„Nie stój nad mym grobem i nie
roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Jestem tysiącem wiatrów dmących.
Jestem diamentowym błyskiem na śniegu lśniącym.
Jestem na skoszonym zbożu światłem promiennym.
Jestem przyjemnym deszczem jesiennym.
Kiedy tyś w porannej ciszy zbudzony
Jestem ruchem - szybkim, wznoszonym,
Ptaków cichych w locie krążących
Jestem łagodnym gwiazd blaskiem nocnym.
Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Nie stój nad mym grobem i nie płacz na darmo.
Nie ma mnie tam. Ja nie umarłam.”
Mary Frye
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Jestem tysiącem wiatrów dmących.
Jestem diamentowym błyskiem na śniegu lśniącym.
Jestem na skoszonym zbożu światłem promiennym.
Jestem przyjemnym deszczem jesiennym.
Kiedy tyś w porannej ciszy zbudzony
Jestem ruchem - szybkim, wznoszonym,
Ptaków cichych w locie krążących
Jestem łagodnym gwiazd blaskiem nocnym.
Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Nie stój nad mym grobem i nie płacz na darmo.
Nie ma mnie tam. Ja nie umarłam.”
Mary Frye
Drugi
dzień w szkole minął Ecili bez większych rewelacji. Victoria
dalej się nie pojawiła, a krążące między uczennicami plotki
były przekazywane znacznie ciszej niż poprzednio.
Brunetka z ulgą wyszła
przed szkołę po ostatniej wyjątkowo nudnej lekcji angielskiego.
Towarzyszyła jej nieodłączna Ruby, która z przejęciem opowiadała
przyjaciółce o ostatnio przeczytanej książce.
—
Mówię ci, to była świetna scena. Mogliby to kiedyś nakręcić.
Albo nie! Filmy przecież z reguły są gorsze od książek.
—
Jasne — mruknęła Ecila, w ogóle nie słuchając swojej
towarzyszki.
A zamiast tego skupiła
swój wzrok na chłopaku, stojącym na szkolnym parkingu obok dużego,
ciemnego samochodu. W jednej dłoni trzymał komórkę, a w drugiej
zapalonego papierosa. Koszulka moro napięła się na jego barkach,
gdy podniósł rękę, by zaciągnąć się dymem.
Ruby szybko zorientowała
się, że koleżanka jej nie słucha i równie szybko zauważyła
tego powód.
—
James — powiedziała, przyglądając się brunetowi.
W tym samym momencie młody
mężczyzna spojrzał na przemierzające plac nastolatki i skinął
na nie.
Ruby natychmiast obciągnęła
spódniczkę, a na myśl o tym irracjonalnym podenerwowaniu poczuła
przypływ gorąca i oblała się rumieńcem. To było z jej strony
bardzo głupie, wiedziała o tym doskonale, ale nic nie mogła
poradzić na to, że w obecności niektórych osób traciła resztki
pewności siebie. A do nich z pewnością należał James Rose.
Dziewczyna spuściła głowę, ale mimo wszystko podeszła do niego
razem z brunetką.
—
Cześć Alice i...
—
Ruby — przypomniała nieśmiało szatynka.
Wcale się nie dziwiła, że
brat Annabelli ma problemy z przypomnieniem sobie jej imienia.
Widzieli się zaledwie kilka razy i to dosyć krótko. A poza tym
jest ona przecież przeciętną osobą, która nie wyróżnia się
niczym specjalny, więc nic dziwnego, że chłopak jej nie
zapamiętał.
—
Cześć Ruby — powiedział James, uśmiechając się ciepło,
posyłając jednocześnie dziewczynie przepraszające spojrzenie.
Nastolatka zakłopotana
nagłym znalezieniem się w centrum uwagi ponownie spuściła wzrok.
—
Nie wiecie, gdzie jest Ann? Skończyła już lekcje, prawda?
Ecila,
która przed chwilą z zainteresowaniem obserwowała reakcję
przyjaciółki, spojrzała ponownie na bruneta.
—
Skończyła, ale została jeszcze chwilę w szkole. Ma coś do
obgadania w związku ze spektaklem — odpowiedziała.
