„Myślę
sobie, że zakochanie nie może być gorsze
niż
spotkanie oko w oko z Kubą Rozpruwaczem
w
opustoszałym pociągu”.
Mathias
Malzieu - Mechanizm serca
Annabella
wysiadła z samochodu, który pożyczyła od rodziców. Nie była
pewna czy przyjście do klubu brata jest dobrym pomysłem. W ogóle
była bardzo zaskoczona propozycją Alice. Osiemnastolatka musiała
przyznać, że jej przyjaciółka ostatnio bardzo się zmieniła.
Najpierw ta bójka z Victorią, później pójście do baru,
następnie jej nietypowe zachowanie w stosunku do nauczycielki, a
teraz jeszcze i to. Co się z nią działo? Dziewczyna nie miała
pojęcia, ale z drugiej strony cieszyła się, że mogą spędzić ze
sobą trochę więcej czasu.
Brunetka
zerknęła na wyświetlacz komórki, ale ledwie schowała telefon, a
przed klub zajechała taksówka. Wysiadła z niej ciemnowłosa
dziewczyna w czarnej sukience i wysokich szpilkach. Annabella poznała
Alice tylko po jej lokach i szerokim uśmiechu na twarzy.
— Cześć
— zawołała i szybko do niej podeszła.
— Hej,
Ann. Cieszę się, że jesteś.
— Prawie
cię nie poznałam. Świetnie wyglądasz.
— Dziękuję.
Ty też, ale dla ciebie to nie nowość — zaśmiała się Ecila.
Jej
przyjaciółka nie założyła dziś sukienki, ale proste jeansy i dłuższą, szmaragdowozieloną bluzkę na ramiączka. Zresztą, Annabella nie
potrzebowała wyszukanych strojów, ona miała dar do przyciągania
ludzi. Nawet Ecila to wiedziała.
— To
co, wchodzimy?
— Jasne.
Dziewczyny
podeszły do wejścia i od razu natknęły się na dwóch
ochroniarzy. Jeden z nich był młody i Ann widziała go po raz
pierwszy w życiu. No i musiała przyznać, że jest całkiem
przystojny. Był wysokim, dobrze zbudowanym szatynem z żywymi,
ciemnoniebieskimi oczami i zarostem à la Johnny Depp.
— ID
proszę — odezwał się nowicjusz.
— Daj
spokój, Paul. Ta wyższa to siostra Jamesa. Siostrę szefa chcesz
wylegitymować? — zaśmiał się łysy ochroniarz z gęstą brodą.
— Nie
wiedziałem — wymamrotał Paul.
— Nic
się nie stało — powiedziała z uśmiechem Ann. — Chyba to twój
pierwszy wieczór, no nie?
— Tak,
pierwszy wieczór.
— To
więcej luzu i uśmiechu. Góra cię przypilnuje, co nie?
— Jasne,
młoda.
Annabella
jeszcze raz uśmiechnęła się do Paula i poszła w ślad za
przyjaciółką. Jak na razie klub był prawie pusty, ale za godzinę
czy dwie miało się to zmienić. Przyjedzie didżej, a ludzie zaczną
się schodzić.
— Przystojniaczek — zaśmiała się się osiemnastolatka.
— Ten
nowy ochroniarz? No, całkiem, całkiem.
Dziewczyny
usiadły przy barze i od razu pojawiła się przed nimi rudowłosa
barmanka, która ostatnio obsługiwała Alice na urodzinach Ann.
— No
proszę, kto tu się zjawił. Co wam podać?
— Dla
mnie sok pomarańczowy, Nicole.
— Nie
pijesz? — zdziwiła się Ecila.
— Jestem
samochodem.
— Nie
no... nie możesz mi tego zrobić. Miałyśmy się zabawić.
— Przypominam
ci, że u mnie na osiemnastce też nie tknęłaś alkoholu. Teraz
możemy się zamienić.
— Oj,
Ann, ale ty jesteś. Ani jednego drinka?
— Rodzice
by mnie zabili, gdyby coś wyczuli. I tak dobrze, że dali mi auto.
— Dobra
jak chcesz. Dla mnie martini.
Nicole
uśmiechnęła się i zabrała za przygotowywanie zamówienia, przy
okazji pytając znajome, co u nich. Przez chwilę rozmawiały sobie
wesoło o wszystkim i o niczym, kiedy nagle do baru podszedł nowy
ochroniarz.
— Nicole,
zrobisz nam dwie kawy?
— Nie
ma sprawy — powiedziała dziewczyna.
