Layout by Raion

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 10

 „Diabeł się przebiera za anioła, gdy chce
duszę ludzką na zgubę wyprowadzić.”
Józef Ignacy Kraszewski

Victoria szybkim krokiem zmierzała w stronę szatni. Była naprawdę wściekła. Rano pokłóciła się z mamą o nowego chłopaka swojej rodzicielki, a do tego na wf-ie miała spotkanie pierwszego stopnia z Alice Hidden, przez co bolał ją łokieć i dostała słabą ocenę z zaliczenia.
Cholerna Hidden. Niech ją szlag jasny trafi — złościła się. — Jak nie ona to jej ojciec. Co też mojej matce strzeliło do głowy.
Kiedy z rozpędem otwierała drzwi o mało co nie uderzyła nimi drobnej sztynki, ale nie przejmując się tym zbytnio, niczym żądny krwi morderca, zaczęła przeszukiwać wzrokiem szatnię dziewcząt. Nie znalazłszy obiektu swoich frustracji, skierowała się do pobliskiej łazienki.
— Naprawdę nie musiałaś się tak o mnie martwić, Ann. Ja tylko trochę źle się poczułam, zresztą i tak musiałabym wracać. No i akurat spotkałam Jamesa, który zaoferował, że mnie odwiezie.
A wiesz, że po tym jak zniknęłaś Matt się o ciebie pytał?
Naprawdę? A wiesz, co...
Victoria zacisnęła pięści. Znalazła ją.
Alice Hidden jakby nigdy nic rozmawiała sobie z Annabellą, opierając się o jedną z umywalek. I chyba nawet nie zauważyła przybycia zdenerwowanej blondynki.
— Nie przesadzaj, Vicki. Thomas jest wspaniałym mężczyzną, a jego córka to urocza dziewczynka. Spotkałam ją w sklepie. Wygląda jak aniołek. Taka krucha, milutka... — Dziewczyna zmięła w ustach przekleństwo, przypominając sobie słowa mamy.
Urocza dziewczynka, uroda aniołka, milutka. Też coś. Amber nigdy nie powiedziała, że córka ślicznie wygląda. W ogóle rzadko obdarzała ją ciepłym słowem. Zawsze było coś z nią nie tak. Dlatego blondynka jeszcze bardziej znienawidziła Alice. Zazdrościła jej strasznie tych subtelnych rys twarzy, zgrabnego nosa i delikatnej, alabastrowej cery. Zazdrościła jej dobrych ocen oraz dobrego kontaktu rodzicami. A przynajmniej Victoria uważała, że dziewczyna dobrze dogaduje się z rodzicami.
W końcu jest taka idealna — pomyślała, czując narastający gniew.
Blondynka trzasnęła drzwiami łazienki, zwracając tym samym na siebie uwagę dwóch dziewcząt, stojących przy umywalce.
— Ty głupia małpo! — wrzasnęła Victoria.
Alice aż podskoczyła, słysząc dobrze znajomy głos. Nie spodziewała się, że dziewczyna zrobi jej kolejną awanturę z powodu wypadku na wf-ie. Przecież tłumaczyła jej, że wpadła na nią niechcący.
— Jeszcze ci nie przeszło, Thorn? A może przez ten upadek zgubiłaś ostatnie, szare komórki? — odezwała się Annabella, ujawniając swoją wojowniczą naturę.
— Lepiej się zamknij, Rose i nie wpychaj nosa w nieswoje sprawy.
— A propos nosa...
Alice już widziała złośliwy błysk w oczach przyjaciółki i postanowiła przerwać tę wymianę zdań, zanim przerodzi się w coś gorszego.
— Daj spokój, Ann. Nie warto się sprzeczać. Chodźmy lepiej poszukać Ruby.
Brunetka skrzywiła się, ale przerzuciła torbę przez ramię i zgodziła się z propozycją koleżanki.
— Nigdzie nie pójdziesz, aniołeczku. Najpierw mnie posłuchasz — warknęła Victoria. — Nie życzę sobie, by twój ojczulek spotykał się z moją mamą. Niech się od nas odczepi raz na zawsze. A jeśli chodzi o ciebie, to nie myśl sobie, że puszczę płazem to, co mi zrobiłaś.
Alice poczuła, że robi jej się gorąco. Parsknęła śmiechem, a w głowie usłyszała:
Nie daj się poniżać. Powiedz jej tak: Jakbyś chciała wiedzieć to twoja matka...
— Jakbyś chciała wiedzieć to twoja matka przyssała się do mojego taty jak jakaś pijawka i jeśli myślisz, że mi to odpowiada to się grubo mylisz. Nawet nie wiem jakim cudem mój tata w ogóle może patrzeć na taką napompowaną babę. To obrzydliwe. I lepiej mi nie gróź.
Torba Ann zjechała na ziemię i dziewczyna wpatrywała się to w jedną to w drugą blondynkę z wyrazem szczerego zaskoczenia. Alice nigdy, ale to przenigdy nie wchodziła w kłótnie z kimkolwiek, a jeśli już, to wyrażała swoje odmienne zdanie, nie obrażając przy tym nikogo.
Najwyraźniej Victoria też się nie spodziewała, że coś takiego usłyszy, bo stała w bezruchu, wytrzeszczając oczy.
Świetnie! Nie dajmy sobą pomiatać. Victoria myśli, że jest od nas lepsza. Ta, jasne. Jeszcze jej pokażemy — Dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc głos Ecili. Uważała, że jej ciemnowłose odbicie ma w tym wypadku rację. Nie powinna dłużej dawać się poniżać. A już na pewno nie komuś takiemu jak Thorn.
— Co powiedziałaś?
— Jestem pewna, że słyszałaś, więc nie ma sensu powtarzać — odpowiedziała spokojnie Alice, zmierzając w stronę drzwi.
Annabella nie podążyła za nią, wciąż tkwiąc w jednym miejscu.
Jednak Victoria nie dała wyjść dziewczynie, zasłoniła jej przejście, odpychając ją dodatkowo w głąb łazienki.
— Myślisz, że dam się obrażać? — wysyczała Thorn. — Powtarzam ci jeszcze raz, ty idiotko, że jeśli...
— A myślisz, że ja dam się obrażać? — przerwała jej Alice, podchodząc do blondynki i patrząc jej prosto w oczy.
— Alice... — wtrąciła się Annabella.
— Nie martw się, Ann. Poradzę sobie. Za długo już milczałam, dając sobą pomiatać takiemu... komuś.
— Takiemu komuś? — Victoria zmrużyła oczy, a na jej policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec. — Myślisz, że jesteś idealna? Jesteś tak samo fałszywa jak twój ojciec. Słyszałam, że przeleci wszystko, co się rusza. Kto wie czy nie pójdziesz w jego ślady, a może już poszłaś? W końcu byłaś na tych wspaniałych urodzinach Rose. No, przyznaj się czy cię tam któryś...
— Zamknij się! — krzyknęła Alice, czując jak robi jej się coraz bardziej gorąco. Pięści dziewczyny same się zacisnęły, a w głowie dźwięczał głos Ecili, która podrzucała pomysły dopieczenia rywalce. — Myślisz, że wszystko wiesz o mnie i o mojej rodzinie? Ha! A to dopiero! Ciekawe, że ja też wiem o tobie i twojej chorej rodzince całkiem sporo. Zresztą, całe miasto wie. Gazety nawet o tym pisały. Niektóre nagłówki były całkiem zabawne. Pamiętasz jakieś? Na przykład „ Anthony Thorn bierze ślub z młodszą o dwadzieścia sześć lat Amber Chase.” albo „Czy pieniądze zachęciły dwudziestolatkę do ślubu z mężczyzną ponad dwa razy starszym?”, a ten był w szczególności dobry „Anthony Thorn nie żyje. Czy stoi za tym jego żona?”
— To kłamstwa! — wykrzyknęła Victoria, popychając na ziemię Alice.
Blondynka natychmiast się podniosła i także popchnęła przeciwniczkę. Dziewczyny zaczęły się szarpać. A Annabella stała i obserwowała ten niecodzienny widok. Była w zupełnym szoku. Obie blondynki leżały już na ziemi, kopały się, drapały, okładały pięściami, ciągały za włosy, a przede wszystkim wrzeszczały jak opętane.
Kiedy w końcu Ann się ocknęła, Alice siedziała na brzuchu Victorii i wymierzała jej siarczysty policzek. Brunetka podbiegła do walczących i spróbowała je rozdzielić. Złapała przyjaciółkę za ramię i chciała ją ściągnąć ze wściekłej rywalki. Jednak nie udało jej się to, bo Alice w przypływie niekontrolowanej złości machnęła ręką, trafiając Annabellę w brzuch. Dziewczyna wypuściła powietrze i skuliła się, przykładając dłoń do bolącego miejsca.
W tej samej chwili Victoria zrzuciła z siebie blondynkę, przygniotła ją do podłogi i zacisnęła dłoń na jej gardle. Alice próbowała jednocześnie złapać powietrze i odepchnąć duszącą rękę. Nie dawała rady. Dziewczynie powoli zaczynało brakować powietrza, ale wtedy z pomocą przyszła Ann, która szarpnęła Victorią.
— A niech mnie! Co tu się wyrabia?!
W jednej chwili wszystkie trzy nastolatki zastygły w bezruchu. W drzwiach łazienki stała tonąca w zieleni profesor Rebecca Swamp, a za nią kłębiła się chmara ciekawskich uczennic.
***
Alice siedziała w gabinecie dyrektorki i tępo wpatrywała się w blat dębowego biurka. Wcześniejsza złość ustąpiła zdenerwowaniu i niepewności. Do tego ciało dziewczyny było obolałe, a krzesło wydawało się wyjątkowo twarde i niewygodne. Obok niej tkwiła Victoria, której także nie było do śmiechu. Obie w milczeniu czekały na wyrok.
Gardenia Taylor pochodziła z arystokratycznego, brytyjskiego rodu i od lat zarządzała prywatną szkołą im. St. Mary. Była to wiekowa kobieta o sztywnych zasadach i trudnym w pożyciu charakterze. Nienagannie ubrana i nienagannie się zachowująca. Zimna dama, której emocje nie dotyczyły. Nawet teraz, kiedy miała przed sobą dwie rozczochrane i poobijane uczennice, które przed chwilą wdały się w bójkę. Pani Taylor siedziała prosto, bez słowa wpatrując się w siedemnastoletnie dziewczęta i czekała.
Nagle rozległo się pukanie.
— Proszę wejść — odezwała się dyrektorka suchym i pozbawionym uczuć głosem.
Drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się i pojawiła się w nich młoda kobieta. Miała czarne włosy i oliwkową cerę, a jej błyszczące, ciemnozielone oczy zdradzały, że musi być bardzo wesołą i żywiołową osobą, co całkowicie nie pasowało do prostej, granatowej sukienki i poważnego wyrazu twarzy.
— Panie Hidden i Thorn już przyszły.
— W takim razie niech pani je tu do mnie poprosi.
— Dobrze, proszę pani.
— I jeszcze jedno, panno Plessis. Nich ktoś przyjdzie i naoliwi drzwi.
— Dobrze, proszę pani. Zajmę się tym jak tylko skończy pani... — przerwała sekretarka, a w kącikach jej ust czaił się delikatny uśmiech — tę sprawę.
— To wszystko. Może pani odejść.
Młoda kobieta znikła, ale zaraz drzwi ponownie zaskrzypiały, obwieszczając przybycie dwóch matek.
Amber Thorn weszła pierwsza, donośnie tupiąc swoimi co najmniej dwunastocentymetrowymi szpilkami. Wyglądała na bardzo niezadowoloną. Rzuciła zirytowane spojrzenie dyrektorce, jakby to ona była winna całemu zamieszaniu, ale nawet nie zerknęła na córkę.
Jako druga weszła Jane Hidden. Była ubrana w grafitowy kostium, co oznaczało, że gdy ją wzywano jeszcze pracowała. W przeciwieństwie do Amber, od razu popatrzyła na siedzące do niej tyłem dziecko. Nie wiedziała co się dokładnie stało i dlatego bardzo się martwiła.
— Proszę usiąść — poleciła pani Taylor, wskazując na dwa, wolne krzesła, stojące po jednej i drugiej stronie uczennic.
Każda z matek zajęła miejsce obok swojej córki i czekała co powie im dyrektorka.
Alice mięła w rękach materiał spódnicy, nie patrząc na mamę. Była zdenerwowana. Ecila umilkła, gdy tylko wyprowadzono je z łazienki i do tej pory się nie odezwała. Blondynka już nie czuła się taka odważna i dumna. Opuściła ją chęć walki. Znów była starą sobą. Ale mimo wszystko nie żałowała tego co zrobiła.
— Dziękuję, że panie tak szybko przybyły. Rozumiem, że z pewnością zakłóciłam...
— A może tak pani przejść do rzeczy? Co tu się stało? — dopytywała się zniecierpliwiona Amber.
— Naturalnie — odparła pani Taylor, przyjmując jeszcze bardziej zimną i surową postawę. — Będą panie łaskawe przyjrzeć się twarzom pani córek.
Alice poczuła, że dłoń mamy bierze ją za brodę i delikatnie podnosi do góry. Niebieskie oczy spotkały zielone i już po chwili te zielone wydawały się bardzo zaskoczone i zaniepokojone. Dziewczyna mogła się tylko domyślać, co musiała zobaczyć jej mama. Rozczochrane włosy, zadrapania na policzkach, czerwone ślady palców na szyi... co jeszcze?
— Co to do cholery jest, Vicki? Jak ty wyglądasz? Możesz mi do jasnej...
Pani Taylor chrząknęła cicho, zapewne starając się w ten delikatny sposób napomnieć Amber, ale kobieta wcale nie zwracała uwagi na to jakich słów używa.
— Pani Thorn — zainterweniowała dyrektorka stanowczym głosem.
— Przepraszam, ale czekam na wyjaśnienia — powiedziała blondynka, krzyżując ręce i przy okazji wypinając biust, okryty cienkim materiałem ze wzorem w panterkę.
— Pani wybaczy, ale nie wiem czy jest co wyjaśniać. Pani córka i panna Hidden wszczęły awanturę w łazience. A ich wygląd jest tego skutkiem.
— A wie pani co było powodem tej awantury? — zapytała uprzejmie Jane.
— Niestety, ale żadna z panien nie chciała mi nic konkretnego powiedzieć.
W końcu Alice zdecydowała się spojrzeć na dyrektorkę.
Gardenia Taylor miała ciemne włosy, przeplecione siwizną, które zaczesywała w elegancki kok. Czarna sukienka, uwydatniała bladość cery i dodawała lat. Twarz kobiety była szczupła i naznaczona zmarszczkami, ale inteligentne, niebieskie oczy patrzyły na uczennice z dziwnym błyskiem, intensywnością, zdradzającym doświadczenie oraz nutę zaciekawienia.
Blondynka nie czuła się zbyt dobrze, patrząc się na oblicze starszej kobiety, więc spuściła wzrok, który spoczął na dłoniach dyrektorki, leżących na blacie biurka. Ciemne drewno kontrastowało z jasną skórą. Ale uwagę dziewczyny przykuł ciężki pierścień z dużym, czarnym kamieniem.
— To jet — powiedziała pani Taylor, dotykając pierścienia, a później dodała. — Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego. To jest niedopuszczalne. Nasz szkoła nie toleruje takich zachowań. To szkoła dla dam, a nie dla kryminalistek.
— Kryminalistek? — zirytowała się Amber. — Moja córka nie jest kryminalistką. Moja córka jest damą.
Alice musiała przygryźć wargę, by się nie roześmiać. Victoria damą?
— Niestety, ale w tej chwili tego nie widzę — odezwała się dyrektorka. — Jedyne co widzę, to pokiereszowana twarze.
— Rozumiem, że sytuacja jest trudna dla wszystkich. Nie mam pojęcia co kierowało moją córką, ale zapewniam, że to się już nie powtórzy. — Głos zajęła Jane.
— Właśnie rozważałam, co też zrobić z panienkami i nie widzę innego wyjścia jak zawieszenie.
— Ależ pani Taylor — zaczęła mama Alice. — Wiem, że ta awantura to coś okropnego. Nigdy w życiu moja córka nie sprawiała mi takich problemów i nigdy bym się nie spodziewała czegoś takiego. Ale zawieszenie? Obiecuję porozmawiać z córką i wyjaśnić całą sprawę.
— Bez dyscypliny nie ma porządku — powiedziała dyrektorka, zaciskając wąskie usta.
***
Drzwi zamknęły się z hukiem. W domu rozległo się głośne tupanie.
— Zaczekaj to moja panno — zawołała za córką Jane.
Alice zatrzymała się na schodach i niechętnie odwróciła.
— Nie mamy o czym rozmawiać.
— Owszem, mamy. O mało co nie zostałaś zawieszona i tylko dzięki moim prośbom pani Taylor zrezygnowała z tego.
— Wcale nie musiałaś tego robić — wymruczała nastolatka, założyła ręce na piersi i oparła się o poręcz.
— Musiałam. A teraz ty musisz mi powiedzieć, o co poszło.
— Victoria to idiotka, to ona wszystko zaczęła.
— I to wszystko? Alice! Nie jesteś dzieckiem. Nie powinnaś dać się prowokować i wywoływać jakieś dzikie awantury.
— Już ci mówiłam, że to nie ja to zaczęłam — zdenerwowała się siedemnastolatka.
— W takim razie jaki był konkretny powód?
— Mama Victorii spotyka się z tatą. To ona jest jego nową dziewczyną.
Jane przez chwilę wpatrywała się zaskoczona w córkę. Nie mogła uwierzyć, że jej były mąż spotka się z kimś takim. Jak ona mogła kiedyś być tak ślepa i się w nim zakochać? Przecież ten mężczyzna nie ma żadnego gustu. Ta cała Amber Thorn to ordynarna ofiara operacji plastycznych. W niej wszystko jest sztuczne.
Co Thomas w niej widzi?
— To nie powód do awantur. Thomas jest dorosły i wolny. Jeśli chce spotykać się z mamą Victorii to... to jest jego sprawa — powiedziała Jane, starając się utrzymać spokojny ton głosu.
— Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Nie masz pojęcia jaka jest Victoria i jej matka.
— Alice...
— Nie masz pojęcia jak Victoria mnie traktowała. Jak traktowała Ruby. Ty nic nie wiesz.
— Bo mi nic nie mówiłaś. Nie znałam cię od tej strony. Nie spodziewałam się po tobie takiego zachowania. Jakieś bójki. Nie tak cię wychowałam. Miałaś być dobrą, spokojną i rozsądną dziewczynką, która...
— Która nie będzie potrafiła sobie w życiu poradzić? Która nie będzie ci się sprzeciwiać? Która będzie dawała sobą pomiatać?
— Która będzie umiała się zachować w każdej sytuacji.
— Potrafię sobie poradzić w każdej sytuacji! — krzyknęła Alice i znów poczuła, że robi jej się gorąco.
— Nie, Alice. To nie sposób na radzenie sobie. Widziałaś jak wyglądasz? Widziała jak wygląda Victoria?
— Nie mam zamiaru tego słuchać.
— Alice. Alice, zaczekaj!
Tylko że nastolatka nie zaczekała. Wbiegła po schodach i zniknęła w pokoju.
— Alice?! Alice, tak się nie kończy rozmowy. Wyjdź i porozmawiaj ze mną spokojnie.
Jane jeszcze przez chwilę dobijała się do drzwi, ale dziewczyna zamknęła je na klucz.
— Ty mnie nie rozumiesz, nie rozumiesz, nie chcesz mnie zrozumieć — mamrotała do siebie blondynka, siadając na podłodze.
Czuła się obolała, a oczy ją podejrzanie szczypały. Ukryła twarz w dłoniach, ale nie płakała. Była zła i psychicznie zmęczona. Nie miała pojęcia jak długo tak siedziała. W końcu wstała i szybkim krokiem podeszła do biurka. Wyciągnęła z niego pamiętnik, a z blatu wzięła długopis i usiadła na łóżku. Przez chwilę zawzięcie ściskała kawałek plastiku, zanim zaczęła pisać.
Biłam się z Victorią. Tak! W końcu zrobiłam to o czym kiedyś tylko po cichu marzyłam. Dałam tej głupiej idiotce popalić. Zawsze milczałam, ale dzisiaj nie wytrzymałam. Należało jej się. Ale mama mnie wcale nie rozumie. Ona nic nie wie. Nic nie wie. Nie chcę być już dłużej słaba. Chcę robić to czego pragnę. Chce w końcu móc kierować własnym życiem. I będę. Jeszcze nie wiem dokładnie jak, ale coś się musi zmienić. Musi!
Dziewczyna zatrzasnęła zeszyt i zerwała się z łóżka. Miała nadzieje, że jej ulży, gdy coś zapisze, ale nie ulżyło. Znów podeszła do biurka i zaczęła wyciągać książki. Chciała gdzieś głęboko ukryć pamiętnik. I wtedy natknęła się na małe lustereczko w czerwonej ramce. Wyprostowała się powoli i spojrzała w zwierciadło.
W pierwszej chwili zobaczyła jasne, zmierzwione włosy, zaczerwienioną i przeoraną paznokciami Victorii twarz. Jednak później miejsce blond loków zajęły czarne pukle, niebieskie oczy pociemniały, a usta odbicia wygięły się w uśmiechu.
Alice krzyknęła, a lusterko roztrzaskało się w jej rękach. Zupełnie samo! Dziewczyna wypuściła kawałki szkła, wpatrując się jednocześnie w poranione dłonie. Kropla krwi skapnęła na podłogę, a siedemnastolatce nagle zrobiło się słabo. Spróbowała głęboko oddychać, ale to nie pomogło. Nie czuła bólu. Widziała tylko czerwień. Czułą tylko gorącą posokę, która znaczyła jej ręce. Pociemniało jej przed oczami, zaszumiało w uszach, nogi zrobiły się wiotkie i ugięły się pod ciężarem ciała. Dziewczyna poczuła, że upada. Wydała z siebie zduszony okrzyk i spróbowała złapać się biurka, ale jej ręka na nic nie trafiła. Zanim jeszcze zderzyła się z podłogą poczuła silny ból głowy.
Alice wydawało się, że leży na zimnej i twardej posadce. Spróbowała otworzyć oczy, by zobaczyć, gdzie się znajduje, ale mimo że jej powieki uniosły się do góry nic nie widziała. Dziewczynę otaczała ciemność.
— Alice. — Usłyszała tuż przy uchu.
Nastolatka poczuła przenikliwy chłód. Strach ścisnął jej gardło. Wstała, odwróciła głowę i machnęła ręką w powietrzu, by sprawdzić czy ktoś jest blisko niej. Nikogo nie było.
Gdzie ja w ogóle jestem? — pomyślała. — I kto tu jest?
— Alice. — Głos był cichy i miękki. Kobiecy. Wołając, przeciągał literę „a”.
— Kto… — zaczęła, ale przerwała i przełknęła ślinę. Spróbowała jeszcze raz. — Kto tu jest?
— Naprawdę nie wiesz, Alice?
Dziewczyna wiedziała, ale bała się, że jej przypuszczenia okażą się prawdą. Poznała ją po tym jak szeptała jej imię. Wymawiała je dokładnie tak jak zawsze. Jak każdej nocy, kiedy ją wzywała.
— Ecila.
Jak na zawołanie w pomieszczeniu zapaliły się setki świec. Alice zamrugała, próbując przyzwyczaić oczy do jasności. Wydawało jej się, że gdzieś w oddali dostrzegła kobiecą postać, ale kiedy zamknęła i ponownie otworzyła oczy, Ecila stała już kilka kroków przed Alice.
Blondynka zauważyła jej smukłą sylwetkę ubraną w krótką, czarną sukienkę bez ramiączek. Na nogach miała wysokie szpilki, a czarne loki swobodnie opadały na ramiona i plecy.
— Witaj Alice — przywitała się Ecila z uśmiechem na ustach. — Cieszę się, że wpadłaś z wizytą.
Nastolatka nic nie odpowiedziała. W milczeniu wpatrywała się w ciemnoniebieskie oczy swojej „gospodyni”. Miała wrażenie, że śni.
— Nie cieszysz się z naszego spotkania?
— Gdzie jestem i czego ode mnie chcesz? — zapytała w końcu Alice, rozglądając się po pomieszczeniu. Była to ogromna sala. Pusta, jeśli nie liczyć świec, które ją oświetlały.
— Chciałam z tobą porozmawiać. Może usiądziemy? — zaproponowała Ecila, pokazując czerwoną kanapę, której wcześniej Alice nie zauważyła.
Dziewczyna zawahała się, ale brunetka już szła we wcześniej wskazanym kierunku. Alice chcąc nie chcąc podążyła za nią.
    Może napijesz się wina? — zapytała Ecila, sięgając po butelkę, stojącą na szklanym stoliczku. Znajdowały się tam też dwa kieliszki.