—
Spoko, mam chwilę to mogę poczekać. Może długo się im nie
zejdzie — odezwał się, a po chwili dodał — Widzę, że
znudziło ci się być blondynką, Alice.
—
Czasem w życiu potrzebne są zmiany — odparła Ecila, uśmiechając
się do Jamesa.
Młody mężczyzna po raz
ostatni zaciągnął się papierosem, a później rzucił go na
ziemię i przydeptał butem.
—
No, no... Nie spodziewałem się, że stać cię na tak radykalne
zmiany.
—
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz — powiedziała brunetka,
posyłając chłopakowi kokieteryjne spojrzenie, a za chwilę
wybuchnęła śmiechem.
James jej zawtórował.
Ruby, natomiast stojąc obok przyjaciółki, dyskretnie starała się
go obserwować. Włosy chłopaka mieniły się w promieniach słońca.
Brązowe oczy błyszczały radośnie, a kształtne wargi rozciągnęły
się w uśmiechu. Dłoń młodego mężczyzny odgarnęła natrętne
kosmyki z czoła, a później sięgnęła po komórkę.
— Już dwadzieścia minut
trwa to spotkanie — mruknął sam do siebie.
— O nie, ja... ja już
powinnam iść, bo zaraz mam autobus — powiedziała Ruby,
przypominając sobie właśnie, że za dziesięć minut z przystanku
odjedzie pojazd, którym miała dzisiaj wrócić do domu.
— A ty, Alice nie wracasz
teraz? — zapytał James.
— Wracam z mamą, ale
jeszcze nie przyjechała — odparła Ecila i odwróciła się w
stronę szatynki. — No, ale ty Ruby, jeśli już musisz iść to
leć. Zobaczymy się jutro w szkole.
— No tak... tak. Do jutra
— wymruczała dziewczyna, całując przyjaciółkę w policzek, a
następnie spojrzała na chłopaka.
Brunet uśmiechnął się i
powiedział:
— Do zobaczenia, Ruby.
Nastolatka odwzajemniła
nieśmiało uśmiech, wymamrotała słowa pożegnania i z płonącymi
policzkami jak najszybciej odeszła.
James zrobił krok do tyłu
i oparł się o maskę samochodu.
— To co tam u ciebie
słychać, Alice? Jak po urodzinach Ann?
— W porządku. Mama nic
nie zauważyła, więc obyło się bez kłótni. Narzekała, tylko że
trochę się spóźniłam.
— To dobrze. Mam
nadzieję, że tamta noc oduczyła cię łażenia po nocy.
— A co? Już nie chcesz
się bawić w rycerza w lśniącej zbroi? — zapytała zaczepnie
Ecila i przysiadła na masce samochodu, tuż obok chłopaka.
Była tak blisko niego, że
czuła zapach męskich perfum, dymu papierosowego i cytrusowego
szamponu.
— Widzę, że ktoś tu
dalej wierzy w bajki. Zdradzić ci sekret? — James pochylił się w
stronę brunetki i wyszeptał jej do ucha. — Rycerze w lśniących
zbrojach to wymarły gatunek.
Ecila odwróciła głowę w
kierunku młodego mężczyzny, tak że ich twarze dzieliło, zaledwie
kilka centymetrów i powiedziała:
— W takim razie mam
szczęście, że trafiłam na tak rzadki egzemplarz.
James już się nie
uśmiechał, ale jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły, a usta
lekko rozchyliły. Patrzył się na nią intensywnie, jakby ujrzał
ją po raz pierwszy w życiu. Dziewczyna nie czekała na to, co
będzie dalej tylko zwinnym ruchem odepchnęła się od samochodu i
wstała.
— Spotkanie już się
skończyło. Ann do nas idzie — powiedziała przez ramię, a z jej
głosu nie dało się wyczytać żadnych emocji.
James nie miał pojęcia co
się przed chwilą stało. Czuł się odrobinę oszołomiony, ale
szybko się otrząsnął i powitał siostrę ze zwykłym sobie
uśmiechem.
