„Diabeł się przebiera za anioła,
gdy chce
duszę ludzką na zgubę wyprowadzić.”
Józef Ignacy Kraszewski
Victoria
szybkim krokiem zmierzała w stronę szatni. Była naprawdę
wściekła. Rano pokłóciła się z mamą o nowego chłopaka swojej
rodzicielki, a do tego na wf-ie miała spotkanie pierwszego stopnia z
Alice Hidden, przez co bolał ją łokieć i dostała słabą ocenę
z zaliczenia.
Cholerna Hidden. Niech
ją szlag jasny trafi — złościła się. — Jak nie ona to
jej ojciec. Co też mojej matce strzeliło do głowy.
Kiedy z rozpędem
otwierała drzwi o mało co nie uderzyła nimi drobnej sztynki, ale
nie przejmując się tym zbytnio, niczym żądny krwi morderca,
zaczęła przeszukiwać wzrokiem szatnię dziewcząt. Nie znalazłszy
obiektu swoich frustracji, skierowała się do pobliskiej łazienki.
— Naprawdę nie musiałaś
się tak o mnie martwić, Ann. Ja tylko trochę źle się poczułam,
zresztą i tak musiałabym wracać. No i akurat spotkałam Jamesa,
który zaoferował, że mnie odwiezie.
—
A wiesz, że po tym jak zniknęłaś Matt się o ciebie pytał?
—
Naprawdę? A wiesz, co...
Victoria zacisnęła
pięści. Znalazła ją.
Alice Hidden jakby nigdy
nic rozmawiała sobie z Annabellą, opierając się o jedną z
umywalek. I chyba nawet nie zauważyła przybycia zdenerwowanej
blondynki.
— Nie przesadzaj,
Vicki. Thomas jest wspaniałym mężczyzną, a jego córka to urocza
dziewczynka. Spotkałam ją w sklepie. Wygląda jak aniołek. Taka
krucha, milutka... — Dziewczyna zmięła w ustach
przekleństwo, przypominając sobie słowa mamy.
Urocza dziewczynka, uroda
aniołka, milutka. Też coś. Amber nigdy nie powiedziała, że córka
ślicznie wygląda. W ogóle rzadko obdarzała ją ciepłym słowem.
Zawsze było coś z nią nie tak. Dlatego blondynka jeszcze bardziej
znienawidziła Alice. Zazdrościła jej strasznie tych subtelnych rys
twarzy, zgrabnego nosa i delikatnej, alabastrowej cery. Zazdrościła
jej dobrych ocen oraz dobrego kontaktu rodzicami. A przynajmniej
Victoria uważała, że dziewczyna dobrze dogaduje się z rodzicami.
W końcu jest taka
idealna — pomyślała, czując narastający gniew.
Blondynka trzasnęła
drzwiami łazienki, zwracając tym samym na siebie uwagę dwóch
dziewcząt, stojących przy umywalce.
— Ty głupia małpo! —
wrzasnęła Victoria.
Alice aż podskoczyła,
słysząc dobrze znajomy głos. Nie spodziewała się, że dziewczyna
zrobi jej kolejną awanturę z powodu wypadku na wf-ie. Przecież
tłumaczyła jej, że wpadła na nią niechcący.
— Jeszcze ci nie
przeszło, Thorn? A może przez ten upadek zgubiłaś ostatnie, szare
komórki? — odezwała się Annabella, ujawniając swoją wojowniczą
naturę.
— Lepiej się zamknij,
Rose i nie wpychaj nosa w nieswoje sprawy.
— A propos nosa...
Alice już widziała
złośliwy błysk w oczach przyjaciółki i postanowiła przerwać tę
wymianę zdań, zanim przerodzi się w coś gorszego.
— Daj spokój, Ann. Nie
warto się sprzeczać. Chodźmy lepiej poszukać Ruby.
Brunetka skrzywiła się,
ale przerzuciła torbę przez ramię i zgodziła się z propozycją
koleżanki.
— Nigdzie nie pójdziesz,
aniołeczku. Najpierw mnie posłuchasz — warknęła Victoria. —
Nie życzę sobie, by twój ojczulek spotykał się z moją mamą.
Niech się od nas odczepi raz na zawsze. A jeśli chodzi o ciebie,
to nie myśl sobie, że puszczę płazem to, co mi zrobiłaś.
Alice poczuła, że robi
jej się gorąco. Parsknęła śmiechem, a w głowie usłyszała:
Nie daj się poniżać.
Powiedz jej tak: Jakbyś chciała wiedzieć to twoja matka...
— Jakbyś chciała
wiedzieć to twoja matka przyssała się do mojego taty jak jakaś
pijawka i jeśli myślisz, że mi to odpowiada to się grubo mylisz.
Nawet nie wiem jakim cudem mój tata w ogóle może patrzeć na taką
napompowaną babę. To obrzydliwe. I lepiej mi nie gróź.
Torba Ann zjechała na
ziemię i dziewczyna wpatrywała się to w jedną to w drugą
blondynkę z wyrazem szczerego zaskoczenia. Alice nigdy, ale to
przenigdy nie wchodziła w kłótnie z kimkolwiek, a jeśli już, to
wyrażała swoje odmienne zdanie, nie obrażając przy tym nikogo.
Najwyraźniej Victoria też
się nie spodziewała, że coś takiego usłyszy, bo stała w
bezruchu, wytrzeszczając oczy.
Świetnie! Nie dajmy
sobą pomiatać. Victoria myśli, że jest od nas lepsza. Ta, jasne.
Jeszcze jej pokażemy — Dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc
głos Ecili. Uważała, że jej ciemnowłose odbicie ma w tym wypadku
rację. Nie powinna dłużej dawać się poniżać. A już na pewno
nie komuś takiemu jak Thorn.
— Co powiedziałaś?
— Jestem pewna, że
słyszałaś, więc nie ma sensu powtarzać — odpowiedziała
spokojnie Alice, zmierzając w stronę drzwi.
Annabella nie podążyła
za nią, wciąż tkwiąc w jednym miejscu.
Jednak Victoria nie dała
wyjść dziewczynie, zasłoniła jej przejście, odpychając ją
dodatkowo w głąb łazienki.
— Myślisz, że dam się
obrażać? — wysyczała Thorn. — Powtarzam ci jeszcze raz, ty
idiotko, że jeśli...
— A myślisz, że ja dam
się obrażać? — przerwała jej Alice, podchodząc do blondynki i
patrząc jej prosto w oczy.
— Alice... — wtrąciła
się Annabella.
