"Większość ludzi ma jakiś kącik w duszy,
do którego innym wzbrania dostępu."
Sherlock Holmes
Annabella czekała na przystanku. Oprócz
niej na ławce siedziała kobieta z dzieckiem. Mała dziewczynka
wciąż marudziła, ale matka coś jej cierpliwie tłumaczyła.
Brunetka wyciągnęła z torebki słuchawki i komórkę. Oparła się
wygodnie i przymknęła powieki, a ze słuchawek zaczęła płynąć
spokojna melodia. Nagle poczuła, że ktoś usiadł obok niej, a po
chwili wyciągnął z jej ucha jedną słuchawkę. Dziewczyna
natychmiast otworzyła oczy i zobaczyła wysokiego chłopaka. Miał
na głowie burzę kręconych, brązowych włosów. Jego twarz była
trójkątna z zarysowanymi kośćmi policzkowymi i wystającą brodą,
a do tego posiadał niebieskie oczy oraz długi, prosty nos.
— Ben, co ty tu robisz? — zapytała
Ann, nie siląc się na uprzejmy ton.
— Chciałem z tobą pogadać —
podparł, poprawiając szarą bluzę z kapturem.
Brunetka schowała swoje rzeczy do
torebki, a następnie podniosła wzrok na byłego chłopaka.
— Czy do ciebie nie dotarło, że ja
nie chcę mieć z tobą nic wspólnego?
— Potrzebuję twojej pomocy —
powiedział i położył dłoń na jej ręce.
Annabella szarpnęła się i odsunęła
kawałek.
— Jak możesz do mnie przychodzić po
tym wszystkim co się stało? — warknęła.
— A co się takiego stało?
Rozstaliśmy się i...
— Właśnie! Wszystko się skończyło.
Chcę o tobie zapomnieć.
— Mam kłopoty — odezwał się,
pochylając w stronę dziewczyny.
— A kto nie ma kłopotów?! Ja też je
mam i nie potrzebuję więcej. Swoje już zrobiłeś — zezłościła
się Ann i wstała z ławki.
Benjamin też wstał. Szarpnął za
ramię osiemnastolatki, by ta odwróciła się w jego stronę. Nie
wyglądał najlepiej. Był blady i zdenerwowany.
— Zabiją mnie.
Kobieta z dzieckiem spojrzała w ich
stronę.
— No i co się gapisz?! — krzyknął
Ben w jej kierunku.
— Przestań — Ann uderzyła go lekko
w pierś, a następnie popatrzyła na kobietę, ale ta już dalej
zajmowała się uspokajaniem córki. — Nie mogę ci pomóc nawet
jeśli bym chciała, a nie chcę.
— Możesz. Masz znajomości. Mogłabyś
rozprowadzić trochę towaru. W końcu chodzisz do tej prywatnej
szkoły. Tam pewnie dziewczyny mają dużo kasy i zapłacą za
odrobinę rozrywki.
Ann była w szoku. Benjamin chciał ją
wykorzystać do sprzedaży narkotyków. Naprawdę myślał, że ona
się zgodzi?
— Oszalałeś — wyszeptała, kręcąc
głową z niedowierzaniem.
— Nie odmawiaj mi tak szybko. Podzielę
się dochodami.
Brunetka patrzyła na niego i
zastanawiała się jakim cudem go kiedyś kochała. Musiała być
idiotką, ale już nie jest. Zauważyła nadjeżdżający autobus.
Nie jechał co prawda w kierunku szkoły St. Marii, jednak teraz było
jej wszystko jedno. Musiała się od niego uwolnić.
— Twój czas się skończył. Mój
autobus jedzie.
Chłopak ledwo zerknął na
podjeżdżający pojazd. Wciąż był skupiony na przekonaniu
Annebellii.
— Spotkaj się jutro ze mną o
siedemnastej. Będziesz wiedziała gdzie. Daj mi szansę. Jeśli nie
przyjdziesz ja przyjdę do ciebie.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała.
Odeszła szybkim krokiem i wsiadła do autobusu. Przez szybę
widziała Bena ciągle stojącego na przystanku. Patrzył na nią
uparcie.