— Hej. Nie wiedziałam,
że po mnie przyjedziesz. Coś się stało? — zapytała Annabella.
— Nic takiego, tylko mama
prosiła żebym po ciebie wpadł. Mamy później jechać z nią do
centrum handlowego. Jak było na spotkaniu?
— Dobrze, ale niedługo
zaczną się próby, więc lepiej, żeby Victoria w końcu się
pokazała — powiedziała Ann i za chwilę dodała — A ty Alice
jeszcze nie wróciłaś do domu?
— Czekam na mamę —
odparła. — Ale myślę, że zaraz powinna tu być. O, jest!
Czarny chevrolet zatrzymał
się przy krawężniku, a Ecila nawet z daleka poznała kierowcę
samochodu.
— Do jutra, Ann —
powiedziała i cmoknęła przyjaciółkę w policzek.
— Pa, Alice.
James stał z rękami w
kieszeniach i z uwagą obserwował pożegnanie przyjaciółek.
Widział jak uśmiechają się do siebie i widział Alice odwracającą
się w jego stronę. Starał się coś wyczytać z wyrazu jej twarzy,
ale nie był w stanie. Wyglądała na rozluźnioną i zupełnie
spokojną. Tylko jej oczy były dziwne. Nie potrafił tego jasno
określić, ale zawało mu się, że wcześniej były one błękitne
i bardziej przejrzyste. Natomiast teraz barwa tęczówek ściemniała,
a w spojrzeniu kryła się jakaś tajemnica.
Ecila zdawała sobie sprawę
z tego, że James coś zauważył i to wcale nie chodziło tylko i
wyłącznie o kolor włosów. On dostrzegł w niej jakąś zmianę.
Pytanie tylko, ile wie?A raczej co podejrzewa. W pamięci zanotowała
sobie, że przy znajomych powinna bardziej uważać.
Chwilę później
dziewczyna podeszła do chłopka i przytuliła go, jak to miała w
zwyczaju Alice. W końcu znali się tyle lat. Jednak mimo tego teraz
brunet cały zesztywniał i dopiero po chwili wahania odwzajemnił
uścisk.
— Do zobaczenia, James —
powiedziała cicho Ecila, a nie doczekawszy się odpowiedzi odsunęła
się i odeszła w kierunku samochodu swojej mamy.
***
Po dwóch przesiadkach Ruby
w końcu dotarła na swoje osiedle. Niewielki, biały domek państwa
Hamster otaczał równie biały, drewniany płotek. Po werandzie
pięły się powojniki teksańskie, które dzięki swoim czerwonym
kwiatom w kształcie dzbanuszków, dodawały uroku budynkowi. Po obu
stronach domu rosły też dwa drzewa, obsypane małymi, różowymi
kwiatkami. Mama Ruby mówiła, że to judaszowiec kanadyjski. Jednak
ukochaną rośliną sztynki była magnolia, która gdy tylko kwitła
wydzielała intensywny, słodki zapach. Dziewczyna doskonale
pamiętała wiosenne dni, kiedy siadała razem z mamą pod tym
drzewkiem i rozmawiała z nią o wszystkim bez końca.
Mama. Emily Hamster. W
pamięci nastolatki zawsze pozostanie ciepłą i uśmiechniętą
osobą, która obdarzyła swoją córkę bezwarunkową miłością,
troską, akceptacją jakiej Ruby nie zaznała już u nikogo innego.
Szatynka niezliczoną ilość razy, tuż przed snem, przywoływała
sobie obraz ukochanej rodzicielki. I zawsze to był ten sam obraz.
Radosna kobieta z uroczymi dołeczkami w policzkach i dużymi
orzechowymi oczami, które odziedziczyła jej córka oraz burzą
włosów w kolorze miodu, siedziała na kocu, a w tle widać było
białe kwiaty magnolii. Kto by przepuszczał, że w wieku, zaledwie
trzydziestu sześciu lat straci wszystko. Blask w zawsze roześmianych
oczach, piękne, lśniące loki i najważniejsze... życie.
Furtka nie zaskrzypiała,
gdy Ruby ją otworzyła. Dziewczyna przeszła szybkim krokiem przez
podwórko, tęsknie spoglądając na ulubioną roślinę. Deski na
werandzie zatrzeszczały cicho pod stopami nastolatki. Brzęk kluczy,
szczęk otwieranego zamka i szatynka była już w domu.
Budynek nie był duży, ale
za to liczył dwa piętra i dobudowany garaż. W środku wszystko
utrzymane było w ciepłych kolorach żółci, jasnego brązu, beżu
oraz brzoskwini. Na dole znajdowała się kuchnia połączona z
jadalnią, salonik i łazienka, a na górze dwie sypialnie oraz
siłownia. Wszystko tak jak to kiedyś zaplanowała i urządziła
pani domu.
Mieszkanie wydawało się
puste, a jednak mimo wszystko, Ruby niczym szpieg przemknęła do
swojego pokoju. Był on niewielki, ale za to bardzo przytulny.
Praktycznie całą ścianę zajmował regał z książkami,
naprzeciwko którego stało biurko i wygodny fotel. Nad biurkiem wisiała ogromna tablica korkowa i plany rozkładu poszczególnych dni. Duża kanapa, na
której sypała nastolatka, umieszczona była pod oknem i przykryta
kwiecistą kapą. Z boku stał nocny stoliczek, a na nim znajdowała
się lampka, zdjęcie w ramce, paczka chusteczek oraz książka
fantasy, niedawno czytana przez dziewczynę.
Ruby podeszła do szafy i wyciągnęła bawełnianą bluzkę i
dresy, w które zamierzała się przebrać. Kiedy wróciła już z
łazienki w domowym ubraniu jej wzrok mimo woli padł na zdjęcie w
ramce, umieszczone na szafce przy łóżku.
Przedstawiało ono jedno z najpiękniejszych wspomnień jakie miała nastolatka – pucołowatą, brązowooką kobietę i podobną do niej małą dziewczynkę, siedzącą na jej kolanach pod drzewem magnolii. Obie uśmiechały się radośnie do aparatu. Ruby zamrugała szybko, chcąc powstrzymać napływające łzy.
Przedstawiało ono jedno z najpiękniejszych wspomnień jakie miała nastolatka – pucołowatą, brązowooką kobietę i podobną do niej małą dziewczynkę, siedzącą na jej kolanach pod drzewem magnolii. Obie uśmiechały się radośnie do aparatu. Ruby zamrugała szybko, chcąc powstrzymać napływające łzy.
To było takie
niesprawiedliwe. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego jej rodzina?
Dlaczego akurat mama? Szatynka sprawnym ruchem odsunęła szufladkę
szafki nocnej i z samego dna wyciągnęła dużą tabliczkę
czekolady z orzechami. To była chyba jedna z jej najgorszych wad.
Zajadanie smutków. Nie, to nie było najgorsze. Najgorsza była
bezsilność Ruby i brak silnej woli. Trochę nadprogramowego cukru
szybciej lub wolniej, ale zawsze, sprawiało że problemy stawały
się odrobinę mniejsze, a złe wspomnienia ustępowały tym lepszym.
Dlatego dziewczyna stosowała jedyny lek jaki do tej pory odkryła na
chwile dopadającego ją przygnębienia.
Tabliczka, którą przed
momentem wyciągnęła nastolatka z minuty na minutę robiła się
coraz mniejsza aż po smakołyku zostało same opakowanie. Ruby jedząc czekoladę nie odrywała wzroku od zdjęcia i nawet się nie
zorientowała, że jej „lekarstwo” się skończyło. Dziewczyna
ocknęła się, dopiero gdy usłyszała trzask drzwi na parterze. Nie
miała pojęcia, ile czasu siedziała w bezruchu, ale ciche skrzypienie drewnianych schodów sprawiło, że szatynka w mgnieniu
oka upchnęła puste opakowanie po czekoladzie z powrotem w
szufladzie.
— Ruby? — Usłyszała
niski, tubalny głos ojca i drzwi do pokoju się uchyliły.
— Tak, tat...
— Możesz mi powiedzieć,
co to jest?
Ojciec dziewczyny trzymał
w rękach puste paczki po chipsach, cukierkach toffi i ciastkach, a
jego mina wskazywała na to, że mężczyzna jest na skraju
eksplozji. Krew nabiegła mu do policzków, lewa powieka podejrzanie
drżała, a na czole i łysej głowie pojawiły się krople potu.
Ruby zbladła, a jej wzrok
automatycznie powędrował do szafki nocnej. Jadnak szybko przeniosła
go na leżący na podłodze łososiowy dywan. Do tego miała ochotę
schować się w mysiej dziurze, a przynajmniej wytrzeć dłonią usta
i sprawdzić czy nie został na nich ślad po czekoladzie.
— Wytłumacz mi skąd to
się wzięło w twoim pokoju!
Dziewczyna skurczyła się
w sobie, słysząc rozkazujący, przepełniony złością głos taty.
Doskonale wiedziała skąd wzięły się te puste opakowania. Sama od
trzech dni pieczołowicie składała je w szparze między ścianą, a
łóżkiem, licząc na dobrą okazję, by się ich wkrótce pozbyć.
— Przepraszam —
wydusiła z siebie jedyne słowo jakie jej przyszło do głowy w tej
chwili.
— I to tyle? Tyle?!
Dobrze wiesz, że masz odpowiednią dietę i powinnaś się jej
trzymać. Masz opracowany doskonały plan dnia i ćwiczeń. Myślisz,
że dla kogo ja się tak staram? Zdrowo gotuję, pilnuję twoich
posiłków i ćwiczeń. No dla kogo to wszystko? Po co ja się
pytam?! Skoro ty za chwilę będziesz wżerać słodycze!
Ruby nie odważyła się
podnieść wzroku. Wzięła jeden drżący oddech i zacisnęła mocno
powieki, modląc się, by łzy nie spłynęły jej po policzkach.
— Ja nie chciałam. To
wyszło tak... samo.
— Przestań —
zdenerwował się ojciec. — Wiesz co, Ruby? Zawiodłem się na
tobie. Obiecywałaś mi coś. Myślałem, że jesteśmy ze sobą
szczerzy, ale ty mnie oszukałaś.
Nastolatka przygryzła
wargę, powstrzymując szlochanie. Wiedziała, że tata brzydził się
kłamstwem. Zawsze powtarzał jej, że nawet najgorsza prawda jest
lepsza od kłamstwa. A ona znów udowodniła, że jest do niczego.
Była straszna. Gruba, obrzydliwa i do tego słaba. Nagle wszystkie
tamy i bariery puściły. Ciało Ruby zadrżało, a z jej oczu
popłynęły słone krople. Gdzieś pomiędzy jednym spazmatycznym
oddechem a drugim wykrztusiła:
— Przepraszam... naprawdę
prze-przepraszam...
Mężczyzna przez dłuższą
chwilę w milczeniu przyglądał się córce, która w końcu
odważyła się otworzyć oczy i podnieść głowę. Wyglądała jak
kupka nieszczęścia. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamy,
usta drżały, a rzęsy i policzki były mokre od łez.
Ruby zauważyła, że jej
tata nie wygląda już na zagniewanego. Jego szare oczy zalśniły
podejrzanie, ale gdy tylko zamrugał wilgoć zniknęła. Nie znikło,
natomiast udręczenie jakie szatynka odczytała z spojrzenia.
— Córeczko — odezwał
się łagodnie z pobrzmiewającym cierpieniem w głosie. — Musisz o
siebie dbać. Nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało. Gdybyś
zachorowała tak jak... Nie możesz mi tego zrobić.
Dziewczyna doskonale
zdawała sobie sprawę, o kim teraz myśli jej tata. O mamie. Był
wtedy wrzesień, rok szkolny dopiero się zaczął. Ruby kilka
tygodni wcześniej skończyła trzynaście lat i poszła do nowej
szkoły. Była podekscytowana i odrobinę przestraszona. W deszczowe
popołudnie, szatynka doskonale je pamiętała, mama wróciła od
lekarza. Przyniosła ze sobą wyniki. Tego dnia to tata przygotował
obiad. Spaghetti. Oboje czekali na to, co powie kobieta. Emily
usiadła na krześle w kuchni i pochwaliła męża za smakowite
danie. Ruby czuła, że coś było nie tak. I tata też musiał to
czuć. Zapytał co powiedział kobiecie lekarz. Wtedy mama
uśmiechnęła się ciepło najpierw do swojego dziecka, a później
do męża i powiedziała: Będzie dobrze.
Ale wcale nie było dobrze.
Emily wylądowała w szpitalu. Kolejne badania, chemioterapia aż w
końcu operacja. Niewiele to pomogło. Diagnoza była jasna – rak
piersi w zaawansowanym stadium. Sprawę komplikowała inna choroba,
która od jakiegoś czasu dokuczała kobiecie – nadciśnienie
tętnicze. Lekarze z czasem już nawet przestali powtarzać: Proszę
być w dobrej myśli. Nie mówili tego, bo wiedzieli, że to
kłamstwo, a tata Ruby ostrzegł ich już na początku, by ich nie
zwodzili. Mężczyzna przez kilka miesięcy regularnie kursował
między domem a szpitalem. Nastolatka też często z nim jeździła.
I widziała jak mama słabnie z dnia na dzień. Leżała tak wśród
zszarzałej pościeli z zapadniętymi policzkami, niezdrowo bladą
cerą, podkrążonymi oczami, spierzchniętymi ustami, zupełnie
płaską klatka piersiową i chustką na głowie. Wyglądała jakby
balansowała na granicy życia i śmierci, ale próbowała dzielnie
się trzymać tego pierwszego. Była niesamowitą kobietą, która
uśmiechała się za każdym razem, gdy w progu sali stawali jej
córka i mąż.
Mężczyzna intensywnie
szukał w internecie wszystkiego o raku piersi i sposobach leczenia,
ale było za późno. Lato nadchodziło wielkimi krokami, a wraz z
nim wakacje. Był ciepły, czerwcowy wieczór. Ruby kończyła jeść
kolacje, gdy w salonie rozbrzmiał dźwięk telefonu. Tata szybko do
niego pobiegł, a gdy znów wrócił do kuchni był chorobliwie
blady. Powiedział, że musi natychmiast jechać do szpitala.
Dziewczyna uparła się, by pojechać z nim. Nawet się nie opierał.
Gnali przez ulice wszelkimi możliwymi skrótami, jakby gonił ich
sam diabeł, ale na jednym ze skrzyżowań musieli zwolnić. Jak się
okazało niedawno doszło tam do wypadku i wszędzie kręciła się
policja, strażacy oraz karetki. Jednym słowem powstał gigantyczny
korek. Mężczyzna był coraz bardziej poddenerwowany. Zostawił
samochód i wraz z córką przebiegł przez kilka kolejnych przecznic
aż w końcu zatrzymał jakąś taksówkę. Ruby pamiętała maraton
przez szpitalne korytarze i bicie własnego serca, które o mało co
nie wyskoczyło jej z piersi przez ten wysiłek i ogarniający ją
strach. Przed salą natknęli się na lekarza, wychodzącego z
pomieszczenia. Kiedy tylko ich zobaczył popatrzył smutno i
powiedział: Bardzo mi przykro.
Na niewielkim łóżku,
przykryta prześcieradłem leżała kobieta. Rękę miała jeszcze
ciepłą i odrobinę wilgotną. Ruby trzymała ją jak ostatnią
deskę ratunku i za nic w świecie nie chciała jej puścić. W kółko
powtarzała: Mamo, mamusiu.
Dziewczyna podniosła
zamglony wzrok na ojca i poczuła chyba jeszcze większe przerażenie
niż gdy jechali do szpitala. Mężczyzna wyglądał jakby był na
skraju załamania nerwowego. Całował dłoń żony, wciąż szepcząc
jej imię, a jego oczy zdradzały wszystkie uczucia jakie nim
targały. Był żołnierzem od wielu lat. Mało tego, przewodził
kilku akcjom. Brał udział w wojnie. Widział więcej strasznych
rzeczy niż niejeden człowiek. Był świadkiem śmierci ludzi, ich
płaczu i biedy. Widział umierających mężczyzn, kobiety i dzieci.