— Nie martw się, Ann.
Poradzę sobie. Za długo już milczałam, dając sobą pomiatać
takiemu... komuś.
— Takiemu komuś? —
Victoria zmrużyła oczy, a na jej policzkach pojawił się
szkarłatny rumieniec. — Myślisz, że jesteś idealna? Jesteś tak
samo fałszywa jak twój ojciec. Słyszałam, że przeleci wszystko,
co się rusza. Kto wie czy nie pójdziesz w jego ślady, a może już
poszłaś? W końcu byłaś na tych wspaniałych urodzinach Rose. No,
przyznaj się czy cię tam któryś...
— Zamknij się! —
krzyknęła Alice, czując jak robi jej się coraz bardziej gorąco.
Pięści dziewczyny same się zacisnęły, a w głowie dźwięczał
głos Ecili, która podrzucała pomysły dopieczenia rywalce. —
Myślisz, że wszystko wiesz o mnie i o mojej rodzinie? Ha! A to
dopiero! Ciekawe, że ja też wiem o tobie i twojej chorej rodzince
całkiem sporo. Zresztą, całe miasto wie. Gazety nawet o tym
pisały. Niektóre nagłówki były całkiem zabawne. Pamiętasz
jakieś? Na przykład „ Anthony Thorn bierze ślub z młodszą o
dwadzieścia sześć lat Amber Chase.” albo „Czy pieniądze
zachęciły dwudziestolatkę do ślubu z mężczyzną ponad dwa razy
starszym?”, a ten był w szczególności dobry „Anthony Thorn nie
żyje. Czy stoi za tym jego żona?”
— To kłamstwa! —
wykrzyknęła Victoria, popychając na ziemię Alice.
Blondynka natychmiast się
podniosła i także popchnęła przeciwniczkę. Dziewczyny zaczęły
się szarpać. A Annabella stała i obserwowała ten niecodzienny
widok. Była w zupełnym szoku. Obie blondynki leżały już na
ziemi, kopały się, drapały, okładały pięściami, ciągały za
włosy, a przede wszystkim wrzeszczały jak opętane.
Kiedy w końcu Ann się
ocknęła, Alice siedziała na brzuchu Victorii i wymierzała jej
siarczysty policzek. Brunetka podbiegła do walczących i spróbowała
je rozdzielić. Złapała przyjaciółkę za ramię i chciała ją
ściągnąć ze wściekłej rywalki. Jednak nie udało jej się to,
bo Alice w przypływie niekontrolowanej złości machnęła ręką,
trafiając Annabellę w brzuch. Dziewczyna wypuściła powietrze i
skuliła się, przykładając dłoń do bolącego miejsca.
W tej samej chwili Victoria
zrzuciła z siebie blondynkę, przygniotła ją do podłogi i
zacisnęła dłoń na jej gardle. Alice próbowała jednocześnie
złapać powietrze i odepchnąć duszącą rękę. Nie dawała rady.
Dziewczynie powoli zaczynało brakować powietrza, ale wtedy z pomocą
przyszła Ann, która szarpnęła Victorią.
— A niech mnie! Co tu się
wyrabia?!
W jednej chwili wszystkie
trzy nastolatki zastygły w bezruchu. W drzwiach łazienki stała
tonąca w zieleni profesor Rebecca Swamp, a za nią kłębiła się
chmara ciekawskich uczennic.
***
Alice siedziała w
gabinecie dyrektorki i tępo wpatrywała się w blat dębowego
biurka. Wcześniejsza złość ustąpiła zdenerwowaniu i
niepewności. Do tego ciało dziewczyny było obolałe, a krzesło
wydawało się wyjątkowo twarde i niewygodne. Obok niej tkwiła
Victoria, której także nie było do śmiechu. Obie w milczeniu
czekały na wyrok.
Gardenia Taylor pochodziła
z arystokratycznego, brytyjskiego rodu i od lat zarządzała prywatną
szkołą im. St. Mary. Była to wiekowa kobieta o sztywnych zasadach
i trudnym w pożyciu charakterze. Nienagannie ubrana i nienagannie
się zachowująca. Zimna dama, której emocje nie dotyczyły. Nawet
teraz, kiedy miała przed sobą dwie rozczochrane i poobijane
uczennice, które przed chwilą wdały się w bójkę. Pani Taylor
siedziała prosto, bez słowa wpatrując się w siedemnastoletnie
dziewczęta i czekała.
Nagle rozległo się
pukanie.
— Proszę wejść —
odezwała się dyrektorka suchym i pozbawionym uczuć głosem.
Drzwi z cichym
skrzypnięciem otworzyły się i pojawiła się w nich młoda
kobieta. Miała czarne włosy i oliwkową cerę, a jej błyszczące,
ciemnozielone oczy zdradzały, że musi być bardzo wesołą i
żywiołową osobą, co całkowicie nie pasowało do prostej,
granatowej sukienki i poważnego wyrazu twarzy.
— Panie Hidden i Thorn
już przyszły.
— W takim razie niech
pani je tu do mnie poprosi.
— Dobrze, proszę pani.
— I jeszcze jedno, panno
Plessis. Nich ktoś przyjdzie i naoliwi drzwi.
— Dobrze, proszę pani.
Zajmę się tym jak tylko skończy pani... — przerwała sekretarka,
a w kącikach jej ust czaił się delikatny uśmiech — tę sprawę.
— To wszystko. Może pani
odejść.
Młoda kobieta znikła, ale
zaraz drzwi ponownie zaskrzypiały, obwieszczając przybycie dwóch
matek.
Amber Thorn weszła
pierwsza, donośnie tupiąc swoimi co najmniej dwunastocentymetrowymi
szpilkami. Wyglądała na bardzo niezadowoloną. Rzuciła zirytowane
spojrzenie dyrektorce, jakby to ona była winna całemu zamieszaniu,
ale nawet nie zerknęła na córkę.
Jako druga weszła Jane
Hidden. Była ubrana w grafitowy kostium, co oznaczało, że gdy ją
wzywano jeszcze pracowała. W przeciwieństwie do Amber, od razu
popatrzyła na siedzące do niej tyłem dziecko. Nie wiedziała co
się dokładnie stało i dlatego bardzo się martwiła.
— Proszę usiąść —
poleciła pani Taylor, wskazując na dwa, wolne krzesła, stojące po
jednej i drugiej stronie uczennic.
Każda z matek zajęła
miejsce obok swojej córki i czekała co powie im dyrektorka.
Alice mięła w rękach
materiał spódnicy, nie patrząc na mamę. Była zdenerwowana. Ecila
umilkła, gdy tylko wyprowadzono je z łazienki i do tej pory się
nie odezwała. Blondynka już nie czuła się taka odważna i dumna.
Opuściła ją chęć walki. Znów była starą sobą. Ale mimo
wszystko nie żałowała tego co zrobiła.
— Dziękuję, że panie
tak szybko przybyły. Rozumiem, że z pewnością zakłóciłam...
— A może tak pani
przejść do rzeczy? Co tu się stało? — dopytywała się
zniecierpliwiona Amber.
— Naturalnie — odparła
pani Taylor, przyjmując jeszcze bardziej zimną i surową postawę.
— Będą panie łaskawe przyjrzeć się twarzom pani córek.
Alice poczuła, że dłoń
mamy bierze ją za brodę i delikatnie podnosi do góry. Niebieskie
oczy spotkały zielone i już po chwili te zielone wydawały się
bardzo zaskoczone i zaniepokojone. Dziewczyna mogła się tylko
domyślać, co musiała zobaczyć jej mama. Rozczochrane włosy,
zadrapania na policzkach, czerwone ślady palców na szyi... co
jeszcze?
— Co to do cholery jest,
Vicki? Jak ty wyglądasz? Możesz mi do jasnej...
Pani Taylor chrząknęła
cicho, zapewne starając się w ten delikatny sposób napomnieć
Amber, ale kobieta wcale nie zwracała uwagi na to jakich słów
używa.
— Pani Thorn —
zainterweniowała dyrektorka stanowczym głosem.
— Przepraszam, ale czekam
na wyjaśnienia — powiedziała blondynka, krzyżując ręce i przy
okazji wypinając biust, okryty cienkim materiałem ze wzorem w
panterkę.
— Pani wybaczy, ale nie
wiem czy jest co wyjaśniać. Pani córka i panna Hidden wszczęły
awanturę w łazience. A ich wygląd jest tego skutkiem.
— A wie pani co było
powodem tej awantury? — zapytała uprzejmie Jane.
— Niestety, ale żadna z
panien nie chciała mi nic konkretnego powiedzieć.
W końcu Alice zdecydowała
się spojrzeć na dyrektorkę.
Gardenia Taylor miała
ciemne włosy, przeplecione siwizną, które zaczesywała w elegancki
kok. Czarna sukienka, uwydatniała bladość cery i dodawała lat.
Twarz kobiety była szczupła i naznaczona zmarszczkami, ale
inteligentne, niebieskie oczy patrzyły na uczennice z dziwnym
błyskiem, intensywnością, zdradzającym doświadczenie oraz nutę
zaciekawienia.
Blondynka nie czuła się
zbyt dobrze, patrząc się na oblicze starszej kobiety, więc
spuściła wzrok, który spoczął na dłoniach dyrektorki, leżących
na blacie biurka. Ciemne drewno kontrastowało z jasną skórą. Ale
uwagę dziewczyny przykuł ciężki pierścień z dużym, czarnym
kamieniem.
— To jet — powiedziała
pani Taylor, dotykając pierścienia, a później dodała. —
Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego. To jest
niedopuszczalne. Nasz szkoła nie toleruje takich zachowań. To
szkoła dla dam, a nie dla kryminalistek.
— Kryminalistek? —
zirytowała się Amber. — Moja córka nie jest kryminalistką. Moja
córka jest damą.
Alice musiała przygryźć
wargę, by się nie roześmiać. Victoria damą?
— Niestety, ale w tej
chwili tego nie widzę — odezwała się dyrektorka. — Jedyne co
widzę, to pokiereszowana twarze.
— Rozumiem, że sytuacja
jest trudna dla wszystkich. Nie mam pojęcia co kierowało moją
córką, ale zapewniam, że to się już nie powtórzy. — Głos
zajęła Jane.
— Właśnie rozważałam,
co też zrobić z panienkami i nie widzę innego wyjścia jak
zawieszenie.
— Ależ pani Taylor —
zaczęła mama Alice. — Wiem, że ta awantura to coś okropnego.
Nigdy w życiu moja córka nie sprawiała mi takich problemów i
nigdy bym się nie spodziewała czegoś takiego. Ale zawieszenie?
Obiecuję porozmawiać z córką i wyjaśnić całą sprawę.
— Bez dyscypliny nie ma
porządku — powiedziała dyrektorka, zaciskając wąskie usta.
***
Drzwi zamknęły się z
hukiem. W domu rozległo się głośne tupanie.
— Zaczekaj to moja panno
— zawołała za córką Jane.
Alice zatrzymała się na
schodach i niechętnie odwróciła.
— Nie mamy o czym
rozmawiać.
— Owszem, mamy. O mało
co nie zostałaś zawieszona i tylko dzięki moim prośbom pani
Taylor zrezygnowała z tego.
— Wcale nie musiałaś
tego robić — wymruczała nastolatka, założyła ręce na piersi i
oparła się o poręcz.
— Musiałam. A teraz ty
musisz mi powiedzieć, o co poszło.
— Victoria to idiotka, to
ona wszystko zaczęła.
— I to wszystko? Alice!
Nie jesteś dzieckiem. Nie powinnaś dać się prowokować i
wywoływać jakieś dzikie awantury.
— Już ci mówiłam, że
to nie ja to zaczęłam — zdenerwowała się siedemnastolatka.
— W takim razie jaki był
konkretny powód?
— Mama Victorii spotyka
się z tatą. To ona jest jego nową dziewczyną.
Jane przez chwilę
wpatrywała się zaskoczona w córkę. Nie mogła uwierzyć, że jej
były mąż spotka się z kimś takim. Jak ona mogła kiedyś być
tak ślepa i się w nim zakochać? Przecież ten mężczyzna nie ma
żadnego gustu. Ta cała Amber Thorn to ordynarna ofiara operacji
plastycznych. W niej wszystko jest sztuczne.
Co Thomas w niej widzi?
— To nie powód do
awantur. Thomas jest dorosły i wolny. Jeśli chce spotykać się z
mamą Victorii to... to jest jego sprawa — powiedziała Jane,
starając się utrzymać spokojny ton głosu.
— Ty naprawdę nic nie
rozumiesz. Nie masz pojęcia jaka jest Victoria i jej matka.
— Alice...
— Nie masz pojęcia jak
Victoria mnie traktowała. Jak traktowała Ruby. Ty nic nie wiesz.
— Bo mi nic nie mówiłaś.
Nie znałam cię od tej strony. Nie spodziewałam się po tobie
takiego zachowania. Jakieś bójki. Nie tak cię wychowałam. Miałaś
być dobrą, spokojną i rozsądną dziewczynką, która...
— Która nie będzie
potrafiła sobie w życiu poradzić? Która nie będzie ci się
sprzeciwiać? Która będzie dawała sobą pomiatać?
— Która będzie umiała
się zachować w każdej sytuacji.
— Potrafię sobie
poradzić w każdej sytuacji! — krzyknęła Alice i znów poczuła,
że robi jej się gorąco.
— Nie, Alice. To nie
sposób na radzenie sobie. Widziałaś jak wyglądasz? Widziała jak
wygląda Victoria?
— Nie mam zamiaru tego
słuchać.
— Alice. Alice, zaczekaj!
Tylko że nastolatka nie
zaczekała. Wbiegła po schodach i zniknęła w pokoju.
— Alice?! Alice, tak się
nie kończy rozmowy. Wyjdź i porozmawiaj ze mną spokojnie.
Jane jeszcze przez chwilę
dobijała się do drzwi, ale dziewczyna zamknęła je na klucz.
— Ty mnie nie rozumiesz,
nie rozumiesz, nie chcesz mnie zrozumieć — mamrotała do siebie
blondynka, siadając na podłodze.
Czuła się obolała, a
oczy ją podejrzanie szczypały. Ukryła twarz w dłoniach, ale nie
płakała. Była zła i psychicznie zmęczona. Nie miała pojęcia
jak długo tak siedziała. W końcu wstała i szybkim krokiem
podeszła do biurka. Wyciągnęła z niego pamiętnik, a z blatu
wzięła długopis i usiadła na łóżku. Przez chwilę zawzięcie
ściskała kawałek plastiku, zanim zaczęła pisać.
Biłam się z Victorią.
Tak! W końcu zrobiłam to o czym kiedyś tylko po cichu marzyłam.
Dałam tej głupiej idiotce popalić. Zawsze milczałam, ale dzisiaj
nie wytrzymałam. Należało jej się. Ale mama mnie wcale nie
rozumie. Ona nic nie wie. Nic nie wie. Nie chcę być już dłużej
słaba. Chcę robić to czego pragnę. Chce w końcu móc kierować
własnym życiem. I będę. Jeszcze nie wiem dokładnie jak, ale coś
się musi zmienić. Musi!
Dziewczyna
zatrzasnęła zeszyt i zerwała się z łóżka. Miała nadzieje, że
jej ulży, gdy coś zapisze, ale nie ulżyło. Znów podeszła do
biurka i zaczęła wyciągać książki. Chciała gdzieś głęboko
ukryć pamiętnik. I wtedy natknęła się na małe lustereczko w
czerwonej ramce. Wyprostowała się powoli i spojrzała w
zwierciadło.
W pierwszej chwili
zobaczyła jasne, zmierzwione włosy, zaczerwienioną i przeoraną
paznokciami Victorii twarz. Jednak później miejsce blond loków
zajęły czarne pukle, niebieskie oczy pociemniały, a usta odbicia
wygięły się w uśmiechu.
Alice krzyknęła, a
lusterko roztrzaskało się w jej rękach. Zupełnie samo! Dziewczyna
wypuściła kawałki szkła, wpatrując się jednocześnie w
poranione dłonie. Kropla krwi skapnęła na podłogę, a
siedemnastolatce nagle zrobiło się słabo. Spróbowała głęboko
oddychać, ale to nie pomogło. Nie czuła bólu. Widziała tylko
czerwień. Czułą tylko gorącą posokę, która znaczyła jej ręce.
Pociemniało jej przed oczami, zaszumiało w uszach, nogi zrobiły
się wiotkie i ugięły się pod ciężarem ciała. Dziewczyna
poczuła, że upada. Wydała z siebie zduszony okrzyk i spróbowała
złapać się biurka, ale jej ręka na nic nie trafiła. Zanim
jeszcze zderzyła się z podłogą poczuła silny ból głowy.
Alice wydawało się, że
leży na zimnej i twardej posadce. Spróbowała otworzyć oczy, by
zobaczyć, gdzie się znajduje, ale mimo że jej powieki uniosły się
do góry nic nie widziała. Dziewczynę otaczała ciemność.
— Alice. — Usłyszała tuż przy
uchu.
Nastolatka poczuła przenikliwy chłód.
Strach ścisnął jej gardło. Wstała, odwróciła głowę i
machnęła ręką w powietrzu, by sprawdzić czy ktoś jest blisko
niej. Nikogo nie było.
Gdzie ja w ogóle jestem? —
pomyślała. — I kto tu jest?
— Alice. — Głos był cichy i
miękki. Kobiecy. Wołając, przeciągał literę „a”.
— Kto… — zaczęła, ale przerwała
i przełknęła ślinę. Spróbowała jeszcze raz. — Kto tu jest?
— Naprawdę nie wiesz, Alice?
Dziewczyna wiedziała, ale bała się,
że jej przypuszczenia okażą się prawdą. Poznała ją po tym jak
szeptała jej imię. Wymawiała je dokładnie tak jak zawsze. Jak
każdej nocy, kiedy ją wzywała.
— Ecila.
Jak na zawołanie w pomieszczeniu
zapaliły się setki świec. Alice zamrugała, próbując
przyzwyczaić oczy do jasności. Wydawało jej się, że gdzieś w
oddali dostrzegła kobiecą postać, ale kiedy zamknęła i ponownie
otworzyła oczy, Ecila stała już kilka kroków przed Alice.
Blondynka zauważyła jej smukłą
sylwetkę ubraną w krótką, czarną sukienkę bez ramiączek. Na
nogach miała wysokie szpilki, a czarne loki swobodnie opadały na
ramiona i plecy.
— Witaj Alice — przywitała się
Ecila z uśmiechem na ustach. — Cieszę się, że wpadłaś z
wizytą.
Nastolatka nic nie odpowiedziała. W
milczeniu wpatrywała się w ciemnoniebieskie oczy swojej
„gospodyni”. Miała wrażenie, że śni.
— Nie cieszysz się z naszego
spotkania?
— Gdzie jestem i czego ode mnie
chcesz? — zapytała w końcu Alice, rozglądając się po
pomieszczeniu. Była to ogromna sala. Pusta, jeśli nie liczyć
świec, które ją oświetlały.
— Chciałam z tobą porozmawiać. Może
usiądziemy? — zaproponowała Ecila, pokazując czerwoną kanapę,
której wcześniej Alice nie zauważyła.
Dziewczyna zawahała się, ale brunetka
już szła we wcześniej wskazanym kierunku. Alice chcąc nie chcąc
podążyła za nią.
— Może
napijesz się wina? —
zapytała Ecila, sięgając po butelkę, stojącą na szklanym
stoliczku. Znajdowały się tam też dwa kieliszki.
Alice mogła przysiąc, że jeszcze przed
chwilą nie było żadnego stolika. Jednak wszelkie wyrazy
zaskoczenia zatrzymała dla siebie.
— Proszę. — Ecila z uśmiechem
podała nastolatce kieliszek z czerwonym winem.
— Dziękuję —
odpowiedziała uprzejmie Alice, ale nawet nie sięgnęła po napój.
— Chcesz coś innego? Piwo, wódka,
whisky, szampan, może jakiś drink?
— Dziękuję za propozycję, ale ja
nigdy...
— No tak — odrzekła Ecila z
igrającym na ustach uśmiechem, który nie objął jej oczu. —
Kochana córeczka, dobra uczennica, oddana przyjaciółka. Nigdy nie
robisz czegoś, czego nie powinnaś, prawda?
Właściwie to była prawda. Alice
starała się zadowolić wszystkich. Być po prostu dobra i zazwyczaj
jej się to udawało. W domu, w szkole... Ludzie ją chwalili. A
kiedy była mała często nazywali aniołkiem.
Dziewczyna już otworzyła usta, by
powiedzieć: „staram się robić to, co powinnam”, ale wtedy
przypomniała sobie o bójce w szkole.
Ecila jakby czytając w jej myślach
wyszeptała:
— Wiem co się dzisiaj stało. Wiem co
zrobiłaś.
— To dlatego tutaj jestem?
— Jesteś tutaj, bo chciałam z tobą
porozmawiać, chcę coś ci zaproponować.
Alice nie wiedziała co myśleć.
Patrzyła w ciszy jak Ecila podnosi swój kieliszek, pełen czerwonej
substancji. Czerwonej jak usta, które ją piły. Czerwonej jak krew.
— Jak się czułaś, kiedy uderzyłaś
Victorie? Jak się czułaś później po bójce? Żałowałaś?
Alice zastanowiła się przez chwilę
nad zadanymi jej pytaniami. Co czuła, kiedy uderzyła Victorię?
Gniew i... satysfakcję. Pomyślała wtedy, że ona sobie na to
zasłużyła. To była zemsta za to, że dokuczała i wyśmiewała
Ruby, a czasem i Alice. Jak czuła się po bójce? Czy żałowała?
Powinna żałować, powinna zrozumieć, że źle postąpiła. Nie tak
uczono ją rozwiązywać problemy, nie siłą. To było złe. Tylko
że Alice nie czuła się winna. Wciąż uważała, że Victoria
dostała za swoje i powinno to stać się już wcześniej. Tego dnia
pokłóciła się też strasznie z mamą. Trzasnęła jej drzwiami
przed nosem i wykrzyczała, że ona jej nie rozumie. Co się z nią
stało?
— Jestem pewna, że doskonale wiesz,
co czułam i nie, nie żałowałam tego co zrobiłam. Tylko nie
rozumiem dlaczego.
— Dlaczego cieszyły cię zaskoczone
miny wszystkich, kiedy okazało się, że nie chcesz być
popychadłem? Dlaczego poczułaś satysfakcję, kiedy Victoria
krzyknęła z bólu? Dlaczego odważyłaś się wyrazić swoje zdanie
w kłótni z matką? Może dlatego, że to powinno się stać.
Alice patrzyła jak Ecila odstawia
kieliszek i przysuwa się bliżej niej.
— Dałaś się ponieść emocjom,
które się w tobie nagromadziły. Victoria zasłużyła sobie na to,
co jej zrobiłaś. Uważała się za lepszą i poniżała innych. To
nie zemsta, to sprawiedliwość. — Ostanie zdanie Ecila wyszeptała
tuż przy uchu Alice. — Zresztą. Nasza matka, twoja matka też nie
jest święta. Każdy ma swoje tajemnice, słabości, małe grzeszki,
które próbuje ukryć przed innymi.
Alice wstała nagle z kanapy, założyła
ręce na piersi i powiedziała:
— Dalej nie wiem czego ode mnie
chcesz.
— Chcę ci pomóc.
— Niby w czym?
Ecila znikła gdzieś między jednym a
drugim mrugnięciem oka i do Alice dobiegł tylko jej głos, który
odbijał się echem po sali.
— Wiem czego chcesz. Ja mogę ci to
dać. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Chciałabyś być tak
odważna i niezależna jak Annabella. Ona potrafi dostać to czego
chce, potrafi się przeciwstawić. A ty?
— Dzisiaj pokazałam, że ja też tak
potrafię.
— Zrobiłaś to, bo ci pomogłam.
Pomogłam ci w zwalczeniu twojej nieśmiałości, strachu przed
powiedzeniem tego co myślisz i zrobieniu tego czego chcesz. I dalej
mogę ci pomagać. Wiem, że chcesz Matthew, chcesz przezwyciężyć
strach przed krwią, chcesz spotkać się z ojcem i powiedzieć mu co
o nim myślisz, chcesz się pozbyć Amber, chcesz oznajmić matce, że
pragniesz iść na medycynę. Chcesz pójść na imprezę z Ann,
chcesz... żyć tak jakby następnego dnia miałoby nie być.
W sali nastała cisza. Alice czuła
swoje serce trzepoczące w piersi. Ecila znała ją doskonale.
Wiedziała o niej takie rzeczy jakich nikt inny nie wiedział. Tylko
czy naprawdę z jej pomocą mogła osiągnąć wszystko to, czego
pragnęła?
— Dam ci to wszystko. — Tym razem
głos dobiegał z bliska. Alice poczuła na szyi ciepły oddech. —
Pomogę przezwyciężyć ci strach, nieśmiałość, niezdecydowanie.
Musisz mi tylko na to pozwolić.
— Co miałabym zrobić? — zapytała
Alice, czując suchość w gardle i przyspieszone bicie serca.
— Pozwolić mi się ujawnić. Dopuść
mnie do swojego życia. Przestań mnie ciągle blokować.
— Nie rozumiem.
— Wiesz kim jestem? — zapytała
Ecila. Stała teraz tuż przed blondynką i patrzyła jej prosto w
oczy. — Jestem częścią ciebie, Alice. Częścią, która nie boi
się niczego, która potrafi osiągnąć to, co zamierza. Wystarczy,
że zgodzisz się, żebym pokierowała naszym życiem. Dopuszczasz
mnie do niego bardzo rzadko. Dopuściłaś mnie do niego dzisiaj w
szkole.
— Miałabym ci oddać moje życie?
— To nasze życie — przypomniała
Ecila. — A poza tym nie miałabym go na wyłączność. Ty też
czerpałabyś z niego korzyści. Czułabyś to, co ja. A jeśli coś
by ci się nie podobało, mogłabyś to powiedzieć.
— Tylko że ty nie zawsze musiałabyś
mnie słuchać — powiedziała Alice, pamiętając wszystkie te
chwile, kiedy w głowie ktoś jej szeptał: „zrób to” albo „czy
nie chcesz...”
— Jestem skłonna iść na ustępstwa.
Wiedz, że chce dla nas jak najlepiej. Możemy zawrzeć układ. Dasz
mi... w przybieżeniu dwadzieścia siedem dni na zmienienie naszego
życia.
— A kiedy ten czas minie...
— Będziesz mogła znów przejąć
stery — powiedziała z uśmiechem brunetka.
— To mi przypomina zawarcie cyrografu
z diabłem — rzekła Alice, nieufnie spoglądając na swoją
rozmówczynię.
— Naprawdę przypominam diabła? —
Zaśmiała się Ecila, obracając się powoli wokół własnej osi.
Obie dziewczyny pod pewnymi względami
były do siebie bardzo podobne, ale istniało też wiele różnic.
Alice pomyślała, że Ecila jest od niej ładniejsza. Nie wiedziała
tylko, czy to sprawa czarnych włosów, granatowych oczu czy ubioru.
A może to dzięki pewności siebie, której jej zawsze brakowało?
Ale jednego dziewczyna była pewna. Ecila nie wyglądała jak diabeł.
— Chyba za dużo książek fantasy i
horrorów w moim życiu — spróbowała zażartować blondynka.
— No tak. Brak mi kopyt, rogów i
ogona. Szpetnej twarzy też nie mam. — Mrugnęła do niej Ecila. —
To skoro ustaliłyśmy, że nie ma we mnie nic diabelskiego, to umowa
stoi?
— Dwadzieścia siedem dni? —
zastanawiała się Alice. — Pomożesz mi przez ten czas spełnić
moje pragnienia?
— Tak.
— A jeśli mi się coś nie spodoba?
— Zrobię to wszystko czego do tej
pory pragnęłaś. Dlaczego to miałoby ci się nie spodobać?
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale
zapytała jeszcze:
— A kiedy minie czas to, co wtedy?
— Wtedy wrócę tutaj i może będziemy
widywały się od czasu do czasu w lustrze. Nic nie tracisz,
zgadzając się na moją propozycję, a możesz coś zyskać.
Alice zamknęła na chwile oczy. Chciała
się skupić. Jednak musiała przyznać sama przed sobą, że kusiła
ją ta propozycja. W końcu od czasu do czasu zdarzało jej się
słuchać Ecili i jakoś nigdy tego nie żałowała. To dzięki niej
poszła na urodziny Ann. Przecież chciała coś zmienić w swoim
życiu. Chciała być inna. I teraz miała szansę. Może to ona
sprawi, że będzie lepiej? A Alice? Alice będzie upajała się
wolnością razem z nią.
— Dobrze. Zgadzam się — powiedziała
w końcu.
Ecila uśmiechnęła się do niej. Upiła
łyk czerwonego wina i podała ten sam kieliszek blondynce.
— Mówiłam już, że ja...
— Za to warto wypić.
Tym razem nie zaprotestowała. Pod
czujnym wzrokiem brunetki, podniosła naczynie do ust. Czerwona
substancja była słodka i kwaśna zarazem. Ecila uśmiechnęła się,
a wtedy Alice zaszumiało w uszach, zakręciło w głowie jak po
jeździe na karuzeli i dziewczyna upadła prosto w objęcia
ciemności. Ostatnie co usłyszała to cichy, kobiecy szept:
— Zobaczysz, ile zdziałam
w sześćset sześćdziesiąt sześć godzin.
W końcu dziesiątka się pojawiła. Kiedy ją pisałam trochę się obawiałam czy jej nie zepsuję i w sumie dalej się obawiam czy jej nie zepsułam. To dosyć ważny rozdział i taki przełomowy moment. Pewnie z przecinkami coś namieszałam, ale mam nadzieję, że treściowo wyszło w miarę. Kolejny rozdział tradycyjnie za dwa tygodnie plus ewentualne kilka dni poślizgu (coś ostatnio nie mogę wyrobić się w terminie).
Ech... uważałam Alice za dobrą dziewczynę, że ona nie da się zmanipulować, a tu co? Tak łatwo poddała się Ecili. No i te "666" godzin. Ona nie jest diabłem? Nie, ale może wysłannikiem diabła? XD
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi szkoda naszej głównej bohaterki, na pewno łatwo teraz nie będzie. Zapewnienia Ecili pewnie były puste - i tak zrobi to, co jej się żywnie podoba. Już jej nie lubię, normalnie pajam do niej nienawiścią! No... do postaci z opowiadania? Czy to nie dziwne? :D
Czekałam z niecierpliwością na ten rozdział i chyba się nie rozczarowałam. Nie, rozczarowałam się. Rozczarowałam się postawą naszej Alicji, głównie, kiedy odnosiła się do matki.. No i Ann, tak stała wyryta? No, hm, trochę to było głupawe. XD
Okej, czekam z kolejną niecierpliwością na 11.
Jak sobie jeszcze coś przypomnę, żeby skomentować, to napiszę. :D
Pozdrawiam,
summon'
Alice wcale nie jest zła, ale jak się okazuje podatna na wpływy. Zresztą zawsze brakowało jej asertywności.
UsuńA Ann tylko na początku nie zareagowała, bo nie spodziewała się takiego zachowania ze strony Alice, ale w końcu przecież ruszyła z pomocą :)
No i wreszcie zaczęło się coś dziać :). Tak bardzo brakowało mi Ecili, a w tym rozdziale dostałam to, na co czekałam przez ostatnie rozdziały, czyli Ecilę prowokującą Alice do zrobienia czegoś złego. I to nie wcale w pokojowy sposób, jak to wyglądało do tej pory, a coś znacznie ciekawszego - porwanie naszej głównej bohaterki gdzieś do krainy fantazji, o ile można to tak nazwać.
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że ten cały "pakt" nie skończy się dobrze. Zapewne na początku Alice będzie miała to, czego do tej pory pragnęła, ale potem wszystko wymknie się spod kontroli i... trzeba będzie po tym posprzątać.
Nie wiem dlaczego, ale ta bójka przypomniała mi nieco moje stare opowiadanie (nie wiem, czy pamiętasz, publikowałam je w wakacje, ale potem usunęłam). Szczerze powiedziawszy, spodobała mi się tamta scena, bo Alice wreszcie przestała być grzeczną, posłuszną dziewczynką.
Jeszcze raz baaaaardzo dziękuję za Ecilę i jej dzisiejsze zachowanie ;). Ten rozdział by chyba jednym z najlepszych na tym blogu, chyba przez to, że wreszcie alter-ego głównej bohaterki pokazało ten "prawdziwy pazur".
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Elif
Oj tak, Ecila w końcu wciągnęła Alice do swojej gry.
UsuńA jeśli chodzi o bójkę, to odkąd przeczytałam Twój komentarz przez dobrą godzinę starałam sobie przypomnieć Twoje opowiadanie z wakacji, ale już wiem o jaką bojkę Ci chodzi. To chyba było opowiadanie o dziewczynie, która dostała list od mamy i chciała do niej jechać, to chyba te, no nie?
Bardzo się cieszę, że podobała Ci się i Alice i Ecila w tym rozdziale. Miałam nadzieję, że to będzie jeden z ciekawszych rozdziałów w opowiadaniu.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
Alice mocno mnie zdziwiła. Nie spodziewałam sie tak burzliwej reakcji z jej strony, ale cóż, w koncu w jej poczynania na dobre włączyła sie przyjaciółka z lustra... Swoja droga jest mi troche, ale tylko troche zal V. Musi miec naprawde sporo kompleksów i nie ma łatwo, mając taka matkę...to nie jest jej wina, ale nie wiem, czy kiedykolwiek dogada sie z alice,nie sadze. Ne wiem, czy zmiana alice mi sie podoba. Z jednej strony dobrze jest umiec walczyć o swoje, z drugiej trzeba znac granice, próbować patrzeć z roznych perspektyw... Jestem vardzo ciekawa,co bedzie dalej i liczę na jakies spotkanie z bratem Rose xD zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAlice chyba zdziwiła wszystkich, ale właśnie to sprawka Ecili.
UsuńA Victoria rzeczywiście nie ma łatwo i ma sporo kompleksów i to głównie dlatego próbuje się wyładować na innych. Ona wcale nie jest taką złą osobą. Po prostu czuje się źle w rodzinie i własnym ciele. I myślę, że ona boi się, że ktoś ją zrani, więc rani innych. A czy się dogada z Alice? Zobaczymy.
Zmiany są potrzebne, ale co wyniknie z tej to się okaże.
James będzie się pojawiał, choć co prawda zabraknie go w następnym rozdziale.
Ojej, starcie Viktorii z Alicją było naprawdę poważne. Ciekawe, czy to będzie mieć dalsze konsekwencje? Co prawda dyrektorka już wezwała obie panny na dywanik, ale jakoś nie wierzę, że na tyn koniec kłótni i swarów. Generalnie zaczyna się robić gorąco.Niestety, Ecila najwyraźniej, dopiero zaczyna rządzić, to faktycznie wcielenie diabła. Czyżbyś zamierzała pokazać, iż główna bohaterka ma się całkowicie zmienić ujawnić swoją demoniczną naturę? Coś w rodzaju opętania? To mogłoby być ciekawe nie powiem. Ten wątek bardzo mi się podobał w Harrym Potterze, kiedy Ginny opętał Voldemort zaklęty w dzienniku jako wspomnienie. Oceniam ten rozdział bardzo dobrze, chociaż było troszkę błędów. Z tego, co rzuciło mi się w oczy
OdpowiedzUsuń" Rozumiem, że sytuacja jest trudna dla wszystkich. Nie mam pojęcia co kierowało moją córką, ale zapewniam, że to się już nie powtórzy. — Głos zajęła Jane. " tu powinno być zabrała nie zajęła. poza tym są oczywiście literówki i drobiazgi, jednak czytając tekst reguły skupiam się na treści, a ta jest w porządku także mogę jedynie prosić o dalsze niespodzianki. Teraz czas pokazanie, co potrafisz, Alicjo A.
Alice i Victoria nie lubiły się i nie lubią, a co będzie dalej to zobaczymy.
UsuńOpętanie? No nie wiem czy tak to można nazwać. A demoniczna natura? Ecila ma w planach różne rzeczy, ale nie wiem czy ukaże swoją taką prawdziwą demoniczną stronę. Na pewno nie pokaże się z rogami na głowie i nie podpali miasta. Myślę, że będzie działa subtelniej, raczej przebiegle, by zdobyć to czego chce.
Ach, te błędy. Nikt nie jest od nich wolny.
Dziękuję za komentarz.
Jedyne, o czym myślę po tym rozdziale, to to kim do jasnej ciasnej jest Ecila? Demon, diabeł, a może sam Szatan? Symboliczna liczba mówi sama za siebie. Wiem, że to na pewno jest powiązane z siłami nadprzyrodzonymi, powiązane z Lucyferem, ale nie wiem w jakim stopniu. Czyli z opowiadania obyczajowego z małymi elementami fanastyki przechodzisz w typową fantastykę? Jeśli mam być szczera, to mi to bardzo odpowiada, ponieważ uwielbiam ten typ literatury.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, co takiego zmaluje Ecila. Biorąc pod uwagę fakt, że służy siłom zła, z pewnością nie będzie zbyt kolorowo. Podejrzewam, że dziewczyna w końcu zorientuje się, co takiego zrobiła i zacznie walczyć o przejęcie kontroli, ale czy jej się uda? Myślę, że jakąś rolę odegra tutaj James. Ale co ja tam wiem, w końcu jestem jedynie czytelnikiem. Musze czekać, aż mi to wyjaśnisz ^^
Kim jest Ecila? Dobre pytanie. Nawet nie wiesz ile czasu nad tym myślałam, tworząc jej postać. I tak naprawdę dalej nie mogę jednoznacznie określić kim ona tak naprawdę jest. Jej postać można interpretować w różny sposób.
UsuńFantastyka. Też ją lubię i to bardzo, ale chyba tego opowiadanie jednak nie można zaliczyć do fantastyki. Najbardziej niezwykłą i trochę nadprzyrodzoną istotą jest Ecila.