Alice mogła przysiąc, że jeszcze przed chwilą nie było żadnego stolika. Jednak wszelkie wyrazy zaskoczenia zatrzymała dla siebie.
Proszę. — Ecila z uśmiechem podała nastolatce kieliszek z czerwonym winem.
— Dziękuję odpowiedziała uprzejmie Alice, ale nawet nie sięgnęła po napój.
— Chcesz coś innego? Piwo, wódka, whisky, szampan, może jakiś drink?
— Dziękuję za propozycję, ale ja nigdy...
— No tak — odrzekła Ecila z igrającym na ustach uśmiechem, który nie objął jej oczu. — Kochana córeczka, dobra uczennica, oddana przyjaciółka. Nigdy nie robisz czegoś, czego nie powinnaś, prawda?
Właściwie to była prawda. Alice starała się zadowolić wszystkich. Być po prostu dobra i zazwyczaj jej się to udawało. W domu, w szkole... Ludzie ją chwalili. A kiedy była mała często nazywali aniołkiem.
Dziewczyna już otworzyła usta, by powiedzieć: „staram się robić to, co powinnam”, ale wtedy przypomniała sobie o bójce w szkole.
Ecila jakby czytając w jej myślach wyszeptała:
— Wiem co się dzisiaj stało. Wiem co zrobiłaś.
— To dlatego tutaj jestem?
— Jesteś tutaj, bo chciałam z tobą porozmawiać, chcę coś ci zaproponować.
Alice nie wiedziała co myśleć. Patrzyła w ciszy jak Ecila podnosi swój kieliszek, pełen czerwonej substancji. Czerwonej jak usta, które ją piły. Czerwonej jak krew.
— Jak się czułaś, kiedy uderzyłaś Victorie? Jak się czułaś później po bójce? Żałowałaś?
Alice zastanowiła się przez chwilę nad zadanymi jej pytaniami. Co czuła, kiedy uderzyła Victorię? Gniew i... satysfakcję. Pomyślała wtedy, że ona sobie na to zasłużyła. To była zemsta za to, że dokuczała i wyśmiewała Ruby, a czasem i Alice. Jak czuła się po bójce? Czy żałowała? Powinna żałować, powinna zrozumieć, że źle postąpiła. Nie tak uczono ją rozwiązywać problemy, nie siłą. To było złe. Tylko że Alice nie czuła się winna. Wciąż uważała, że Victoria dostała za swoje i powinno to stać się już wcześniej. Tego dnia pokłóciła się też strasznie z mamą. Trzasnęła jej drzwiami przed nosem i wykrzyczała, że ona jej nie rozumie. Co się z nią stało?
— Jestem pewna, że doskonale wiesz, co czułam i nie, nie żałowałam tego co zrobiłam. Tylko nie rozumiem dlaczego.
— Dlaczego cieszyły cię zaskoczone miny wszystkich, kiedy okazało się, że nie chcesz być popychadłem? Dlaczego poczułaś satysfakcję, kiedy Victoria krzyknęła z bólu? Dlaczego odważyłaś się wyrazić swoje zdanie w kłótni z matką? Może dlatego, że to powinno się stać.
Alice patrzyła jak Ecila odstawia kieliszek i przysuwa się bliżej niej.
— Dałaś się ponieść emocjom, które się w tobie nagromadziły. Victoria zasłużyła sobie na to, co jej zrobiłaś. Uważała się za lepszą i poniżała innych. To nie zemsta, to sprawiedliwość. — Ostanie zdanie Ecila wyszeptała tuż przy uchu Alice. — Zresztą. Nasza matka, twoja matka też nie jest święta. Każdy ma swoje tajemnice, słabości, małe grzeszki, które próbuje ukryć przed innymi.
Alice wstała nagle z kanapy, założyła ręce na piersi i powiedziała:
— Dalej nie wiem czego ode mnie chcesz.
— Chcę ci pomóc.
— Niby w czym?
Ecila znikła gdzieś między jednym a drugim mrugnięciem oka i do Alice dobiegł tylko jej głos, który odbijał się echem po sali.
— Wiem czego chcesz. Ja mogę ci to dać. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Chciałabyś być tak odważna i niezależna jak Annabella. Ona potrafi dostać to czego chce, potrafi się przeciwstawić. A ty?
— Dzisiaj pokazałam, że ja też tak potrafię.
— Zrobiłaś to, bo ci pomogłam. Pomogłam ci w zwalczeniu twojej nieśmiałości, strachu przed powiedzeniem tego co myślisz i zrobieniu tego czego chcesz. I dalej mogę ci pomagać. Wiem, że chcesz Matthew, chcesz przezwyciężyć strach przed krwią, chcesz spotkać się z ojcem i powiedzieć mu co o nim myślisz, chcesz się pozbyć Amber, chcesz oznajmić matce, że pragniesz iść na medycynę. Chcesz pójść na imprezę z Ann, chcesz... żyć tak jakby następnego dnia miałoby nie być.
W sali nastała cisza. Alice czuła swoje serce trzepoczące w piersi. Ecila znała ją doskonale. Wiedziała o niej takie rzeczy jakich nikt inny nie wiedział. Tylko czy naprawdę z jej pomocą mogła osiągnąć wszystko to, czego pragnęła?
— Dam ci to wszystko. — Tym razem głos dobiegał z bliska. Alice poczuła na szyi ciepły oddech. — Pomogę przezwyciężyć ci strach, nieśmiałość, niezdecydowanie. Musisz mi tylko na to pozwolić.
— Co miałabym zrobić? — zapytała Alice, czując suchość w gardle i przyspieszone bicie serca.
— Pozwolić mi się ujawnić. Dopuść mnie do swojego życia. Przestań mnie ciągle blokować.
— Nie rozumiem.
— Wiesz kim jestem? — zapytała Ecila. Stała teraz tuż przed blondynką i patrzyła jej prosto w oczy. — Jestem częścią ciebie, Alice. Częścią, która nie boi się niczego, która potrafi osiągnąć to, co zamierza. Wystarczy, że zgodzisz się, żebym pokierowała naszym życiem. Dopuszczasz mnie do niego bardzo rzadko. Dopuściłaś mnie do niego dzisiaj w szkole.
— Miałabym ci oddać moje życie?
— To nasze życie — przypomniała Ecila. — A poza tym nie miałabym go na wyłączność. Ty też czerpałabyś z niego korzyści. Czułabyś to, co ja. A jeśli coś by ci się nie podobało, mogłabyś to powiedzieć.
— Tylko że ty nie zawsze musiałabyś mnie słuchać — powiedziała Alice, pamiętając wszystkie te chwile, kiedy w głowie ktoś jej szeptał: „zrób to” albo „czy nie chcesz...”
— Jestem skłonna iść na ustępstwa. Wiedz, że chce dla nas jak najlepiej. Możemy zawrzeć układ. Dasz mi... w przybieżeniu dwadzieścia siedem dni na zmienienie naszego życia.
— A kiedy ten czas minie...
— Będziesz mogła znów przejąć stery — powiedziała z uśmiechem brunetka.
— To mi przypomina zawarcie cyrografu z diabłem — rzekła Alice, nieufnie spoglądając na swoją rozmówczynię.
— Naprawdę przypominam diabła? — Zaśmiała się Ecila, obracając się powoli wokół własnej osi.
Obie dziewczyny pod pewnymi względami były do siebie bardzo podobne, ale istniało też wiele różnic. Alice pomyślała, że Ecila jest od niej ładniejsza. Nie wiedziała tylko, czy to sprawa czarnych włosów, granatowych oczu czy ubioru. A może to dzięki pewności siebie, której jej zawsze brakowało? Ale jednego dziewczyna była pewna. Ecila nie wyglądała jak diabeł.
— Chyba za dużo książek fantasy i horrorów w moim życiu — spróbowała zażartować blondynka.
— No tak. Brak mi kopyt, rogów i ogona. Szpetnej twarzy też nie mam. — Mrugnęła do niej Ecila. — To skoro ustaliłyśmy, że nie ma we mnie nic diabelskiego, to umowa stoi?
— Dwadzieścia siedem dni? — zastanawiała się Alice. — Pomożesz mi przez ten czas spełnić moje pragnienia?
— Tak.
— A jeśli mi się coś nie spodoba?
— Zrobię to wszystko czego do tej pory pragnęłaś. Dlaczego to miałoby ci się nie spodobać?
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale zapytała jeszcze:
— A kiedy minie czas to, co wtedy?
— Wtedy wrócę tutaj i może będziemy widywały się od czasu do czasu w lustrze. Nic nie tracisz, zgadzając się na moją propozycję, a możesz coś zyskać.
Alice zamknęła na chwile oczy. Chciała się skupić. Jednak musiała przyznać sama przed sobą, że kusiła ją ta propozycja. W końcu od czasu do czasu zdarzało jej się słuchać Ecili i jakoś nigdy tego nie żałowała. To dzięki niej poszła na urodziny Ann. Przecież chciała coś zmienić w swoim życiu. Chciała być inna. I teraz miała szansę. Może to ona sprawi, że będzie lepiej? A Alice? Alice będzie upajała się wolnością razem z nią.
— Dobrze. Zgadzam się — powiedziała w końcu.
Ecila uśmiechnęła się do niej. Upiła łyk czerwonego wina i podała ten sam kieliszek blondynce.
— Mówiłam już, że ja...
— Za to warto wypić.
Tym razem nie zaprotestowała. Pod czujnym wzrokiem brunetki, podniosła naczynie do ust. Czerwona substancja była słodka i kwaśna zarazem. Ecila uśmiechnęła się, a wtedy Alice zaszumiało w uszach, zakręciło w głowie jak po jeździe na karuzeli i dziewczyna upadła prosto w objęcia ciemności. Ostatnie co usłyszała to cichy, kobiecy szept:
— Zobaczysz, ile zdziałam w sześćset sześćdziesiąt sześć godzin. 



W końcu dziesiątka się pojawiła. Kiedy ją pisałam trochę się obawiałam czy jej nie zepsuję i w sumie dalej się obawiam czy jej nie zepsułam. To dosyć ważny rozdział i taki przełomowy moment. Pewnie z przecinkami coś namieszałam, ale mam nadzieję, że treściowo wyszło w miarę. Kolejny rozdział tradycyjnie za dwa tygodnie plus ewentualne kilka dni poślizgu (coś ostatnio nie mogę wyrobić się w terminie). 

12 komentarzy:

  1. Ech... uważałam Alice za dobrą dziewczynę, że ona nie da się zmanipulować, a tu co? Tak łatwo poddała się Ecili. No i te "666" godzin. Ona nie jest diabłem? Nie, ale może wysłannikiem diabła? XD
    Naprawdę mi szkoda naszej głównej bohaterki, na pewno łatwo teraz nie będzie. Zapewnienia Ecili pewnie były puste - i tak zrobi to, co jej się żywnie podoba. Już jej nie lubię, normalnie pajam do niej nienawiścią! No... do postaci z opowiadania? Czy to nie dziwne? :D
    Czekałam z niecierpliwością na ten rozdział i chyba się nie rozczarowałam. Nie, rozczarowałam się. Rozczarowałam się postawą naszej Alicji, głównie, kiedy odnosiła się do matki.. No i Ann, tak stała wyryta? No, hm, trochę to było głupawe. XD
    Okej, czekam z kolejną niecierpliwością na 11.
    Jak sobie jeszcze coś przypomnę, żeby skomentować, to napiszę. :D
    Pozdrawiam,
    summon'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice wcale nie jest zła, ale jak się okazuje podatna na wpływy. Zresztą zawsze brakowało jej asertywności.
      A Ann tylko na początku nie zareagowała, bo nie spodziewała się takiego zachowania ze strony Alice, ale w końcu przecież ruszyła z pomocą :)

      Usuń
  2. No i wreszcie zaczęło się coś dziać :). Tak bardzo brakowało mi Ecili, a w tym rozdziale dostałam to, na co czekałam przez ostatnie rozdziały, czyli Ecilę prowokującą Alice do zrobienia czegoś złego. I to nie wcale w pokojowy sposób, jak to wyglądało do tej pory, a coś znacznie ciekawszego - porwanie naszej głównej bohaterki gdzieś do krainy fantazji, o ile można to tak nazwać.
    Odnoszę wrażenie, że ten cały "pakt" nie skończy się dobrze. Zapewne na początku Alice będzie miała to, czego do tej pory pragnęła, ale potem wszystko wymknie się spod kontroli i... trzeba będzie po tym posprzątać.