Współczuł im i próbował pomagać jak mógł. Ale dopiero teraz
na własnej skórze poczuł czym jest ogromna tragedia. Poczuł czym
jest śmierć człowieka. Śmierć kochanego człowieka. I to go
przeraziło i dotknęło o wiele bardziej niż wszystko, co do tej
pory. Zawsze uważał się za twardego i silnego, ale teraz po raz
pierwszy od dawna, był niczym zagubione dziecko. Rozpłakał się
jak kilkulatek i nie mógł przestać. A to wszystko na oczach
córki.
Ruby znów wyczytała z
oczu ojca te same uczucia jakie nim targały w dniu śmierci jej
mamy. Dzisiejszego dnia wspomnienia odżyły nie tylko w niej, ale i
w nim.
— Przed niektórymi
chorobami nie możesz mnie obronić — powiedziała cicho.
— Ale mogę próbować i
będę to robił. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Tylko
dlaczego mi to utrudniasz, córeczko?
— Starałam się, tato,
ale czasem bark mi siły.
— Ruby, musisz zrozumieć,
że nadwaga ma tyle negatywnych skutków, tyle chorób może wywołać.
Może, gdyby Emily bardziej dbała o siebie niż o nas, gdyby się
częściej badała... Może, wtedy byłaby tu z nami.
— A co, jeśli ja schudnę
i to wcale mi nie pomoże? Jeśli...
— Pomoże. Na pewno
pomoże. Według lekarzy, wtedy zmniejsza się ryzyko chorób nie
tylko na raka, ale i na nadciśnienie, cukrzyce, miażdżyce, choroby
serca. Musisz się zdrowo odżywiać, ruszać. Musisz o siebie dbać.
Jeśli nie chcesz tego zrobić dla mnie, to zrób to dla mamy, a
przede wszystkim dla siebie.
Dziewczyna z uwagą
słuchała słów taty aż w końcu wstała z łóżka i podeszła do
nocnej szafki. Odsunęła szufladę i wyciągnęła opakowanie po
czekoladzie.
— Zjadłam to dzisiaj.
Już więcej nie mam słodyczy. Przepraszam. Będę o siebie dbała.
Ojciec wziął puste
pudełko i uśmiechnął się ciepło do córki, ale zaraz jego twarz
przybrała dawny, surowy wyraz.
— Cieszę się, że się
zrozumieliśmy. Tylko nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem. Masz
szlaban i za nieprzestrzeganie naszych ustaleń i za oszukiwanie
mnie.
— Na ile? — zapytała
Ruby z cichym westchnieniem.
— Jeszcze zobaczymy.
Rozdział miał się pojawić wcześniej, ale znów nie wyszło. Oceny właściwie powystawiane, więc mam nadzieję, że teraz będę miała więcej czasu na pisanie.
Ta część wyjątkowo w głównej mierze poświęcona jest Ruby. Chciałam pokazać Wam ją i jej życie z perspektywy właśnie jej samej.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Pozdrawiam i do napisania.
Pierwsza! Nadrobię w weekend ;)
OdpowiedzUsuńOesu, przeczytałam lata świetlne temu, napisałam dwa komentarze i mi się usunęły ;___; Ale do trzech razy sztuka ;D
UsuńStrasznie szkoda mi Ruby. Nie dość, że dziewczyna walczy z nadwagą, to ma jeszcze takiego ojca. Niby ten zasłania się miłością i troską, a prawda jest taka, że nie chce stracić swojej córeczki. Mimo wszystko tatuś powinien się nieco ogarnąć, w końcu Ruby nie jest jakoś strasznie gruba, a wszyscy wiemy, że kobieta musi mieć kształty ;D A tak na serio - mam nadzieję, że tata będzie ją wspierał we wszystkim, zwłaszcza odchudzaniu. Ma jednak trochę racji, martwi się o córkę, a to dobry znak :)
Uf, jak dobrze, że James zaczyna coś podejrzewać. Gdyby jeszcze drążył temat, byłabym wniebowzięta ;3 Poza tym lubię go, chyba jeszcze bardziej niż naszego uroczego geja Matta - mogłabyś zastanowić się nad jakimś wątkiem miłosnym między Jamesem a Alice :)
No i ciekawa jestem, jakie numery wywinie dalej Ecila. Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością ;)
Pozdrawiam i życzę weny.
Elif
PS Wiem, że nieładnie spamować, ale jeśli będziesz miała ochotę przeczytać coś mojego, to zapraszam: historie-z-sandefjord.blogspot.com
Jeszcze raz pozdrawiam, E.
Rozdział inny, ale dobry, właściwie od pewnego czasu ciekawiło mnie, dlaczego Ruby jest taka, a nie inna. podejrzewałam, żemusiała przeżyć cościężkiego. Jest bardzo wartościową dziewczynąi jeśli ktoś postanowił poświęcić dla niej swój czas, zrozumiałby to. Razemz ojcem przeżyli katastrofę i teraz ciężej jestmi go winić za to, jak bardzo strofuje swoją córkę... Ale powinien wiezdieć że jednak nie można przesadzać w drugąstronę, tzn. sen tez jest bardzo ważny, a nie tylko ćwiczenia fizyczne czy dieta...Ale teraz jużrozumiem, dlaczego jest taki ostry - robi wszstko, by nie stracić też córki, nawte jeśli irracjonalnie... Jeśli zaś chodzi o E, mąci, mąci, ale musi tez uważać. nie spodziewąłam się, że to Jason pierwszy zauważy cos dziwnego w niej...ale to może iu dobrze, znaczy, że zwraca uwagę na Aice, szczerze mówiac, mam nadzieję,że koniec końców to właśnie z nim będzie rpawdziwa Alice... o ile wróci, co może być dość trudne...Ciekawa jestem bardzo, jak to rozwiążesz. zapraszam na zapiski-condawiramurs oraz odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak się właśnie zastanawiałam, czy ktoś z bliskiego otoczenia Alice zauważy, że coś jest jednak nie tak jak powinno. Początkowo stawiałam, że może będą to Ann lub Ruby, bo to właśnie z nimi przyjaźniła się dziewczyna. Ale jednak przy pierwszym spotkaniu z nimi Ecila okazała się sprytniejsza. Tak się zastanawiam, czy James odegra w przyszłości jakąś większą rolę i będzie starał się wyjaśnić swoje wątpliwości wobec Alice/Ecili.
OdpowiedzUsuńZa to Ruby z ojcem przeżyli wielką tragedię. Widać, że śmierć matki/żony była dla nich ogromnym wstrząsem i nadal nie potrafią w pełni tego zaakceptować. Szczególnie widać to po ojcu dziewczyny, który za wszelką cenę stara się uchronić córkę przed wszelkim niebezpieczeństwem. Jednakże powoli staje się to trochę irracjonalne. Rozumiem dietę czy ćwiczenia, ale z tym także nie należy przesadzać, odpoczynek też jest ważny, szczególnie że Ruby to jeszcze nastolatka. Na dodatek zjedzenie kawałka czekolady czy ciastka, powiedzmy, że nawet raz na jakiś czas, nie zwiastuje od razu choroby. I sądzę, że pozwolenie na to sprawiłoby, że Ruby inaczej podchodziłaby do tych wszystkich reguł i zakazów.
Tak się zastanawiam, czy w przyszłości ojcu i córce uda się spokojnie porozmawiać i dojść do porozumienia, które zadowoli obie strony, Bo na dłuższą metę z takich relacji w przyszłości może nie wyniknąć nic dobrego.
Pozdrawiam serdecznie :)
Żeby nie było, przeczytałam, ale nie mam pomysłu, jak to skomentować. Nie chcę pisać o byle czym, dlatego dam sobie spokój, a piszę teraz, żebyś wiedziała.
OdpowiedzUsuńAle rozdział cudowny i czekam na dalszą część. ;]