James. Widzę, że ma coraz więcej fanów. Facet się jeszcze pojawi i to nie raz. Odegra jakąś rolę, ale czy na tyle ważną to zobaczymy.
Dziękuję za komentarz.
Na początku bardzo przepraszam, że tak długo mnie u ciebie nie było, nawet nie przypuszczałam, że uzbierają mi się aż dwa rozdziały do nadrobienia, cały czas byłam pewna, że tylko jeden mam w plecy. W każdym razie obiecuję poprawę i pod następnym będę już bez tak wielkiej zwłoki.
OdpowiedzUsuńA komentarz będzie taki zbiorowy do obu.
Dobrze, że poprzedniego nie podzieliłaś na części, bo w tej formie znacznie lepiej się czytało i od razu można było mieć ogląd na całą sytuację.
Nie przypuszczałam, że Alice będzie miała aż tak duże powodzenie wśród chłopaków. Musi być naprawdę ładną dziewczyną, skoro co rusz ktoś się do niej dosiadał i starał zagadać czy poderwać.
Swoją drogą, to sprostowanie orientacji Matta nieźle mnie zaskoczyło. Chociaż na miejscu Alice raczej bym się za bardzo nie nastawiała na jakiś długi, potencjalny związek. Z tego, co powiedziała Alex, wynika, że Matt nadal eksperymentuje i sam nie wie, czego chce, starając się poznać obie możliwości. Chociaż ciekawa jestem, po co ona w ogóle dosiadła się do Alice i jej to wszystko mówiła, chyba że po prostu ma taką naturę i lubi plotkować o innych i zagadać do ludzi, o których słyszała z ust innych.
A stawiałam, że Alice jednak nie zrobi nic głupiego podczas tego wyjścia, a tu jednak. Dobrze, że to lekkomyślne pójście za tymi chłopakami nie skończyło się tragicznie, a jedynie na kilku zadrapaniach i James pojawił się w samą porę. Chociaż nawet nie chcę myśleć, co musiała czuć, gdy zorientowała się, że to nie Matt i Felix, a na dodatek obaj nie chcą zostawić jej w spokoju.
Nie sądziłam, że Jane mogła mieć tak ciężko w życiu i tyle różnych nieszczęść ją spotkało. Właściwie dopiero teraz zaczynam rozumieć, dlaczego tak bardzo stara się chronić córkę przed wszystkim. Jednak miejscami to nadal może przynieść odwrotne efekty. Lecz bardzo mi się spodobało, jak twardo stanęła w obronie Alice po incydencie z Victorią i zapobiegła zawieszeniu. Inna matka na jej miejscu mogłaby machnąć ręką i stwierdzić, że zasłużyła i musi dostać odpowiednią karę.
Właściwie to całe zajście z Victorią mnie zaskoczyło, jednakże spodziewałam się, że któregoś dnia Alice nie wytrzyma i pęknie, szczególnie odkąd zaczęła słuchać rad Ecili i postępować jak tamta jej podpowiadała.
Natomiast końcówka tego rozdziału aż wbija w krzesło. Już nie mogę doczekać się dalszych wydarzeń i tego w jaki sposób Ecila przejmie kontrolę nad ciałem Alice i jak będzie się zachowywać. Jednak na miejscu Alice bym się przynajmniej trzy razy zastanowiła, dwadzieścia siedem dni to bardzo długo i w tym czasie może wydarzyć się wszystko, a sama wiedziała, że nie wszystkie rady Ecili jej się podobały.
Zastanawiam się także, kim jest Ecila. Bo że nie wygląda jak Szatan, to jeszcze nic nie znaczy. W takim wypadku przecież już z kilometra coś wskazywałoby, że należy zachować ostrożność, ale przecież złu zwykle chodzi o to, by tych naiwnych złapać w pułapkę tak, by niczego się nie spodziewali.
Ciekawa jestem, co stanie się teraz ze świadomością Alice. Czy zaśnie i obudzi się dopiero po wyznaczonym czasie, czy może nadal będzie mogła obserwować to, co dzieje się z jej ciałem bez możliwości ingerencji.
Chyba się powtórzę, ale niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie musisz przepraszać. Rozumiem, że czasem są ważniejsze rzeczy niż komentowanie czyjegoś opowiadania. Zresztą, sama mam nieraz zapominam, że miałam do kogoś wpaść albo zwyczajnie nie mam na to czasu. Mimo wszystko cieszę się, że zostawiłaś po sobie komentarz i to tak długi.
UsuńHa ha :) Nigdy jakoś specjalnie nie zastanawiałam się nad urodą Alice. Nie jest z pewnością jakąś powalająca pięknością, ale jest ładna. Ma delikatne rysy i jest naturalna. Jak widać w opowiadaniu niektórym się podoba. Chociaż nie wiem czy dwóch chłopaków to dużo (Matta nie liczę). Poza tym nie zapominajmy, że Al siedziała obok Ruby. Nie to, że Ruby jest brzydulą, ale pucołowata buzia, nadprogramowe kilogramy, kilka dodatkowych fałdek i zupełny brak makijażu (czasem warto ukryć niedoskonałości albo delikatnie podkreślić zalety urody) robi swoje. Ale co się będziemy rozwodzić nad urodą Alice.
Relacje Matta i Alice można określić jako skomplikowane. Chłopak jest młody, dla niego życie dopiero się zaczyna i próbuję różnych rzeczy.
Alex. Moim skromnym zdaniem to ciekawa bohaterka. Wyróżnia się z tłumu. A do tego jest otwartą i spostrzegawczą osobą. Myślę, że ona obserwowała Matta i Alice. Może zauważyła między nimi jakąś... zażyłość, sympatię, może coś więcej. Ale chyba głównym powodem była ciekawość.
Oj tak, Jane ma wiele nieciekawych wspomnień i jest z całą pewnością nadopiekuńczą mamą, ale to wszystko z miłości do jedynaczki. Chociaż masz rację, takie zachowanie czasem przynosi więcej szkód niż pożytku.
Ecila długo pracowała na to, co się wydarzyło w tym rozdziale. nawiedzała Alice od lat, była z nią w różnych momentach jej życia, czasem coś podpowiedziała, pomogła. To nie jest tak, że Alice zawsze się z nią nie zgadzała. Ecila powoli zyskiwała sympatię Al, wkradała się w jej łaski. A Alice skusiła się w końcu na jej propozycję, bo liczy na to, że pomoże ona spełnić jej marzenia.
Jak Ecila przeprowadzi całą "operację" i jak będzie się zachowywała to niedługo się przekonasz.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.