***
Ruby razem z Alice wspinała się po
schodach na trzecie piętro. Niedługo miały rozpocząć się lekcje
i teraz każdy spieszył się do swoich klas. Na klatce było duszno,
a dookoła panował istny harmider. Szatynka poczuła jak ktoś ją
szarpie z tyłu i mówi, by się pospieszyła.
— Muszę ci opowiedzieć, co się
wczoraj stało — powiedziała Alice, odpychając na bok jakąś
niską blondynkę.
Ruby zerknęła na swoją przyjaciółkę
i stwierdziła, że humor niezwykle jej dopisuje.
— Ale to później. Poczekam na Ann.
Ciekawe czy dzisiaj będzie. Wczoraj jak cię nie było to Ann się
spóźniła i...
Do pokonania zostało tylko pięć
schodków, ale szatynka poczuła nagły ból w boku i zaczęło
brakować jej powietrza. Złapała się mocniej poręczy.
— Ruby, co się dzieje? — usłyszała
głos przyjaciółki, ale wydawał jej się czymś przytłumiony,
jakby w uszach miała pełno wody.
Ręce dziewczyny zrobiły się lepkie, a
na czole i plecach czuła spływające krople potu. Spojrzała
nieprzytomnie na Alice.
— Słabo mi — wyszeptała.
Brunetka chwyciła w pasie przyjaciółkę
i pomogła wejść jej na trzecie piętro. Kilka osób patrzyło na
nie z zainteresowaniem, ale żadna z dziewcząt nie przejęła się
tym zbytnio. Obie po chwili znalazły się w prawie pustej łazience.
Ruby oparła się o parapet, a Alice
otworzyła okno. Dziewczyna czekała aż poczuje się lepiej.
Wiedziała, że Al patrzy się na nią z niepokojem, jednak bała się
odwzajemnić spojrzenie.
— I jak?
Szatynka powoli usiadła na zimną
podłogę i z zamkniętymi oczami odpowiedziała:
— Zaraz mi przejdzie.
Ecila zajęła miejsce obok nastolatki i
milczała. Zastanawiała się, co dolega Ruby. Ostatnio nie wyglądała
najlepiej. Chodziła blada, zmęczona z podkrążonymi oczami jakby w
nocy nie mogła spać. I chyba nawet schudła.
— Myślę, że przesadzasz z dietą.
Ruby uniosła głowę i nareszcie
spojrzała na przyjaciółkę.
— To ty przesadzasz. Nic mi nie jest.
Mam po prostu gorszy dzień.
Ecila uniosła brwi do góry. Widziała,
że szatynka kłamie.
— Nie możesz się tak katować. W
końcu się rozchorujesz.
Dziewczyna pokręciła głową, a
następnie ukryła ją w dłoniach. Brunetka nie miała pojęcia co
robić. W tej chwili pomyślała, że przydałaby się tu Alice. To
ona mogłaby pocieszyć płaczącą koleżankę.
Przytul ją — usłyszała. —
Przytul ją i powiedz, że wszystko będzie dobrze.
Ecila odchrząknęła i pochyliła się
w stronę Ruby. Nastolatka na początku nie zareagowała, ale później
pozwoliła się przytulić.
— Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Potrzebujesz odpoczynku — mówiła brunetka, poklepując
przyjaciółkę po plecach. — Wszystko w porządku. Nie płacz.
— Ale... ale... nic nie jest... w
porządku.
Dziewczyny usłyszały dźwięk dzwonka
na lekcje i obie się wyprostowały. Ruby otarła twarz i niezdarnie
wstała. Natomiast Ecila poprawiła lekko wygniecioną koszulę. W
tej chwili była wdzięczna, że szatynka się nie maluje, bo w
przeciwnym razie jej biała bluzka umazana byłaby kosmetykami.
— Musimy iść na lekcje, zanim Swamp
dotrze do klasy — mruknęła Ruby, z niechęcią zerkając na
lustro i przygładzając przy tym włosy.
Lekcja biologii nie była zbyt
wyczerpująca. Pani Swamp postanowiła nie zadręczać uczennic w
ostatnich godzinach swojego przedmiotu w tym roku szkolnym i puściła
im film przyrodniczy o zwierzętach żyjących w dżungli.
Nauczycielka była w tak dobrym nastroju, że nie zwróciła nawet
większej uwagi na spóźnioną Annabellę. Dziewczyna wparowała do
klasy po jakichś dwudziestu minutach od dzwonka i jak najciszej
zajęła swoje miejsce. Ecila spojrzała na nią i zobaczyła, że
Ann uśmiecha się uspokajająco.
— Co się stało? — zapytała Ruby,
kiedy tylko wyszły na korytarz po lekcji.
— Nic takiego — odpowiedziała
Annabella, wzruszając ramionami.
— Nieprawda. Musiało się coś stać.
Ostatnio zachowujesz się dziwnie. Jesteś zdenerwowana, spóźniasz
się na lekcje i źle się czujesz — upierała się szatynka.
— Ty też zachowujesz się dziwnie i
ja jakoś nie robię z tego afery.
— Ja zachowuje się dziwnie?
— A nie, Ruby? Jesteś blada, wciąż
ci słabo, schudłaś, masz wory pod oczami. To wszystko wina tej
diety i chorych ćwiczeń. Twój ojciec jest rąbnięty, że cię do
tego zmusza. Uważaj, bo się nabawisz jeszcze jakiejś choroby. A
właściwie to moim zdaniem wyglądasz jakbyś miała anemię. Może
powinnaś się przebadać i...
— Odczep się ode mnie, dobra? I
przestań obrażać mojego tatę. On chce dla mnie jak najlepiej. To
nie jego wina.
Ecila podeszła do kłócących się
przyjaciółek, ściskając w ręku plastikowy kubek z kawą. Przez
chwilę przysłuchiwanie się tej sprzeczce było nawet ciekawe, ale
na dłuższą metę do niczego nie prowadziło.
— Dajcie spokój — powiedziała,
upijając łyk ciemnego płynu.
Obie dziewczyny odwróciły się w jej
stronę. Ruby była dziwnie zarumieniona z emocji, a Ann nagle
zbladła.
— Co jest? — zapytała Ecila, kiedy
zauważyła, że Ann zmarszczyła brwi, a później zasłoniła usta
dłonią.
— Ja... Przepraszam.
Ruby wyglądała na równie zaskoczoną
jak brunetka, gdy Annabella nagle zerwała się i popędziła do
łazienki. Dziewczyny podążyły za nią.
W toalecie było kilka uczennic
okupujących lustro. Ecila zerknęła na stojącą obok niej
przyjaciółkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami i wskazała na
jedną z kabin.
— Ann?
— Idźcie sobie. Nic mi nie jest.
— Źle się czujesz? — zapytała
Ruby, której wydawało się, że słyszała odgłosy wymiotowania.
Przez chwilę Annabella się nie
odzywała, a później przyjaciółki usłyszały szum wody.
Dziewczyna wyszła z kabiny i udała się do umywalki, odpychając
przy tym jakąś niską brunetkę. Wypłukała usta i przeczesała
włosy wilgotną dłonią, nie przejmując się tym, że kilka
uczennic przygląda jej się z zainteresowaniem.
— Ann? — odezwała się Ruby.
— Wszystko w porządku.
— Może powinnaś pójść do
pielęgniarki albo się zwolnić i pojechać do domu. Przecież
widzę, że źle się czujesz. To mi wygląda na grypę żołądkową.
— Wszystko w porządku — powtórzyła
Annabella, ale widząc, że szatyna nie jest przekonana, dodała —
Naprawdę nic mi nie jest. Już czuję się lepiej.
Rozbrzmiał dźwięk dzwonka,
obwieszczającego lekcję. Dziewczyny zaczęły opuszczać łazienkę
i wkrótce w pomieszczeniu zostały tylko Ann, Ruby i Ecila.
— Powinniśmy iść na lekcję. Mamy
historię, a ja wolę nie zadzierać z Sharp. — powiedziała
niepewnie szatynka. — Naprawdę nic ci...
— Idź do klas, Ruby — powiedziała
nagle Ecila. — A ja pójdę z Ann do pielęgniarki.
— Już mówiłam, że nic mi nie jest
— mruknęła niezadowolona Annabella.
— Idź, Ruby i powiedz, że jesteśmy
u pielęgniarki.
— W porządku — odparła i z lekkim
wahaniem wyszła z łazienki.
— Nie pójdę do pielęgniarki —
upierała się Ann, zakładając ręce na piersi.
— Okey, ale powiedz mi co się dzieje.
Czemu się dziś spóźniłaś?
Cisza.
— Wydawało mi się, że jestem twoją
przyjaciółką.
— Jesteś — westchnęła Annabella.
— Więc?
— Widziałam się z Benem. Przyszedł
do mnie, kiedy czekałam na autobus i chciał, żebym mu pomogła.
— W czym? — zapytała Ecila, ale
podejrzewała, o co może chodzić.
Ann rozplotła ręce i oparła się o
chłodną umywalkę.
— Ma jakieś problemy z kasą. Chce,
żebym pomogła mu w handlu narkotykami. Nie zgodziłam się, ale on
nalega. Chce się ze mną jutro spotkać.
— Jak to? — zapytała głupio
siedemnastolatka.
— No normalnie. Powiedział, że chce
się ze mną jutro spotkać o siedemnastej i że będę wiedziała
gdzie, a jak nie przyjdę to on przyjdzie do mnie.
— Co to za miejsce?
— Chodzi o opuszczona fabrykę nad
rzeką.
— Chyba nie chcę wiedzieć, dlaczego
to wasze miejsce — mruknęła Ecila, krzywo się uśmiechając.
— Nie wiem o czym myślisz, ale to na
pewno nie dlatego — odparła Ann.
— No dobra — zaczęła
siedemnastolatka, siadając na parapecie. — Zamierzasz się z nim
spotkać?
— Nie. Nie chcę i nie mogę. Już
obiecałam, że pomogę bratu. James chyba chce przeprowadzić mały
remont swojego mieszkania i jedziemy do sklepu po farby. Tylko boję
się, że Ben nie odpuści.
— A ja myślę, że da sobie w końcu
spokój. Dotrze do niego, że nie chcesz mu pomóc — powiedziała
Ecila, ale tak naprawdę miała już własne plany dotyczące
Benjamina.
— Może masz rację.
Annabella wcale nie wyglądała na
przekonaną, ale chyba wolała już nie rozmawiać o swoim byłym.
— Wracajmy na lekcje.
— A mnie się wydaje, że Ben nie jest
twoim jedynym problemem.
— Nie wiem o czym mówisz — rzekła
Ann, ostrożnie pochylając się, by podnieść swoją torbę.
— Od jakiegoś czasu jesteś dziwna i
źle się czujesz.
— Nie zaczynaj. Już się tego
nasłuchałam od Ruby — zdenerwowała się osiemnastolatka i zaraz
zasłoniła sobie usta dłonią.
— Znowu ci niedobrze?
Pokręciła głową z zamkniętymi
oczami.
— To po prostu... musiałam... Och,
daj mi spokój, Alice!
Ecila zmrużyła oczy i przez chwilę w
milczeniu przypatrywała się przyjaciółce, a później roześmiała
się.
— Mam nadzieję, że nie jesteś w
ciąży. Jestem za młoda na ciocię.
Annabella zbladła, a jej oczy stały
się większe.
— Daj spokój. Tylko żartowałam.
Nagle zapadła nieprzyjemna, pełna
napięcia cisza. Ann trzymała dłoń na brzuchu, a siedemnastolatka
przyglądała jej się z otwartymi ustami. Żadna z nich nie
wiedziała co powiedzieć. Ecila czuła się podwójnie zaskoczona,
wyczuwając szok Alice.
— Anna — wyszeptała, posługując
się zdrobnieniem jakiego kiedyś używała blondynka w stosunku do
swojej przyjaciółki. — Powiedz coś.
— Co?
— Czy ty... jesteś w ciąży? To
dlatego tak się ostatnio zachowywałaś? No i te mdłości.
— Nie bądź śmieszna — odezwała
się Ann, a jej głos się załamał.
— O mój... Ty naprawdę jesteś w
ciąży.
Nagle ciemne oczy Annabelli zaszkliły
się, a z jej ust wydobył się cichy jęk.
— Byłam u ginekologa. To prawie ósmy
tydzień. Ja nie wiem jak to się mogło stać.
Ann przykucnęła, opierając się tyłem
głowy o umywalkę. Ukryła twarz w dłoniach i ku przerażeniu Ecili
zaczęła płakać.
Do diabła — pomyślała
siedemnastolatka. — I co ja mam teraz robić?
Współczucie i dobre rady nie leżały
w naturze Ecili. A z tego co wiedziała, to Annabella naprawdę
rzadko pozwalała sobie na łzy. Zazwyczaj chodziła uśmiechnięta,
w dobrym nastroju, otoczona znajomymi. Rozklejanie się na zimnej
podłodze w szkolnej łazience nie było do niej podobne.
— Spokojnie, Anna. Tylko spokojnie.
Dziewczyna podniosła głowę i
spojrzała zaczerwienionymi oczami na przyjaciółkę.
— I co ja mam teraz robić?
O ironio. O to samo przed chwilą w
myślach pytała się Ecila.
— Spokojnie. Chwila. Musimy ustalić
kilka faktów. Po pierwsze, kto wie o ciąży? Po drugie, kto jest
ojcem? Domyślam się, że Felix. A po trzecie...
— Nie. Nie! Nie, Felix. My nigdy
nie... No i nikt oprócz ciebie nie wie. Bałam się mówić
rodzicom.
— No dobrze, dobrze. Skoro nie Felix,
to kto? Ben?
— Ja nie wiem. Naprawdę nie wiem —
mamrotała Ann, wyglądając coraz bardziej na obłąkaną.
— Musisz wiedzieć.
— Zrobiłam to tylko dwa razy i to z
Benem, ale to było wcześniej. Było tak beznadziejnie, że... no a
później się rozstaliśmy. Tylko, że tego wieczora coś się
wydarzyło. Ja nie wszystko pamiętam.
— Czekaj, czekaj — zawołała Ecila,
klękając tuż przy przyjaciółce. — Powiedz mi wszystko po
kolei. O jaki wieczór chodzi?
— O wieczór mojego rozstania z Benem.
Nie do końca nam się układało. Zresztą same wiecie. Ben chciał
się spotkać i pogadać. Zaprosił mnie do siebie, ale ja wolałam
rozmawiać w miejscu publicznym. Spotkaliśmy się w klubie.
— No wiem, mówiłaś nam.
— Ale tylko częściowo — zaczęła
Annabella, a później szybko zaczęła wszystko opowiadać. —
Rozmawialiśmy, piliśmy. Ben przekonywał, że mnie kocha i że
handluje tylko czasem. Chciałam, żeby przestał, ale on mi mówił,
że nie może po prostu odejść z interesu. Pamiętam, że poszedł
do baru po piwo, a do mnie przysiadł się Felix. Nie znaliśmy się
wtedy zbyt dobrze. Rozmawialiśmy, dopóki nie wrócił Ben. Był
zazdrosny. Kazał Felixowi spadać, bo niby jestem jego dziewczyną.
Kłóciliśmy się znowu. Ben bywa strasznie zazdrosny. No i wtedy
powiedziałam mu, że mam dosyć. Zerwałam z nim. Poszłam sobie.
Piłam przy barze. On jeszcze przylazł i coś gadał, ale nie
pamiętam co. No i później już było coraz gorzej. Niby piłam,
ale niemożliwe, że aż tak się schlałam. Wiem, że było mi
niedobrze. Wszystko było rozmazane. Poszłam do łazienki. No, nie
wiem... Pamiętam głos Bena i jego słowa. Mówił coś w stylu:
jesteś moją dziewczyną, nie myśl, że tak cię zostawię.
Przypominam sobie jeszcze jego czerwoną twarz. Nie wiem, czy to był
sen czy co. Nie wiem, czy aż tak się upiłam, a może ktoś mi coś
wrzucił. Nie mam pojęcia. Wiem, że znalazł mnie chłopak z
obsługi. Leżałam w jednej z kabin w łazience w jakiejś dziwnej
pozycji. Wszystko mnie bolało, było mi niedobrze. Czułam się
strasznie. Zadzwoniłam po Jamesa, a on zabrał mnie do siebie. Całą
noc mnie pilnował, a rano strasznie na mnie nawrzeszczał.
Ecila w ciszy słuchała opowieści
przyjaciółki. Czuła wewnętrzne zaskoczenie i oburzenie Alice, że
Ann tyle do tej pory przemilczała. Kiedy tylko dziewczyna skończyła
mówić znów ukryła twarz w dłoniach, ale tym razem nie płakała.
— Jest mi tak strasznie wstyd —
mruknęła.
