"Mój Boże, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne.
A wczoraj jeszcze żyło się zupełnie normalnie.
Czy aby nocą nie zmieniono mnie w kogoś innego?
Bo, prawdę mówiąc, czuję się jakoś inaczej.
A jeśli nie jestem sobą, to w takim razie kim jestem?"
Lewis Carroll - Alicja w Krainie Czarów
A wczoraj jeszcze żyło się zupełnie normalnie.
Czy aby nocą nie zmieniono mnie w kogoś innego?
Bo, prawdę mówiąc, czuję się jakoś inaczej.
A jeśli nie jestem sobą, to w takim razie kim jestem?"
Lewis Carroll - Alicja w Krainie Czarów
Szczupła, kobieca postać,
owinięta niebieską kołdrą szamotała się na łóżku. Nagle
znieruchomiała, a jedynym znakiem życia była unosząca się i
opadająca klatka piersiowa. Powieki dziewczyny zatrzepotały niczym
skrzydła motyla i ukazały błękitne tęczówki. Drobna rączka
odgarnęła z twarzy zbłąkany kosmyk, a później lekko oszołomiona
siedemnastolatka usiadła i rozejrzała się uważnie po
pomieszczeniu.
Jasnożółte ściany,
biurko, stojące przy oknie, komoda po drugiej stronie pokoju, półka
z książkami i jej pluszowym misiem, szafa z lustrem naprzeciwko
łóżka... Była u siebie.
Szafa. Lustro. Ecila.
W tej chwili przypomniała sobie rozbite
lustro, kawałki szkła, krew. Przypomniała sobie ciemną salę i
świece. Mnóstwo świec. Przypomniała sobie Ecilę i umowę.
Matko kochana!
Alice zerwał się z łóżka,
ale zaraz opadła na nie z powrotem. Dziewczynie zrobiło się słabo.
Posiedziała kilka minut, starając się oddychać powoli i głęboko.
Kiedy poczuła, że zawroty głowy ustąpiły, podniosła się
ostrożnie.
Jej nogi podejrzanie
drżały, a serce biło niespokojne. Jednak musiała podejść do
szafy, do lustra. To było dziwne uczucie. Coś ją tam wzywało.
Tyle że tym razem nie słyszała niczyjego głosu. To było raczej
przeczucie. Musiała sprawdzić... Zrobiła jeden krok i drugi. Bała
się. Ale czego?
Przecież to był sen.
Jak zawsze. To był tylko sen.
Zatrzymała się. Stała
przed zwierciadłem w swojej bawełnianej, liliowej piżamie, z
rozczochranymi włosami, spierzchniętymi ustami, podkrążonymi
oczami, kilkoma zadrapaniami na twarzy, rozszerzonymi źrenicami i
sinymi śladami palców na szyi.
A więc naprawdę biłam
się z Victorią. Tylko kiedy położyłam się spać?
Nagle złapała się
za głowę, bo poczuła przeszywający ból w skroni. Z trudem
otworzyła oczy i zamarła przerażona. W lustrze zobaczyła Ecilę.
W tej samej czarnej sukience i wysokich szpilach, które miała w jej
śnie.
— Czas spełnić
obietnicę. Połóż rękę na zwierciadle.
— To niemożliwe —
wymamrotała. — Ty mi się śniłaś. To był tylko sen!
Brunetka pokręciła głową
ze smutnym uśmiechem. A może wcale nie był to smutny uśmiech?
Alice nie wiedziała. Ból przybrał na sile.
— Mamy umowę. Czas się
z niej wywiązać.
— Ale...
— Będziesz miała to
czego pragnęłaś. A teraz przyłóż rękę!
Dziewczyna krzyknęła.
Czuła jakby żelazna obręcz zacisnęła się wokół głowy. Pociemniało jej przed oczami, a nogi zmieniły się w watę.
Zachwiała się i żeby nie upaść oparła dłoń o lustro. Szkło
było zimne. Poddała się. Ręka ześlizgnęła się po tafli
zwierciadła i blondynka osunęła się na kolana. Katusze zelżały,
a wkrótce ból całkiem zniknął. Jednak mimo wszystko, Alice czuła
się słaba i bardzo zmęczona. Otworzyła oczy i zauważyła, że
nie znajduje się już w swoim pokoju.
Była w tym samym ciemnym
pomieszczeniu co wcześniej. Klęczała przed ogromnym lustrem w
złotej ramie, a w jej sypialni znajdowała się Ecila. Miała na
sobie nawet jej piżamę. Uśmiechała się jakby pokrzepiająco. A
może to znów był jakiś wymysł Alice?
— Sorry za to z głową,
ale nie chciałaś współpracować. A wiesz... umowa to umowa.
Blondynka ani nie
odpowiedziała, ani nie wstała. Nie dała rady.
— Zostawiam ci moje
królestwo. Mam nadzieję, że się nim zaopiekujesz. — Twarz
brunetki rozświetlił uśmiech. — A ja tymczasem zajmę się
twoim.
Alice nie było do śmiechu.
Wszystko ją bolało i dalej miała wrażenie, że to tylko sen, a
właściwie koszmar, z którego zaraz się obudzi.
— Nie no, kochana!
Przecież już wszystko ustaliłyśmy. Obiecałam ci pomóc i to
zrobię. Nie miej takiej miny i nie patrz na mnie jak na potwora.
Powtórzmy jeszcze raz twoje oczekiwania. Po pierwsze, rozdzielić
tatę i Amber. Po drugie, zdobyć chłopaka naszych marzeń. Po
trzecie, bawić się, pić i żyć. Ogólnie to zero nudy. Po
czwarte, przekonać mamę, by pozwoliła nam iść na medycynę. Po
piąte, zniszczyć każdego, kto nam podpadnie. No dobra, zniszczyć
to może za dużo powiedziane. Pominęłam coś?
— Nie, ale chyba nie
sądziłam, że to się stanie naprawdę.
Ecila założyła ręce na
piersi i westchnęła ciężko.
— Trudno ci dogodzić.