    Nie wiem dlaczego, ale ta bójka przypomniała mi nieco moje stare opowiadanie (nie wiem, czy pamiętasz, publikowałam je w wakacje, ale potem usunęłam). Szczerze powiedziawszy, spodobała mi się tamta scena, bo Alice wreszcie przestała być grzeczną, posłuszną dziewczynką.
    Jeszcze raz baaaaardzo dziękuję za Ecilę i jej dzisiejsze zachowanie ;). Ten rozdział by chyba jednym z najlepszych na tym blogu, chyba przez to, że wreszcie alter-ego głównej bohaterki pokazało ten "prawdziwy pazur".
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    Elif

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Ecila w końcu wciągnęła Alice do swojej gry.
      A jeśli chodzi o bójkę, to odkąd przeczytałam Twój komentarz przez dobrą godzinę starałam sobie przypomnieć Twoje opowiadanie z wakacji, ale już wiem o jaką bojkę Ci chodzi. To chyba było opowiadanie o dziewczynie, która dostała list od mamy i chciała do niej jechać, to chyba te, no nie?
      Bardzo się cieszę, że podobała Ci się i Alice i Ecila w tym rozdziale. Miałam nadzieję, że to będzie jeden z ciekawszych rozdziałów w opowiadaniu.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Alice mocno mnie zdziwiła. Nie spodziewałam sie tak burzliwej reakcji z jej strony, ale cóż, w koncu w jej poczynania na dobre włączyła sie przyjaciółka z lustra... Swoja droga jest mi troche, ale tylko troche zal V. Musi miec naprawde sporo kompleksów i nie ma łatwo, mając taka matkę...to nie jest jej wina, ale nie wiem, czy kiedykolwiek dogada sie z alice,nie sadze. Ne wiem, czy zmiana alice mi sie podoba. Z jednej strony dobrze jest umiec walczyć o swoje, z drugiej trzeba znac granice, próbować patrzeć z roznych perspektyw... Jestem vardzo ciekawa,co bedzie dalej i liczę na jakies spotkanie z bratem Rose xD zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice chyba zdziwiła wszystkich, ale właśnie to sprawka Ecili.
      A Victoria rzeczywiście nie ma łatwo i ma sporo kompleksów i to głównie dlatego próbuje się wyładować na innych. Ona wcale nie jest taką złą osobą. Po prostu czuje się źle w rodzinie i własnym ciele. I myślę, że ona boi się, że ktoś ją zrani, więc rani innych. A czy się dogada z Alice? Zobaczymy.
      Zmiany są potrzebne, ale co wyniknie z tej to się okaże.
      James będzie się pojawiał, choć co prawda zabraknie go w następnym rozdziale.

      Usuń
  4. Ojej, starcie Viktorii z Alicją było naprawdę poważne. Ciekawe, czy to będzie mieć dalsze konsekwencje? Co prawda dyrektorka już wezwała obie panny na dywanik, ale jakoś nie wierzę, że na tyn koniec kłótni i swarów. Generalnie zaczyna się robić gorąco.Niestety, Ecila najwyraźniej, dopiero zaczyna rządzić, to faktycznie wcielenie diabła. Czyżbyś zamierzała pokazać, iż główna bohaterka ma się całkowicie zmienić ujawnić swoją demoniczną naturę? Coś w rodzaju opętania? To mogłoby być ciekawe nie powiem. Ten wątek bardzo mi się podobał w Harrym Potterze, kiedy Ginny opętał Voldemort zaklęty w dzienniku jako wspomnienie. Oceniam ten rozdział bardzo dobrze, chociaż było troszkę błędów. Z tego, co rzuciło mi się w oczy
    " Rozumiem, że sytuacja jest trudna dla wszystkich. Nie mam pojęcia co kierowało moją córką, ale zapewniam, że to się już nie powtórzy. — Głos zajęła Jane. " tu powinno być zabrała nie zajęła. poza tym są oczywiście literówki i drobiazgi, jednak czytając tekst reguły skupiam się na treści, a ta jest w porządku także mogę jedynie prosić o dalsze niespodzianki. Teraz czas pokazanie, co potrafisz, Alicjo A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice i Victoria nie lubiły się i nie lubią, a co będzie dalej to zobaczymy.
      Opętanie? No nie wiem czy tak to można nazwać. A demoniczna natura? Ecila ma w planach różne rzeczy, ale nie wiem czy ukaże swoją taką prawdziwą demoniczną stronę. Na pewno nie pokaże się z rogami na głowie i nie podpali miasta. Myślę, że będzie działa subtelniej, raczej przebiegle, by zdobyć to czego chce.
      Ach, te błędy. Nikt nie jest od nich wolny.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  5. Jedyne, o czym myślę po tym rozdziale, to to kim do jasnej ciasnej jest Ecila? Demon, diabeł, a może sam Szatan? Symboliczna liczba mówi sama za siebie. Wiem, że to na pewno jest powiązane z siłami nadprzyrodzonymi, powiązane z Lucyferem, ale nie wiem w jakim stopniu. Czyli z opowiadania obyczajowego z małymi elementami fanastyki przechodzisz w typową fantastykę? Jeśli mam być szczera, to mi to bardzo odpowiada, ponieważ uwielbiam ten typ literatury.
    Zastanawiam się, co takiego zmaluje Ecila. Biorąc pod uwagę fakt, że służy siłom zła, z pewnością nie będzie zbyt kolorowo. Podejrzewam, że dziewczyna w końcu zorientuje się, co takiego zrobiła i zacznie walczyć o przejęcie kontroli, ale czy jej się uda? Myślę, że jakąś rolę odegra tutaj James. Ale co ja tam wiem, w końcu jestem jedynie czytelnikiem. Musze czekać, aż mi to wyjaśnisz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kim jest Ecila? Dobre pytanie. Nawet nie wiesz ile czasu nad tym myślałam, tworząc jej postać. I tak naprawdę dalej nie mogę jednoznacznie określić kim ona tak naprawdę jest. Jej postać można interpretować w różny sposób.
      Fantastyka. Też ją lubię i to bardzo, ale chyba tego opowiadanie jednak nie można zaliczyć do fantastyki. Najbardziej niezwykłą i trochę nadprzyrodzoną istotą jest Ecila.
