przytrafiło. Dlatego też ja wciąż uważam, że oni jeszcze do siebie wrócą, tylko Thomas jeszcze nie dorósł i nie zdaje sobie sprawy z tego, że jedynie przy Jane kiedykolwiek będzie szczęśliwy. Amen.
    Na koniec, oczywiście, pozdrawiam serdecznie i życzę duuużo weny! ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy