"Zemsta jest dla ust najsłodszym kęsem,
jaki kiedykolwiek ugotowany został w piekle."
Walter Scott "The Heart of Midlothian"
Jane stała na korytarzu z zapakowaną
walizką i nerwowo szperała w torebce, sprawdzając czy niczego
ważnego nie zapomniała. Ostatnio była trochę rozkojarzona, a
wczorajsza rozmowa z córką dodatkowo wyprowadziła ją z równowagi.
Kobieta wiedziała, że pewnie zachowuje się absurdalnie, ale
nadzwyczaj dobre relacje Alice z Thomasem zaczynały powoli ją
niepokoić i irytować. Czuła, że córka oddala się od niej, a ona
nie może nic na to poradzić. Do tego najbliższe kilka dni Alice
miała spędzić ze swoim ojcem, a kto wie, możliwe że również z
Amber.
— Wszystko w porządku, mamo? —
zapytała brunetka, uważnie przyglądając się rodzicielce, która
kurczowo zaciskała drobne palce na pasku torebki.
— Oczywiście, kochanie —
powiedziała Jane, prostując się i posyłając nastolatce wymuszony
uśmiech.
— Nie musisz się o mnie martwić.
— Każda matka martwi się o swoje
dziecko — odparła kobieta, schylając się po walizkę.
Ecila podeszła do drzwi i otworzyła
je, a później pomogła mamie zabrać się ze wszystkim. Gdy
blondynka siedziała już w samochodzie, siedemnastolatka wyczuła,
że jest czymś bardzo zdenerwowana.
Jane włożyła kluczyk do stacyjki, ale
go nie przekręciła, a zamiast tego otworzyła drzwi. Jej córka
zrobiła zdziwioną minę, na co kobieta powiedziała tylko:
— No co? Jeszcze się nie
pożegnałyśmy.
— Mamo — zaśmiała się dziewczyna.
— Przecież nie ruszasz na wojnę. To tylko kilka dni.
Mimo wszystko obie panie przytuliły się
i ucałowały w policzek.
— Uważaj na siebie, kochanie. Bądź
grzeczna. Wolałabym nie słyszeć o żadnych kłopotach kiedy wrócę.
Będę dzwonić.
— Ja i kłopoty? Przecież to do mnie
niepodobne — powiedziała Ecila z uśmiechem.
Kobieta przyjrzała się córce
sceptycznie, a później znów siedziała w samochodzie. Nastolatka
machała do niej i chyba nawet coś krzyknęła, ale zagłuszył ją
dźwięk odpalanego silnika. Jane chciała odsunąć szybę i
poprosić, by powtórzyła, ale dziewczyna zaczęła się cofać w
stronę domu.
No tak, zaraz powinna iść do szkoły
— pomyślała,
ruszając z podjazdu.
***
Tego
dnia Ecila wprost nie mogła wysiedzieć na lekcjach. Była zbyt
podekscytowana. W głowie wciąż układała kolejne wizje dotyczące
zemsty na Amber. Całe szczęście, że nie miała historii, a na
biologi nauczycielka postanowiła jej trochę odpuścić. Pewnie
gdyby była z nią Ruby, to brunetka musiałaby słuchać ciągłego
napominania ze strony przyjaciółki.
Powinnaś się skupić. Co się z tobą
dzieje? Przecież uwielbiasz biologię, więc dlaczego...
Tyle że jej tu nie było. To na początku
trochę zdziwiło Ecilę, ale kiedy napisała do Ruby, ta odpisała
jej, że się źle czuje. Nic nadzwyczajnego, jeśli wziąć pod
uwagę to, że szatynka poważnie zaczęła myśleć o odchudzaniu,
stosując się w końcu do drakońskiej diety i szaleńczych ćwiczeń.
Ostatnio nawet odstawiła słodycze, które nie raz podjadała.
Zresztą nie tylko Ruby zrezygnowała z lekcji. Annabella także, a
przynajmniej z dwóch pierwszych. A gdy nareszcie się pojawiła,
tłumaczyła Ecili, że strasznie zaspała, co akurat rozśmieszyło
siedemnastolatkę. Ann zawsze miała konflikt ze swoimi budzikami,
niszcząc co jakiś czas, któryś z nich, kiedy dzwonił zbyt
głośno.
—
Alice, czemu co chwilę gapisz się na Victorię? —
zagadnęła ją przyjaciółka na stołówce.
Ecila natychmiast odwróciła wzrok i
spojrzała na Ann. Czemu ciągle przyglądała się Victorii? Sama
dokładnie nie wiedziała, ale wydawało jej się, że i blondynka co
chwilę na nią zerka. Pewnie ze względu na rozpoczęcie dzisiejszej
akcji „Rozbicie związku Romea i Julii”.
Właściwie
to mogłabym dać coś skutecznego, dzięki czemu nasza kochana Julia
zapadnie w sen. Wieczny sen — pomyślała
brunetka, ale zaraz przypominała sobie o pierwotnym planie. —
Ciekawe jak poradzi sobie jako pani Dolittle.
— Alice?
—
Co?
—
Pytałam co jest takiego fascynującego w Victorii.
—
Fascynującego? —
fuknęła Ecila. —
Chyba irytującego. Wygląda jak mieszanka osła z koniem.
—
To dlatego tak się na nią gapisz? —
zapytała Ann, śmiejąc się na porównanie, użyte przez
przyjaciółkę.
—
Może —
powiedziała siedemnastolatka. —
A może po prostu ćwiczę wzrok bazyliszka.
—
To chyba słabo ci idzie, skoro ona się jeszcze rusza.
—
No cóż... Praktyka czyni mistrza.
***
Victoria czekała na Alice w umówionym
miejscu. Z trudem udało jej się pozbyć natrętnych bliźniaczek, a
później zdobyć auto. Miała tylko nadzieję, że te wysiłki się
opłacą, bo jej matka coraz bardziej zaczynała wariować na punkcie
Toma. Wciąż wychodziła do kosmetyczek, fryzjerów i biegała po
sklepach, by mężczyzna padł na jej widok. A jeśli już rozmawiała
z córką, to oczywiście tylko na jeden temat, który brzmiał:
Thomas Hidden. Nawet teraz, gdy Victoria siedziała w samochodzie
przed sklepem zoologicznym, Amber była w jakimś salonie
kosmetycznym.
— Gdzie ty, do cholery, jesteś —
mruczała z niezadowoleniem spoglądając na zegarek w telefonie.
W końcu zobaczyła ciemnowłosą
dziewczynę, wśród morza głów innych przechodniów, która
przechodziła przez pasy szybkim, zdecydowanym krokiem.
Vicki wysiadła z pojazdu, oparła się
o drzwi i czekała aż Alice do niej podejdzie. Siedemnastolatka po
chwili zatrzymała się obok blondynki, a na jej twarzy widać było
nieukrywaną ekscytację. Emocje brunetki musiały być zaraźliwe,
bo za moment i Victoria uśmiechnęła się szeroko, czując w
brzuchu dziwne ożywienie. To było jak nocne wymykanie się na
imprezę, na którą rodzice zabronili iść.
— Jaki jest dokładny plan? —
zapytała Vicki, kładąc nacisk na słowo: dokładny.
— Zaraz się przekonasz —
powiedziała brunetka, kierując się w stronę sklepu zoologicznego.
Po kwadransie dziewczyny wyszły
bogatsze o kilka małych zwierzątek, które ostrożnie zapakowały
do samochodu.
Przez całą drogę powrotną Ecila
nasłuchała się wystarczająco wiele. Jej współpartnerka w
„zbrodni” miała wiele obiekcji, co do planu i tych „paskudnych,
małych potworków”. Jednak mimo wszystko nie chciała się
wycofać, więc siedemnastolatka mogła odetchnąć z ulgą.
Victoria zaparkowała auto jak najbliżej
domu i poszła sprawdzić czy jej mamy na pewno nie ma w środku. W
tym czasie brunetka mogła się rozejrzeć po okolicy.
Była tu pierwszy raz, ale od razu
spostrzegła, że sąsiednie domy nie wyglądają na tanie. Po
drugiej stronie ulicy duże wrażenie robiła nie tylko sama budowla,
ale i posesja. Ecila przytknęła nos do okna samochodu i przyglądała
się zielonym drzewom otaczającym coś na wzór mini pałacu. Nawet
same ogrodzenie było eleganckie, ale i jednocześnie solidne, a
bramę z pewnością można było otworzyć tylko pilotem.
Dziewczyna po chwili wysiadła i
przeszła przez ulicę. Chciała zerknąć z bliska na to cudo
architektury. Przez szczeble w ogrodzeniu widziała mnóstwo barwnej
roślinności, soczyście zielony, zadbany trawnik i drewnianą
altankę. Była tam też fontanna w kształcie słonia z podniesioną
trąbą, z której tryskała woda. Jednak to sam dom robił
największe wrażenie. Dwupiętrowy z dużymi oknami, balkonem
ozdobionym czerwonymi kwiatami oraz tarasem i czterema kolumnami.
Ecila zastanawiała się, kto tam może
mieszkać i gdzie pracować. Obstawiała jakiegoś rekina finansjery,
bogatą gwiazdę albo reżysera.
— Alice — usłyszała. — Co ty
wyprawiasz?
Nastolatka odwróciła się i zobaczyła
zdenerwowaną Victorię.
— Kto tam mieszka? — zapytała,
wskazując posiadłość za sobą.
— A czy to ważne? I tak nie znasz.
Brunetka obejrzała się ostatni raz i
postarała się skupić na swoim planie. Obie dziewczyny wyciągnęły
z samochodu trzy pudełka ze specjalnymi otworami i skierowały się
w stronę domu Vicki.
Budynek był mniej okazały niż ten po
drugiej stronie ulicy, chociaż także wyglądał na luksusowy.
Biały, jednopiętrowy, rozległy z wieloma elementami szkła i
jasnego drewna. Po jednej ze ścian pięła się winorośl. Przed
domem nie znajdowało się zbyt wiele roślin z wyjątkiem klombu
czerwonych róż i wysokiego, rozłożystego drzewa. A i w środku
nie było gorzej niż na zewnątrz. Szerokie korytarze, przestronne
pomieszczenia, jasne ściany, nowoczesny sprzęt i eleganckie meble.
Brunetka dałaby sobie rękę uciąć, że w wystroju maczał palce
dekorator wnętrz.
— Gdzie jest pokój twojej matki?
— Tam na końcu korytarza —
odpowiedziała Victoria, wskazując kierunek dłonią.
Kiedy już trzy pudełka znalazły się
pod odpowiednimi drzwiami Ecila poradziła blondynce:
— Lepiej idź się spakuj, a później
dokładnie zamknij drzwi. Pamiętaj, że masz...
—... przyczaić się w pobliżu,
obserwować czy moja mama nie idzie, a kiedy się wszystko zacznie
udawać przerażoną i zaskoczoną. Wiem, pamiętam.
Siedemnastolatka uśmiechnęła się.
Musiała przyznać, że ta akcja coraz bardziej jej się podobała.
Żałowała, tylko że nie będzie mogła zobaczyć miny Amber. Miała
jednak nadzieję, że Victoria wszystko dokładnie jej opowie.
Gdy blondynka oddaliła się,
zostawiając Ecilę samą nadszedł czas wkroczenia do gniazda żmii
i zostawienie małych podarków. Dziewczyna otworzyła drzwi i
zajrzała do środka.
Pomieszczenie różniło się od reszty
domu. Ściany pokryte były burgundową tapetą ze złotym
szlaczkiem. W kolorze burgunda były także zasłony. Natomiast z
sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Jednak najbardziej w oczy
rzucało się ogromne łóżko z baldachimem. Zarówno pościel jak i
baldachim wykonane były z intensywnie czerwonego materiału z
wytłaczanymi różami.
Ecila rozglądała się za szafą, ale
nie znalazła jej. Zauważyła za to ciemną toaletkę z dużym,
zdobionym lustrem, zastawioną różnymi kosmetykami. Wszystkie one
pochodziły ze znanych i drogich marek. Dziewczyna odstawiła różową
szminkę, której przed chwilą się przyglądała i przeniosła
wzrok na dwoje drzwi. Jedne były uchylone i jak się szybko okazało
za nimi kryła się garderoba.
Nastolatka musiała przyznać, że po
raz pierwszy w życiu, nie licząc sklepów, widzi tyle ubrań w
jednym miejscu. Przez jedną ze ścian ciągnęły się półki
zastawione butami, w większości szpilkami. Druga ściana była
pełna wieszaków z sukienkami, spódnicami, bluzkami, płaszczami i
nie wiadomo czym jeszcze. Natomiast na wprost drzwi znajdowało się
gigantyczne lustro, sięgające od podłogi do sufitu.
Ecila uśmiechnęła się sama do
siebie, zadowolona że znalazła idealne miejsce na pierwszy
„prezent”. Wróciła po jedno z pudełek, stojących przed
drzwiami pokoju. Po chwili zastanowienia stwierdziła, że uroczy,
dość pokaźnych rozmiarów, szary szczur o czarnych oczkach będzie
znakomicie czuł się wśród drogich obcasów Amber. Gdy tylko
zwierzątko wydostało się z pudełka, rozejrzało się i wdrapało
się na jeden z butów, a po chwili ochoczo zabrało się do
gryzienia paska.
Kolega pierwszego szczurka, wciąż
siedzący w pudełku, popiskiwał cicho, kiedy Ecila wniosła go do
łazienki, która jak się okazało była ukryta za drugimi drzwiami.
W pomieszczeniu, tak jak w sypialni, dominowała czerwień. Czerwone
były płytki, ręczniki, dywanik, a nawet mydło przy umywalce.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem Amber nie jest
jakąś wampirzycą. Kto wie, co mogłaby znaleźć w piwnicy.
Trumnę, a może krew w butelkach po winie? W końcu ludzie
plotkowali, że to ona wykończyła starego męża. A jak wiadomo w
każdej bajce jest ziarnko prawdy.
Szczurek znów pisnął, przypominając
o swojej obecności. W takiej sytuacji Ecila postanowiła go umieścić
w dużej i przestronnej wannie, prawdopodobnie mającej funkcje
hydromasażu. Zwierzak nie wyglądał na zbyt szczęśliwego „nowym
domem”, bo zaczął szaleńczo biegać w te i z powrotem.
Jednak nastolatka już wyszła z
łazienki i udała się po kolejne pudełko. Tym razem było ono
większe niż poprzednie, a dziewczyna obchodziła się z nim jeszcze
delikatniej. W środku znajdowała się prawdziwa bomba dla zmysłu
powonienia, która zaraz miała spocząć na krwiścieczerwonej
pościeli. Ecila ostrożnie otworzyła pudełko i czekała. Nic się
nie działo. Mężczyzna ze sklepu zoologicznego uprzedzał, że dał
zwierzęciu lek, który miał je uspokoić. Brunetka była mu
wdzięczna, ale nie mogła czekać w nieskończoność. Miała
nadzieję, że kilka chrząszczy pomoże. Ułożyła z nich szlak
wiodący od pudełka do poduszki i się odsunęła. Po chwili
usłyszała małe chrobotanie i jej oczom ukazał się czarno-biały
ssak, który wędrował od jednego smakołyku do drugiego.
— Dobry skunksik — wyszeptała Ecila
i powoli zabrała pudełko.
To nie był typowy skunks ze sklepu
zoologicznego. Ten posiadał odpowiednie gruczoły, które miały
wygnać z domu Amber. A przynajmniej na taki rozwój wypadków
liczyła siedemnastolatka.
Zostało ostatnie pudełko i dziewczyna
zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, zastanawiając się, co
by tu zrobić z cudownymi gryzoniami jakie miała. W oczy rzuciło
jej się biurko. Na blacie stał laptop, ale to szafka zainteresowała
dziewczynę. Tam mogły zamieszkać jej myszki. Uchyliła drzwiczki i
natychmiast po podłodze rozsypały się dokumenty. Ecila przyjrzała
się kilku kartkom, ale nie znalazłszy nic ciekawego wepchnęła je
z powrotem do szafki. Kiedy już miała otwierać pakunek, zauważyła
wezwanie do zapłaty, opiewające na pokaźną sumę.
No proszę, Amber ma długi —
pomyślała i szybko zaczęła przeszukiwać kolejne dokumenty.
Udało jej się znaleźć jeszcze
ostatni wyciąg z konta bankowego, z którego jasno wynikało, że
nawet tam nie było żadnych środków, ale za to niezły debet. To
świadczyło tylko o jednym: Amber Thorn była bankrutką.
— Tylko skąd ty masz tyle kasy na
ciuchy, kosmetyki i całą resztę — zastanawiała się Ecila.
Nagle do jej uszu dobiegł trzask
zamykanych drzwi. Brunetka natychmiast wetknęła wyciąg z konta i
wezwanie do zapłaty za pasek spodni, a resztę papierów upchnęła
w szafce. Kroki były coraz głośniejsze aż w końcu ucichły, a
drzwi do sypialni się uchyliły.
— Alice? — wyszeptała Victorii,
zaglądając do środka. — Czy już... O kurde, skunks na łóżku?
Wwaliłaś go właśnie tam?
Ecila poprawiła bluzkę, upewniając
się, że kartki są dobrze ukryte, a następnie wzruszyła ramionami
i odparła:
— Tam chyba twoja matka go nie
przegapi.
— Nie ma szans — zaśmiała się
blondynka, a później wskazała na pudełko u stóp
siedemnastolatki. — A co z tym?
Brunetka uśmiechnęła się szeroko i
otworzyła pudełko, z którego wybiegły trzy szare myszy. Victoria
zapiszczała i cofnęła się do drzwi.
— Co ty wyprawiasz?!
— Wypuszczam naszych zakładników.
***
Ecila wpatrywała się w nóż ubrudzony
czerwoną substancją, ale kiedy usłyszała za sobą kroku
natychmiast zanurzyła go w strumieniu ciepłej wody.
— Pomóc ci?
Dziewczyna odwróciła się i
zaprzeczyła ruchem głowy, następnie sięgnęła po słoik z dżemem
truskawkowym. Schowała go do lodówki, a później zaczęła zbierać
talerze.
— Ty robiłeś kolację, to ja
sprzątam.
Thomas oparł się o kant stołu i
uśmiechnął się.
— Podoba mi się taki układ.
— Mnie też — powiedziała
nastolatka, wskazując na mężczyznę widelcem. — Robisz świetne
tosty, tato.
— Tosty i naleśniki to moje popisowe
dania — odparł z powagą.
— Wiem, pamiętam.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do
drzwi. Brunetka przygryzła wargę, by powstrzymać uśmiech i
odwróciła się w stronę zlewu.
— Nikogo się nie spodziewałem. Pójdę
otworzyć — usłyszała jeszcze.
Dziewczyna nastawiła uszu, ale szum
wody skutecznie uniemożliwiał jej podsłuchiwanie. Dopiero kiedy
zakręciła kran dotarł do niej kobiecy głos.
— To było naprawdę straszne. Nawet
sobie nie wyobrażasz, Tomi. No, a w tej sytuacji przecież nie mogę
u siebie nocować.
Amber Thorn przyszła. Zabawę czas
zacząć.
Ecila wyszła z kuchni i zatrzymała się
na korytarzu. Jej aktualny wróg numer jeden stał praktycznie u
progu mieszkania z dużą walizką, opowiadając swoją dramatyczną
historię. Siedemnastolatka podeszła bliżej i odchrząknęła.
Zwróciła tym na siebie uwagę obojga dorosłych.
— O, Alice. Właśnie Amber nas
odwiedziła. W jej mieszkaniu są... co to właściwie było?
— Szkodniki. Mnóstwo szkodników. Ja
nie wiem skąd one się u mnie wzięły. Gdzie to się zalęgło.
Szczury, myszy i... — Wzdrygnęła się, a do dziewczyny dotarł
nieprzyjemny zapach. — Skunks.
— Czuję — mruknęła Ecila i z
uniesionymi brwiami spojrzała na ojca.
— Co za okropne, śmierdzące zwierzę.
I te szczury. Jeden siedział mi w wannie, a drugi buszował w
garderobie. Gryzł moje kochane buty! I myszy. Myszy!
Amber wygląda fatalnie. Włosy miała
rozczochrane, a ubranie wymięte i czymś poplamione. Do tego wciąż
machała rękami i chaotycznie opowiadało co jej się przytrafiło.
W końcu Thomas postanowił zareagować. Objął kobietę ramieniem,
ale zaraz się odsunął.
— Powinnaś się wykąpać, Amber.
Chodź, pokażę ci łazienkę i pokój. Dziś przenocujesz u nas.
To było na rękę Ecili, ale by
zachować pozory musiała zaprotestować.
— Tato — zaczęła z niezadowoleniem
w głosie.
Ojciec spojrzał na córkę błagalnym
wzrokiem. Nie chciał wywoływać sprzeczki, ale nie mógł też tak
po prostu wyrzucić Amber za drzwi.
— Amber u nas dziś zostanie. Nie jest
w najlepszej formie. Idź do siebie, a ja niedługo do ciebie
przyjdę. Porozmawiamy.
— Ale tato...
— Później, aniołku.
— A co z Victorią?! —zawołała za
nimi Ecila.
Thomas zatrzymał się, a w konsekwencji
zrobiła to i Amber. Mężczyzna spojrzał na kobietę i zapytał:
— Właśnie. Gdzie jest twoja córka.
— Córka? Aaa... Victoria? Nie wiem.
— Nie wiesz? — zdziwił się Tom.
— Byłam zajęta pakowaniem i te
szczury, skunks, myszy... Ale chyba mówiła, że zatrzyma się u
mojej siostry.
— A czy pani nie mogłaby — zaczęła
nastolatka, ale spodziewała się, co usłyszy.
— Nie. Nie pójdę do siostry. Moja
noga u niej nie postanie.
Thomas spojrzał z bezradnością na
siedemnastolatkę i westchnął ciężko.
— Chodź do łazienki — powiedział,
chwytając za walizkę. — A później zadzwonisz do córki i
dowiesz się czy jest bezpieczna.
Ecila popatrzyła jak odchodzą,
pozostawiając tylko obrzydliwy smród skunksa. Ona też miała
zamiar zadzwonić do Victorii. Liczyła na całkiem niezłą relację
z ich działania. A jej nos mówił, że się nie zawiedzie.
Wiem, że od dłuższego czasu nic tu się nie pojawiało, ale nie mam zbyt wiele czasu i chęci na pisanie. Mam nadzieję, że jednak uda mi się dokończyć to opowiadanie. Kiedy pojawi się następny rozdział? Szczerze, nie mam pojęcia. Będę go powoli, powoli pisała :)
Wiem, że od dłuższego czasu nic tu się nie pojawiało, ale nie mam zbyt wiele czasu i chęci na pisanie. Mam nadzieję, że jednak uda mi się dokończyć to opowiadanie. Kiedy pojawi się następny rozdział? Szczerze, nie mam pojęcia. Będę go powoli, powoli pisała :)