Człowiek chce dobrze, a tu... No, nieważne. Stało się. Ty jesteś
tam, a ja tu. Mam mniej więcej dwadzieścia siedem dni. Nie martw
się. Chciałaś zmienić swoje życie i obiecuję, że je zmienię.
— Tylko czy na lepsze? —
mruknęła Alice i podniosła się z jękiem.
Brunetka zignorowała ciche
pytanie albo wcale go nie usłyszała i powiedziała:
— Odpoczniesz tam sobie,
masz do dyspozycji mój mały kącik, kanapę i co tylko zapragniesz.
Wystarczy, że się na tej rzeczy skupisz i się pojawi. No i masz
lustro. Będziesz widziała co robię, a gdy trochę poćwiczysz
poczujesz to, co ja. Także nie martw się, że jakieś wrażenia cię
ominą. W ciągu tych dwudziestu siedmiu dni będziemy bawić się
wspólnie.
— Tylko że ja jako
pasażer?
— Nie przesadzaj. —
Ecila zerknęła na budzik i dodała — Chyba powinnam zbierać się
do szkoły, prawda?
Brunetka nawet nie czekała
na odpowiedź. Szybkim ruchem otworzyła szafę i wyjęła z niej
szkolny mundurek. Zamknęła się w łazience, umyła, ubrała,
uczesała i zeszła na dół.
Kuchnia świeciła pustkami
i błyszczała czystością. Co było z pewnością dziwne, bo
każdego ranka to Jane wstawała wcześnie, parzyła kawę i robiła
śniadanie. Tym razem jednak żadne śniadanie nie czekało na
nastolatkę.
Ecila skierowała się do
sypialni mamy i zapukała. Nikt nie odpowiedział. W końcu miała
dość czekania i uchyliła drzwi.
W pokoju panował półmrok
i zaduch. Rolety były zaciągnięte, a na podłodze leżała kołdra
i dwie puste butelki. Jane spała na łóżku w wymiętym ubraniu i
cicho pochrapywała. Siedemnastolatka podeszła bliżej. Podniosła
jedną z butelek i rozpoznała po etykiecie, że jeszcze niedawno w
środku znajdowało się czerwone wino, które tak uwielbia jej mama.
— No to pięknie —
mruknęła Ecila. — To nieźle musiałyśmy cię wczoraj
zdenerwować.
Nastolatka pokręciła
głową. W końcu odstawiła butelkę, otworzyła okno i nastawiła
budzik rodzicielki, by zadzwonił za pół godziny. Kto wie, może
zdąży pojechać do pracy jeśli będzie w stanie.
Następnie dziewczyna
zeszła do kuchni i zrobiła sobie śniadanie. Szybko zjadła,
wróciła do pokoju, by się spakować i zanim jeszcze minęło
trzydzieści minut Ecila wyszła z domu.
***
Było już po dzwonku. Ruby
siedziała w ławce i czekała na przyjście nauczycielki, która się
spóźniała. Podejrzewała, że po wczorajszej bójce Alice nie
zjawi się w szkole. Zresztą, Victorii też nie było.
I dobrze —
pomyślała. — Jeden dzień spokoju.
Szatynka położyła
głowę na blacie i przymknęła oczy. Była zmęczona i śpiąca.
Wczoraj ukradkiem uczyła się do późna z francuskiego, a dzisiaj,
jak co dzień, musiała wstać o 5.30 i udać się na poranny
jogging. Powoli zaczynała mieć serdecznie dość tych wymyślnych
reguł ojca. Stłumiła ziewnięcie i usłyszała dźwięk odsuwanego
krzesła. Zerknęła na przybysza i zaraz zdziwiła się, bo nie
rozpoznała dziewczyny, która jakby nigdy nic rozpakowywała się.
— Właściwie to miejsce
jest zajęte — powiedziała Ruby.
Brunetka spojrzała na nią
z uśmiechem.
— Mam rozumieć, że nie
chcesz już ze mną siedzieć?
Ruby otworzyła usta i z
niedowierzaniem wpatrywała się w dziewczynę.
— Alice? To ty?
Ecila roześmiała się.
— A jak myślisz?
— Niesamowite. Nie
poznałam cię z tymi włosami. Kiedy je przefarbowałaś? Mama ci
pozwoliła?
— Kiedy? Wczoraj. Czy
pozwoliła? A co mogła zrobić?
— Niesamowite —
powtórzyła Ruby, nie mogąc oderwać wzroku od przyjaciółki.
— Nie gap się tak, bo
czuję się jakby mi rogi wyrosły — powiedziała z uśmiechem
Ecila.
Szatynka roześmiała się
tylko i zamiast dłużej wpatrywać się w Alice, przebiegła
wzrokiem po klasie.
— Wszyscy się na nas
gapią, a właściwie to na ciebie.
Brunetka rozejrzała się.
To była prawda. Większość uczennic przypatrywała się jej z
zainteresowaniem. Ecila uśmiechnęła się. Bycie w centrum uwagi
było dla niej miłą odmianą po ciągłym ukrywaniu się w cieniu.
Hmmm... Ciekawe co o
mnie myślą. Wczoraj się biłam, a dzisiaj przychodzę zupełnie
odmieniona. Ciekawe...
Jak się okazało nie tylko
Ruby miała trudności z rozpoznaniem siedemnastolatki. Taki sam
problem miała większość osób, które ją znały. Zadziwiające,
ile zmienia nowy kolor włosów. Nauczycielki, uczennice... Wszyscy
byli zaintrygowani. W końcu każdy z nich myślał, że Alice Hidden
to delikatna, spokojna blondyneczka. Owszem, inteligentna i całkiem
ładna, ale raczej mało zaskakująca, aż do wczoraj.
W szkole huczało od
plotek. Jedna uczennica pochylała się nad drugą i szeptała:
Widziałaś Alice Hidden? Taka blondynka, ale nie, dzisiaj ma już
czarne włosy. I nie uwierzysz, ale wczoraj podobno pobiła się z
Victorią Thorn. Ale jej nie wylali. Mówię ci, ale afera! Cicha
woda brzegi rwie.