— Jak
ci się podoba praca tutaj? — zapytała Ann, odwracając się w
stronę przybysza.
Ecila
w tym czasie sączyła drinka, którego niedawno dostała, z
zainteresowaniem rozglądając się po pomieszczeniu. Dwóch mężczyzn
siedziało po przeciwnej stronie na kanapach i piło piwo, ale
nastolatce wydawało się, że ciągle na nią zerkają. A może
zerkali na Ann? W rogu sali miejsce zajmowała jakaś para, bardzo
zajęta sobą. Przy innym stoliku nerwowa blondynka kogoś
wyczekiwała. Ciągle mieszała słomką napój w szklance i co
chwilę spoglądała na wejście.
— Proszę,
dwie kawy — oznajmiła rudowłosa, stawiając filiżanki na
ladzie.
— Może
ci pomogę? — zasugerowała Annabella, na co Paul ochoczo przystał
i siedemnastolatka tyle ich widziała.
— Wpadli
sobie w oko — zauważyła barmanka. — A wydawało mi się, że
Ann kogoś ma.
— Umawia
się z Felixem, ale nie znam szczegółów. Chyba między nimi
to nic pewnego — powiedziała Ecila.
Nagle
obok niej z głośnym tupotem obcasów przeszła wysoka, szczupła
dziewczyna o hiszpańskiej urodzie. Miała lśniące, czarne włosy i
równie ciemne oczy oraz śniadą karnację.
— Przepraszam
za spóźnienie, ale autobus mi uciekł — rzuciła do Nicole i
zaraz znalazła się za ladą. — Lecę się przebrać.
— Spokojnie,
na razie nie ma dużego ruchu.
Siedemnastolatka
obserwowała jak dziewczyna znika za drzwiami „Dla personelu” i
przypomniała sobie, że widziała ją już na urodzinach Annabelli,
chociaż wtedy nie miały okazji porozmawiać.
— Nie
znacie się? — zapytała rudowłosa, widząc kogo śledzi wzrokiem
przyjaciółka Ann.
— Nie.
A powinniśmy?
— To
Silva, była Jamesa. Jej rodzice przenieśli się do Houston z
Hiszpanii, zanim się urodziła. Jest całkiem miła, no i świetnie
tańczy, ale ma swoje humorki.
— Nie
wiedziałam, że byli razem. No, ale przed urodzinami Ann nie
widziałam Jamesa od sierpnia. Długo byli ze sobą?
Nicole
czyściła ściereczką szklankę i jednocześnie mówiła:
— Zaczęli
chodzić jakoś na jesieni, a rozstali się niedługo po sylwestrze.
Nie raz widziałam jak się sprzeczali, ale nie mam pojęcia, o co.
— Ale
ta cała Silva dalej tu pracuje.
— Potrzebuje
tej pracy, a James niby nie ma powodu, by jej zwolnić. A może
rozstali się przez niego i czuje się winny? No nie wiem, to nie
moja sprawa.
Barmanka
w końcu odstawiła szklankę i podeszła do przybyłego klienta. Z
zaplecza wyszła Hiszpanka i popatrzyła na Ecilę, która właśnie
kończyła pić swojego drinka. W spojrzeniu czarnych oczu nie było
ani śladu sympatii, ale jakaś dziwna podejrzliwość.
Siedemnastolatka zastanawiała się, co jest tego powodem, jednak nic
prawdopodobnego nie przyszło jej do głowy.
— Chcesz
coś jeszcze? — zapytała Nicole, opierając się o ladę.
— Na
razie dziękuję. Może później.
Brunetka
odwróciła się i rozejrzała po sali, ale nie widziała nigdzie
Annabelli.
— Mogę
cię o coś zapytać?
— Jasne
— powiedziała siedemnastolatka i zerknęła na ręce rudowłosej
barmanki, w których mięła szmatkę.
Ecila
zauważyła, że na prawym nadgarstku dziewczyny wytatuowana była
ćwierćnuta.
Ciekawe
czy coś oznacza?
— Gdybym
wcześniej cię nie widziała to nigdy nie pomyślałabym, że byłaś
blondynką. Zdradź mi, w którym salonie doskonale ufarbowali ci włosy?
Nastolatka
roześmiała się, słysząc tak banalne pytanie, a później
umilkła, zastanawiając się co odpowiedzieć. Który salon miała
jej polecić, skoro nie była ostatnio w żadnym?
Z
opresji wybawił ją zdenerwowany głos. Osoby będące w klubie
odwróciły się w stronę wejścia.