      James. Widzę, że ma coraz więcej fanów. Facet się jeszcze pojawi i to nie raz. Odegra jakąś rolę, ale czy na tyle ważną to zobaczymy.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  6. Na początku bardzo przepraszam, że tak długo mnie u ciebie nie było, nawet nie przypuszczałam, że uzbierają mi się aż dwa rozdziały do nadrobienia, cały czas byłam pewna, że tylko jeden mam w plecy. W każdym razie obiecuję poprawę i pod następnym będę już bez tak wielkiej zwłoki.
    A komentarz będzie taki zbiorowy do obu.
    Dobrze, że poprzedniego nie podzieliłaś na części, bo w tej formie znacznie lepiej się czytało i od razu można było mieć ogląd na całą sytuację.
    Nie przypuszczałam, że Alice będzie miała aż tak duże powodzenie wśród chłopaków. Musi być naprawdę ładną dziewczyną, skoro co rusz ktoś się do niej dosiadał i starał zagadać czy poderwać.
    Swoją drogą, to sprostowanie orientacji Matta nieźle mnie zaskoczyło. Chociaż na miejscu Alice raczej bym się za bardzo nie nastawiała na jakiś długi, potencjalny związek. Z tego, co powiedziała Alex, wynika, że Matt nadal eksperymentuje i sam nie wie, czego chce, starając się poznać obie możliwości. Chociaż ciekawa jestem, po co ona w ogóle dosiadła się do Alice i jej to wszystko mówiła, chyba że po prostu ma taką naturę i lubi plotkować o innych i zagadać do ludzi, o których słyszała z ust innych.
    A stawiałam, że Alice jednak nie zrobi nic głupiego podczas tego wyjścia, a tu jednak. Dobrze, że to lekkomyślne pójście za tymi chłopakami nie skończyło się tragicznie, a jedynie na kilku zadrapaniach i James pojawił się w samą porę. Chociaż nawet nie chcę myśleć, co musiała czuć, gdy zorientowała się, że to nie Matt i Felix, a na dodatek obaj nie chcą zostawić jej w spokoju.
    Nie sądziłam, że Jane mogła mieć tak ciężko w życiu i tyle różnych nieszczęść ją spotkało. Właściwie dopiero teraz zaczynam rozumieć, dlaczego tak bardzo stara się chronić córkę przed wszystkim. Jednak miejscami to nadal może przynieść odwrotne efekty. Lecz bardzo mi się spodobało, jak twardo stanęła w obronie Alice po incydencie z Victorią i zapobiegła zawieszeniu. Inna matka na jej miejscu mogłaby machnąć ręką i stwierdzić, że zasłużyła i musi dostać odpowiednią karę.
    Właściwie to całe zajście z Victorią mnie zaskoczyło, jednakże spodziewałam się, że któregoś dnia Alice nie wytrzyma i pęknie, szczególnie odkąd zaczęła słuchać rad Ecili i postępować jak tamta jej podpowiadała.
    Natomiast końcówka tego rozdziału aż wbija w krzesło. Już nie mogę doczekać się dalszych wydarzeń i tego w jaki sposób Ecila przejmie kontrolę nad ciałem Alice i jak będzie się zachowywać. Jednak na miejscu Alice bym się przynajmniej trzy razy zastanowiła, dwadzieścia siedem dni to bardzo długo i w tym czasie może wydarzyć się wszystko, a sama wiedziała, że nie wszystkie rady Ecili jej się podobały.
    Zastanawiam się także, kim jest Ecila. Bo że nie wygląda jak Szatan, to jeszcze nic nie znaczy. W takim wypadku przecież już z kilometra coś wskazywałoby, że należy zachować ostrożność, ale przecież złu zwykle chodzi o to, by tych naiwnych złapać w pułapkę tak, by niczego się nie spodziewali.
    Ciekawa jestem, co stanie się teraz ze świadomością Alice. Czy zaśnie i obudzi się dopiero po wyznaczonym czasie, czy może nadal będzie mogła obserwować to, co dzieje się z jej ciałem bez możliwości ingerencji.
    Chyba się powtórzę, ale niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz przepraszać. Rozumiem, że czasem są ważniejsze rzeczy niż komentowanie czyjegoś opowiadania. Zresztą, sama mam nieraz zapominam, że miałam do kogoś wpaść albo zwyczajnie nie mam na to czasu. Mimo wszystko cieszę się, że zostawiłaś po sobie komentarz i to tak długi.
      Ha ha :) Nigdy jakoś specjalnie nie zastanawiałam się nad urodą Alice. Nie jest z pewnością jakąś powalająca pięknością, ale jest ładna. Ma delikatne rysy i jest naturalna. Jak widać w opowiadaniu niektórym się podoba. Chociaż nie wiem czy dwóch chłopaków to dużo (Matta nie liczę). Poza tym nie zapominajmy, że Al siedziała obok Ruby. Nie to, że Ruby jest brzydulą, ale pucołowata buzia, nadprogramowe kilogramy, kilka dodatkowych fałdek i zupełny brak makijażu (czasem warto ukryć niedoskonałości albo delikatnie podkreślić zalety urody) robi swoje. Ale co się będziemy rozwodzić nad urodą Alice.
      Relacje Matta i Alice można określić jako skomplikowane. Chłopak jest młody, dla niego życie dopiero się zaczyna i próbuję różnych rzeczy.
      Alex. Moim skromnym zdaniem to ciekawa bohaterka. Wyróżnia się z tłumu. A do tego jest otwartą i spostrzegawczą osobą. Myślę, że ona obserwowała Matta i Alice. Może zauważyła między nimi jakąś... zażyłość, sympatię, może coś więcej. Ale chyba głównym powodem była ciekawość.
      Oj tak, Jane ma wiele nieciekawych wspomnień i jest z całą pewnością nadopiekuńczą mamą, ale to wszystko z miłości do jedynaczki. Chociaż masz rację, takie zachowanie czasem przynosi więcej szkód niż pożytku.
      Ecila długo pracowała na to, co się wydarzyło w tym rozdziale. nawiedzała Alice od lat, była z nią w różnych momentach jej życia, czasem coś podpowiedziała, pomogła. To nie jest tak, że Alice zawsze się z nią nie zgadzała. Ecila powoli zyskiwała sympatię Al, wkradała się w jej łaski. A Alice skusiła się w końcu na jej propozycję, bo liczy na to, że pomoże ona spełnić jej marzenia.
      Jak Ecila przeprowadzi całą "operację" i jak będzie się zachowywała to niedługo się przekonasz.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

      Usuń

Obserwatorzy