A Ecila nie miała nic
przeciwko tym plotkom. Wręcz przeciwnie. Kroczyła korytarzami z
podniesioną głową i lekkim uśmieszkiem, rzucając krótkie
spojrzenia osobom, które miały odwagę śledzić ją wzrokiem. Cała
jej postawa mówiła: Patrzcie na mnie!
I patrzyli.
Dzwonek zadzwonił,
obwieszczając koniec ostatniej lekcji. Ecila zebrała książki i
ruszyła w kierunku wyjścia. Wkrótce dogoniły ją jej dwie
przyjaciółki. Ruby w milczeniu zerkała raz na odmienioną
nastolatkę, a raz na mijane osoby, które z zaciekawieniem wypisanym
na twarzy, odwracały się w ich stronę. Annabella z kolei sprawiała
wrażenie nieporuszonej. Co prawda, na początku była równie
zaskoczona co wszyscy, ale teraz, kiedy szok już minął,
zachowywała się całkiem normalnie.
Dziewczęta zatrzymały się
na chodniku przed szkołą. Uczennice masowo opuszczały budynek,
rozchodząc się w różne strony.
— Nooo... ja już muszę
lecieć. Tata zaraz po mnie przyjedzie — powiedziała Ruby i
pożegnała się z koleżankami.
Ann i Ecila spojrzały na
siebie.
— W takim razie ja chyba
też pójdę — powiedziała Annabella.
— Ach... Właściwie to
chciałam cię zapytać czy masz trochę wolnego czasu, ale skoro nie
to...
— Nie spieszy mi się
nigdzie, ale myślałam, że ty od razu wracasz do domu.
— Nie za bardzo mi się
chce od razu wracać do domu — mruknęła Ecila.
— A co się stało?
Pokłóciłaś się z mamą wczoraj?
Siedemnastolatka rozejrzała
się. Jakieś dwie dziewczyny przystanęły i chyba ukradkiem
przysłuchiwały się wymianie zdań.
— Chodź się
przejdziemy.
Przyjaciółki ruszyły
chodnikiem w przeciwnym kierunku niż zwykle. Przez chwilę żadna z
nich nie odezwała się aż w końcu Ecila odpowiedziała na
wcześniej zadane pytania.
— No cóż... Mama trochę
się wkurzyła no i... poprztykałyśmy się, a dodatkowo jak
zobaczyła u mnie czarne włosy, to wkurzyła się jeszcze bardziej.
— No to nieźle. A swoją
drogą, to nie spodziewałam się tego po tobie, Alice. Taka
grzeczna...
— Chyba chciałaś
powiedzieć nudna — zaśmiała się Ecila, a Annabella jej
zawtórowała.
— To co w takim razie
chcesz robić?
— Iść gdzieś. Rozerwać
się i zapomnieć o wszystkim — powiedziała, a zaraz dodała z
uśmiechem. — Chodźmy się napić.
— Kawy? — zapytała
Ann z niepewną miną.
— Jasne, że nie. —
Pokręciła głową siedemnastolatka. — Chyba znasz jakiś bar,
gdzie będziemy mogły świętować?
Annabella zatrzymała się.
Wyraz zaskoczenia jaki miała, gdy tylko zobaczyła po raz pierwszy
Alice – brunetkę, wrócił.
— Świętować? Ale co?
— Danie w mordę Victorii
— roześmiała się Ecila.
— Mam wrażenie, że ty
też na tym trochę ucierpiałaś. I nie mam na myśli tych kilku
zadrapań i siniaków.
Brunetka nic sobie nie
robiła z żartów przyjaciółki i wciąż się uśmiechała.
— Zawsze twierdziłaś,
że jestem zbyt spokojna i przewidywalna. No, jednym słowem nudna,
więc teraz zamierzam to zmienić.
— I się nachlać?
— Przesadzasz —
odparła, machając ręką. — To jak, idziesz ze mną czy nie?
— Idę, idę. Chętnie
zobaczę tę zmianę.
Miejsce, do którego Ann
zaprowadziła swoją towarzyszkę było jednym słowem... niezbyt
eleganckie. Drewniana tabliczka głosiła: Nosferatu.
— Tylko ostrzegam —
zaczęła Annabella. — Nie jest tu może zbyt pięknie, ale piwo
dostaniemy na bank.
Ecila nic nie
odpowiedziała. Po plecach przebiegł jej dreszcz podekscytowania.
Czuła się jak małe dziecko, które ma zaraz wejść do
Disneylandu. Jednak ten bar zupełnie różnił się od kolorowej,
dziecięcej krainy radości.
Pomieszczenie było
niewielkie, obskurne i słabo oświetlone, a w powietrzu unosił się
cuchnący, papierosowy dym. Przy kilku stolikach siedzieli mężczyźni
z kuflami, rozmawiali ze sobą, co chwila wybuchając dudniącym
śmiechem. Niedaleko drzwi znajdował się bar. Za ladą stał otyły,
łysiejący człowiek w spoconym, szarym podkoszulku.
Ann zatrzymała się w
drzwiach, jakby nie będąc pewną czy powinny wejść. Zerknęła
niepewnie na przyjaciółkę, ale Ecila z uśmiechem zrobiła krok na
przód.
Drzwi trzasnęły, a stukot
obcasów rozniósł się po sali. Mężczyźni przerwali swoje
rozmowy i podnieśli głowy znad kufli. Z pewnością musiał to być
dla nich dziwny widok. Dwie młodziutkie dziewczyny, jeszcze
uczennice, w białych koszulach i czarnych spódniczkach zawitały to
takiej dziury. Że też się nie bały!
— Chyba nie powinniśmy
przychodzić tu w takim stroju — mruknęła Ann. — Za bardzo
rzucamy się w oczy.
— Za późno —
odpowiedziała Ecila, szukając wzrokiem wolnego stolika.
Znalezienie takiego nie
było trudne. Siedemnastolatka wybrała jeden przy oknie, które
chyba od lat nie widziało wody i środków czystości. Wskazała go
przyjaciółce i powiedziała:
— Pójdę zająć nam
stolik, a ty idź po piwo.
Annabella zgodziła się i
poszła w kierunku baru, a Ecila w drugą stronę. Kiedy przechodziła
obok podstarzałego blondyna w czarnej bluzie, zauważyła, że
mężczyzna wyciąga do niej rękę, by klepnąć ją po tyłku.
Zręcznie odsunęła się i nawet nie odwracając głowy szła dalej.
Usłyszała za sobą pijacki rechot, ale nie zareagowała na niego w
żaden sposób. W końcu usiadła na jednym ze starych krzeseł i
czekała na przybycie przyjaciółki.
A jej przybycie zwiastowało
siarczyste przekleństwo, skrzypienie drewna i niekontrolowany wybuch
śmiechu.
Ecila, chcąc się
dowiedzieć co się dzieje, odwróciła się i zobaczyła Ann,
stojącą z jednym kuflem piwa pełnym, a drugim pustym. Zapewne,
jego zawartość została wylana na głowę blondyna w czarnej
bluzie, który chciał niedawno zaczepić i siedemnastolatkę.
Mężczyzna był bardzo niezadowolony, wyklinał młodą dziewczynę
i już gotowy był wstać, gdyby nie powstrzymał go jego towarzysz,
który z całych sił starał się zachować powagę.
— Stary, wyluzuj i się
napij — powiedział ciemnowłosy brodacz w zielonej, flanelowej
koszuli, podsuwając koledze naczynie ze złocistą substancją. —
Nie ma nic lepszego na złość niż dobre piwo. A swoją drogą,
czasem trzeba trzymać łapy przy sobie, bo można dostać taki
niespodziewany prysznic.
Blondyn zanurzył usta w
napoju, a brodacz zaśmiał się i klepnął znajomego w ramię,
przez co ten opluł się i krzyknął:
— Uważaj, bo zaraz ty
będziesz miał piwny prysznic!
Na szczęście Annabella
była już wtedy przy stoliku zajętym przez brunetkę.
— Trzymaj — mruknęła,
stawiając przed przyjaciółką kufel piwa. — Ja niestety swój
już opróżniłam. Zresztą i tak nie mam ochoty pić.
— Wszystko w porządku?
— Jasne, ale nie
powinniśmy tu przychodzić.
— I kto tu przynudza?
Annabella pokręciła z
uśmiechem głową.
— Słyszałam, że jeśli
kobieta zmienia fryzurę, to znaczy, że chce zmienić swoje życie.
Ecila upiła łyk gorzkawej
substancji, w której wyczuła lekką nutę soku malinowego. Nie
smakowało to tak dobrze jak sobie wyobrażała, ale z drugiej strony
nie było też takie złe.
— Chyba coś jest w tych
słowach — zgodziła się i znów podniosła kufel do ust.
Nagle do stolika nastolatek
podszedł mężczyzna w za dużej, granatowej koszulce. Wyglądał na
jakieś trzydzieści lat. Na twarzy miał dwudniowy zarost, a szare
oczy były dziwnie przekrwione.
— Przepraszam panie, czy
można się przysiąść?— zapytał i nie czekając na odpowiedź
odsunął sobie wolne krzesło.
Dziewczęta siedziały
zaskoczone i nawet nie zdołały zaprotestować.
— Przepraszam, że
zapytam, ale panie się jeszcze uczą?
— Tak — odpowiedziała
Ecila z ciekawością przyglądając się przybyszowi.
Miał on wąskie,
spierzchnięte usta i orli nos oraz ciemną czuprynę opadającą na
lewe oko.
— Przepraszam, że
zapytam, ale ile panie mają lat?
— Na pewno mniej niż pan
— mruknęła Annabella.
— No tak, tak.
Oczywiście. A... przepraszam, że zapytam, ale w jakich celach panie
tu przyszły?
— Rozrywkowych —
wypaliła Ecila, zanim w ogóle pomyślała.
Mężczyzna utkwił wzrok w
siedemnastolatce i sprawiał wrażenie jakby się nad czymś
zastanawiał.
Ann zerknęła z niepokojem
na przybysza, wpatrującego się w jej przyjaciółkę.
Cholera, niepotrzebnie
tu przychodziłyśmy. Tylko żeby pozbyć się tego dziwaka.
— Rozrywkowych, pani mówi. A... Przepraszam, że zapytam, ale ile kosztuje taka
rozrywka?
Ecila spojrzała na
Annabellę, która nagle zbladła.
— Przepraszam, że
zapytam, ale co pan sugeruje? — odezwała się, zanim Ann zdążyła
otworzyć usta.
Jak na gust
siedemnastolatki sytuacja, w której się znalazły była dziwaczna,
ale i śmieszna. A do tego ciekawa była, co też myśli o niej
Alice.
— No przecież pani
sama...
— Przepraszamy pana
bardzo — wtrąciła się Annabella, a w jej głosie można było
wyczuć oburzenie. — Nie jesteśmy żadnymi dziwkami. Alice, mam
dość. Wychodzimy.
To była tak absurdalna
sytuacja, że Ecila nie mogła już dłużej się powstrzymać.
Wybuchła śmiechem i śmiała się jeszcze wychodząc z
przyjaciółką z baru.
— To wcale nie jest
śmieszne — powiedziała osiemnastolatka. — On nas wziął za...
— Wiem, wiem — mówiła
dziewczyna, starając się zapanować nad rozbawieniem. — Ale
przyznaj, ten gość to jakiś dziwak. Przepraszam, że zapytam,
ale...
W końcu i Ann roześmiała
się, słysząc jak koleżanka próbuje naśladować natrętnego
mężczyznę z baru.
— Takie coś mi się
jeszcze nie przytrafiło, ale przynajmniej będzie się kiedyś z
czego pośmiać. — Uśmiechnęła się Ecila.
— Nie przytrafiło, bo
nie chodzisz do takich miejsc. A właśnie! Felix mi mówił, że
będą grali koncert za dwa tygodnie w piątek. Może tym razem uda
ci się wyrwać.