— Co
się dzieje? — zapytała Ecila.
Nicole
pokręciła tylko głową i zaraz obie zobaczyły idącego w stronę
baru Jamesa.
Młody
mężczyzna szedł szybkim krokiem. Nie wyglądał na zadowolonego.
Niecierpliwym gestem odgarnął włosy z czoła i spojrzał na
siedemnastolatkę takim wzrokiem, że ta aż musiała przytrzymać
się lady, bo miała wrażenie, iż zaraz spadnie z wysokiego
stołka.
— Nie
powinno cię tu być.
— Co
się stało? — zapytała Nicole, zwracając tym samym uwagę na
siebie.
— Co?
— warknął James. — Może to, że sprzedajesz alkohol
smarkaczom? Alice nie ma nawet ukończonych osiemnastu lat, nie
mówiąc o przepisowych dwudziestu jeden.
— Spokojnie.
— Spokojnie?!
— krzyknął, ale zaraz ściszył głos. — Zrobią nam dzisiaj
nalot. Będziemy mieli na głowie kontrolę, a ty mi mówisz
spokojnie.
— O
cholera — wyszeptała rudowłosa. — Jesteś pewien?
— Kumpel
do mnie dzwonił i uprzedził, więc tak, jestem pewien.
Nagle
oboje spojrzeli na Ecilę.
— Powinnaś
stąd zniknąć — powiedział James i wziął ją pod ramię.
Dziewczyna
potknęła się, schodząc z krzesła i wpadła na Silvę niosącą
sok. Zawartość szklanki rozlała się i poplamiła siedemnastolatce
sukienkę.
— No
rzesz kurwa — zaklęła nastolatka, nie zwracając uwagi na to, że
to nie pasowało do zachowania Alice.
— Cudownie.
Moglibyście uważać — zdenerwowała się barmanka.
— Nalej
drugą szklankę — polecił mężczyzna, ciągnąc w stronę
wyjścia niepełnoletnią brunetkę.
— Mam
tak iść? Zalana sokiem?! — oburzyła się. — Daj mi się
doprowadzić do porządku.
— Nie
ma czasu. Doprowadzisz się do porządku w domu.
— Uspokój
się. Kontrola będzie pewnie później, kiedy więcej ludzi się
zbierze — powiedziała Ecila i wyszarpnęła rękę z uścisku
Jamesa. — Idę do toalety.
Mężczyzna
przeczesał dłonią włosy i odezwał się:
— Na
zapleczu mam suszarkę. Może się przyda.
— Przyda
się. Dzięki.
Siedemnastolatka
próbowała wodą z mydłem uwolnić się od lepkiego soku.
Zastanawiała się przy tym, czy James widział tutaj swoją siostrę.
Ale chyba musiał, skoro tak głośno wrzeszczał przy wejściu.
Ann
była pewnie z tym całym Paulem. Ciekawe czy wróciła do domu, czy
też czeka na mnie.
Brunetka
wytarła ręce papierowym ręcznikiem i popatrzyła w lustro. Od
czasu zobaczenia Alice w windzie, czuła obecność dziewczyny gdzieś
w głębi umysłu. Ecila doskonale zdawała sobie sprawę, że jej
alter ego jest zawsze przy niej, widzi to, co ona i czuje to, co ona,
ale na razie nie bardzo wie jak ma to wszystko kontrolować. I dopóki
Alice tego nie wie, to Ecila może swobodnie działać.
Nastolatka
wyszła z toalety i skierowała się na zaplecze. Nikt jej nie
zatrzymał, gdy otwierała drzwi z napisem „Dla personelu”. Tylko
Silva przyglądała się dziewczynie, mrużąc oczy.
James,
słysząc tupot obcasów, podniósł wzrok znad leżących na biurku
dokumentów i wyjął z szuflady suszarkę.
— Masz
w biurku jeszcze inne przydatne rzeczy?
— Może
— odpowiedział i podał dziewczynie trzymany przedmiot.
Nastolatka
westchnęła ciężko i poprosiła:
— Nie
gniewaj się na mnie. Za chwilę zniknę i nie wpakuję cię w
kłopoty.
— To
nie twoja wina. Na zbyt wiele pozwalam mojej siostrze. Przyzwyczaiła
się, że może tu przyłazić, więc korzysta.
— To
był mój pomysł, żeby tu przyjść. Przepraszam.