— Myślisz, że to się wtedy stało?
Wtedy zaszłaś w ciążę?
— Nie wiem, nie wiem, nic nie wiem.
Annabella podniosła głowę. Wyglądała
jakby była na skraju szaleństwa.
— Boję się, Alice. Już nie wiem, co
gorsze. Czy to, że upiłam się tak, że zrobiłam to w jakiejś
zapyziałej łazience w klubie z jakimś obcym chłopakiem, czy może
to, że jednak ojcem dziecka jest Ben.
— A może naprawdę ktoś ci coś
dosypał? Jeśli to był gwałt, to powinnaś iść na policję.
Ann nagle wstała i popatrzyła na
siedemnastolatkę z góry.
— I co mam im powiedzieć? Przecież
ja nic nie wiem. Nic nie pamiętam. Nie mam żadnych dowodów. Nic.
Boże, taki wstyd.
— To co chcesz zrobić? — zapytała
Ecila, także wstając.
— Nie wiem. Niedługo wszystko wyjdzie
na jaw. Rodzicie się wkurzą, James też. A co z Felixem? Nasz
związek dopiero się zaczyna. Co będzie jak mnie zostawi?
— To będzie znaczyło, że jest
idiotą.
Annabella uśmiechnęła się lekko, ale
zaraz zmarkotniała.
— Alice, ja mam dopiero osiemnaście
lat. Nie jestem gotowa, by być matką. Nie wyobrażam sobie tego.
Nie poradzę sobie. Nie dam rady.
Ecila położyła dłoń na ramieniu
przyjaciółki.
— Jeśli nie chcesz tego dziecka to...
no wiesz, zawsze możesz oddać je do adopcji albo...
— Albo co?
— Usunąć. Nikt się wtedy nie dowie.
Ann poczuła jak po plecach przebiega ją
dreszcz. Odruchowo położyła dłoń na brzuchu.
— Miałabym zabić własne dziecko? —
zapytała z niedowierzaniem.
— Sama mówiłaś, że nie widzisz się
w roli matki.
— Ale... ale to dziecko... to
człowiek. Ja nie mam prawa. Tak nie można.
Ecila już miała wzruszyć ramionami,
ale w głowie usłyszała oburzony głos Alice:
Co ty wyprawiasz?!
— To twoja decyzja, Ann. Jeśli
wolisz się męczyć przez...
Milcz. Nie powinnaś namawiać jej do
tego.
— Naprawdę uważasz, że to
rozwiąże wszystkie moje problemy?
Nie będzie dziecka, nie będzie
problemów — pomyślała Ecila, ale powiedziała coś innego.
— Uważam, że najważniejsze jest to,
czego ty chcesz. Jeśli masz zamiar babrać się w brudnych
pieluchach to zatrzymaj bach... dziecko, ale jeśli nie to oddaj je
albo usuń.
— Tak się nie robi — wymamrotała
Annabella. — Nie mogłabym...
— No to po kłopocie. Skoro nie możesz
pozbyć się dziecka to nie zostaje ci nic innego jak przyznać się
do ciąży rodzicom, Jamesowi i Felixowi.
— Nie, nie mogę. Oni się załamią.
Ja się załamię.
Ecila westchnęła ciężko. Była coraz
bardziej poirytowana tą dziewczyną.
— To już nie wiem. Rób co chcesz.
— Nie pomożesz mi? — zapytała
zrozpaczona Ann.
— A niby jak? Co ja mogę poradzić na
to, że zaszłaś w ciążę? Przecież za ciebie nie urodzę tego
dzieciaka.
— Przestań! — zdenerwowała się
osiemnastolatka i ruszyła do wyjścia. — Nie powinnam ci o niczym
mówić.
— I tak się niedługo każdy dowie! —
krzyknęła za nią Ecila.
No i co narobiłaś?! — odezwał
się zgryźliwy głos Alice.
Widzę, że twoi Czytelnicy, raczej nie dysponują ostatnio nadmiarem wolnego czasu. Fakt, że nie zaglądałam tutaj przez pewien okres i przyznam szczerze, że nawet usunęłam Cię z obserwowanych i czytanych blogów. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że pojawił nowy rozdział. Akcja zdecydowanie rozwinęła się w dość nieoczekiwanym kierunku... Ann jest w ciąży, a druga z przyjaciółek chyba ma kłopoty zdrowotne. W dodatku Ecila, z której wylazła nieumiejętność okazywania uczuć, No, przyznaję to strzał w dziesiątkę. Ostatnio miałam okres zwątpienia, co twojego opowiadania, podobnie jak do swojego powrotu w kręgi pisarzy. Teraz po na myślę przyznaję, iż warto byłoby doprowadzić losy Alice i jej alter ego do końca. Choćby miało to trwać ze względu na kaprysy weny Uwierz mi, że wiem, co mówię. Rodziłabym Ci zaktualizować zakładkę informacje i zrobić spis treści, czyli po prostu zalinkować wszystko w oddzielnej karcie. Sama to zrobiłam i efekt mnie zaskoczył. Cóż to życzę powodzenia i oczywiście zerknij na moją twórczość.
OdpowiedzUsuńO, jest jakas nadzieja. Widzę, ze alice siedzi w głowie elicii, to dobrze. I muszę orzyznac, ze Elicia całkiem niezłe sobie radziła na poczatku z emocjami, pozniej jedna juz trochę nie wytrzymała.ale z drugiej strony nie da się ukryć, ze Anabelle w jakiś sposob sprowokowała tę sytuacje i nadal w tym tkwi. BeN jest uparty ina tym etapie powinna powiedzieć o nim bratu, rodzicom, komuś, kto cos moze, bo on się od niej nie odczepi. Z pewnością nie odczepi od niej tak łatwo. Tylk gorzej, ze jest w ciazy.... Nie spodziewałam się tego w zupełności... Mam nadzieje, ze w następnym poście nie tylko poprowadzisz dalej fen watek, ale i powrocisz do kwestii alice i drugiego swiata, bo trochę dawno nic o tym nie było xD zaparzam na notkę na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńOczywiście przeczytałam rozdział zaraz po dodaniu, ale zrobiłam to na telefonie i zapomniałam dodać komentarz -.- Brawo, Elif
OdpowiedzUsuńNo, namotałaś, nie powiem. Ann jest w ciąży, za to Ruby wygląda na poważnie chorą... No i biedna Alice, wciąż uwięziona po drugiej stronie lustra - nic nie może zrobić...
Sama nie wiem, jak wybrniesz z tego wszystkiego :) Masz sporo spraw do rozwiązania, ale to w sumie pewnego rodzaju wyzwanie literackie :)
Nie przejmuj się czasem, jaki poświęcasz na napisanie rozdziału, bo to kwestia względna. Miałam taki okres, że pisałam po 15 stron dziennie, a teraz przez miesiąc nie mogę skończyć rozdziału :)
Życzę dużo wytrwałości w pisaniu i serdecznie pozdrawiam :)
PS Gratuluję niewielkiej ilości błędów :) Jest coraz lepiej w tej kwestii :)
Jeżeli kiedykolwiek napisałam coś miłego na temat Amber, to teraz to cofam. Rozumiem, że istnieją kobiety, dla których wygląd zewnętrzny jest najważniejszy i robią wszystko, by prezentować się modnie i młodo (mimo że nie zawsze to wychodzi), ale wszystko ma swoje granice. Bo jak tak można, by nie interesować się własną córką?! Przecież to przechodzi wszelkie granice. Wiadomo, teraz sprawa nie była poważna, ale gdyby zdarzył się jakiś poważniejszy wypadek, to Amber też ratowałaby najpierw siebie, ani sekundy nie poświęcając na to, by pomyśleć o własnej córce? Dla mnie to chore i tak nie powinna zachowywać się żadna matka. Mam nadzieję, że teraz Thomas przejrzy na oczy i zobaczy, z jaką kobietą się spotyka.
OdpowiedzUsuńTak też się spodziewałam, że te wszystkie najmodniejsze stroje, kosmetyczki, fryzjer i inne mogły doprowadzić Amber do długów. Tak się teraz zastanawiam, czy kobieta rzeczywiście kocha Thomasa, czy jedynie zależy mu na jego pieniądzach. Jeżeli to drugie, to mimo wszystko mam nadzieję, że mężczyzna zawczasu przejrzy na oczy, by nie zbankrutował przez kogoś takiego jak Amber.
Sama afera ze zwierzętami nie była jakaś wyszukana, dlatego trochę mnie zdziwiło, że Amber tak zareagowała. Rozumiem przestraszyć się szczurów w garderobie czy skunksa na łóżku (Swoją drogą to w sklepie zoologicznym w ogóle można dostać to zwierze? Takie trochę naciągane mi się to wydaje.), ale by od razu pakować walizki i uciekać. Przez taką reakcję kobieta narobiła sobie jeszcze więcej kłopotów, bo pozwoliła zwierzątkom kilka godzin buszować w jej rzeczach i je niszczyć. Szybka interwencja, nawet zadzwonienie po Thomasa, na pewno ocaliłoby ubrania i założę się, że meble w sypialni też.
Ciekawa jestem, jak po tym wszystkim dalej potoczy się relacja Thomasa i Amber.
Natomiast w tym rozdziale najbardziej zaskoczyło mnie to, że Ecili jednak zależy na przyjaciółkach Alice. W końcówce się wkurzyła, ale wcześniej próbowała każdą z nich pocieszyć, zamiast olać lub zbyć jakimś uszczypliwym komentarzem, co wydaje mi się bardziej w jej stylu.
Problemy Ruby ani trochę mnie nie zdziwiły. Wydawało mi się tylko kwestią czasu aż dziewczyna zacznie słabnąć, gdy wdroży w życie plan treningowy swojego ojca, a do tego nie będzie się dobrze odżywiać. Czy pan Hamster nie rozumie, że to dojrzewająca, nadal rosnąca dziewczyna?! Boję się, że dobrymi chęciami zrobi jej większą krzywdę niż gdyby zostawił jej nawyki żywieniowe w spokoju. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to jakąś poważną chorobą lub jakimś dłuższym pobytem w szpitalu, bo dziewczyna ani trochę na to nie zasługuje. Szkoda, że nie ma w sobie więcej odwagi i zaparcia, by szczerze porozmawiać o wszystkim z ojcem. Ewentualnie zgłosić się po pomoc do psychologa szkolnego czy jakiegoś nauczyciela, który na pewno nie zostawiłby tak tej sprawy i starałby się pomóc dziewczynie.
Natomiast najbardziej zaszokowała mnie wieść, że Ann jest w ciąży. Mimo że dziewczyna aniołkiem nie była i swoje za uszami ma, to bardzo mi jej żal. Macierzyństwo to poważna sprawa, a ciążą w nastoletnim wieku nie tylko zmusza do szybkiego dorośnięcia, ale także na zawsze przekreśla z życiorysu cudowne lata młodości, gdy można się wyszaleć i zabawić z przyjaciółmi. Najgorsze, że nie wie, kim może być ojciec, przez co nie ma co liczyć na jego pomoc czy wsparcie i chwilowo zdana jest tylko na siebie.
UsuńW tym wypadku uważam, że rady, które dała jej Ecila jak najbardziej pasują do alter ego Alice. Mam tylko nadzieję, że Ann wytrwa przy swoich przekonaniach i nawet nie spróbuje usunąć ciąży. Tak się zastanawiam, czy znajdzie w sobie odwagę, by o wszystkim powiedzieć rodzicom, bo wydaje mi się, że nawet jeśli początkowo będą źli na córkę lub rozczarowani jej zachowaniem, to mimo wszystko będą ją wspierać i we wszystkim pomogą. Szczególnie że z ukrywania nic dobrego nie wyjdzie, bo może zaszkodzić sobie lub dziecku, a prawda i tak na jaw wyjdzie.
Zastanawia mnie jeszcze, kim może być ojciec dziecka Ann. I czyżby dziewczyna rzeczywiście dostała wtedy pigułkę gwałtu i dlatego nic nie pamięta? Coś mi mówi, że najszybciej może się o wszystkim dowiedzieć Ecila, szczególnie że ona nie ma zachamować, by wciskać nos w sprawy, które jej nie dotyczą, a co więcej jest zainteresowana towarzystwem, w którym obracała się Annabella (mam nadzieję, że czas przeszły w tej kwestii już pozostanie i dziewczyna definitywnie oleje Bena). Tak w ogóle to sprawa z narkotykami ani trochę mi się nie podoba i mam wrażenie, że wynikną z tego tylko same problemy.
Pozdrawiam serdecznie :)