— Serio? — ucieszyła
się dziewczyna, myśląc o jednym z punktów na liście marzeń
Alice. — Tym razem sobie nie odpuszczę.
— Al?
— No?
— O czym rozmawiałaś z
Alex?
— Skąd wiesz, że z nią
rozmawiałam?
— Po prostu was
widziałam. To?
— O Matthew. Skąd znasz
Alex?
— Felix mnie z nią
zapoznał. Co ona ci mówiła na temat Matta?
Ecila spojrzała na brunetkę. Wydawała się czymś zaniepokojona. Tylko czym?
— Powiedziała mi, że
była jego dziewczyną.
Krew odpłynęła z twarzy
Annabelli.
— Naprawdę? — zapytała
z zaskoczeniem w głosie.
Ann była świetną
aktorką, ale Ecila szybko zorientowała się, że jej koleżanka
kłamie.
— Od kiedy wiesz, że
Matt jest bi i dlaczego mi nie powiedziałaś?
Dziewczyna rozchyliła
wargi i szerzej otworzyła oczy.
— Ale ja...
— Od kiedy, Ann?
— Jakieś trzy dni po tym
jak ci powiedziałam, że widziałam Matthew całującego się z
chłopakiem. Wtedy poznałam Alex, rozmawiałyśmy i jakoś tak
wyszło, że ona powiedziała mi, że jest byłą Matta.
— To dlaczego milczałaś?
— Słuchaj Alice, nie mam
nic do Matthew, lubię go, ale on nie jest dla ciebie. On był wtedy
z Robertem. Zresztą, nie zatrzymałabyś go na długo.
— Był? To znaczy, że
teraz już nie jest?
W głowie Ecili zaczął
się formować pewien plan i aż się uśmiechnęła.
— Na twoim miejscu bym
się tak nie cieszyła. Matt spotyka się z Robertem od roku i
średnio raz na trzy miesiące zrywają i znów się schodzą. O co w
tym dokładnie chodzi nie wiem, bo ani Felix ani Alex nie chcieli mi
powiedzieć.
Annabella chyba jeszcze coś
mówiła, ale siedemnastolatka już jej nie słuchała. Zastanawiała
się jak powinna wszystko rozegrać, by Matthew na zawsze rozstał
się z Robertem. Rozmyślania te przerwał dźwięk dzwoniącego
telefonu.
Ann szybko wyciągnęła
komórkę z torby i odebrała.
— Hej, mamo. Tak, tak.
Zaraz wracam, nie martw się. Co? Dobra, kupię. Okey, do zobaczenia
w domu. — Rozłączyła się i spojrzała na przyjaciółkę. —
Muszę już lecieć.
— Nie ma sprawy. Za
rogiem mam przystanek.
— Spoko. Alice?
— No co? — zapytała,
ale jej wzrok przyciągnęła pewna para.
Szczupły, wysoki brunet
pomagał wsiąść do samochodu blondynce w czarnej sukience. Ecila
już z daleka poznała, głównie po biuście dość dużych
rozmiarów, że tą blondynką jest Amber Thorn.
— Alice, w ogóle mnie
nie słuchasz. Co jest? — Ann także utkwiła wzrok w tej samej
parze co jej koleżanka. — Czy to nie jest przypadkiem twój tata i
matka Victorii?
— Owszem i obawiam się,
że to wcale nie przypadek.
— No to nieźle. Nic
dziwnego, że byłyście wściekłe.
Samochód z Thomasem i
Amber odjeżdżał.
— Długo razem nie
pobędą. To tylko kwestia czasu — powiedziała Ecila.
***
Ból głowy z jakim
obudziła się Jane już powoli mijał, ale kac moralny został. Do
tej pory bardzo rzadko doprowadzała się do tak opłakanego stanu,
by następnego dnia nie móc pójść do pracy. A najgorsze było to,
że kobieta podejrzewała, iż Alice zobaczyła ją rano w tak
beznadziejnej sytuacji. Co prawda, posprzątała sypialnie, wyrzuciła
puste butelki i ugotowała dobry obiad, ale sądziła, że to nie
pomoże zatrzeć złego wrażenia.
Ale przecież miała powód,
by trochę wypić! Ciężki dzień w pracy i kłótnia z córką nie
są byle czym. Każdy ma prawo odrobinę odsapnąć od codziennych
problemów, a przynajmniej tak wmawiała sobie wczoraj Jane,
otwierając butelkę.
Kobieta oparła się o
parapet w kuchni i wyglądała powrotu Alice.
Jasnowłosa główka
wychyliła się spod kołderki, a duże niebieskie oczy spojrzały na
pochylającą się nad dzieckiem matkę.
— Mamusiu, opowiedz mi
bajkę — poprosiła dziewczynka.
— A jaką? O Czerwonym
Kapturku? A może o Śpiącej Królewnie?
— Nie, nie. Chcę
jakąś inną. Nową!
Jane uśmiechnęła się
do córeczki i usiadła na brzegu łóżka.
— No dobrze. To
słuchaj. Oczekując dnia narodzin, chłopiec zwraca się do
Boga:„Jutro posyłasz mnie na Ziemię, ale jak ja tam będę żył?
Jestem zbyt mały i bezbronny”. Bóg odpowiedział: „Spośród
wielu aniołów wybrałem jednego dla ciebie, który się zaopiekuje
tobą.” Chłopiec pyta dalej: „Ale powiedz co ja tam będę
robił? Tutaj w Niebie nic nie robię, tylko śmieję się i śpiewam
ze szczęścia.” Bóg odpowiedział: „Twój anioł będzie
śpiewał dla ciebie i będzie się do ciebie uśmiechał każdego
dnia. Będziesz czuł jego miłość, a nieogarnione szczęście
wypełni twoje serce.” Ponownie chłopiec pyta: „Jak ja zrozumiem
ludzi, którzy będą mówić do mnie nieznanym językiem?” Bóg
odpowiedział: „Od twojego anioła usłyszysz wiele cudownych i
serdecznych słów, jakich nigdy nie słyszałeś. Z wielką
cierpliwością i troską będzie cię uczył jak je wymawiać.”
Chłopiec zapytuje: „A co powonieniem zrobić, gdy zechcę
porozmawiać z Tobą?” Bóg odpowiedział: „Twój anioł złoży
twoje rączki i będzie się modlił z tobą.” Chłopiec zastanawia
się: „Słyszałem, że na Ziemi jest wielu złych ludzi. Kto mnie
przed nimi obroni?” Bóg odpowiedział: „Twój anioł będzie cię
bronił, gotowy oddać życie za ciebie.” Mówi chłopiec: „Ale
na zawsze pozostanę już smutny, bo nigdy nie Cię już nie
zobaczę.” Bóg odrzekł: „ Twój anioł zawsze będzie ci o mnie
mówił i pokaże ci drogę, którą wrócisz do mnie, chociaż ja i
tak zawsze będę przy tobie”. W Niebie zapanowała cisza, a na
Ziemi dały się słyszeć głosy i wtedy chłopiec pospiesznie
zapytał: „Boże, jeśli muszę już opuścić Niebo, to powiedz mi
jakie jest imię mojego anioła?” Odpowiedział mu Bóg: „Jej
imię jest nieważne. Będziesz ją wołał po prostu – Mamo.”
Alice spojrzała sennym
wzrokiem na bladą twarz kobiety, siedzącej tuż przy niej.
— To ty jesteś moim
aniołem, mamusiu?
— Tak, a ty jesteś
moim aniołkiem. — Uśmiechnęła się Jane, głaszcząc po głowie
córkę.
— I będziesz mnie
bronić?
— Będę. Zawsze będę.
— Przed potworami też?
— dopytywało się dziecko, kurczowo trzymając w rączkach brzeg
kołdry.
— Zwłaszcza przed
potworami. Żadna bestia nie skrzywdzi mojej małej Alice.
— To dobrze —
powiedziała dziewczynka, ziewając.
Jane poprawiła jeszcze
jej okrycie i ucałowała w czoło.
— Śpij dobrze, mój
aniołku.
Alice uśmiechnęła się
z zamkniętymi oczkami, a matka po cichu wyszła z pokoju,
zostawiając uchylone drzwi.
Kobieta z bladym uśmiechem
wpatrywała się w rosnące przed oknem róże.
Moja mała, kochana
Alice — pomyślała z rozrzewnieniem i spojrzała na tarczę
zegarka, który zawsze nosiła na ręku.
Nastolatka spóźniała się
już dobrą godzinę, ale tym razem Jane postanowiła nie panikować.
Na razie wystarczy kłótni. Spróbuje porozmawiać z córką na
spokojnie, gdy wróci. Miała nadzieję tylko, że nic jej się nie
stało.
Blondynka usiadła przed
telewizorem w salonie i włączyła telewizor. Przez chwilę skakała
po kanałach, próbując znaleźć coś ciekawego. W końcu zostawiła
program, na którym właśnie można było obejrzeć wiadomości.
Starała się na nich skupić, ale myśli wciąż krążyły wokół
jej córki. Wiadomości się skończyły i zaczęły się reklamy, a
po nich jakaś komedia romantyczna.
Gdzie do cholery
podziewa się Alice? —
zastanawiała się Jane. —
Powinna już dawno być w domu.
Kobieta odczekała jeszcze
chwilę i wyciągnęła telefon. Prawie od razu włączyła się
automatyczna sekretarka. Zaniepokojona matka nacisnęła czerwony
przycisk i położyła komórkę na szklanym stole. Nogi same
zaprowadziły ją do barku. Otworzyła go i już miała sięgnąć po
jedną z stojących tam butelek, gdy usłyszała dźwięk otwieranych
drzwi frontowych. Cofnęła rękę i w mgnieniu oka znalazła się na
korytarzu.
—
Alice, w końcu jesteś. Czemu nie odbierasz ode mnie tele... —
Jane urwała w pół zdania, dopiero teraz zauważając zmianę w
wyglądzie córki. — Coś ty
zrobiła z włosami?
Nastolatka odrzuciła
kosmyk do tyłu i wzruszając ramionami odpowiedziała:
—
Nic takiego.
—
Nic takiego?! Jak to nic takiego? —
dopytywała się matka zdenerwowanym głosem, ale po chwili
przypomniała sobie o swoim postanowieniu i postarała się zapanować
nad złością. — Byłaś u
fryzjera, tak?
Dziewczyna zrobiła jakąś
dziwną minę, ale potwierdziła.
—
Sama?
—
A co to ma do rzeczy?
—
Po prostu staram się dowiedzieć, kto skłonił cię do czegoś
takiego.
—
Daj spokój, mamo. Nikt mnie nie skłonił. W życiu są potrzebne
jakieś zmiany. Blond już mi się znudził.
Jane popatrzyła na Alice z
niedowierzaniem. Nie rozumiała postępowania swojego dziecka.
Zmiany? Dobrze, ale dlaczego tak nagle?
—
Rozumiem — zaczęła kobieta
opanowanym głosem. — Masz
siedemnaście lat, niedługo skończysz osiemnaście. Tylko dlaczego
nic mi o tym nie powiedziałaś? Mogłaś, chociaż zadzwonić i
powiedzieć, gdzie jesteś. Martwiłam się.
Dziewczyna przez chwilę
milczała, jakby zastanawiając się co powinna powiedzieć.
—
Sądziłam, że jak ci powiem to się nie zgodzisz i znów się
pokłócimy. Dlatego wolałam postawić cię przed faktem dokonanym.
—
Alice, kochanie. Ja nie chcę się z tobą kłócić, ale wolałabym
być informowaną o twoich planach.
—
Ty też mi o wszystkim nie mówisz — odezwała się Ecila i
popatrzyła mamie prosto w oczy, zastanawiając się czy wie ona o czym mówi
nastolatka.
Jane
odwzajemniła spojrzenie, próbując odgadnąć co kryje się za
słowami jej dziecka.
Czy
to możliwe, że ona wie? Widziała mnie rano? A jeśli tak to, co
mam robić? Unik?
—
Myślę, że powinnaś pójść do pokoju i się przebrać, a ja
zawołam cię, kiedy podgrzeję obiad — powiedziała w końcu
kobieta.
Na
twarzy brunetki pojawił się ironiczny uśmieszek.
—
Jasne.
Wiem, że dawno nic nie dodawałam, ale nie dałam rady. Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a ja miałam do zaliczenia dwa ważne sprawdziany. W końcu znalazłam chwilę i napisałam ten rozdział. Nie sprawdzałam go za dokładnie, więc mogą być błędy, za które Was przepraszam. Spróbuję w wolnym czasie poprawić. Moim zdaniem w tym rozdziale szału nie ma, ale Ecila dopiero się rozkręca. Kiedy następny rozdział? Nie wiem. W sobotę wyjeżdżam na kilka dni i znów nie będę mogła pisać. Postaram się dodać dwunastkę tak szybko jak będę mogła. Wiem też, że ma u niektórych z Was zaległości na blogach. Nadrobię, gdy wrócę z wycieczki.
A i opowiadanie Jane z retrospekcji pochodzi z tej strony: http://alba-julia.pl/forum/viewtopic.php?p=40206
Bardzo mi się spodobało i pomyślałam, że w tym fragmencie będzie idealnie pasować.
Pierwsza :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam!
UsuńSzczerze powiedziawszy, spodobał mi się ten rozdział ;) Świetnie ukazujesz matkę Alice, która co prawda jeszcze nie jest alkoholiczką, ale powoli zmierza ku uzależnieniu. Podoba mi się to, bo bohaterowie też mają swoje problemy życiowe.
Jednak to wyjście do baru spodobało mi się nieco mniej. Dwie nastolatki wchodzą do takiego baru - sądziłam, że nikt nie weźmie ich na poważnie. Ann w dodatku wydawała się niezbyt zachwycona tamtą sytuacją, dlatego nie rozumiem, dlaczego nie odwiodła Alice od pomysłu pójścia do knajpy. Ja bym nie chciała, by moja przyjaciółka zaczęła pić. No i dlaczego nie dociekała, dlaczego Alice tak bardzo się zmieniła? Owszem, kłótnia z mamą, bójka, ale czy to wystarczający powód, by zmieniać fryzurę, sposób zachowania?
Nie żeby coś, ale pomysł odbicia Matta też mi się nie podoba. Znaczy, osobiście. Ja bym nie umiała być z chłopakiem, mając świadomość, że kiedyś całował się, może obmacywał z chłopakiem. Nie chcę wyjść na jakiegoś homofoba, ale jednak nieco przeraża mnie ta perspektywa.
Opowieść śliczna, aż się rozmarzyłam ;)
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)
Problem Jane staram się ukazać w sposób delikatny i taki, no nie wiem, prawdziwy (?).
UsuńAnnabella jest osobą otwartą, towarzyską, zna ludzi z różnych środowisk, ale myślę, że do wielu rzeczy nie przywiązuje zbyt dużej wagi. Dla niej jakaś tam kłótnia czy zmiana koloru włosów to nie jest coś tak strasznie szokującego. Owszem, bójka Alice z Victorią i chęć Al pójścia na piwo zaskoczyła ją, ale kłótnia z mamą i nagła zmiana koloru włosów już nie za bardzo. Zresztą, to co się dzieje teraz to nic w porównaniu z tym co będzie się działo. I wtedy nawet Ann zacznie się zastanawiać co się stało z Alice.
Ecili raczej nie przeszkadza orientacja Matta i to z kim do niedawna był. Ona chce go odbić i już. Wydaje mi się, że manipulacja ludźmi to jej hobby. Inna sprawa co z tego wyniknie.
Więc jednak doszło do takiego dosłownego zamienienia miejscami. Muszę przyznać, że to ciekawa opcja, chociaż zarazem przerażająca, bo teraz Alice nie ma żadnego wpływu na to, co robi Ecila, a wręcz została od niej całkowicie odcięta poprzez zamknięcie w lustrze. No, chyba że będzie mogła także odwiedzać ją w snach, ale to i tak w żaden sposób nie zmieni jej obecnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńJednak Alice zaskoczyła mnie tym, że uznała, że obietnica była jedynie snem. Swego czasu starała się unikać Ecili, bo się jej obawiała, a teraz tak bezsensownie się zgodziła. Bardzo jej współczuję, ale zarazem mam ochotę porządnie nią potrząsnąć, by się ogarnęła. Mam nadzieję, że cała ta "przygoda" nie skończy się dla niej źle i zarazem wyciągnie wnioski na przyszłość, by już nigdy więcej nie znaleźć się w tak okropnym położeniu.
Pierwszy dzień w życiu Alice, a Ecila już sobie nie żałuje, aż strach pomyśleć, co może wydarzyć się dalej. Tak się zastanawiam, czy na dłuższą metę będzie w stanie oszukiwać Ruby i Ann. O pierwszej na razie niewiele mogę powiedzieć, jednakże w trakcie sceny w barze odniosłam wrażenie, że Ann, może nie zaczyna coś podejrzewać, ale powoli zaczyna zastanawiać się nad tym, co się działo. W końcu zmiana koloru włosów to jedno, jednak w tym przypadku Ecila całkiem różni się od Alice, a wiadomo, że najbliższe osoby zawsze to dostrzegą.
Intryguje mnie, jak to wszystko się dalej potoczy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ecila śniła się Alice od lat i tak zdołała jej namieszać w głowie, że Al czasami już sama nie wie co jest prawdą a co nie. A do tego Ecila to niezła manipulatora, która zna Alice jak nikt inny i wie co powiedzieć, by zyskać choć trochę zaufania i przełamać opór blondynki.
UsuńOj tak, Ecila ma ograniczony czas i chce go dobrze wykorzystać. A czy w końcu reszta odkryje zamianę to się okażę. Na pewno będą się wszyscy zastanawiać co się stało z Alice.
O kurcze, ale się porobiło. Na jakiej zasadzie one się zmieniły? To jest naprawdę fascynujące. Ja jednak byłabym za tym, że Elise jest diabłem bądź ma coś z nim wspólnego, skoro została Alice na 666h. Alice z pewnością wyrywa sobie włosy z głowy w ytm pookiku...a pewnie nie wie jeszcze, gdyż nie umie tego kontrolować co wyrabia Alice... Ciekawe, czy Anabelle zastanawiasię, kto podmienił jej przyjaciółke... Elise zaczęła z grubej rury i chyba nie przestanie. Genialnie udaje fakt, że tak naprawdę lujdzkie życie jest jej kompletnie obce... ale ludzi umie bajerować naprawdę dobrze. Uważam, że jest to totalnie przerażające i boję się konsekwencji,ale jednocześnie gratuluję Ci tego niesamowitego pomysłu. Historia retrospekcyjna Jane i ta bajka złapały mnie za serce i prawie się popłakałam, świetna opowieść, a to, że tam był akurat Bóg i aniołek...daje świetny kontrast do postaci Ecili. Zapraszam na nowoci na zapiski-condawiramurs.blogspot.com oraz zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKluczem w tej zamianie było lustro. To ono stanowi granicę dwóch światów. Wystarczyło by obie panie dotknęły jego tafli w tym samym czasie i miejscu, by zamiana mogła się odbyć. Alice nie chciała dobrowolnie tego zrobić, więc Ecila wywołała u niej straszny ból głowy.
UsuńTo co tutaj zrobiła Ecila to dopiero początek. Dziewczyna zyskała wolność i będzie zamierzała z niej skorzystać.
Dziękuję za komentarz.
Nareszcie udało mi się znaleźć chwilę czasu, by na spokojnie skomentować ten rozdział. Pierwotnie miałam w planach napisać tę opinię, dopiero po dodaniu jakiegoś krótkiego opowiadania na moim blogu Niestety,ostatnio jakoś nie bardzo mogę się skupić na pisaniu, bo zawsze jest pilniejszego do zrobienia. Muszę przyznać, że nie do końca dobrze wyszła ci ta wymiana pomiędzy Alicją, a jej lustrzanym alter ego. Spodziewałam się raczej, czegoś w stylu wcielenia się Ecili ciało naszej bohaterki. w ten sposób nikt nie dostrzegłby dosyć nagłej, a dziwnej zmiany koloru włosów. To wytłumaczenie, jakoby nastolatce znudziło się bycie blondynką brzmi, aż nazbyt niewiarygodnie. Szczególnie dla przyjaciółki i matki, które wiedzą o niej wszystko od lat. Będąc na miejscu Ann od razu nabrałabym podejrzeń. Czyżby zatem losy Al był tak naprawdę wszystkim oboje, skoro nikogo to zaniepokoiło? Wybacz tę krytykę, man nadzieję, że się nie obrazisz na mnie za szczerość? Natomiast kolejna retrospekcja z przeszłości i bajka jaką Jane w dzieciństwie opowiadała swej małej córce wzruszyła mnie do łez. Szczególnie w kontekście dzisiejszego święta. To tyle ode mnie i czekam na kontynuację.Mimo wszystko opis życia, jakie obecnie wiedzie na Ziemi Ecila może być ciekawe, choć początek nie wypadł przekonująco.
OdpowiedzUsuńSkąd, nie obrażam się. Każdy ma prawo do własnego zdania i zdanie każdego szanuję.
UsuńJednak ja właśnie nie chciałam, żeby Ecila po prostu "weszła" w ciało Alice, bo ona cały czas tam była. Ecila chciała w końcu wyjść na wolność i to jej się udało. A ta sprawa ze zmianą koloru włosów wcale nie musi być wiarygodna. To jest tylko wymówka. A czy inni w nią uwierzyli bądź uwierzą to inna sprawa.
Cieszę się, że podobała Ci się za to druga część rozdziału.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
W końcu się ogarnęłam i jestem. Nie bij :(
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą zamianę... Cóż, według mnie była ok. kiedy czytałam o położeniu ręki na lustrze, od razu przed oczami stanął mi taki obrazek z internetu, na którym dziewczyna trzyma rękę na lustrze, a drugą dźga nożem w taflę. Może tutaj też pojawi się taki motyw? Nie wiadomo ^^
Nie podobało mi się jednak, że Ecila pojawiła się ze swoim wyglądem. Chcąc nie chcąc to jednak właśnie Alice jest właścicielką ciała, więc powinna ukazać się jako ona, a nie taką, jaką była, jako pasażerka ciała. Równie dobrze mogłaby sobie wyjść kiedy chce i żyć obok Alice. Uważam, że powinna jednak stopniowo zmieniać życie dziewczyny i np z tymi włosami dopiero później wyskoczyć, a tak, to wydaje się,że jednego dnia cnotliwa dziewczyna zmieniła się w diabła. A tak naprawdę nic nigdy nie jest takie proste. Ecila powinna bardziej uważać na to, co robi, bo może się zdradzić. Zastanawiam się, co wtedy? Przecież nikt jej nie wypędzi, bo niby kto? Chyba, że masz jeszcze coś w zanadrzu? Jakiegoś egorcystę? W sumie wszystkiego można się spodziewać^^
Pozdrawiam!
Leń wreszcie się ujawnił w ostatnim czasie i nie miałam jak tego przeczytać, za co przepraszam.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, szału nie ma. Takie mało emocjonujące (?). Moim zdaniem brakuje tutaj jakiegoś większego zwrócenia uwagi na Alice. Niby w szkole wszyscy na nią spojrzeli, ale jednak reakcje Jane wyobrażałam sobie inaczej, nawet jeżeli coś sobie obiecała.
Jestem ciekawa, jak ona zamierza rozdzielić Matta i Roberta (dobrze pamiętam?). Bo, jak na razie, pochwaliłaś się już pomysłowością i kreatywnością. Mam nadzieję, że będzie tutaj więcej świetnych akcji.
Czekam na 12. :)