James
patrzył zaskoczony na dziewczynę, ale ta zaczęła rozglądać się
po pomieszczeniu, szukając wolnego kontaktu. Pokój był niewielki z
małym oknem, przy którym stało biurko. Naprzeciwko Ecili
znajdowała się trochę już zużyta kanapa, kredens z elektrycznym
czajnikiem i ekspresem do kawy. Natomiast po jej lewej stronie była
duża szafka do połowy wypełniona skoroszytami, niewielka lodówka
i kolejne drzwi.
— Tu
są dwa kontakty. Jeden niedaleko lodówki, a drugi za biurkiem —
mruknął James.
Nastolatka
wybrała ten bliżej niej i wspięła się na biurko, a następnie
wychyliła. Po omacku znalazła to czego szukała i podłączyła
suszarkę. Jedna ręka dziewczyny powędrowała w stronę jej tyłka,
bo poczuła, że i tak krótka sukienka zrobiła się jeszcze
krótsza. Kiedy tylko się wyprostowała, rzuciła szybkie spojrzenie
na młodego mężczyznę, ale ten akurat odwrócił się w stronę
szafki ze skoroszytami i szybko wyciągnął jeden z nich,
zagłębiając się w lekturze. Brunetka powstrzymała uśmiech i
włączyła sprzęt.
James
przez cały czas suszenia starał się skupić na rozliczeniu z
poprzedniego miesiąca, ale szum mu to skutecznie uniemożliwiał. W
końcu ostrożnie podniósł wzrok i popatrzył na Alice, która była
zajęta plamą na biuście. Nagle, jakby dziewczyna wyczuła, że na
nią spogląda, uśmiechnęła się pod nosem i wyłączyła
suszarkę. Następnie wyciągnęła się na biurku i zaczęła szukać
wtyczki. Młody mężczyzna odwrócił się do niej tyłem,
powtarzając sobie w myślach, że ona jest przecież przyjaciółką
jego młodszej siostry, a do tego nie powinna tu być.
— Skończyłam
— Usłyszał głos Alice i dopiero wtedy odłożył dokumenty na
miejsce.
— Słyszę
— odburknął, decydując się na nią spojrzeć.
I to
był kolejny błąd. Brunetka siedziała dalej na biurku, a jej
długie nogi dyndały swobodnie w powietrzu. A jakby tego było mało
uśmiechała się do niego słodko, jak jeszcze nigdy przedtem. W
rękach trzymała suszarkę, którą chyba chciała mu osobiście
oddać.
— Czemu
tak na mnie patrzysz? — zapytała, a James zastanawiał się jaki
musi mieć teraz wyraz twarzy.
— Zastanawiam
się, co się stało z dawną Alice.
Ecila
poczuła niepokojący uścisk w żołądku, ale jej usta dalej się
uśmiechały, chociaż przez ułamek sekundy kąciki zadrżały
podejrzanie.
— Dawną
Alice? — zapytała, starając się z całych sił utrzymać
spokojny, odrobinę zaciekawiony ton głosu.
— Tak
— powiedział, powoli zbliżając się do niej. — Dawna Alice nie
ubierała się tak jak teraz. Dawna Alice była blondynką. Dawna
Alice nie chodziła do klubów i nie piła alkoholu. Dawna Alice...
Nawet twoje oczy wydają się inne. Ciemniejsze, pełne głębi,
tajemniczego blasku. Są... magnetyczne. Kim ty jesteś, dziewczyno?
James
wpatrywał się w jej oczy, nie mogąc się od nich oderwać. Jej
spojrzenie go przyciągało. Nigdy wcześniej coś podobnego mu się
nie zdarzyło. To było jak magiczne zaklęcie.
Ecila
zsunęła się z blatu, ale nie przerywała kontaktu wzrokowego. Nogi
pod nią drżały tak mocno, że musiała oprzeć się o biurko.
Zacisnęła dłonie na suszarce. Nie miała pojęcia co się z nią
dzieje. Wyczuwała obecność Alice i jej emocje. Było ich tak
wiele.
Chłopak
zatrzymał się nagle. W jego brzuch wbijał się przedmiot, który
siedemnastolatka trzymała przed sobą.
Dziewczyna
podniosła jedną rękę i dotknęła nią policzka bruneta. Czuła
pod palcami szorstkość zarostu i ciepło skóry. Zwilżyła wargi.
Chciała go pocałować. To pragnienie było tak silne, że musiało
być zarówno jej jak i Alice.
I
właśnie wtedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i tupot
obcasów. Czar prysł. Oboje zamrugali szybko, a James cofną się.
— Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam — odezwała się poirytowanym
głosem Silva. — Radziłabym tej małej znikać stąd. Kontrola
właśnie przyszła.
Chłopak
spojrzał na nastolatkę, ale zanim zdążył się odezwać, ta
wcisnęła mu suszarkę i zapytała Silvię:
— Gdzie
jest tylne wyjście?
Jak
się szybko okazało Annabella nie pojechała do domu, ale czekała
na Alice. Dziewczyna zatrąbiła na siedemnastolatkę, kiedy tylko ją
zobaczyła.
— Wsiadaj.
Odwiozę cię do domu.
— Dziś
nocuję u mojego ojca — mruknęła, siłując się z pasami.
Po
drodze niewiele rozmawiały. Wydawało się, że każda z
nich jest zajęta myśleniem o jakiejś sprawie, którą nie należy
do końca się podzielić z przyjaciółką. A może Ecili tylko się
tak wydawało, bo ona akurat miała kilka swoich tajemnic. W każdym
razie wciąż nie mogła dojść do siebie po tym co stało się na
zapleczu.
Dlaczego
tak dziwnie zareagowałam na Jamesa? Co czuje do niego Alice? Coś
musi, bo i ja wyraźnie coś czułam. Tyle różnych emocji. To jest
coś dziwnego. Powinnam skupić się na Matthew. To on jest celem.
— Dzięki
za podwózkę — powiedziała Ecila, wysiadając z samochodu.
— Nie
ma sprawy. Następnym razem pójdziemy gdzieś indziej, ale najpierw
muszę załatwić ci fałszywe ID.
— Możesz
to zrobić?
— Jasne.
Sama takie mam. Znam takiego jednego kolesia. Będzie cię to trochę
kosztować, ale dokument jest świetny. Naprawdę praktycznie nie
różni się od prawdziwego. Nikt się nie zorientuje.
— W
porządku. Kasa to nie problem. Skontaktuj się z nim, a w
poniedziałek dam ci pieniądze i zdjęcie.
— W
porządku. To do poniedziałku.
— Tak.
Cześć.
Kiedy
tylko Ecila przekroczyła próg mieszkania, zauważyła, że światło
w salonie jest zapalone. Dziewczyna zdjęła szpilki i na palcach
przeszła korytarzem w stronę swojego pokoju. Dotarła do niego bez
problemów, a po zamknięciu ostrożnie drzwi, oparła się o nie i
przymknęła powieki.
— Nie
mówiłaś, że planujesz wyjść z domu.
Nastolatka
natychmiast otworzyła oczy, a gdy to zrobiła, lampka na nocnym
stoliku się zapaliła i ujrzała ojca siedzącego na jej łóżku.
— Hej,
tato. Myślałam, że wrócisz później. — Ecila usłyszała w
swoim głosie zdenerwowanie i całkowite zaskoczenie.
Niedobrze
— pomyślała.
— Wróciłem
dziesięć minut temu, a ciebie nie było.
— Byłam
z Ann.
— Nie
wątpię. Pewnie byłyście w jakimś klubie — powiedział Thomas,
wstając i poprawiając pościel. — Załatwiłaś sobie fałszywe
ID?
— Nie
— odparła spokojnie Ecila, odkładając torebkę do szafy.
Zastanawiała
się jak bardzo jej tata jest zły.
— Nie
byłaś w klubie czy nie masz fałszywego ID? — dociekał.
Siedemnastolatka
oparła się o szafę i przybrała skruszoną minę.
— Chciałam
się tylko trochę zabawić. Jest weekend, a ciebie nie ma. Nudziłam
się.
Thomas
stał z założonymi rękami i surowym wyrazem twarzy, ale zaraz się
roześmiał.
— Oj,
Alice, Alice. Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Sam niedawno byłem
młody i dobrze cię rozumiem, ale na przyszłość mów mi prawdę.
Jeśli wolałaś iść do klubu niż siedzieć w domu, to było mi to
powiedzieć. Tylko ostrzegam, lepiej nie daj się złapać policji.
Jane urwałaby mi wtedy głowę.
Dziewczynie
ulżyło i sama też się uśmiechnęła. Jednak ma dużo szczęścia.
— Nie
ma sprawy, tato. Nie dam się złapać i nie będę cię okłamywać.
— Mam
taką nadzieję — mruknął i podszedł przytulić córkę.
— Jesteś
naprawdę kochany.
— Staram
się. I wiesz co? Jutrzejszy dzień będzie cały dla nas.